poniedziałek, 25 kwietnia 2016

12. "Wiersz chikamatsu i wielki plan zagłady Xiaolin"



Po wybiciu godziny dwudziestej przeraziłam się nie na żarty. Cały dzień spędziłam z przyjaciółmi i wszystko wskazywało na to, że impreza tak szybko się nie skończy. Chłopacy chcieli szaleć do północy i wznieść za mnie wtedy kolejny toast. Próbowałam wybić im to z głowy, ale ciężko było, bowiem szybko zaczynali nabierać podejrzeć. Byli jak Wielki Mur chiński, którego nie da się obejść.  Wiedziałam, że Chase ciągle na mnie czeka, i że teraz jest ostatnia pora na to, żeby go odwiedzić nim pójdzie spać, przy okazji zły na mnie za to, że o nim „zapomniałam”. Wymyśliłam więc wymówkę, powiedziałam że okropnie boli mnie brzuch i muszę chwilę się położyć z miską przy macie. Dodałam, że jeśli w ciągu godziny nie wrócę, to znaczy że choroba rozłożyła mnie, a ja, by z nią walczyć, wybrałam jedyną możliwą obronne, czyli ucieczkę w do krainy latających po kosmosie smoków. Nie mogli mnie zatrzymać zaś musieli uszanować mą decyzje. To były w końcu moje urodziny. Na moją prośbę bawili się dalej, wszyscy oprócz Keiko, która nie kupiła mojej bajki. Powiedziała, że chętnie dotrzyma mi w pokoju towarzystwa, przytrzyma za rękę i doda otuchy. Spróbowałam zasłonić się tym, że kiedy będę zwracać potrawki z teksasu przyrządzone na grillu przez Claya, nie chcę, aby ona była przy mnie i to widziała. W końcu odpuściła do pewnego stopnia; przyrzekła, że jeśli nie wrócę, po godzinie przyjdzie do mnie i sprawdzi, jak się czuję. Nie miałam co jej błagać o zmianę zdania – wiedziałam, że nawet trzęsienie ziemi nie ugnie woli mej przyjaciółki. Ona po prostu chciała i musiała się przekonać, że jej podejrzenie, iż chce się znów wymknąć do ukochanego, jest słuszne. Jej upartość i zawziętość dorównywały lisowi wpadającemu do kurnika.
Pazury Tygrysa cały czas swobodnie trzymałam w pokoju, gdyż na szczęście nikomu nie były nigdy potrzebne. Kiedy weszłam do środka, zapaliłam świeczki na szafce przy użyciu swojej mocy, ale po sekundzie z powrotem same zgasły. Myślałam, że mi się przewidziało i moje oczy wciąż nęka dym po grillu, więc spróbowałam drugi raz i stało się to samo. Nagle drzwi za mną same się zasunęły szelestem dmuchanych prze wiatr liści metasekwoji, a ja nie miałam już wątpliwości co do tego, że ktoś mimo swej przysięgi i ciężkiego charakteru, postanowił mnie odwiedzić. Poczułam, że ze wzruszenia nogi się pode mną uginają, niczym po ciężkim treningu z Mistrzem Guanem. Chase nie dał mi upaść, łapiąc mnie w objęcia i stawiając pod ścianą. Pocałował mnie stęskniony, mocno do mnie przypierając. Prawie mnie pożerał, jakbym była jego ulubionym tanghulu. Zachciało mi się płakać.
- Przyszedłeś – wyjąkałam w przerwach między pocałunkami. – Chociaż mówiłeś, że twoja stopa nigdy tu nie stanie… Przyszedłeś…
- Masz dziś urodziny, a ja uwielbiam przyjęcia urodzinowe.
- Ty? – zaśmiałam się, szarpiąc go za czarną tunikę, którą pragnęłam z niego zerwać. – Przecież jesteś nieśmiertelny.
- Właśnie dlatego.
- Więc wyjątkowo przyszedłeś… ale dla mnie?
Nim odpowiedział na me pytanie, które skończyło się długim złączeniem naszych ust, powoli wsunął mi dłoń do spodni, by oczywiście sprawdzić, czy nie ma powodów do awantury. W końcu jego śledzący mnie kruk szybko się uwinął i nie miał możliwości sprawdzenia, czy nie zapuszczam się do jakiś pokoi z Guanem, czy z kimkolwiek innym.
- Dla ciebie – odpowiedział, z zadowoleniem wyjmując suchą rękę. To był minus, za który chciałam się obrazić, ten jego kolejny objaw braku zaufania, ale nie pozwolił mi, czyniąc mi po chwili niespodziankę. - Co mówił Sou Ji Gan? – Zaczął ściągać mi spodnie, a po nich majtki, zostawił mnie tylko w bluzce. Niespodziewanie wziął mnie na ręce i pilnując, bym plecami nadal dotykała ściany, usadowił mnie sobie na barkach. Moje nogi zawisły w dół, zadrżałam, domyślając się, co planuje zrobić. Zapiszczałam podekscytowana niczym bambusowa piszczałka.
- Soki kobiety to pokarm dla smoków… - Gdy to powiedziałam zanurzył się głową między moje gorące uda. Abym bardziej przeżywała moje urodziny i zapamiętała je jako wyjątkowe, po raz pierwszy sprezentował mi rozkosz, w jakiej wylizywał mi norkę, pieszcząc ją językiem i pocałunkami. Z zachwytu mruczałam, chociaż nie przestałam się bać, że ktoś nas może przyłapać. W pewnej chwili zrobiłam się taka podniecona, iż nogi niebezpiecznie zaczęły mi wierzgać jak opętane. Nie potrafiłam ich uspokoić, cała dygotałam jak ryba świeżo wyciągnięta z wody. Zupełnie straciłam panowanie nad sobą. - Spadnę! – zawołałam.
- To się mnie złap. – polecił mi. Chciałam go usłuchać, ale złapanie się go było jakimś naruszeniem zasad, jakich dotychczas się trzymałam. On, wielki książę oferowałam mi pieszczoty, kiedy ja byłam zwykłą mniszką. Był dla mnie autorytetem i fascynowałam się nim, dlatego też nie śmiałam go dotknąć w taki sposób, do jakiego byłam zmuszana. A chodziło o oparcie dłoni na jego głowie, złapanie się jego wspaniałych włosów, które były dla mnie czymś zakazanym, rarytasem, na jaki nie zasługiwał ktoś tak byle jaki, jak ja. Musiałam się jednak przełamać, aby rozkosz mogła trwać aż do mojego finałowego jęknięcia. Mój wspaniały Smokożerca, mój pan, któremu byłam bezgranicznie oddana, nie przestał ani na moment mnie zadowalać, jakbym nie była dla niego żadnym ciężarem. Znów poczułam się jak chińska bogini.
Kiedy skończył i postawił mnie z powrotem na ziemi, ogarnęła mnie taka żądza, że nie umiałam myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, żeby go pchnąć na matę. Chciałam z nim to robić, tu i teraz, w moim pokoju. To była dziwna reakcja, choć w moim przypadku normalna; wynikała z poświęcenia, jakiego Chase dla mnie dokonał. On nienawidził Xiaolin, widziałam to po nim, że źle się czuł, będąc na terenie Klasztoru, a jednak przybył, bo wiedział, że mi samej może być ciężko wymknąć się do niego tego dnia. Przełamał w sobie bariery, co było wyzwaniem dla typów, takich jak on. Typów z ciężkim, trudnym i ukształtowanym charakterem przez całe tysiąc pięćset lat. Kiedy sobie o tym myślałam, ogień we mnie wzrastał, a nogi drżały od samodzielnego zaciskania się mojej norki. Pragnęłam tej nocy dominować i przeczuwałam, że Chase zrobi dla mnie kolejny wyjątek ze względu na moje święto. Postanowiłam się jednak powstrzymywać, by ten wieczór za szybko się nie skończył. Było mi ciężko, ale spróbowałam zająć nas czymś innym i ostudzić mój temperament.
Zostawiłam go na chwilę, by przynieść nam tortu. Ubrałam się i użyłam Opończy Cieni, aby nikt mnie nie zauważył i zapytał, dlaczego, skoro dobrze się poczułam, że sięgam po ciasto, nadal chowam się w swoim pokoju. Chłopaki upili się nieco, nawet Mistrz Guan wypił za dużo wina, więc bez problemu wróciłam do Nefrytowego z dwoma kawałkami czekoladowego tortu. Na miejscu jednak zastałam same ciemności i doznałam wrażenia, że pokój jest pusty, a Chase się ulotnił. Zawołam go od razu, przestraszona, że zostałam porzucona. Na szczęście odezwał się i dostrzegłam go buszującego w mojej szafie. Zapaliłam znów świeczkę; Nefrytowy chował się w cieniach pokoju i był niemalże niewidoczny. To był dobry sposób na wypadek, gdyby ktoś nieproszony wszedł do pomieszczenia. Jeżeli tylko chciał, mógł stać się niewidzialny. Potrafił do perfekcji się kamuflować, oraz do perfekcji robić bałagan w zaledwie pięć minut. Po postawieniu talerzyków zauważyłam, że powyrzucał niektóre moje sukienki i kimona z szafy. Wskazał następnie stos ciuchów, który się uzbierał i stanowczym tonem obwieścił mi swój kolejny rozkaz, jakiego musiałam się trzymać.
- To możesz przy mnie nosić, gdy mnie odwiedzasz. Z kolei to założysz teraz. – Rzucił mi czerwoną sukienkę z czarną koronką, która była krótka, obsypana brokatem oraz przeznaczona na dyskoteki. Myślałam, że nie lubił widzieć mnie w zachodnim ubraniach, a tylko w takich, w jakich prezentowałam się niczym chińska księżniczka. Mimo wszystko ubrałam tę kieckę i po chwili stało się dla mnie jasne, że Chase chciał, abym oglądając się w lustrze, zrozumiała, że z tak odsłoniętymi nogami wyglądam zbyt seksownie, iż mnie samej zrobiło się wstyd. Brak przyzwyczajenia do noszenia tego typu kiecek pomógł mi to zrozumieć; zazwyczaj ubrana skromnie przy księciu, zakryta, aby me ciało odsłaniane było tylko dla niego, czułam się głupio, jakbym publicznie wyszła do wszystkich naga. Nie wolno mi nosić takich ubrań w miejscach publicznych, nawet jeśli były dla wszystkich zrozumiałe. Większa część mojego ciała była tak odsłonięta, że Nefrytowy oznajmił, że niedobrze robi mu się na myśl: „ile facetów, patrząc na mnie, chciało wsadzić mi swojego kutasa.” Dodał, że mogę tak chodzić przy nim, ale przy innych mam się ubierać stosownie, czyli skromnie. Pozostałam w tym stroju do końca naszego spotkania. Chase lubił, kiedy się dla niego przebierałam w różne wdzianka i odgrywałam rolę raz gejszy, raz konkubiny, najczęściej księżniczki, zaś w tym wydaniu jeszcze mnie nie widział i napawał oczy tym widokiem.
Żałowałam, że nie mogę Chase’a poczęstować czymś jeszcze poza samym kawałkiem ciasta. Za każdym razem, gdy przybywałam z wizytą, kolacje w pałacu – na wyraźne jego polecenie – zamieniały się w wystawne bankiety, a na stole pojawiały się kolejne wykwintne dania tak obfite, że można by nakarmić nimi tysiące eunuchów z Zakazanego Miasta, lub całą kocią armię. Rozkoszy podniebieniu dostarczały najlepsze ryby, mięsa i wina. Pewnego razu nakazał podanie mnóstwa tygrysich krewetek, wiedząc, że było to ulubione danie mojej siostry i obstawiał, że zapełni do syta także mój żołądek. Niestety po niecałej godzinie łapczywego napychania się nimi, wystąpiły u mnie objawy zatrucia pokarmowego. Brzuch rozbolał mnie straszliwie, cera pozieleniała i przez kilka godzin szarpały mną gwałtowne mdłości.
Chase niechętnie zjadł ze mną tort i nie było to spowodowane tym, że nie lubił ciast. Ten wypiek przygotował Guan, o czym on doskonale wiedział. Każdy kawałek kosztował bardzo wolno, długo smakował, niepewnie biorąc łyżeczkę do ust, jakby obawiając się trucizny. Ciężko mu było przełknąć coś, co przyrządził jego rywal i w efekcie zostawił niezjedzoną ponad połowę swojej porcji. Stwierdziłam, że dobrze mu zrobi rozmowa ze mną, mi samej zależało bardzo na tym, bo go rozluźnić i sprawić, by poczuł się u mnie komfortowo, inaczej nigdy więcej nie zechce ponownie tu przyjść.
- Wierzysz w reinkarnacje? – zapytałam więc.
- Nie.
- A gdybyś wierzył, jak myślisz, kim byś był w poprzednim wcieleniu?
Zastanowił się.
- Dinozaurem.
Kochałam jego żarty. Rozbawiał mnie w najbardziej potrzebujących śmiechu momentach, w mik zapominałam o przykrościach jakie mi wcześniej potrafił sprawić. Kiedy słowo nie wystarczało, zabierał się do czynów. Doskonale wiedział, że mam potworne łaskotki na brzuchu, a on z racji, że obca mu była litość, dmuchał w mój brzuch i palcami drażnił wrażliwe miejsca. Za każdym razem śmiałam się i płakałam. Wiele razy byłam bliska tego, żeby zmoczyć majtki moczem, ale Chase jakby wyczuwał zagrożenie i w porę robił przerwy, dając mi odsapnąć. Doszło w końcu do tego, że wystarczyło, by się tylko nachylił twarzą do mojego brzucha, a ja już sama zaczynałam się spinać i śmiać, choć nic mi jeszcze nie zrobił. Miał ze mnie niezły ubaw, a ja spijałam jego uśmiech niczym życiodajny nektar. Gdybyśmy nie byli wówczas w Klasztorze w moje urodziny, zapewne również pokusiłby się o łaskotanie mnie. Musiało mu brakować takiego zbliżenia, więc chyba dlatego też wtedy wylizał mnie na tej ścianie.
Pomimo lekko złego humoru wynikającego z przebywania na terenie Klasztoru, złożył mi życzenia i wręczył prezent – przepięknie wyrzeźbioną broszkę przedstawiającą smoka – netsuke, przytrzymującą skórzaną sakiewkę, w której znajdował się spisany na zrolowanym papierze wiersz Chikamatsu – siedemnastowiecznego japońskiego dramaturga. Poemat mówił o wierności i honorze. Tylko on mógł mi podarować coś takiego.
Takie wspaniałe netsuke musiało kosztować majątek. Choć swym prezentem Chase wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej wyraził swą miłość, wiedziałam, że jest to kolejne przesłanie, bym lepiej była mu wierna i pamiętała o honorze, inaczej źle się to dla mnie skończy. Zbędne ostrzeżenie, przecież ja i tak nie widziałam świata poza nim. Podziękowałam mu i pocałowałam go. Do ucha szepnęłam mu przypomnienie, iż jestem tylko jego i na zawsze jego pozostanę. Nic mi na to nie odpowiedział, za to zmienił temat.
- Wiesz, że masz pokój obok mojego?
Zdziwiłam się, nabierając jednocześnie uśmiechu.
- Obok mojego nie ma żadnego pokoju.
Po remoncie pokoje w Klasztorze zmieniły się w małe domki, stojące w delikatnych odstępach między sobą, a złączone jednym tarasem. Naprzeciwko miałam ogród z oczkiem wodnym i mojego domku nie otaczało nic oprócz drzew. Moje lokum kończyło skrzydło domków wysuwające się z izby z kuchnią i pomieszczeniem jadalnym. Najbliżej miałam do pokoju Raimunda, równocześnie też najdalej do łazienki. Zapytałam więc go, gdzie niby znajdował się kiedyś jego pokój, a on oznajmił, że na prawo od moich drzwi, czyli tam, gdzie taras urywał się dla trawy, na której nie stało nic oprócz smoczej rzeźby. Zrobiło mi się żal, że tylko tyle zostało po pokoju Nefrytowego, a z drugiej zaskoczyła mnie jego doskonała pamięć.
- Nigdy nie lubiłem tych mat – powiedział cicho, gdy leżeliśmy razem. Zwrócony do mnie bokiem jedna ręką podpierał sobie głowę, a drugą głaskał mnie do snu. Miałam wrażenie, że próbuje mnie uśpić. Wiedziałam, że jeśli tylko zamknę oczy i zasnę, Chase będzie mógł wreszcie wrócić do siebie. Chociaż cieszyliśmy się, że jest ze mną po rozłące, nadal męczył się, przebywając w Xiaolin. Obserwując go niemalże dostrzegałam kryjącą się w jego zapalonych oczach ochotę na to, żeby to wszystko, może nawet łącznie z moim pokojem, wysadzić w powietrze. Łapałam go wówczas za rękę i próbowałam odwrócić jego myśli od ścieżki zniszczenia. Cały najeżył się, zaciskając pięści, prężąc mięsnie i sztywniejąc, kiedy ktoś z zewnątrz mnie zawołał, niszcząc nasz wspólny, nawet romantyczny czas. Po chwili ten ktoś zapukał do drzwi. Chase drgnął, chcąc ruszyć w ich kierunku i możliwe, że zrobić coś, co mogłoby mi zaszkodzić, ale w porę go powstrzymałam. Był jak taki byk, któremu wystarczyło pokazać  czerwoną chustę, aby wpadł w szał. Poprosiłam go, by zniknął na chwilę w cieniu, jak to potrafi robić, a sama poszłam w szlafroku sprawdzić, kim jest ten gość.
Okazała się nim Keiko, o której zapomniałam, a przecież uprzedzała mnie, iż przyjdzie do mnie zajrzeć. Lekko odsunęłam drzwi i przez maleńką szparę oznajmiłam jej, że czuje się średnio i właśnie zasypiałam. Keiko pokręciła głową, po czym wepchnęła mi się do środka.
- Potrzebujesz mojej opieki – powiedziała, choć zaprzeczałam i próbowałam ją wygnać. Jeśli zobaczy Chase’a będzie ogień. Nagle Keiko zatrzymała się na środku pokoju i popatrzyła na to, co leżało przy macie. Na dwa talerzyki, o których kompletnie zapomniałam. Stała w milczeniu a ja razem z nią i zastanawiałam się, czy już się domyśliła. Wreszcie westchnęła przeciągle i spytała otwarcie: - On tu jest? - Nie wiedziałam zupełnie, co jej odpowiedzieć. Bałam się, że jeśli przytaknę, zrobi awanturę lub powiadomi Guana, a kłamać najlepszej przyjaciółce nie wypadało. Moje milczenie i tak stało się wymowne. – Kimiko, czy ty zwariowałaś? Jeśli to się wyda… Czy ty wiesz, czym ryzykujesz i w co się pakujesz?
- Przecież nic się nie dzieje… - wymamrotałam cicho.
Keiko pokręciła głową, ostrzegając mnie po raz kolejny, że to się źle dla mnie skończy. Wyszła potem bez słowa i więcej już do mnie wieczorami nie zaglądała. Chase wyszedł z cienia i powiedział mi tylko, że Keiko go „wkurwia”. Wróciliśmy na matę i nie rozmawialiśmy już za bardzo. W zasadzie czuwaliśmy, czy ktoś jeszcze zaraz do mnie nie zajrzy. Nie kochaliśmy się  wiec, bo raz, że nie chcieliśmy ryzykować, a dwa: żadne z nas nie miało ochoty. Temperament i pożądanie, które chciałam przyćmić tylko na chwilę, rozpłynęło się na dobre jakby było tylko ulotnym zapachem pełnika. Chase został ze mną do końca, aż zasnęłam, wciąż ubrana w tę głupią kieckę. Kiedy nad ranem się obudziłam, pozostał po nim tylko prezent i sterta ciuchów dozwolonych.

***

Po tym wszystkim wszyscy wróciliśmy do pracy. Zbliżał się wielki egzamin na Smoka, po którym miałam ukończyć naukę w Xiaolin. Jeżeli bym chciała, mogłabym uczyć się dalej i przystępować do egzaminu na Starszego Smoka, a potem na Mistrza. Kosztowałoby mnie to dobre czterdzieści lat, dlatego stwierdziłam, że na razie zadowolę się samym tytułem Smoka. Później przyszłość, którą wiązałam z Chasem miała zadecydować, co zrobię dalej. Po zdaniu egzaminu planowałam wreszcie wyprowadzić się i zamieszkać z Nefrytowym, chociaż reszta drużyny chciała zostać. Byli przekonani, że zostanę z nimi, bo oczywiście nikomu nie mówiłam, że się wyniosę. Ponadto przygotowywałam się na to, że zostanę nieśmiertelna, jak mi to Chase obiecał, a wówczas wiedziałam, że albo będę musiała z przyjaciółmi na dobre się pożegnać i zniknąć, albo do wszystkiego im się przyznać, ale to również groziło tym, że ich stracę. Keiko już teraz zaczęła tak jakby mnie unikać. Raz złapałam ją na korytarzu i zapytałam, co się dzieje, a ona odparła, że musi wylizać złamane serce, jednak poprzysięgła, że nigdy się ode mnie nie odwróci, tylko potrzebuje trochę czasu spędzić w samotności. Miałam ochotę gniewać się za nią na to, że próbowała w ten pewien sposób szantażować mnie i skłaniać do tego, bym wybrała miedzy nią a Nefrytowym. Nie chciałam tracić ani przyjaźni, ani miłości, dlatego było mi ciężko i przeżywałam jej głupie okresy. Miałam jej za złe, że do końca nie potrafiła zaakceptować mojego związku. Ja bym nie robiła jej takich pretensji, gdyby ona zakochała się w mężczyźnie, czego jej życzyłam. Keiko nie potrafiła pojąć, że to, co nas łączyło, było tak naprawdę zabawą na ponure dni.
Chase również wrócił do swojej pracy. Po urlopie, który wziął podświadomie po tym, jak pierwszy raz poszedł ze mną do łóżka, nadszedł czas powrotu do złego knucia,  jak podbić świat. Spotykaliśmy się różnie, czasem co tydzień, a czasem co trzy. Za każdym razem, kiedy do niego przybywałam, Chase akurat był po walce albo z Hannibalem, albo z Wuyą i z Jackiem. W końcu postanowił nie zwlekać, aż Xiaolin odwali za niego brudną robotę zgodnie z przysłowiem, że jeśli chcesz, by coś zostało dobrze zrobione, zrób to sam. I tak o to pewnego dnia Hannibala ponownie uwięził w świecie Yin-Yang, nie znając przepisu na jego totalne unicestwienie. Wuyi permanentnie odebrał moc i skazał na wygnanie do świata Zachodu, w którym musiała sobie radzić jako żebraczka, czego nie mogła znieść, więc się powiesiła. Jackowi pozwolił żyć, ale zamknął w więzieniu i odebrał cały majątek, który postanowił wykorzystać. Nefrytowy zaczął dużo pertraktować z politykami z różnych stron świata. Zawierał z nimi umowy, podsycał ambicje, podsuwał plany, aż ostatecznie stworzył całą sieć opozycji, wielkich partii w każdym kraju, które podległe były jego woli. Miał plan by najpierw opanować cały Zachód, a potem Chiny i Japonię; oba kraje wschodu chciał zostawić sobie na deser. Wiedział, że Xiaolin o tym, co cały czas robi zorientuje się dopiero wtedy, kiedy zaatakuje jego kraj przodków i pragnął dopilnować, aby wcześniej mu nie przeszkadzał. Ja oczywiście nikomu nic nie mówiłam, nikogo nie ostrzegałam, więc w zaufaniu Chase przepowiadał mi, co wkrótce zrobi.
Czasem bałam się, kiedy słyszałam jak opowiadał raz za razem, że już niebawem zniszczy mój dom, który nauczał mnie Kung Fu. Dziwnie się czułam, wyobrażając sobie realizacje jego postanowień związanych z tym, co zrobi każdej osobie, z którą się przyjaźniłam. Nie wiedziałam czyją stronę trzymać, ani czy powinnam zostać neutralna. Przecież Chase, którego kochałam, chciał zniszczyć moją przybraną rodzinę. Nie zamierzał oszczędzać nikogo, jakby moje uczucia się dla niego nie liczyły. Po części pragnęłam go wspierać w dążeniu do celu, ale moje moralne ja upominało mnie, że to, co on robi jest złe, a w mym obowiązkiem jest go powstrzymać. Byłam jego konkubiną, ale smokiem ognia z Xiaolin też. Sama bałam się aż do histerii, czy ta nienawiść nie zaślepi go kiedyś i nie zdecyduje, żeby mnie również zniszczyć. Nocami, gdy on spał, doznawałam ponownie tych obaw i bałam się do niego przytulić. Nefrytowy Pałac, który przez jakiś czas był mi domem, zaczął stawać mi się obcym miejscem, terenem wroga, więc zatracałam umiejętność poruszania się po nim swobodnie. Kiedy zaś zdarzało się, że z Chasem się kochałam, spoglądałam na jego dłonie, wyobrażając  sobie w strachu, że w każdej chwili może zacisnąć je na mej szyi.  A on, wszystko wiedzący, zachowywał się, jakby niczego nie zauważył.
Stwierdziłam, że najlepiej będzie, jeśli powiem mu otwarcie, czego się boję. Wybrałam porę po kolacji, kiedy szliśmy razem się wykąpać. W wannie, kiedy masowałam go od przodu mydłem, gdy on z odchyloną głową się relaksował, zapytałam, czy mnie także zalicza do grona swoich wrogów. Popatrzył na mnie zdziwiony, więc dodałam, że martwię się, że mnie również pragnie zniszczyć, tak jak cały Xiaolin. Patrzyłam, jak przez chwilę wodzi wzrokiem po wodzie i zrozumiałam, że do niego dopiero teraz dotarło, że przecież ja też jestem mnichem i ani razu nie zastanowił się, co powinien ze mną zrobić. Żyliśmy ze sobą tak długo w relacji pan i konkubina, że zapomnieliśmy, iż stoimy po dwóch stronach barykady.
Zapłakałam, bo nie przestawał milczeć. Po chwili jednak zabrał włosy z mojej twarzy, przytulił i powiedział:
- Ty jesteś moją księżniczką. Pozostań mi wierna, a nigdy cię nie skrzywdzę.
Jego słowa mocno zapadły mi w pamięć. Nadal jednak nie byłam przekonana, czy aby nie staje się znów złą, obrzydliwą osobą, godząc się na cierpienie moich przyjaciół. Po tej rozmowie Chase na całe szczęście zrezygnował z zabijania ich, domyślając się, jak mogę się czuć. Miał zamiar tylko zniszczyć Xiaolin, czyli Klasztor zrównać z ziemią, Mistrzów unicestwić, ale mnichom pozwoliłby żyć, a nawet dołączyć do niego. Oferował dokończenie treningu na Smoka pod jego okiem. Kiedy to usłyszałam sama wpadłam na pomysł, by to Chase mnie szkolił do tego egzaminu. Nie wiedziałam jeszcze na co się godzę. On sam próbował mnie przestrzec, że to będą śmiertelnie wyczerpujące treningi, lecz ja nie zwracałam na to uwagi. Za bardzo nakręcała mnie perspektywa, że mogę zostać uczennicą najwspanialszego wojownika, który zgłębił wszystkie tajniki Kung Fu. Jego samego podniecała wizję, że może mnie wyszkolić. Niestety istniała przeszkoda, której nie umiałam przeskoczyć. Byłam wciąż zobowiązana do tego, żeby wracać do Klasztoru a to oznaczało, że nie było czasu, jaki mogłabym zagospodarować na trenowanie z Nefrytowym. Nie przestałam rozmyślać nad tym, jak rozwiązać ten problem, co przyczyniło się do tego, że treningi z Mistrzem Guanem zaczęłam sobie lekceważyć. Chase’owi oczywiście jak najbardziej to pasowało. Jakby w nagrodę za to, że tak staram się stracić wszelki kontakt z Mistrzem, podczas aktywowania się jakiegoś Wu, zaczął częściej się pojawiać. Nie po to jednak, aby zabrać nam artefakt. Za każdym razem, kiedy ja stawałam do pojedynku, pozwalał mi wygrać, iż w końcu chłopaki zaczęli nabierać podejrzeć, dlaczego tylko ja jestem w stanie z nim „wygrać”. Na szczęście stwierdzili tylko, że muszę być naprawdę wyjątkowa.  

***

Keiko wróciła do mnie i znów zaczęłyśmy się przyjaźnić. Do niczego nie dochodziło, jako że Chase nieustannie mnie obserwował, a ja nie chciałam go zdradzać. Keiko dowiedziawszy się, że przestałam przykładać się do treningów, tylko bardziej zaczęła mnie pouczać na temat tego co dobre, a co złe. Upierała się przy swoim, że Chase ma na mnie zły wpływ, a raz nawet zagroziła mi, że jeśli nie zdam egzaminu, o wszystkim powie Mistrzom. Wówczas zdenerwowałam się na nią i po raz pierwszy pokazałam swe drugie oblicze, wyhodowane w Heylinie. Uderzyłam Keiko w twarz i nakrzyczałam na nią, że jeśli to zrobi, słono za to zapłaci. Nie wiem, co mnie opętało, ale szybko uspokoiłam się, kiedy zobaczyłam, że moja najdroższa przyjaciółka płacze. Padłam przed nią na kolana i zaczęłam przepraszać. Wybaczyła mi, lecz już więcej nie odzywała się na ten drażliwy temat związany z moimi treningami i Nefrytowym. I chociaż byłam wdzięczna za to, że dłużej tego nie komentuje, nadal miałam żal o to, że nie potrafi Chase’a zaakceptować.
 Przez wiele następnych dni, gdy spoglądałam w lustro zastanawiałam się, kim jestem. Czy nadal byłam tą małą dziewczynką poszkodowaną przez los? A może teraz ja stałam się mścicielem, a wszyscy wokół mnie ofiarami? Obiecałam sobie, że będę dobra,  jednak trzymałam się złej strony – sypiałam z Heylinem. Nie wiedziałam, czy powinnam to olać i po prostu żyć własnym życiem, cieszyć się szczęściem, które wreszcie mi dano, czy może powrócić do starego, smutnego i nic nieznaczącego. Pytałam los o to, dlaczego szczęśliwa mogę być tylko wtedy, kiedy trzymam z Heylinem. Dlaczego Xiaolin skazywał mnie na cierpienie? Może od początku moim przeznaczeniem było być z Heylinem i teraz ciężko było mi opuścić całkowicie dotychczasowe gniazdo? Dlaczego ci dobrzy musieli cierpieć i pokutować, a źli pławić się w dostatku i na wszystko sobie pozwalać? Moje rozmyślania kończyły się tym, że nie można być idealnym. Pocieszałam się, że Chase nie jest w pełni zły, a więc wolno było mi go kochać. Gdybym była w związku z Hannibalem wówczas miałabym prawo nazywać się okrutną osobą, lecz nie przy Chasie. On był po prostu sobą i nie przejmował się zdaniami innych. Pragnął przeżyć życie jak najlepiej, bo nie wierząc w reinkarnacje wiedział, że ma się życie tylko jedno. Postanowiłam brać z niego dalej przykład. Przecież tak bardzo mnie fascynował.
W końcu nim się obejrzałam, byliśmy ze sobą już całe dziesięć miesięcy. Wytrzymaliśmy tyle czasu na rozłąkach, żadna odległość nie przeszkodziła w pielęgnowaniu naszego uczucia. W trakcie tego czasu Mistrz Fung odzyskał przytomność, ale nie wrócił do trenowania. Pozwolił Guanowi przygotować nas do egzaminu Smoka. Chase źle zareagował na tę wiadomość. Wściekł się jeszcze bardziej, kiedy usłyszał, że Guan postanowił nauczać nas indywidualnie, bo wtedy lepiej nas przeszkoli niż na treningach grupowych. Próbowałam uspokoić Nefrytowego, ale nie chciał mnie słuchać. Podczas mojego pierwszego indywidualnego treningu z Guanem jego kruk nie odstępował mnie ani na krok. I tak było podczas każdego kolejnego razu. To, co działo się z kolei parę dni później, kiedy odwiedzałam Chase’a, zaczynało mnie przerażać.
- Tu cię dotykał. – Zaczepił mnie nagle, kładąc dłoń na moich brzuchu, blisko biustu. – I tu. – Drugą dłoń wsunął mi między nogi, tak jak Guan to zrobił, lecz on po prostu chciał poprawić pozycję moich nóg. – Jeżeli on jeszcze raz cię tak dotknie, pójdę go zabić.
Był gotowy stanąć do pojedynku o mnie, chociaż nie było takiej potrzeby. Nie dawał się za nic przekonać, że Guan wcale się mną nie interesuje. Mimo wszystko przy następnych treningach starałam się unikać bliskiego kontaktu z Mistrzem. Za każdym razem, kiedy próbował podejść i poprawić mą postawę, natychmiast odsuwałam się z piskiem:
- W porządku, wiem, co zrobiłam źle.
Na jakiś czas udało mi się sprawić, by Guan z dystansu poprawiał mi ułożenie nóg i ciała.
- Musisz się wypiąć… Bardziej.
Obawy Chase’a odbiły się na mej psychice, że po takich zdaniach, po których Guan dodatkowo zaczynał mnie okrążać, nabierałam podejrzeć, iż może faktycznie coś jest na rzeczy.
- Czego on cię właściwie uczy? – pytał mnie Nefrytowy, pogrążając mnie w większych zmartwieniach. – To nie przypomina żadnego trenowania Kung Fu. Nie uczy cię technik, a pozycji i ogląda cię w nich. W jaki sposób ma ci się to przydać? – Niby Chase od początku kwestionował nauki Guana, twierdząc, że czyni to beznadziejnie, a cały poziom nauczania w Xiaolin upadł.
Pewnego dnia Mistrz Guan zarządził dziwnie, aby nasz kolejny trening nie odbywał się na placu, a w zamkniętym pomieszczeniu. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać, jak Chase na to reaguje, słysząc to przez kruka. Spróbowałam odmówić, w sensie przekonać, byśmy pozostali na dworze, aby Nefrytow był spokojniejszy. Ale Guan uparł się przy swoim. Pomieszczenie miało dwa małe okienka, a w środku maty do ćwiczeń. Przez jedno z okienek zauważyłam, że czarny kruk przysiada na parapecie. Dziwiłam się, że natrętność ptaka nie zwróciła jeszcze uwagi Mistrza. Po chwili stało się coś, czemu musiałam stanowczo odmówić.
- Najpierw rozciągniemy mięśnie. Chcę żebyś oparła dłonie o ścianę, zgięła się w pasie i wypięła tył. Tak, jakbyś chciała przesunąć ścianę. Chodź, ja ci pomogę.
Zaczęłam się najpierw wahać, nie wiedząc czy ryzykować, czy nie. Czułam na sobie wzrok Chase’a, miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy z jakiegoś cienia i udusi mnie za zdradę. Nie chciałam dać się jednak głupim obawom zwariować, więc spróbowałam się obrócić przodem do ściany i wykonać pozycję. Ale kiedy poczułam dłoń Mistrza Guana na moim biodrze, niczym porażona prądem stanęłam na baczność, zabierając swój tyłek z jego pola widzenia.
- Co się dzieje, Kimiko? – spytał. – Przecież chcę ci tylko pomóc.
- Naprawdę nie trzeba. Tak w ogóle to brzuch mnie boli.
- Brzuch? Pomasować ci go?
- Nie! – krzyknęłam, choć wcale nie chciałam i nie powinnam się wydzierać. Moje uniesienie zdziwiło Mistrza Guana. Ukradkiem zerknęłam na okno i zobaczyłam, że kruk odleciał. Wiedziałam już co to znaczy. Wyobraziłam sobie tylko, jak Chase zrywa się z tronu, z którego mnie oglądał, by wymierzyć sprawiedliwość.



_________________________________________________

Możecie uznać, że przesadzam z tą zazdrością, ale jeden rozdział musiałam temu poświęcić. Od przyszłego zrobi się nieco inaczej. Mam przez to na myśli, że gorzej. Ale nie martwcie się. To największa bomba jest jeszcze daleko, więc nie drżyjcie, jeśli to robicie. :) Dajcie znać co myślicie o Guanie, będzie mi to potrzebne, bo jeszcze nie wiem, co z nim zrobić w przyszłości xd
Jakby ktoś nie wiedział co to tanghulu to proszę link. 
Ja w Chinach jadłam tylko czereśnie w karmelu i w czekoladzie. Gorąco polecam, bo chociaż to owoc ma smak słodyczy i jest nawet chrupkie :D 

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

11. "Chińska księżniczka i zwiastun zmory zazdrości"



Długo nie mogłam zasnąć, przeżywając zgaszenie mego wewnętrznego płomienia smoczym oddechem. Czułam przeszywające moją norkę wibracje i ekscytację ściskającą mnie całą niczym ramiona kochanka. Z jednej strony byłam zmęczona i chciałam spać, lecz z drugiej aż nadto pobudzona, by móc zamknąć oczy. Mój partner nie miał takich problemów; Chase spał obok jak zabity, po tym jak upolował mnie nocą z wprawą drapieżnika. Nie przykryliśmy się, mając nadal rozpalone nagie ciała. Zmarzliśmy gdzieś nad ranem i wtedy, choć spałam, poczułam, że Chase mnie otula. Obudziliśmy się mniej więcej po południu, chyba w tym samym czasie. Patrząc się na niego w milczeniu, kiedy oświetlało go słońce wpadające przez balkon, ogarnęłam, że stał się dla mnie jeszcze przystojniejszy. Nie kontrolując się, wsuniętą pod kołdrę dłonią wyszukałam jego węża, który sterczał, więc go ścisnęłam. Przyciągnął mnie do siebie i bez słowa wszedł we mnie znowu, jakby tylko na to czekał przez cały sen. Nie protestowałam, bo choć nocny seks był w pełni zaspokajający, otworzywszy oczy po prostu chciałam więcej.
- Chcesz być moja? – szepnął mi do ucha pytaniem, kiedy się przytulaliśmy, na jakie mogłam odpowiedzieć w jeden sposób.
- Tylko twoja.
Długo nie potrafiłam otrząsnąć się z miłosnego amoku szczęścia. Nie wiedziałam czemu, ale moją odwagę na więcej słów poskramiała ochota na skromność. Ciągle się rumieniłam, czując niewyjaśniony wstyd, jakby teraz, po seksie z Nefrytowym, moje ciało zapragnęło być dla niego bardziej dziewczęce, uległe i aż za bardzo wrażliwe. Wystarczyło jedno jego spojrzenie, bym się płoszyła jak owca przed wilkiem. Łapał mnie wtedy za podbródek i torturował, każąc wytrzymywać jego spojrzenie i bliskość. Cokolwiek się ze mną działo, nie umiałam tego wytłumaczyć ani tym bardziej zrozumieć.
Zanim opuściłam pałac Nefrytowego Cesarza, pocałowałam go czule w usta, i zapytałam, czym mogłabym najlepiej go zadowolić, gdy powrócę. Miałam nadzieję, że będzie kontynuować wprowadzanie mnie w swoją Sztukę Miłosną pełną jego fetyszy i nie pomyliłam się.
– Odwiedź mnie ubrana jak chińska księżniczka – zażądał. – Bądź uległa jak konkubina. Użyj tych samych perfum i tej samej cienistej farbki wokół oczu, i przyjdź boso.
Niestety choć bardzo nie chciałam, musiałam wracać do Klasztoru i wymyśleć po drodze szybko jakąś dobrą wymówkę, dlaczego nie było mnie przez całą noc. Zupełnie nie wiedziałam co powiem chłopakom, w dodatku wracałam bez niczego, bo oba Wu zostały u Chase’a. Mimo tego, idąc przez las, cały czas się uśmiechałam. Zupełnie bez powodu. Ogarniała mnie tak wielka, wewnętrzna radość, której nie potrafiłam wytłumaczyć, że gdyby nie wstyd, że Chase mógł się już do porządku doprowadzić i zacząć oglądać mnie przez swoją szklaną kulę, śpiewałabym razem z ćwierkającymi ptaszkami. Miałam ochotę skakać, iść do Klasztoru tanecznym krokiem, zbierać kwiaty i robić sobie z nich wianek. Działo się tak ze mną zawsze podobnie, gdy dochodziłam w łóżku, jednak jeszcze nigdy żaden orgazm dotąd nie rozpromienił mi tak silnie buzi, jak ten z Nefrytowym. Byłam szczęśliwa, że między mną a nim nawiązał się romans, który mieliśmy zamiar strzec niczym skarbu. Nie chodziło o sam wspaniały orgazm i niezapomniane nocne przeżycie, ale o fakt, że ja byłam jego, a on był mój. Należenie do swojego mężczyzny jest najcudowniejszą rzeczą jaka może spotkać w życiu kobietę.
Szczerze cieszyłam się z tego, że zostałam chińską konkubiną, niż japońską gejszą, gdyż te drugie były zwykłymi prostytutkami, nie mogącymi liczyć na więcej niż jedną noc z tym samym mężczyzną. Spodobało mi się, że Chase był bardzo zdecydowany i  wiedział, czego chce, a także jego spółkowanie ze mną z dodatkiem miodu. Nie mogłam się doczekać, żeby poznać więcej jego fetyszy, nie mogłam doczekać się naszego ponownego spotkania. To był dzień mający otworzyć najszczęśliwszy okres mego życia.

***

Po drodze spotkałam w lesie swoją drużynę, która zaniepokojona o mój los, postanowiła wyruszyć do pałacu. Zobaczywszy mnie wracającą całą i zdrową, rzucili się na mnie, żeby mnie wycisnąć. Raimundo przytulał się najmocniej. Kiedy zapytali, co się ze mną stało, powiedziałam, że do końca z księciem pertraktowałam o Wu, aż postanowiliśmy stoczyć pojedynek, w którym straciłam oba Wu. Spojrzeli się na mnie wówczas krzywo, wyzywająco i z żalem o to, że tak ich zawiodłam, ja jednak wolałam, by myśleli o mnie źle z tych powodów, niż przyznać im się do czego między mną a Nefrytowym tak naprawdę doszło. Wiedziałam, że wtedy na pewno nigdy mi nie wybaczą, Raimundo może nawet zdecydowałby wyrzucić mnie z drużyny, a tak to pogniewają się kilka dni, po czym im przejdzie. Nawet Mistrz Fung, którego kochałam miłością, na którą mój ojciec nigdy nie zasłużył, stał mi się na jakiś czas obojętny.
Gdy zbliżał się wieczór, nieustannie próbowałam wymknąć się z Klasztoru. Którędykolwiek bym nie wyszła, natrafiałam na któregoś z chłopaków, zmuszona szybko odpowiadać na ich pytanie: dokąd się wybieram o tej porze. Nie chcąc za bardzo ryzykować, postanowiłam pozostać do czasu, aż nadejdzie właściwy moment. Swój smutek, że kolejną noc spędzę sama, próbowałam zabić pocieszeniem, że skoro nie podałam księciu daty, kiedy na pewno wrócę, on również będzie tęsknić i wzrośnie w nim apetyt na moje ciało. Nawet jeśli w czasie rozłąki zdecyduje znaleźć pocieszenie w innej, na mnie nadal będzie zmuszony czekać. A ja na niego. Obustronna cena bycia rarytasem.
Miałam wielkie problemy z zaśnięciem, z którymi wcześniej się nie mierzyłam. Nie mogłam zmrużyć oka po trochu z ekscytacji po seksie i radości po orgazmie – rozumiałam już czemu Smoczy Książe chodzi tak często uśmiechnięty, zwyczajnie często przeżywa najwspanialsze uniesienia ciała i ducha. Innym powodem odpędzającym mi sen z powiek była nieprzyjemność wynikająca ze spania w samotności. Czułam chłód na swym ciele, choć w pomieszczeniu panowała typowa temperatura pokojowa. Pragnęłam być otulona męskimi ramionami, czuć podbródek na swej szyi i spleść się pod kołdrą nogami. Zamiast tego zostałam skazana na samotną noc, przyprawiającą o cierpienia gorsze od tych, jakie wynieść można podczas walki. Musiałam wytrzymać tak trzy dni.
Odkąd stałam się jego, przestałam zwracać jakąkolwiek uwagę na flirty ze strony innych mnichów. Wszyscy stali mi się całkowicie obojętni, znalazłam w sobie nawet większą siłę do tego, by ich bezlitośnie spławiać. Zastanawiałam się, czy i Chase dochowuje mi wierności. Obawiałam się, że nie, choć miło było widzieć kruka od niego, który przysiadając, gdzie się dało, obserwował mnie prawie całymi dniami. Czas w Klasztorze mijał wolno. Ćwiczyłam dużo, by zapomnieć o samotności. Raimundo nie odstępował mnie prawie że na krok, a kiedy zapytałam go o powód jego zbyt częstych odwiedzin, odpowiedział, że się o mnie niepokoi.
- Wyglądasz jakoś inaczej… Jakby zaszła w tobie zmiana. Wszystko w porządku?
Słyszałam o tym nie raz, że po rozdziewiczaniu dziewica zmienia się pod względem fizycznym i psychicznym. Poniekąd ostatecznie dojrzewa, stając się oficjalnie kobietą i chociaż uprawiając seks z Nefrytowym nie miałam błony dziewiczej, wmawiałam sobie, że to z nim przeżyłam swój pierwszy raz. Wspólne zdarzenie z Mistrzem Guo pragnęłam wyciąć z pamięci jak niechciany kleks na pergaminie. Miałam nadzieję, że jeśli o tym zapomnę i dalej nikomu nie będę się do tego przyznawać, magicznie stanie się, iż to wydarzenie nigdy nie miało miejsca.
Ponieważ Mistrz Fung nadal pozostawał w śpiączce, a ktoś musiał uczyć nas do kolejnych egzaminów, przybył do nas Mistrz Guan, który zaoferował podzielić się swą wiedzą. Miło było znów go zobaczyć i musiałam przyznać, że zajęcia z nim były fajne. Za dnia sympatyczny, szybko z nami wszystkimi bardzo się zaprzyjaźnił, a podczas treningów zimy i bezlitosny. Posłużył mi świetnie, bo pewnego wieczora odwrócił uwagę chłopaków podczas kolacji. Wymknęłam się po cichu, lecz wcześniej zajrzałam jeszcze do świątyni, aby zabrać stamtąd Złote Pazury Tygrysa. Uznałam bowiem, że skoro jest ciemno na zewnątrz, las, który muszę przebyć, by znaleźć się na włościach księcia Heylinu, będzie niebezpieczny. Nie miałam pewności, czy zjawią się przed nim koty, żeby mnie eskortować. Nie chciałam ryzykować, a poza tym tak było szybciej i wygodniej. Niecierpliwiłam się już za bardzo, by dogodzić Smokożercy i sobie w roli, w której mnie pragnął.
- Wreszcie jesteś – powiedział, jak tylko moja stopa stanęła na wypolerowanych do połysku posadzkach w pałacu. Zachwyciłam się słyszalnym w głosie Chase’a stęsknieniem.
Szybko spochmurniał widząc mnie w xiaolińskich szatach, kiedy obiecałam mu pojawić się w stroju chińskiej księżniczki. Wskazałam mu swoją torbę i wyjaśniłam, że nie mogłam ryzykować, więc jeśli pozwoli, przebiorę się u niego. Zaprowadził mnie tym razem do swojej sypialni, której wspaniałego wyglądu nie odzwierciedliły żadne moje wcześniejsze wyobrażenia.
Zaczynając od tego, że była ogromna, posiadała całe mnóstwo dekoracji ze złota i czarnego, połyskującego kamienia; różne wzory nawiązujące swoją formą do smoczej przeplatały się przez kolumny i balustrady. Podłogę nie zakrywał żaden dywan, była pusta, czysta i strasznie zimna. Od razu przestał mi się podobać pomysł z chodzeniem po niej boso. Łóżko stało na środku z baldachimem z niebieskich zasłon, z kolei pościel była bordowa i z satyny. Oprócz tego były też szafki, a to wszystko, ta część relaksacyjna odgrodzona została niskim murkiem od małych schodków do położonej nieco niżej części pomieszczenia. Tam w podłodze umieszczona została ogromna wanna w kształcie koła. Sypialnia miała też drzwi ze szkła prowadzące na balkon bez balustrady skąd można było obserwować cały pałac. Stamtąd leciały inne schody w dół, prosto do ogrodów treningowych, w jakich jeszcze nie byłam. Sypialnia ta położona blisko serca wulkanu, zawsze panowało tam ciepło, i tym bardziej nie mogłam zrozumieć, czemu podłoga wydaje się być z lodu. Zatrzymaliśmy się przed łóżkiem, a drzwi, przez które przeszliśmy, zatrzasnęły się z hukiem.
- Przebieraj się – rozkazał. Z uśmiechem odwróciłam się do niego, stawiając na ziemi torbę. Wyjęłam kupione hanfu koloru czerwono-złotego. Zobaczyłam, że Chase nie zamierza wyjść a dopilnować, bym zdjęła z siebie szaty mnicha. Wcale nie ułatwił mi zadania, bo rozbieranie się przed nim do naga, gdy stał przy mnie i patrzył na wszystko, co chciał, mocno mnie onieśmielało, nawet jeśli moje ciało nie było już dla niego tajemnicą. Cała zarumieniona w miarę szybko zawiązałam na sobie hanfu i oznajmiłam, że jestem gotowa. Oczy zdążyłam wymalować w Klasztorze, jak i wyperfumować się piżmem, który musiał drażnić Chase’a od początku, gdy się zjawiłam. Nagle podszedł do mnie, odsunął włosy z mojej szyi i trwał tak, wdychając mnie. Piżmo okazało się jego słabym punktem, pomyślałam, że dzięki niemu mogę sprawić kiedyś, by to on był uległy mi, choć w zasadzie już teraz górowałam, sprawiając, że tracił dla mnie głowę.
Aby to osiągnąć wpierw musiałam udowodnić mu, że to on ma kontrolę na mnie i zlikwidować jego obawy, iż go zabałamucę, a bardzo wierzyłam w sukces. Demonstrując próbkę mojej uległości, uklękłam przed nim, nadal przy mnie stojącym, rozpięłam mu spodnie i wzięłam jego członka do ust. Cały czas przełamywałam się, bo skromność i wstyd próbowały mnie zniewolić. Delikatnie ssałam tak długo, aż Chase stęknął z rozkoszy.
Podciągnął mnie do góry, po czym wziął na ręce. Trzymając nad sobą, zaniósł mnie do łóżka niczym boginię, w jakiej może być zakochany i nieskończenie posłuszny. Nastąpiła kolejna z wielu mających nadejść jeszcze wspólnych nocy. Tym razem nie zostałam rozebrana. Chase podwinął mi hanfu do góry, uwalniając moje nogi i w ten sposób wziął mnie, w dodatku namiętniej niż za pierwszym naszym razem. Fascynowałam się nim i jego Sztuką Miłości. Potrafił zatracić się w kobiecym ciele w sposób, jakby czynił to z tysiącletnią praktyką, która przerodziła się w pasję i pełne podziwu, głębokie zamiłowanie do ciał płci przeciwnej. Wielbił każdy skrawek mnie, uwielbiał krągłość małżowiny mych uszu, półksiężyc ust, kolor moich oczu, zagłębienie u nasady szyi, małe piersi,  a zwłaszcza moje drobne stópki. Był oczarowany delikatnością sylwetki japońskiej kobiety, jaką, jak twierdził, nie odznaczają się niewiasty żadnej inne nacji. Smoczy Książę kochał się w swym wyimaginowanym ideale, którego byłam ziszczeniem, pięknością z chińskich legend o ciele tak kruchym, że kładąc się na mnie, można mnie było zmiażdżyć, a jednak wykazywałam się siłą i wewnętrznie byłam wojowniczką. Uważał, że kobieta, która w łóżku jest krucha jak porcelana, zaś na polu bitwy silna jak mężczyzna, jest godna jego łoża na więcej niż tysiąc nocy.
Pewien mądry mędrzec Sou Ji Gan próbował raz spisać księgę ze wszystkimi myślami będącymi w głowach dwóch kopulujących ze sobą kochanków. Według niego jeżeli para wojowników decyduje się na seks między sobą, powstaje magiczny, ponad cielesny rytuał, a nasienie mężczyzny i soki kobiety nabierają niepowtarzalnych właściwości leczniczych oraz zwiększających siłę. Wierzyłam, że ziarno smoka jest jeszcze wspanialsze i może nawet zdolne uczynić mnie niepokonaną, dlatego też poprosiłam Chase’a, żeby pozwolił mi go skosztować, dochodząc w moich ustach. Oczy zapłonęły mu wówczas z podniecenia. Spełnił moją prośbę, a ja do dziś nie zapomnę gorzkiego smaku, który szybko połknęłam, nim zdołał zniechęcić mnie do powtarzania tychże finałów.
Po stosunku zostałam u niego do białego rana, choć wiedziałam, że dużo ryzykuję. Bałam się, że komuś, na przykład Keiko, mógł zaświtać nocą w głowie pomysł, by zajrzeć do mnie, a wtedy wyszłoby na jaw, że się wymykam. Chase, jakby nie zważając na to, iż mogę mieć poważne kłopoty, próbował namówić mnie, bym zjadła z nim śniadanie. Rozpaczliwie pożegnałam go i zapytałam, czy nie byłoby możliwości, aby to on zaglądał do Klasztoru. Wyraził niechęć, choć był to jedyny sposób, żeby uniknąć kłopotów, nie przestając dalej pielęgnować naszego związku. Wyjaśnił, że nienawidzi Klasztoru i poprzysiągł sobie, że jego stopa nigdy tam nie stanie, chyba że po to, by Klasztor zniszczyć. Zdecydowaliśmy się więc na związek na odległość, wierząc, że to tylko wzmocni nasze uczucie. W efekcie nie zobaczyliśmy się aż przez dwa tygodnie.
Ciężko mi było znieść każdą rozłąkę z Nefrytowym, płakałam za każdym razem, żegnając się z nim. Nie tylko dokuczała mi tęsknota za nim samym, ale nieprzerwanie pragnęłam ponownie pod nim legnąć. Z czasem to drugie pragnienie osłabło, lecz nie samotność. Pragnęłam znów go usłyszeć, znów z nim rozmawiać znów tulić się do jego silnego ciała. Brakowało mi jego uśmiechu, spojrzenia, zwłaszcza tego pełnego aprobaty, gdy wykazuje się swoją wiedzą. Pierwsze razy, w których się żegnaliśmy były najgorsze i wtedy właśnie mój płacz był najsilniejszy. Bałam się wielu powodów: że Chase zdradzi mnie w międzyczasie, nie będzie za mną tęsknić, wróci do Tomoko, lub całkowicie się ode mnie odwróci, a ja skończę jak wykorzystana zwyczajnie dziewczyna. Nie chciałam być znów ofiarą, dlatego błagałam bogów i przodków, abym nie myliła się, wierząc w jego uczucie do mnie. W modłach nie potrafiłam jednak znaleźć spokoju, zwłaszcza wtedy, kiedy nie widzieliśmy się aż cały miesiąc.

***

Przez te całe dwa tygodnie rozłąki próbowałam odwrócić swą uwagę od tęsknoty, skupiając się na trenowaniu. Mistrz Guan dostrzegał mój smutek i nieprzerwanie pytał się, co mi dolega. Przed nim i przed wszystkimi musiałam skrywać swój sekret, kłamiąc w żywe oczy. Podczas samotnych nocy dokuczały mi wyrzuty sumienia. Tylko z Keiko postanowiłam być bezwzględnie szczera i któregoś dnia wyznałam jej o swojej przygodzie. Słuchała mnie z wielkimi, pełnymi przerażenia oczami, jakbym popełniła okrutną zbrodnię, co w sumie zahaczało o prawdę, bo stałam się dziewczyną wroga Xiaolin. Zapytała mnie, czy nie oszalałam, lub czy Nefrytowy czymś mnie nie zaszantażował. Nie chciała wierzyć, że mnie kocha, ani że ja jego. Ręcząc o swoim uczuciu do niego zadałam jej ból, po którym utraciłam ją na kilka dni. Nie myślałam, zwierzając jej się, a przecież Keiko sama się we mnie kochała. Wyznawszy przyjaciółce, że oddałam serce księciu Heylin, ugodziłam ją sztyletem w serce. Mimo wszystko po tych kilku dniach lizania ran, wróciła do mnie, obiecując chronić mnie do końca życia. Nadal nie uważała, by mój związek z Nefrytowym wyszedł mi a dobre, ale postanowiła dopilnować, aby nikt więcej się o tym nie dowiedział i żebym nie wpadła w Klasztorze w kłopoty. Byłam jej nieskończenie wdzięczna, nawet jeśli nigdy nie przestała namawiać mnie do wybicia sobie Chase’a z głowy.
- On cię kiedyś zrani tak, że się nie podniesiesz. Jest z Heylinu i dla niego nie będziesz się liczyć, gdy na przykład wam obojgu będzie coś zagrażać. Poświęci cię by przeżyć bez wahania. Nigdy cię szczerze nie pokocha, bo tacy jak on nie potrafią prawdziwie kochać.
Ja nie wierzyłam w jej słowa i przekonywałam się czymś zupełnie odwrotnym. Uważałam, że znam go zdecydowanie lepiej od niej. Mimo wszystko to co powiedziała tak utkwiło mi w głowie, że kiedy wreszcie się z Chase’m zobaczyłam, zapłakana upadłam mu w ramionach i wyjaśniłam, że boli mnie serce. Zabrał mnie wtedy do wanny i razem się wykąpaliśmy. Nie pytał co mi dolega, w zasadzie słowem się nie odzywał tylko pielęgnował mnie i starał, bym się rozluźniła i uspokoiła. Dopiero po kolacji zapytał mnie o moje zmartwienie. A ja, jakby po tym, co powiedziała mi Keiko, ograniczyłam się do wyjaśnienia mu, że boli mnie ta tęsknota za nim. Podświadomie czułam, że powinnam być  z nim szczera od początku, ale tak jak pominęłam Mistrza Guo, tak milczałam na inne niekomfortowe tematy, które mogłyby mnie położyć przed Nefrytowym w złym świetle. To był błąd, który w przyszłości mnie kosztował…
Aczkolwiek tamtego wieczora, choć Chase wyczuł, że pomijam istotne fakty, tak jakby wszystkiego sam się domyślił. Dla mnie skazał wszystkie swoje konkubiny na śmierć, za wyjątkiem mojej siostry, która nadal nie wracała z wymiaru Delta. Nie prosiłam go o to, ale w głębi czułam ulgę. Usłyszawszy o konkubinach chciałam zapytać czy dochowywał mi wierności, nie będąc pewna, czy chce wiedzieć. W końcu zła odpowiedź mogła boleć. Po zastanowieniu postanowiłam zaryzykować; odpowiedział, że tylko ze mną będzie się kochać do końca swych dni.
- Jak chcesz to robić… przecież nie jestem nieśmiertelna jak ty – spytałam, smutniejąc.
- Więc uczynię cię nieśmiertelną, gdy będziesz gotowa.
Zatkało mnie, gdy to powiedział. Czy to możliwe, bym aż tak go sobą uwiodła? Jeśli tak, to musiałam być naprawdę niezła, bo nie zajęło mi to dużo czasu. Czasem owszem, dopadały mnie wątpliwości, czy to wszystko nie jest jakimś podstępem z jego strony i że wcale go nie zdobyłam, ale z każdym kolejnym spotkaniem, które potem odbywały się przez cztery tygodnie co tydzień, udowadniał mi, ile dla niego znaczę.
Chase sam uwodził mnie swoim niepowtarzalnym urokiem osobistym, oraz wyglądem smoka. W tych najlepszych chwilach był serdeczny i dowcipny, pełen życia i nieskończenie wymagający.
– W łóżku masz pachnieć wyłącznie piżmem – mawiał.
Do tego stopnia przepadał za tym zapachem, że całkiem zrezygnowałam z olejku chryzantemowego i odtąd już zawsze woń piżma przypominała mi o Chasie.
Często po miłosnych zapasach trzymał mnie w objęciach tak blisko, że z trudem oddychałam. Wtedy górę brało nade mną moje dawne ja, czułam się zdławiona, w pułapce, zniewolona przez mężczyznę. Jeśli broniłam się, przyciskał mnie do siebie jeszcze mocniej i mówił:
– Nie umiera się z miłości, to niemożliwe, przecież wiesz, Kimiko.
Ja już o tym wiedziałam, ale on być może dopiero siebie przekonywał. Przy mnie uczył się miłości, a w jego przypadku było to trudne. Choć bywał opiekuńczy, złościł się, kiedy czasem potrzebowałam prywatności, jakiej on nie chciał mi dać. Tłumaczyłam sobie, że to z tęsknoty tak się zachowywał, oraz że to przez nią stawał się tak chorobliwie zazdrosny.

***

Podczas mojego siódmego powrotu do niego po całym miesiącu nie widzenia się, Chase na wstępie przygwoździł mnie do ściany. Zaskoczona i wystraszona zarazem zapytałam, o co mu chodzi, a on wściekle mi się przyjrzał, po czym wsunął we mnie dwa palce, nie przestając przyglądać się memu ciału. Gdy wyjął rękę i zobaczył, iż dopiero pod wpływem jego dotyku zrobiłam się mokra, puścił mnie. Zapytałam o powód tej napaści, a on wyjaśnił, że widział mnie zamykającą się w pokoju z Mistrzem Guanem, toteż chciał sprawdzić, czy nadal cieknie ze mnie śluz po zdradzie. Z racji, że jednak żadnej zdrady się nie dopuściłam, nie znalazł po sprawdzeniu mi krocza żadnych dowodów przeciwko mnie. Opowiedziałam mu, że w zamkniętym pokoju ćwiczyłam z Mistrzem Guanem medytację, która miałaby mi pomóc oczyścić umysł ze zmartwień. Widział we mnie potencjał i nie chciał, żeby moje smutki (wynikające z tęsknoty) spowalniały mnie. Uznałam, że zazdrość Nefrytowego o mnie jest urocza i próbowałam zapewnić go, że Mistrz Guan mnie tylko uczy i nigdy nic między mną a nim nie zajdzie.
- Poleciałaś na mnie, skąd mogę wiedzieć, że i on ci się nie podoba? – pytał, wciąż zdenerwowany.
- On jest brzydszy i o wiele starszy od ciebie, więc dla mnie zdecydowanie za stary. On mi tylko zastępuje Mistrza Funga, zrozum.
Myślałam wtedy, że go przekonałam do swoich niezłamanych uczuć, ale grubo się myliłam. To był dopiero początek mających nadejść problemów. Gdy potem położyliśmy się do łóżka, Chase wziął mnie brutalnie, jakby chciał pokazać przez to, jak bardzo jestem tylko jego. Przekręcił mnie na brzuch, unieruchomił, przygniótł i przeleciał. I chociaż podobało mi się to i otrzymałam znacznie więcej rozkoszy, rano obudziłam się obolała do tak opłakanego stopnia, iż nie byłam w stanie zjawić się na treningu. Co gorsza miałam sine i czerwone ślady na ciele, które rzucały się w oczy, chociaż szaty xiaolińskie miały długie nogawki i rękawy.
Jak się okazało, Chase kochał się w sposób równie skomplikowany jak jego natura. Gdy się dąsał, co zdarzało się od czasu do czasu, brał mnie powoli, jakby zastanawiając się, czy w ogóle mnie pragnie, a kiedy było już po wszystkim, w jednej chwili wstawał z łózka. Zazwyczaj nasza bliskość ponownie wprawiała go w dobry humor. Cieszyłam się z tych chwil. Lubił kochać się na różne sposoby, brał mnie, kiedy najmniej się tego spodziewałam, jakby chciał podkreślić swoje podważalne prawo do mojej osoby. Najbardziej jednak uwielbiał brać mnie od tyłu, bo mówił, że wtedy najlepiej wyczuwa całą długość pochwy. Uważałam tę pozycję za strasznie wyuzdaną i to sprawiało, że zalewałam się rumieńcem za każdym razem, gdy wypinałam się do niego, dodatkowo przyjemność, którą odczuwałam, była dwa razy silniejsza niż w przypadku każdej innej. To właśnie seks od tyłu dawał mi najwięcej różnorakich emocji; czułam ból, gdy wbijał się we mnie po sam koniec, iż mogłabym krzyczeć „dość”, ale też i niesłychaną rozkosz zarazem z każdym jego pchnięciem, iż jedyne co chciałam wprawdzie robić to zaciskać go w sobie i nie wypuszczać. Towarzyszyły mi tak sprzeczne i skrajne odczucia, że nie potrafiłam tego ogarnąć; darłam się, nie rozumiejąc co się ze mną dzieje, jedną stopą byłam w raju, drugą w piekle. Czułam się przez niego rozrywana, ale w żaden sposób doznanie mi to nie przeszkadzało, gdyż na końcu zawsze szczytowałam, co aż powinno być niemożliwe.
Moje życie nabrało nieoczekiwanego obrotu. Nadal byłam szczęśliwa i cieszyłam się każdym dniem, choć każdy dzień mógł oznaczać kłopoty. Z jednej strony groziły mi kary w Klasztorze, wygnanie, lub co gorsza ścięcie głowy, gdyby Mistrzowie dowiedzieli się o moim związku z Nefrytowym. Z drugiej groził mi sam Nefrytowy, bo jego chora zazdrość przerodziła się do tego, że uznał, że powinien obwieścić całemu światu, że jestem jego. Nie bacząc więc na to, że mogę mieć kłopoty, znaczył moje ciało czerwonymi śladami. Byłam na niego za to wściekła. Nie rozumiałam, z czego ta jego zazdrość wynika, czy to z mojej przeszłości, czy dlatego, że widział, jak koledzy próbują do mnie zarywać, czy po prostu mi nie ufał, bo wiedział, że nie jestem z nim szczera. Lecz jeśli to ostatnie jest tym powodem, to dlaczego miałby wówczas w ogóle ze mną być? Tkwiłam w kropce bez żadnej odpowiedzi.
W końcu nadeszły moje dziewiętnaste urodziny i ten dzień jako pierwszy stracił na szczęśliwych barwach. Wypadły w piątek, a że data moich narodzin była wszystkim dobrze znana, urządzono mi imprezę niespodziankę. Omi, Raimundo i Clay martwili się o mnie, dostrzegali moje smutki, a nawet od jakiegoś czasu stałam się dla nich bardziej zamknięta, toteż chcieli mnie jakoś pocieszyć.
- Jesteście kochani – powiedziałam im, widząc ich starania. Przez cały dzień nie tylko byli dla mnie mili, powstrzymywali się od złośliwych komentarzy, ale i spełniali każdą moją zachciankę. Co prawda pragnęłam ten dzień spędzać tylko i wyłącznie z Nefrytowym, tak niestety nie udało się.
Mistrz Guan zwolnił nas wszystkich z treningu, po czym włączył głośno muzykę ze stereo. Wraz z Keiko upiekł mi tort, a kiedy mi go przyniesiono w ogrodzie, w którym rozgrywała się impreza, zdążyłam zobaczyć, jak czarny kruk, który dotychczas siedział na drzewie, odleciał. Przez chwilę się tym przeraziłam, ale obiecałam sobie, że nie będę się martwić Chase’m zaś bawić, bo to mój dzień. Bawiłam się więc wesoło i jadłam dużo wraz z przyjaciółmi. Od każdego z nich dostałam prezenty. Od Keiko piękne kimono w niebieskim kolorze, od Raimunda nową część Błotnych Zombie, na którą złożył się z Clayem, od Omiego mnóstwo słodyczy, które zjadł mi Dojo, a od Mistrza Guana pozytywkę grającą starą, japońską melodię, przez większą część z narodu zapomnianą, ale ważną, dla każdej kobiety, która pragnęła w życiu prawdziwej miłości. Zakomponowała ją niegdyś kochanka wielkiego cesarza, który rzadko kiedy miał dla niej czas, przez swoje totalitarne ambicje. Pewnego dnia z tęsknoty powiesiła się, a kiedy cesarz ją odnalazł, sam również dokończył żywota, dopiero wówczas ogarniając, jak ważna dla niego była. Melodia była smutna i kończyła się tragiczną nutą, lecz nieprzerwanie pobrzmiewała w niej nadzieja, że choć czasem jest ciężko, nie wolno nam przestać wierzyć, iż mimo wszystko nie ma nic piękniejszego na świecie od należenia do swojego mężczyzny.


_______________________________________________________

I jak? :) Miałam małe opóźnienie, za które przepraszam. Jak widać są dwie strony medalu, gdy jest się dziewczyną Chase'a Younga. Tomoko może nie było w tym rozdziale, ale nie martwcie się o nią, powróci na pewno ;)
Ściskam Was wszystkich mocno i pozdrawiam!