wtorek, 24 maja 2016

14. "Kara Xiaolin i zasiane ziarno Heylinu"

Chase odnalazł dla mnie łaskę i gdy minęło całe trzydzieści dni, postanowił mnie wypuścić. Pozostałam na niego tak wściekła, że po odzyskaniu Złotych Pazurów Tygrysa, opuściłam go bez słowa pożegnania. W głowie miałam tylko jedną myśl –  jak najszybciej wrócić do Klasztoru i spróbować wszystko wyjaśnić. Ponieważ tkwiłam tyle w zamknięciu, miałam mnóstwo czasu na obmyślenie sensownego usprawiedliwienia. Po trochu Nefrytowy i jego więzienie mnie zainspirowały. Była sobota, kiedy wracałam, a więc dzień prawie wolny od treningów. Zastałam Klasztor prawie wyludniony, większość postanowiła pojechać do Szanghaju na zakupy, albo zamknąć się w pokojach i w nich rozkoszować się czasem wolnym. Postanowiłam odnaleźć Mistrza Funga, który był moją nadzieją na pozyskanie łaski w Xiaolin. Odnalazłam go w ogrodach; wcześniej spotkałam paru mnichów, którzy na mój widok zrobili miny, jakby zobaczyli ducha. Słyszałam ich szepty, każdy o mnie plotkował, lub wytykał palcem. Widziałam w ich oczach oburzenie, pogardę, niesmak wobec mnie, oraz obawy o to, co może mnie niebawem spotkać. Sama się bałam tego, co może nastąpić. W powietrzu wisiał zapach burzy, mającej grzmieć niebezpiecznie nad moim ciałem i duszą. Obiecałam sobie, że jeśli z Klasztoru mnie wyrzucą, odpłacę się Nefrytowemu. Nie zerwę z nim, gdyż nie miałam do tego serca – nadal go kochałam – ale skażę go również na więzienie. Na długie dwa miesiące samotności, w których nie dam mu żadnego znaku życia. Nie obchodziło mnie, czy go stracę, w zasadzie to nawet o tym nie pomyślałam. Jak już to on powinien drżeć, czy nie zostanie porzucony. To on był wszystkiemu winien.
Stanęłam przed Mistrzem Fungiem, a on zbladł na mój widok. Ryknął na mnie zdenerwowany pytaniem o to, gdzie byłam, po czym zaczął przytaczać mi zasady z kodeksu, które przecież tak doskonale miałam wyryte w pamięci. Objaśnił, że moje zbuntowanie grozi straszliwymi karami. Powtórzył wielokrotnie, że Klasztoru nie wolno opuszczać bez specjalnej zgody, jakiej ja nigdy nie pozyskałam. Mój strach żywił się jego słowami i rósł. Obawiałam się już tylko najgorszego. Byłam w stanie wydukać przed nim tylko ciche: przepraszam. Zaprowadził mnie do Dziewięciu Mistrzów, których pierwszy raz widziałam, kiedy pojawiłam się w Klasztorze, a tak to widywałam ich naprawdę bardzo rzadko. Uczyniono to od razu, jak tylko się pokazałam. Nie dano mi się nigdzie schować. Kiedy Dziewięciu Mistrzów mnie zobaczyło, nakazało przeprowadzić proces jeszcze tego samego dnia. Usłyszawszy „proces” zaczęłam bać się jeszcze bardziej. Mój los leżał w rękach starych, zgrzybiałych mistrzów, którzy mieli pełne prawo mnie potępić, czerpiąc samą satysfakcje z tego, że dowiodą prawdy swych stereotypowych poglądów, iż dziewczyna jest gorsza. Miał się rozstrzygnąć na piętrowym placu przed świątynią, który był w stanie pomieścić wszystkich mnichów. Związano mi ręce grubym, szorstkim sznurem jak przestępcy i postawiono na najniższym piętrze osamotnioną. Sznur wrzynał się w moje nadgarstki, zrywał ze mnie skórę, bo był ostry, jaki spleciony z żyletek. Zobaczyłam moich przyjaciół zjawiających się z innymi uczniami na placu wyżej. Nad nimi zaś i jeszcze bardziej nade mną, przybyło Dziewięciu Mistrzów, w którego w skład wchodził Mistrz Od Przepony, który nigdy za mną nie przepadał i zawsze mi źle życzył, a także Mistrz Fung, który kochał mnie jak ojciec córkę. Mistrz Guan z innymi mniej ważnymi Mistrzami stanął za nimi. Czułam na sobie jego pełne współczucia spojrzenie i po trochu odbierałam wrażenie, że obwinia siebie za to, co się stało. No tak, w końcu zniknęłam po tym, jak wyznał mi swe uczucia.
Proces zaczął się natychmiast i nie był za przyjemny. Sąd dał mi do zrozumienia, że za taki wybryk, za ucieczkę w tak ważnym czasie, kiedy przygotowywano mnie do egzaminu na Smoka, woli mnie wyrzucić niż zatrzymać. Nie obchodził ich nawet mój dar władania ogniem. Za to fakt, że byłam dziewczyną był im tylko bardziej na rękę i zachęcał, żeby się mnie pozbyć. Według nich w Klasztorze nie ma miejsca dla takich jak ja. Było mi straszliwie wstyd, choć byłam niewinna, oraz smutno, że nikt nie liczy się z moimi uczuciami. Gdy zapytali mnie, co mam na swoją obronę, powiedziałam, że potrzebowałam ucieczki, by zasmakować tego, że żyję. Wyjaśniłam, iż zamknięta przez całe życie w Klasztorze poczułam się jak pionek w ich rękach bez żadnych praw. Wiedziałam, że tymi słowami sobie szkodzę, ale nie miałam innej sensownej wymówki. Nie potrafiłam zwalić wszystko na Chase’a, przyznać, że to on mnie uwięził i wydać go w ten zdradziecki sposób. Wierność zabraniała mi to czynić. Poza tym wtedy Mistrzowie zaczęli by się dopytywać po co miałby to czynić i czy mam na to jakieś dowody. A tak dowodów nie potrzebowałam żadnych i brzmiałam szczerze.
Usłyszałam, że zhańbiłam Xiaolin przez swoje płytkie pragnienia i dlatego zasługuje na natychmiastowe wydalenie bez możliwości powrotu. Wydalenie oznaczało stanie się jednocześnie żebrakiem, gdyż w ciągu godziny traciłam miejsce zamieszkania i wychodziłam do świata bez żadnych pieniędzy, perspektyw na życie i co najważniejsze – dokumentów. Niby mogłabym sobie poradzić, mając Chase’a, ale jakbym się z tym czuła? Raczej źle, bo nie byłabym kobietą niezależną, a taką pragnęłam zawsze być. Myślałam więc, że jestem sama jak palec i zapłacę srogą karę, chociaż byłam wystarczająco pokrzywdzona.
Aż nagle moi przyjaciele chórem zaczęli stawać w mej obronie. Jednym głosem błagali Mistrzów, by dali mi szansę i opowiadali, że oni sami często przeżywają takie problemy, iż pragną uciec. Poopowiadali o mnie same superlatywy, wygłosili tyle moich sukcesów (zwłaszcza sukcesy w walce z Nefrytowym), a kiedy dołączył się do nich Mistrz Guan i Mistrz Fung, sąd musiał uchylić swój wyrok. Tak bardzo wzruszyłam się ich aktem, że nabrałam ochoty, by się popłakać. Postanowiono nie wyrzucać mnie i dopuścić do egzaminu, ale kara jakaś musiała być; zawieszono mnie więc na całe trzy miesiące w nauce, do tego rozkazano wymierzyć mi piętnaście batów, co dla mnie, dla kobiety, było czymś wielce bolesnym i trudnym do zniesienia.
Mistrzowie szybko zamknęli proces, zapisali swój wyrok na zwoju i zanieśli go wynajmowanemu katowi – był to wysoki, łysy mężczyzna, bardzo umięśniony, a przez jego sylwetkę przeplatał się wytatuowany smok. Oddali mnie w jego ręce i wrócili do swoich kwater, by zając się swoimi rozmyśleniami i medytacjami. Jeden tylko z nich został, by dopilnować, aby kara została bezwzględnie wykonana na oczach wszystkich mnichów. W ten sposób chciano przestrzec pozostałych, że zasady Xiaolin lepiej respektować. Ten kat cmokał do mnie jak do kundla i mrugał, prezentując mi bat, którym miał zamiar mnie okładać. Zrozumiałam, że jestem pierwszą kobietą, którą zacznie nim bić, w końcu przede mną nie było w Klasztorze innych mniszek. Bałam się tego, co mi zrobi. Patrząc po nim wiedziałam, że nie obejdzie się ze mną łagodnie i nie myliłam się.
O zachodzie słońca obnażono mnie od góry do pasa, po czym przywiązano do półsłupa na środku gołego dziedzińca. Na całym mym ciele powstała gęsia skórka wywołana zarówno strachem, jak i zimnem. Było okropnie zimno, ale ból, który miałam zaraz otrzymać, miał mnie rozgrzać. Pierwszy cios otrzymałam nagle, kiedy zagapiłam się na kruka, który przyleciał, lecz tylko na sekundę – odleciał, gdy wymierzanie kary się rozpoczęło, gdyż widać Chase nie chciał oglądać tego, do czego sam się przyczynił. Krzyknęłam do chowającego się za horyzontem słońca, oczy natychmiast zrobiły mi się mokre od łez. To był dopiero pierwszy cios, a bolał tak straszliwie, że od razu rozpłakałam się jak dziecko, jakie jeszcze nigdy nie poznał bólu. Próbowałam pocieszyć się głupią myślą, że tylko pierwsze uderzenia będą mocne, po czym zaczną słabnąć, bo kat zacznie się męczyć. Ale każdy cios piekł mnie równo tak samo, rozrywając mi skórę do krwi i wyginając mnie w plecach i narażając mnie na utratę głosu od tych krzyków. Co gorsza miałam wrażenie, że bicie mnie podnieca człowieka trzymającego bat. Uderzał tak mocno, że bałam się, iż następny cios się przeze mnie przebije i pokroi. Miałam wrażenie, że dokopywał się do mojego brzucha, który był osłonięty przez kolumnę, a na plecach mam wielkie dziury, jakby wykopane rozżarzonym kilofem. Kiedy kat zaczynał, stałam przy słupie, lecz po siódmym uderzeniu, już nawet nie klęczałam, ja pod nim leżałam. Dwunasty cios pozbawił mnie przytomności. Nigdy bym nie przypuszczała, że Xiaolin potrafi być tak bezduszny jeżeli chodzi o kary. Utrata przytomności była czymś cudownym, bo gdyby nie ona, pewnie bym skonała. Niestety pozwoli mi być z dala od bólu tylko przez chwilę. Przy czternastym ciosie zorientowano się, że coś się nie ruszam i nie odzywam. Opowiedziano mi, że pomyśleli, że nie wytrzymałam i umarłam, więc sprawdzono mi puls. Ponieważ go wyczuli, szybko rozkazano wylać na mnie kubeł zimnej wody. Kiedy się obudziłam, otrzymałam ostatnie, piętnaste uderzenie. Po nim nadszedł ukochany koniec.
Zazwyczaj zostawiano tak skazańca, aby sam się uwolnił, co czynił dopiero po paru godzinach, gdy do siebie dochodził. Ale ja miałam przyjaciół, miałam Keiko, która natychmiast do mnie pobiegła, gdy po zakończeniu ją przepuszczono. Zastała mnie leżącą w kałuży krwi i z rana tak strasznymi, iż słyszałam jej pisk, choć oczy miałam zamkniętę - nie miałam siły ich trzymać otwartych. Uwolniła mi ręce i okryła jakąś miłą w dotyku szatą. Kiedy byłam już okryta, pozwoliła Raimudowi, Omiemu i Clayowi do mnie podejść. Clay wziął mnie na ręce, bo z bólu nie potrafiłam  się podnieść i zaniósł do pokoju. Byłam na wpółprzytomna. Resztkami funkcjonującego umysłu starałam się myśleć o czymkolwiek, tylko nie o bólu. W końcu, kiedy Clay zabierał mnie do pokoju, a moja głowa zwisała w dół, podziwiałam jak budzący się świat wiruje wokół mnie, tak chaotycznie, jakby również przeżywał bestialskie cierpienie. Rąk też nie czułam, bo tak długo na nich zwisałam, że odpłynęła od nich cała krew. Wszyscy do później nocy dotrzymali mi towarzystwa, pocieszali, wycierali mi łzy. Omi zaparzył mi herbaty a Raimundo próbował odwrócić zająć moje myśli jakimiś żartami, które chociaż były kulawe, rozweselały mnie. Stwierdziłam, że wszystkich ich kocham. Keiko postanowiła zostać ze mną na noc, by móc się mną opiekować. Ja nie mogłam zasnąć, za bardzo cierpiałam by móc zmrużyć oczy. Cały czas czuwała nad moimi plecami, aż do drugiej w nocy. Wtedy do mojego pokoju przybył Chase.
Wyjdź powiedział surowym głosem do Keiko. Oboje obrzucili się niechętnym spojrzeniem. To był pierwszy raz, kiedy Keiko zobaczyła go na żywe oczy, więc przypatrywałam się jej twarzy, ciekawa reakcji. Od razu wiedziała kim on jest. Ciężko było poprawnie ją odczytać; była głównie zaskoczona i niepewna tego, jak się zachować. Chociaż Keiko pragnęła ze mną zostać, nie umiała Nefrytowemu się przeciwstawić. Z opuszczoną głową wyszła, wyglądając jak ironia, bo mi nakazywała mu się buntować i nie słuchać jego poleceń, a sama zachowała się przy nim bardziej jak służąca. Wierzyłam, że zrozumie, że to nie tak łatwo powiedzieć mu „nie”.
Nie wiem jak to zrobił, pewnie przy użyciu magii, ale Chase zabarykadował drzwi, by nikt z zewnątrz nie mógł wejść. Zdjął z siebie zbroję, niepotrzebne części odzienia i wgramolił się do mnie pod kołdrę. Nie odezwał się słowem, podczas gdy ja spoglądałam na niego przez łzawiące oczy, leżąc na brzuchu. Delikatnie odchylił wielki opatrunek zrobiony przez Keiko, żeby przyjrzeć się ranom, tym wielkim wąwozom zalanym krwią i poszarpanym mięsem na moich plecach. Skrzywił się z gniewu. Jakoś nie miałam odwagi, by powiedzieć mu, że to jego dzieło. Przy nim jak zwykle uciszałam się, nabierałam na posłuszeństwie, uległości. Złożył mi pocałunek na ramieniu, następnie zaczął uzdrawiać. Każdym pocałunkiem odkupywał u mnie swoją winę. Lubił bawić się w eliksiry i posiadał jeden z ziół i z magicznych, smoczych specyfików, który pozwalał leczyć śmiertelników. Pokropił nim moje plecy; jęknęłam, bo poczułam, że spadające na mnie krople kłują jak igły przy akupunkturze. Następnie przejechał dłonią po ranach, likwidując każdą z nich. Eliksir przysłużył się, bo nie została ani jedna blizna. Chase uprzedził mnie, że oczywiście przy Mistrzach będę musiała nadal poruszać się, jakbym była ranna, przynajmniej przez okres trzech miesięcy, czyli mojego zawieszenia. Potem przytulił mnie do siebie, ugłaskał i zaczął usypiać. Przy nim było mi już o wiele łatwiej zasnąć, ale nim to zrobiłam, wyszeptałam mu jeszcze jedno pragnienie, patrząc w oczy.
Chcę, żeby oni wszyscy zginęli.
Ucałował mnie w czoło i jeszcze raz przejechał dłonią po mych włosach.
I zginą, moja księżniczko. Obiecuję ci to.
Jeszcze tej samej nocy, gdzieś w okolicach godziny czwartej, człowiek, który wymierzał mi baty, zginął w przedziwnych okolicznościach  – został znaleziony ze śladami na ciele po trzydziestu uderzeniach, w dodatku zadanych nie zwykłym batem, ale biczem z metalowymi, kolczastymi rzemieniami z przymocowanymi do siebie ostrym hakami, które wbijały się w skórę przy uderzeniu, zdzierając ją i mięśnie. Nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego nikt nie słyszał, jak wydziera się z tych tortur. Nie miałam wątpliwości co do tego, kto go tak załatwił. Oczywiście  podejrzenia padły na mnie, jednak było zbyt wiele świadków potwierdzających, że nie wychodziłam z pokoju przez cały czas po procesie, a więc Guan załatwił to tak, że Wielcy Mistrzowie zostawili mnie w spokoju.

***

Przypuszczam, że to był plan Chase’a od początku. Chciał, żebym znienawidziła Mistrzów  i Xiaolin poprzez pokazanie mi ich okrutnej, złej i skrywanej przed światem strony. Xiaolin może i walczył w służbie ogólnego dobra dla świata, ale cenił sobie porządek tak bardzo, że za złamanie swoich zasad potrafił skazać na śmierć. Heylin tym się od niego różnił, iż był jedną wielką rodziną, w której każdy wojownik był sobie tak lojalny, że nie zdradziłby i nie pozwoliłby skrzywdzić żadnego z członków. Owszem, kary istniały gdyby ktoś zechciał zaszkodzić księciu, jednakże nie każono batem za uczynienie czegoś złego. Przypomniało mi się, jak kiedyś Mistrz opowiadał właśnie, że Heylin jest właśnie drugą rodziną, inną od Xiaolin, ale rodzina – i to o mocniejszych więziach. Żałowałam, że to nie Heylin od początku był moją rodziną. Byłabym wtedy silniejsza, bezpieczniejsza, lepsza. Chase od początku byłby też mój i to on byłby moim pierwszym.
Nefrytowy nie przewidział jednak tego, że moja przyjaźń z drużyną i z Keiko tak się wzmocni – głównie dlatego, że w nią nie wierzył – więc wciąż miał przeszkodę na drodze i nie mógł ich zabić, a wiem, że chciał. Cały plan miał dla niego też drugą zaletę, mianowicie to, że zostałam zawieszona na trzy miesiące, a zatem na trzy miesiące mogłam być tylko jego, w jego pałacu. Zawsze pod ręką, gdyby go coś naszło. I tak też się stało, bo chociaż chciałam sama go ukarać i się z nim nie widywać, tęsknota i wierność jemu wygrała ze mną, zmusiła do powrotu do Nefrytowego Pałacu. Zanim jednak przekroczyłam próg, zażądałam, aby przysiągł mi, że mnie więcej nie uwięzi. Zrobił to, więc mu zaufałam. Ponieważ nie miałam już treningów, nie tylko noce, ale i dnie mogłam z nim spędzać. Co któryś dzień wypadało, bym pokazała się na posiłkach w Klasztorze, aby nie pomyślano, że znów uciekłam i tak też postępowałam. Te trzy miesiące przerwy postanowiliśmy z Jaszczurką wykorzystać w specjalny sposób. Na trenowaniu do egzaminu na Smoka.
Teraz mieliśmy taką możliwość, a książę, chociaż przyczynił się do zawieszenia, nie chciał, bym egzaminu nie zdała. Pragnął żebym osiągnęła ten sukces, gdyż wtedy stanie się on również i jego sukcesem, samo trenowanie mnie również doda mu zabawy. A zatem rozpoczęły się trzy wielkie miesiące pracy. Najpierw Nefrytowy objaśnił mi dokładnie jak wygląda taki egzamin. Dodał, że trzy miesiące są zbawienną karą, bo czas ten można idealnie rozłożyć na trzy zadania jakie mnie czekają. Powiedział, że będę musiała zaprezentować, jak do perfekcji opanowałam jakiś styl, następnie popisać się kontrolą nad swoim żywiołem, a w trzecim zadaniu stanąć do walki z mnichem, który tytuł Smoka już posiadł. Nie kazano mi go pokonywać, wystarczyło wytrzymać z nim w walce trzy minuty i nie dać się powalić, bo ten kto upadnie, przegrywa. Chase jednak obiecał mi, że będę pierwszą kobietą, która pokona Mnicha Smoka. Zanim zaczęliśmy, pragnął jeszcze ze mną szczerze porozmawiać, wiec usiedliśmy razem na miękkich poduszkach na podłodze. Na początek zapytał, czy mu ufam.
Ufam ci bezgranicznie – odparłam jednomyślnie. Oczywiście, że mu ufałam. Byłam gotowa za niego walczyć, chociaż robił mi problemy. Czy i ja nie byłam dla niego problemem tylko dlatego, że buduje w nim siatkę uczuć? Chase ponowił pytanie i kazał mocno się zastanowić. Zrobiłam, co chciał i rozważyłam wszystko, po czym odpowiedziałam znów to samo. Ufam ci.
Zatem czegokolwiek bym nie żądał, cokolwiek kazałbym ci zrobić, zrobisz to? — Nie spuszczał ze mnie sztywnego spojrzenia, wymagającego pewnej, przemyślanej odpowiedzi. Pokiwałam głową, na znak, że tak. I nie będziesz narzekać, a posłusznie słuchać i wykonywać? — Ponownie kiwnęłam. I nie zwątpisz we mnie?
Nigdy.
Złapałam go za dłonie i mocno ścisnęłam chcąc, by moje słowa bardziej go przekonały. Nie rozumiałam, dlaczego wątpił w to, czy będę się go słuchać - dopiero po rozpoczęciu się treningów wiedziałam, że wszystko o co  mnie pytał, miało swoje uzasadnienie. Jego treningi były tak wykańczające, iż czasem miałam dość. Przysięgłam mu jednak i nie chciałam, aby moja opinia u niego ucierpiała, zatem mordowałam się dalej wedle jego ćwiczeń. Wiadomość, że nigdy w niego nie zwątpię zawisła na długo między nami. W końcu Nefrytowy się uśmiechnął. Ta rozmowa była epitafium przed rozpoczęciem trenowania. Już wcześniej upominał mnie, że treningi z nim są śmiertelnie wykańczające, spodziewałam się więc potu i łez, zwłaszcza, że mieliśmy tylko trzy miesiące. Chase oczywiście gwarantował, że tyle nam wystarczy, ale ja nie chciałam w to wierzyć, wiedziałam przecież ile lat w Xiaolin potrzeba na zgłębienie stylu. A Chase chciał jeszcze nauczyć mnie od nowa zupełnie innego, o którym nigdy nie słyszałam.
Jakiego stylu uczyłaś się w Xiaolin? – spytał.
Tygrysa – oznajmiłam, a po chwili ujrzałam, jak się śmieje. Co w tym śmiesznego?
Już rozumiem czemu jesteś taka słaba i skąd ten chaos w twoich ruchach, brak skupienia i niekontrolowany temperament. Jak zwykle wiedział coś więcej, o czym ja nie. Jego słowa mnie denerwowały i wprawiały w dyskomfort. Nie lubiłam, kiedy ktoś mi ubliżał gadaniem, że jestem słaba. Zawsze się wtedy rumieniłam i równocześnie irytowałam. Musiał dostrzec, czy raczej bezbłędnie odczytać moją reakcje, gdyż zaraz po chwili złośliwie się uśmiechnął.
Nie jestem słaba warknęłam.
Jesteś, kochanie.
Nie jestem.
Jesteś – to wypowiedział już oschlej i zaczął się zbliżać. Tygrysem walczy Guan, bo Tygrys wykorzystuje mięśnie, których tobie brak. Jesteś chudziutka, słabiutka i kruchutka niczym chińska porcelana. Zatrzymał się tuż przy mnie i spojrzał na mnie z góry. Taka, jaką lubię. Tym zdaniem chyba chciał mnie pocieszyć, że to nie tak źle, być słabą, kiedy to nieprawda. Za nic nie chciałam przyjąć do siebie tej wiadomości.
Chociaż Jaszczurek uwielbiał mnie taką, musiał obejść się ze smakiem w utrzymaniu mnie słabej i kruchej, bo nie taka zaakceptują mnie mistrzowie. Styl, jakiego pragnął mnie nauczyć, nosił nazwę styl Feniksa. Przyznałam od razu, że nigdy o nim nie słyszałam, a on skomentował to następująco, używając tego swego jaszczurczego języka pełnego jadu i pogardy dla mojej szkoły.
Oczywiście, że nie, gdyż Xiaolin nie uczy już Kung Fu. Uczy was jak szukać zabawek i wygrywać beznadziejne pojedynki, które opierają się na sztukach walki w zanikającym stopniu. Wykorzystuje was do gromadzenia olbrzymiej mocy w swojej świątyni. Kto wie, może po to żeby zawładnąć światem?
Xiaolin taki nie jest — odparłam. Wydawało mi się, że mam rację, przecież szukamy i zbieramy Wu, by świat nie był w niebezpieczeństwie, bowiem tylko Xiaolin jest jedyną pewną instytucją, która nie użyje ich w złym celu.
Taka pewna jesteś?
Wówczas Chase przypomniał mi o ciemnej naturze Xiaolin i jakoś tak zawirował w mym umyśle, iż zwątpiłam w racje, jakie od lat wpajali mi do głowy mistrzowie. Zaczęłam zastanawiać się, czy to nie Heylin jest tą jedyną, s ł u s z n ą instytucją. Jak nic Chase czynił to wszystko celowo, w perfekcyjnie sprawdzony i opracowany sposób. Najpierw zasiewał u mnie niepewność, nacierając na mnie swoimi poglądami. Potem, by dowieść, iż nie mam racji absolutnej, wpuszczał mnie w kłopoty, bym na własnej skórze się o tym przekonała. Na koniec wywoływał wspomnienie nabytego doświadczenia, by dobitniej uświadomić mi o kłamstwie z jakim żyłam. Potrafił tak doskonale wywierać na mnie swój wpływ i mną manipulować, iż w końcu przyjmowałam każdą jego myśl, nie zastanawiając się nad jej uzasadnieniami. Naprawdę zaczęłam wierzyć po pewnym czasie, że to Xiaolin jest zły.

***

Treningów z Chase Youngiem nie zapomnę do końca życia, bo ich nie da się wyrzucić z głowy, co było jego zamiarem. Jak zapowiedział, były rzeźnią i po samym pierwszym tygodniu nie mogłam ruszyć się z łóżka, by chociaż założyć pantofle. Na nic nie zważał i nie oszczędzał mnie tylko dlatego, że byłam dziewczyną, lub jego konkubiną. Wyciskał ze mnie ostatnie soki jak z cytryny, przez co na trzech pierwszych treningach doprowadził mnie do zemdlenia. Ćwiczył ze mną całe dnie z przerwami na jedzenie; pozwalał mi spać tylko po cztery godziny dziennie, tłumacząc, że nie mamy czasu na sen. Każda niedziela tygodnia była dniem rehabilitacji, podczas którego nie robiłam nic a tylko leżałam w łóżku i albo spałam, albo się obżerałam. Tak bardzo wzrósł mi apetyt, że mogłabym tylko jeść i jeść. Nocami byłam tak padnięta, iż pozbawiona sił od razu zasypiałam w ramionach Nefrytowego, który nie mógł się złościć, że nie mogę się z nim kochać. Głaskał mnie i szeptał mi do snu, że jestem jego „piękną wojowniczką”. Z nim naprawdę wierzyłam, że mogę wszystko.
Styl Feniksa nie miał trudnych do pojęcia ruchów;  ogólnie polegał na obrotach, zachowaniu ładnej pozycji rąk w ujęciu przypominającym rozłożone skrzydła, a największą pracę odgrywały nogi. To nimi najwięcej atakowałam, a wykonując piruety podnosząc się jednocześnie z ziemi, atakowałam moimi skrzydłami. Nogi, jak powiedział mój nowy Mistrz, są moim największym atutem, więc na nich powinnam się skupić i przekładać najwięcej siły. Spodobał mi się ten styl, ale przez te obroty był męczący. Po trzech miesiącach przestałam odczuwać ból i zmęczenie, nabrałam na szybkości, jednak kosztowało mnie to tyle męczarni, tyle potu, łez i zakwasów… W Xiaolinie nigdy czegoś takiego nie przeżyłam i uznałam, że treningi w Klasztorze są nic nie warte. Może na początku, gdy byłam dzieckiem, potrafiły mnie zmęczyć, lecz zauważyłam, że z moim wiekiem poziom wcale nie uległ zmianie i nadal był banalny. Ponownie odnajdywałam sens w słowach Nefrytowego, ponownie smucąc się, że zostałam w dzieciństwie oszukana i straciłam tyle cennych lat na naukę tego, co w przyszłości w ogóle mi się nie przyda.
W trakcie tych trzech miesięcy pojawiałam się od czasu do czasu w Klasztorze, by Mistrzowie nie nabrali podejrzeń, że znów gdzieś nawiałam. Tę chwilę przerwy, jaką miałam pragnęłam wykorzystać na przyjaciół, którzy tak się za mnie wstawili, że nigdy im tego nie zapomnę. Moimi podziękowaniami miało być właśnie pielęgnowanie naszych więzi, lecz jak na złość – pewnie dlatego, ze to ukartował – Chase wypełniał mi całe dnie ćwiczeniami, bym nie miała dla nich czasu. Chwile w Klasztorze były tak krótkie, że mogłam jedynie szepnąć do przyjaciół „cześć’, lub zjeść z nimi obiad. Kiedy po trzech miesiącach wróciłam do nich, chciałam to wszystko naprawić, lecz ta sprawa była już jakby przeterminowana. Miałam wrażenie, że w oczach moich przyjaciół dostrzegam rozczarowanie i żal o to, jak ich potraktowałam po tym, jak uratowali mi skórę. Powtarzałam sobie konieczność, iż muszę im to zrekompensować. Nie wiedziałam tylko jak, bo przez te trzy miesiące oddaliłam się od nich tak bardzo, że nie wiedziałam, jak wrócić. Stali mi się trochę obcy, za bardzo przywykłam do Chase’a oraz Nefrytowego Pałacu. Poznałam niewygodność maty i tęskniłam każdej nocy za łóżkiem mego księcia. Jedzenie w Klasztorze w ogóle mi nie smakowało, a na Mistrzów zaczęłam patrzeć spod byka, podejrzliwie oceniając każdy ich ruch. Żadnemu nie potrafiłam zaufać, nawet rady Mistrza Funga nie brzmiały dla mnie tak przekonywująco i mądrze jak wcześniej.
Moje następne urodziny spędziłam w Heylin Pałacu, daleko od Klasztoru. Chase ucieszył się i rozkazał służbie wystawić najlepsze z najlepszych przyjęć. Zaczynałam dwudziesty rok mego życia, a więc na stole zawitała znacznie większa ilość potraw, prezentów również dostałam tyle, iż sam skarbiec świątyni Xiaolin nie byłby w stanie ich pomieścić. Głównie obdarował mnie kwiatami, strojami, dożywotnim zapasem flakoników o zapachu piżma. Z tych drogocenniejszych prezentów dostałam szkatułkę z figurkami najpiękniejszych w historii wojowniczek i cesarzowych, legend mitycznych, oraz złotą bransoletkę z motywami smoków, zdobioną perełkami, która była tak piękna, że olśniła mnie swym blaskiem, że zamarłam i Chase musiał sam ją na mnie zapiąć. Nigdy jej nie zdejmowałam, chyba że do kąpieli.
Tego dnia zaoferował mi również przemianę w nieśmiertelną osobę przy pomocy specjalnego eliksiru na bazie Lao Man Long. Ponieważ jednak moja miłość do niego wyrosła z fascynacji jego osobą, odparłam, że chcę, żeby uczynił mnie nieśmiertelną wtedy, kiedy będę mu rówieśniczką. Natychmiast zaczął ze mną pertraktować i namawiać abym wybrała wcześniejszy wiek. Bardzo chciał pozostać ode mnie starszym, a i ja jawiłam się mu atrakcyjna jako młodsza. Po wielu jego namowach w końcu uległam i rzekłam:
Kiedy będę mieć dwadzieścia jeden lat.
O jeden i tak za dużo, ale niech ci będzie zgodził się.
Potem całowaliśmy się, umoczeni w ciepłej wodzie, zasypanej paletą kwiatów wypełniającej szeroką wannę, a srebrzyste pasma pary otulały nasze skóry. Światełka świec towarzyszyły nam, migocząc jak świetliki i przywodząc łazienkowej części sypialni uroków pałacowych ogrodów, w którym przyroda żyła sama z siebie. Aż przerwałam wodne pieszczoty, gdyż pomyślałam znów o mojej  przyszłości, nie zdolnej być tak niezależną, jaką wówczas wspólnie z Chasem kreowałam. Zapytał mnie od razu, dlaczego nagle posmutniałam. Cóż moglam rzec, jak szczerze przyznać, że nie czuję się osobą. Dokładniej to powiedziałam, że nie mam żadnych dokumentów tożsamości, tak jakbym nie istniała. Pewnie mój ojciec jakieś posiadał, ale on miał wówczas nowe życie, w którym nie było dla mnie miejsca, bo o mnie zapomniał. Wiedziałam, że jeżeli opuszczę Xiaolin, stanę się dosłownie nikim. Nigdzie nie mogłabym mieć ani domu, ani pracy, robienie zakupów bez dokumentów, czy bez odznaki przynależności do Xiaolin byłoby trudnością, a gdyby zaczepił mnie jakiś oficer i zechciałby mnie wylegitymować, miałabym problem. A przecież nie mogłam tkwić tylko i wyłącznie w Nefrytowym Pałacu i podlegać bezwzględnie woli jego księcia. Chciałam utrzymać jakiś kontakt ze światem.
Dlatego poprosiłam Chase’a o chińskie obywatelstwo, on zaś zdziwił się, bo nie rozumiał dlaczego chińskie, a nie japońskie. Oznajmiłam, że całe życie spędziłam w jego kraju, dlatego sama uważałam go za swój dom. Z Japonii było we mnie tyle, co nic. Miałam rysy, krew, styl wysławiania się japoński, jednak upodobania całkowicie chińskie. Chase więc powiedział, że załatwi mi wszystkie potrzebne dokumenty, ale dodał, że dobrze by było, gdybym odzyskała od ojca te z japońskim  dowodem tożsamości, który będzie trzeba unieważnić, gdyż dwóch dowodów mieć nie mogę. Nie miałam zielonego pojęcia, jak zdobyć wszystkie dokumenty od niego. W jaki sposób, skoro mnie nie chciał i prawdopodobnie nie zechce otworzyć mi nawet drzwi? Jak głupia oczywiście Chase’owi odpowiedziałam, że jasne, zdobędę je w najbliższym czasie, zatajając coś, o czym i tak dobrze wiedział. Może nie chciałam być już dłużej postrzegana przez niego jak mięczak i słabeusz, który do każdego wyzwania potrzebuje pomocy. Choć zapewne, gdyby zaoferował mi w tej wannie swoją pomoc sam do siebie również w tej sprawie, od razu bym z niej skorzystała, gdyż (nie ukrywałam tego) przez życie w Pałacu spodobało mi się leniuchowanie i wykorzystywanie innych. Pewnie dlatego też właśnie jednak tej oferty z siebie nie wydał, bym za bardzo na wygodach nie spoczęła i nie przestała się rozwijać, póki jeszcze mogę.

___________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział nie był za nudny :) Miało robić się coraz ciekawiej...

niedziela, 1 maja 2016

13. "Zawiść krwi i księżniczka w opałach"





Odliczałam pędzące jak wiatr w górach sekundy, czekając, aż w drzwiach pojawi się Nefrytowy z wściekłością w oczach. Bałam się tego spotkania, moje nogi uginały się, gotowe zmusić mnie do tego, bym padła na kolana i błagalnie zaczęła mu wyjaśniać, że niczym nie zawiniłam. Bałam się też, że samo jego gniewne spojrzenie będzie w stanie mnie zamordować. Kompletnie przestałam zważać na Mistrza Guana, który razem ze mną obecny był w pokoju i nie zaprzestał oferować mi swej pomocy. Odmawiałam i za któryś razem wreszcie odpuścił. Nie przestałam zerkać na drzwi, w pewnym momencie nie wytrzymałam i powiedziałam, że nie nadaję się, żeby dziś trenować. Uciekłam nim Mistrz Guan zdążył mnie zatrzymać. Biegłam jak po napaści seksualnej do swego pokoju, by w nim zgasić smutki lampką dobrej sake oraz przeczekać zapowiadającą się burzę. Wiatr bijąc mnie po twarzy zdawał się nieść ze sobą słowa pełne przekleństw, które Nefrytowy szykował złożyć mi i Guanowi. Byłam przekonana, że wpadnie do Klasztoru, a także że kiedy to zrobi, postawi mnie w bardzo trudnej sytuacji. Instynkt Tygrysa to potwierdzał. Nie byłam jeszcze gotowa na to, aby odejść z Xiaolin dlatego wiedziałam, że będę musiała go powstrzymać przed zabijaniem starego przyjaciela. O ile tylko na zabiciu jednego człowieka się skończy, w co wątpiłam.
Po drodze wpadłam niechcący na Mistrza Funga, który zapytał mnie, czemu mam minę jak rybak po złowieniu ryby mięsistej rzece. Skłamałam, że źle się czuję i odeszłam, nie dając mu obarczyć mnie pełnym podejrzliwości spojrzeniem. Gdy dotarłam do pokoju położyłam się na macie i wzięłam do rąk ukochane netsuke od Nefrytowego. Ściskałam je w dłoni, jednocześnie patrząc się na pozytywkę od Guana. Nie przyszło mi nawet do głowy zastanawiać się, czy faktycznie mój Mistrz byłby w stanie mnie skrzywdzić. Nad niczym się nie zastanawiałam, ani nie próbowałam na spokojnie jeszcze raz przeanalizować treningu i sprawdzić, czy abym ja sama nie przesadziła i faktycznie nie działo się nic złego. Jedyne, co miałam w głowie i co mną zawładnęło to fakt, że kruk odleciał, a Guan mnie dotknął i to mogło wystarczyć, by przywołać Chase’a. Okryłam się więc kocem, czekając na niego. Postanowiłam grać ofiarę, gdyż był to mój jedyny unik samoobrony. Miałam zamiar kulić się w kocu, trząść, a nawet zmusić się do płaczu, byle tylko przekonać moją awanturniczą jaszczurkę, że padłam ofiarą molestowania, czy też próby molestowania i jestem całkowicie niewinna. Wówczas nie gniewałby się na mnie, tyko utuliłby mnie, pocieszył i ukochał. A tego od niego pragnęłam: czułości. Jak i ciepła i miłości. Zupełnie nie zważałam na to, że zachowuje się kuriozalnie i nie powinnam była dopuścić do tego, by chorowita zazdrość Chase’a tak na mnie podziałała. Przez niego zaczynało mi odbijać.
Jednak kiedy wspomniałam Mistrza Guo olśniło mnie, że zazdrość jaszczurki znajduje swe uzasadnienie. Albo domyślił się mojej przeszłości, albo sam wiedział do czego Mistrzowie Xiaolin są zdolni. Przecież on sam, Wielki Mistrz Kung Fu, nie żył w celibacie. Ćwiczenie sztuk walk musiało tak podnosić u mężczyzn testosteron, że na widok dziewczyny po prostu ich wąż zaczynał wysyłać do ich mózgów szaleńcze sygnały. Zastanowiłam się jednak, czy aby Mistrz Guan faktycznie może być taki jak Mistrz Guo. Mistrz Guan był przecież inny. Mistrz Guan był przyjacielem, który od początku wspierał mnie i moją drużynę. Mistrz Guan nigdy nie objawiał dziwnego zachowania. Mistrz Guan lubił spędzać ze mną czas i dużo rozmawiać. Mistrz Guan zabrał mnie do zamkniętego pokoju, nie wyjaśniając dokładnie dlaczego plac do naszych ćwiczeń się nie nadaje… Mistrz Guan mnie molestował…
Po godzinie zobaczyłam jak moje drzwi lekko drgają, bo ktoś za nimi stał. Wstrzymałam oddech. Jednocześnie nadal próbowałam silić się na łzy, gotowa poświęcić Mistrza Guana i oczerniać go, grunt bym to ja przetrwała. Drzwi przesunęły się na bok i ujrzałam w nich nie Nefrytowego, a Raimunda.
— Kimiko, tu jesteś! Wstawaj szybko, twoja siostra wróciła.
Tomoko. Zupełnie o niej zapomniałam. Zrobiło mi się słabo. Tylko tego mi teraz brakowało – powrotu mej siostry. Dlaczego musiała wrócić w tak nieodpowiednim momencie? Miała tyle czasu i wybrała akurat dzień, w którym groził mi gniew Chase’a? Zaczęłam kpić z losu, który ewidentnie również kpił sobie ze mnie. A może to moja siostra posiadała jakąś specjalną zdolność, która podpowiadała jej, kiedy wrócić, by dodać mi największych cierpień? W tamtej chwili wolałam już, by to Chase wpadł i urządził mi niezłą awanturę. Nie chciałam widzieć Tomoko, bo bałam się, że odbierze mi ukochanego. Bałam się też, że cały mój związek z Nefrytowym pryśnie jak cudowny sen, kiedy ona do niego pójdzie. Wyobrażałam sobie najgorsze, czyli właśnie powrót romansu mojej siostry z nim. Przestałam wierzyć w wiarygodność jego uczuć, szczerze obawiając się, że to wszystko okaże się ukartowanym kłamstwem i Nefrytowy wcale mnie nie kochał. Mojemu strachowi nic nie było w stanie dorównać. Nie umiałam  opuścić pokoju, chociaż wszyscy czekali na mnie, aż przywitam się z nią. Oczekiwali, że rzucę jej się na szyję, pokazując tym samym, jak bardzo było mi jej brak. W końcu więc wyszłam i udałam się do pokoju rekreacyjnego, przez Raimunda nazywanego salonem. Tam moja siostra została przyjęta wręcz z miłością. Chłopacy kłaniali jej się i oferowali pomoc z nowymi walizkami, jakie ze sobą przywiozła. Zdążyła zrobić spore zakupy, a to oznaczało, że mogła też być już po odwiedzinach w Nefrytowym Pałacu.
Serce mi stanęło. To tłumaczyło, dlaczego Chase się nie zjawił oraz dlaczego mej siostrze dopisywał taki buddyjski, słoneczny humor. Nagle utraciłam wszelką siłę w nogach i zachciałam upaść. Świat mi poczerniał, potem stał się poblakły jak na filmach o Hiroszimie. Myślałam, że nie będę w stanie udawać stęsknionej siostry, więc zapragnęłam uciec, lecz nie dano mi tego zrobić.
— Cześć siostrzyczko. — Tomoko zauważyła mnie od razu. Jej udawanie szło perfekcyjnie i gładko. Uścisnęła mnie, nawet ucałowała w oba policzki.
— Hej… — wydukałam cicho. Jej osoba przyprawiała mnie o odrazę i zawroty w żołądku. Myślałam ciągle na tym, co też takiego wykombinowała, że patrzyła się na mnie z takim aroganckim uśmiechem. W głowie bez przerwy układałam sobie najgorsze z możliwych wizje o tym, że Chase mnie okłamał i paskudnie wykorzystał. Byłam pewna, że z tego powodu Tomoko właśnie naśmiewa się ze mnie w myślach, i gdy wrócę do Chase’a zostanę z zimnym sercem odtrącona, a przedtem ośmieszona. Za nic nie chciałam tego przeżywać. Wiedziałam, że jeżeli to nastąpi, utracę wolę życia pod ciężarem hańby. Nefrytowy był moją wolą. Bez niego moje życie znów będzie szare i smutne. Pozbawione przygody, adrenaliny, namiętności, znaczenia.
— Tomoko, gdzie byłaś tak długo, że nie było cię nawet na urodzinach Kimiko? — zapytał Raimundo. Prychnęłam w duchu. Jakże on był głupi i ślepy jak starzec. Tomoko nie było na moich urodzinach, bo zwyczajnie nie obchodziło ją nawet, kiedy są. Oczywiście musiała dalej przed wszystkimi grać, więc szybko zaczęła grzebać w swoich ciuchach, by wyciągnąć coś, co nadawałoby się na prezent dla mnie. Wydobyła zestaw nowych perfum i wytłumaczyła, że musiała się spieszyć z powrotem z innego wymiaru, dlatego nie miała czasu ich zapakować. Chłopacy kupili tę bajkę, ja nie. Jeszcze tego samego dnia po obiedzie, Tomoko weszła do mego pokoju bez grzecznego pukania, gdy robiłam w nim porządki, by zabrać bez słowa swe perfumy. Do granic możliwości była bezczelna. W tamtej chwili chciałam, aby wyruszyła już do Chase’a, i by on dał jej kosza, porzucił ją w najbardziej brutalny sposób przekraczający moje wyobrażenia. Chciałam, żeby cierpiała, życzyłam jej tego z całego serca, choć z drugiej strony bałam się, że to ja poznam ból zdrady.
Nie zjadłam obiadu, bo przez nerwy nie miałam na nic apetytu. Cały dzień czuwałam w swoim pokoju z nadzieją, że Nefrytowy się jednak w nim zjawi. Myślami wołałam moją Jaszczurkę, ale na nic się to zdało. Tak jak wcześniej po incydencie z Guanem nie chciałam, by przybywał, tak teraz pragnęłam go, jak świeżego powietrza. Wypatrywałam kruka ze łzami, ale i ptaka nigdzie nie było. Całkowita pustka, jakby Chase nigdy się mną nie interesował, a to wszystko, co z nim przeżyłam, miało miejsce jedynie w mej wyobraźni. Szczypałam się wówczas boleśnie, by za nic nie uwierzyć w te bzdury, które musiały być przecież bzdurami. Księciu zależy na mnie, powtarzałam sobie. Pragnie mnie bardziej od Tomoko. Ona jest cyniczna według niego. Na pewno uważa ją za głupią. Ona nie potrafi go tak zadowalać jak ja. Nie ma z nim tyle zainteresowań, co ja. Na pewno w oczach Nefrytowego jestem od niej atrakcyjniejsza. Na pewno jest dla niego tylko Tomoko, nie zaś chińską księżniczką, jak ja…

***

Ale nie pojawił się, więc do wieczora chodziłam jak struta. Chciałam, żeby ten dzień się już skończył, bo wierzyłam, że gdy wstanę następnego dnia, poczuje się lepiej. Czas na pewno leczył rani, a więc po każdym bólu mogłam się podnieść. Keiko pocieszała mnie, gdyż jako jedyna rozumiała, jakie z mojej siostry jest podstępny wąż. Clay, Omi i Raimundo z kolei latali za Tomoko niczym uwiedzione miodowym pyłkiem motyle. Próbowałam zająć czymś czas i myśli rozmową z przyjaciółką o wszystkim, co się stało, lecz nim się obejrzałam, Keiko zaczęła wykorzystywać sytuację, by się do mnie dobrać. Próbowała zbliżyć się na tyle, aby móc muskać mnie spragnionymi wargami po szyi. Jej dłoń na moim brzuchu pragnęła spocząć na mych piersiach. Najdelikatniej jak umiałam odtrąciłam ją. Nie przyjęła tego najlepiej, w zasadzie to wyszła i skazała mnie na samotne uporanie się z problemem. Na domiar złego wieczorem musiało wydarzyć się coś jeszcze, co prawie, że zatrzymało na dobre bicie mego serca.
— Tomoko, dokąd się wybierasz? — zapytał ją Raimundo, który bez przerwy starał się ją poderwać. Głupia siostra dawała mu nadzieję zamiast go spławić, za co tylko bardziej się na nią złościłam. Lecz czy i ja nie działałam kiedyś podobnie? Gdy teraz to wspominam, wiem, że postępowałam źle, jednak w tamtym czasie gniew przysłaniał mi wszystko. W dodatku nie mogłam zdzierżyć tego, że wystroiła się jak na randkę. Wymalowała twarz soczystą czerwienia, wpięła sztuczne kwiaty we włosy, ubrała się w czerwone ruguan i otuliła pelerynką.
— Nie gniewajcie się, ale postanowiłam się wyprowadzić i zamieszkać z kimś innym. Z narzeczonym. — Zachwiałam się i pomyślałam, że zaraz się przewrócę.
Jak gdyby nigdy nic spakowana Tomoko krótko i pospiesznie pożegnała się z nami. Uścisnęła mnie mocno, choć nie życzyłam jej szczęścia na nowej drodze życia. Patrzyłam jak odchodzi, a każdym kolejnym postawionym przez nią krokiem moje serce wołało głośniej. Przeczucia podpowiadały mi szeptem prawdziwych sióstr, że nie mogę tak stać bezczynnie i powinnam jak najprędzej ruszyć do Nefrytowego Pałacu. Kiedy tylko Tomoko zniknęła w portalu, popędziłam do pokoju po Złote Pazury Tygrysa. Natychmiast przeniosłam się do sypialni Chase’a. Zastałam ją pustą i pogrążoną w ciemnościach. Zazwyczaj pojawiałam się w głównych drzwiach wejściowych, by oczywiście książę mógł mnie przyjąć, pełni świadom, że go odwiedziłam. Wybierając sypialnie mogłam trochę zyskać na czasie. Oczywiście wiedziałam, że nie potrwa to długo, aż Chase nie wyczuje mej obecności, ale wciąż zanim to nastąpi, Tomoko zdąży przybyć. Chciałam przekonać się, czy uczucia Nefrytowego są prawdziwe. Jeżeli przez cały czas mnie okłamywał, zobaczę, jak wchodzi z Tomoko do sypialni, by nadrobić czas długiej rozłąki. Jeżeli jednak złe obawy się mylą i kocha mnie szczerze i zależy mu na mnie, usłyszę, miałam taką nadzieję, płacz Tigress Woo. Czekałam więc, ściskając w dłoniach netsuke z poematem o wierności i honorze. Minuty leciały, a do sypialni nadal nikt nie wchodził. Postanowiłam więc przeteleportować się na korytarz z pagodą i z balkonem, z którego mogłam obserwować dolny plac i drzwi wejściowe. Smocza rzeźba posłużyła mi za kamuflaż. Z nerwów prawie bym w dłoniach stopiła netsuke, ale opanowanie spadło na mnie niczym kubeł zimnej wody, gdy po paru minutach wrota otworzyły się.
Tomoko weszła, spóźnia z tajemniczych powodów, niosąc ze sobą walizki. Pstryknięciem palców przywołała koty, które te walizki miałyby zanieść do sypialni i zastąpić moje. Pozostałam  schowana, cień rzeźby przykrywał mnie jak krzak. Wargi zagryzał aż do krwi. A więc jednak, pomyślałam. Byłam dziwką na czas rozłąki. Nikt mnie nie pokochał, jakby mnie się po prostu nie dało kochać. W ciągu sekundy przeleciała mi w głowie cała masa pytań, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam za mało atrakcyjna, urocza, słodka, uległa? Gdzie zabrakło mi w wysławianiu się, w charakterze i podczas seksu, iż Chase nawet jeżeli to ukartował, nie zdołał w trakcie realizacji swego okrutnego planu mnie oszczędzić? Wstałam z podłogi, żeby lepiej widzieć przyczynę mego samobójstwa. Miałam ochotę coś wykrzyczeć, ale nie wiedziałam co.
 Żaden z lwów czy tygrysów jednak nie przybył. Za to pojawił się Nefrytowy ubrany długie czarne bianfu z zielonym smokiem na plecach. Serce mi się skurczyło. To była chwila prawdy, decydujący o mym losie moment. Jeżeli rzucą się w sobie w objęcie – to koniec. Tomoko wypuściła z rąk walizki, dostrzegłam jej uśmiech. Radosnym krokiem podbiegła ku niemu. Wtrzymałam oddech, a ona pisnęła szczęśliwa. Dotknęła go, położyła dłonie na jego ramionach. Już miała go pocałować, aż nagle odwrócił twarz. Zapadła cisza. Chase nie odezwał się ani słowem, moja siostra też milczała. Nie spróbowała drugi raz.
Zobaczyłam nagle, jak Tomoko, rozumiejąc do czego dochodzi, pada przed nim na kolana. Wystarczyło by okazał jej oziębłość poprzez ruch głowy i niedopuszczenie do pocałunku, a ona już wiedziała, co chce jej powiedzieć. Pojęłam jednocześnie więź jaka ich łączyła – była tak silna i tak mocno się znali, że Tomoko od razu zorientowała się co do jego zamiarów. Od razu… Bez żadnych słów. Wystarczyło jedno jego spojrzenie, które miałam nadzieję nigdy nie zobaczyć, aby pokazać mi moją siostrę od zupełnie innej strony. Nie wierzyłam własnym oczom – Tomoko wyraziła sobą coś, o co nigdy bym jej nie posądziła; pokazała niezgłębione oddanie i uległość, na kolanach i ze łzami w oczach błagała go, by jej nie porzucał. Cokolwiek między nimi zaszło, cokolwiek Chase jej zrobił, pozyskał jej ciało, duszę i umysł. Zniewolił ją tak, że go błagała. Niczym nic nieznacząca  pchła bez żadnych praw błagała o litość, o przedłużenie złudnej miłości, w którą uwierzyła, a jaką nigdy jej nie darzył. A ja jak gdyby nigdy nic stałam i obserwowałam to z zadowoleniem. Niczego nieświadoma, że to samo, co Chase zrobił Tomoko, robił również mnie.
Wróciłam do sypialni. Nie czekałam długo, aż Nefrytowy również wszedł – sam. Ubrany był jak do spania, w prawej dłoni niósł czarkę z Lao Man Long. Odczekałam jeszcze chwilę, patrząc, jak Nefrytowy, który prawdopodobnie dochował mi wierności, staje przy łóżku i dopija zawartość czarki. Drzwi za nim od sypialni zamknęły się. Gdyby przyjął do siebie moją siostrę, już dawno by do niego dołączyła. A więc jednak wybrał mnie!
— Jak długo tutaj jesteś? — przemówił nagle, a ja podskoczyłam niczym porażona lodem. Zapomniałam zupełnie o jego wrażliwych zmysłach, które ostrzegają go niemalże od razu o tym, czy ktoś mu towarzyszy w danym pomieszczeniu, czy też nie. Nie było sensu próbować się więc dalej ukrywać.
Chciałam się przytulić i żeby zebrało mi się na płacz. Zawsze pragnęłam jawić się w jego oczach jak wrażliwa istotka z delikatnym płomykiem w sercu, który on mógł rozpalić w łożu lub na polu bitwy. Na co dzień miałam być jego księżniczką, choć zaraz wytłumaczył mi, że księżniczka, która jest z Heylinu, wcale nie ma być tak bardzo słaba psychicznie.
— Powiedz mi prawdę… — poprosiłam. — Samą prawdę… Powiedz, co zrobiłeś z moją siostrą. Którą z nas wybrałeś? — Nie wiem czemu, ale potrzebowałam usłyszeć to z jego słów, by mieć pewność, że wszystko poprawnie odebrałam. Popatrzyłam jak się do mnie uśmiecha. Stałam w bezruchu, czekając na wyrok.
— Ten wybór dokonałem już dawno. Był trochę lekkomyślny i zbyt szybko podjęty, ale właściwy. Przekonałaś mnie o tym. Nie płacz, księżniczka z Heylinu nie płacze, a ty jesteś moją księżniczką.
Kładł zawsze duży nacisk na wypowiadane przez siebie słowo „moja”, jakby próbując mi wbić do głowy przekaz, który zrozumiałam po czasie. Pokręciłam głową nie dowierzając. To na pewno był on? Czy on naprawdę by tak powiedział? Stojąc przed nim jak kawał kolumny, próbowałam obliczyć prawdopodobieństwo podstępu z jego strony. Zastanawiałam się, czy mnie nie okłamuje i nie próbuje zmylić. Przecież on nie bawi  się w czułości, co najwyżej okaże czułość w łóżku, ale nigdy słownie. Cokolwiek się stało, że oświadczył mi się takim uczuciem, nie przekonywał mnie, więc nie przestawałam płakać.
— Nie poznaję cię, przecież ty nie jesteś taki słodki…
— Byłem bezwzględny wobec twojej siostry. Potrzebna mi równowaga ducha, więc będę dla ciebie słodki. — Wzruszyłam się mocniej i podbiegłam do niego, tuląc się. Powtarzałam sobie ciągle jedno zdanie: „moja kochana, przełamująca dla mnie bariery jaszczurka”. Nie przytulił mnie jednak, tylko od siebie odsunął. — Na więcej nie licz. Teraz idź się wykąp, bo czuć od ciebie Guana. Znów cię dotykał…
— Jesteś zły… — zauważyłam.
— Jestem wkurwiony.
Miał gniew w oczach i to taki, jakiego nigdy jeszcze u niego nie widziałam. Natychmiast nabrałam na skromności i uciszyłam się. Nie miałam zamiaru go do niczego prowokować, bo wiedziałam, że w tym stanie wszystko może go rozjuszyć, choćby moja nieodpowiednia fryzura. Oddałam mu pokłon, by wyrazić przez to swoją uległość i oddanie. Posłusznie udałam się do wanny, odkręciłam gorącą wodę i wlałam olejki o jego ulubionym zapachu piżma z nadzieją, że ten zapach przywróci uśmiech na jego twarz. Zapytałam go, czy nie chce do mnie dołączyć – bezlitośnie i krótko odparł, że nie. Spoglądałam na niego, niczym się nie zajmował, a gdy owinięta ręcznikiem podeszłam do łóżka, zobaczyłam, że śpi. Posmutniałam. Po cichu przebrałam się w kigurumi pandy (chcąc sobie dodać tym otuchy) i dołączyłam do niego. Nie czułam, by przez noc mnie przytulił. Z rana obudził się i sam zjadł śniadanie, a kiedy zapytałam się, czemu na mnie nie poczekał, wyjaśnił zwyczajnie, że spałam i nie chciał mnie budzić.
Zrozumiałam wówczas, że Guan niweczy nasz związek i szkodzi nam po prostu swoim bytem. Próbowałam z Chasem otwarcie porozmawiać, do czego on sam mnie zresztą zmusił. Kazał opowiedzieć o tym, co się działo w tym pokoju, wyjaśnić mu, bo może to z nim jest coś nie tak i czegoś nie rozumie. Zapytał, czy na tym polega moja przyjaźń z nim. Wyjaśniłam oczywiście, że nie i że „chyba” Guan mnie molestował. Tak  jak wcześniej planowałam, zrobiłam z  siebie pokrzywdzoną ofiarę, a z Guana bezdusznie przestępcę. Gdy to opowiadałam, Chase patrzył na mnie, jakby nie kupował moich słów. Oczy miał przymrużone, wściekłe, choć jednocześnie zachowujące pozorny spokój. Wreszcie wstał i bez słowa poszedł zająć się polityką. Ja wróciłam do Klasztoru. To był pierwszy dzień, w którym każde z nas wróciło do siebie bez pożegnania. Chciałam płakać, bo jako że byłam dziewczyną przeżywałam wszystko dwa razy mocniej, jakby też za Nefrytowego, który znów starał się ukryć wszystkie emocje.
Po powrocie do Klasztoru cały dzień spędziłam w samotności w pokoju. Nikt do mnie nie przychodził i nikt mnie nie zaczepiał. Nikt nawet nie pytał, dlaczego nie przyszłam na obiad i na trening. Leżąc na macie i czytając zwoje z chińskimi bajkami, wspominałam Tomoko i próbowałam odgadnąć, gdzie jest i co czuje w danej chwili. Obstawiałam, że pewnie jest załamana i chociaż sama nie miałam z Chasem kolorowo, cieszyłam się z jej nieszczęścia. Tego samego dnia wieczorem udało mi się wrócić do Nefrytowego Pałacu. Chase wpuścił mnie, ale nie przywitał. Oczywiście był zajęty, wiec koty wprowadziły mnie do środka w towarzystwie odźwiernego sługi, który zawsze nosił śmieszne patou na głowie. Lubiłam zwierzęta Nefrytowego, były miłe i uwielbiały zabawy, umilać mi sobą czas oraz drapanie po grzbiecie. Miałam grupkę swoich faworytów wśród tygrysów, z którymi ganiałam się czasem po pałacu i siłowałam w przeciąganie liny. Chase lubił obserwować mnie, gdy figlowałam z jego kotami. O swoich wojowników nigdy nie był zazdrosny, bo był przekonany o ich lojalności. Poza tym byli oni bardziej zwierzętami niż ludźmi, by móc czuć do mnie jakiś popęd. Musiałam sama zająć sobie wieczór, gdyż Chase zachowywał się, jakby miał mnie gdzieś. Nie śmiałam mu przeszkadzać w jego pracy, więc łapałam się wszystkiego, co mogłoby mi umilić czas czekania, aż do mnie przyjdzie.
Zrobiło mi się bardzo smutno w pewnym momencie, czułam się trochę skrzywdzona. Leżałam w sypialni w łóżku ciekawa, kiedy Chase do mnie przyjdzie, o ile w ogóle zechce przyjść. W jednej dłoni trzymałam netsuke od niego i gładziłam palcem wyrzeźbionego smoka, w drugiej pozytywkę i słuchałam poruszającej melodii. Gdy usłyszałam, że Nefrytowy wchodzi, natychmiast schowałam prezent od Guana pod poduszkę. Nie chciałam, żeby Chase ją zauważył i zaczął wypytywać mnie skąd ją mam. Wynikły by z tego same kłopoty. Ale chociaż byłam w pełni świadoma ryzyka, nie przestawałam nosić ze sobą pozytywki, bowiem chciałam, by jej smutna melodia zawsze mi towarzyszyła, wypełniając ciszę moich wizyt w Nefrytowym Pałacu. Jaszczur przyszedł i położył się obok. Powiedział mi dobranoc i poszedł spać, odwrócony do mnie plecami. Doprawdy ranił mnie takim zachowaniem. Przestawałam rozumieć kompletnie, o co mu chodzi. Zachowywał się czasem gorzej niż kobieta czy ja sama podczas okresu – nawet ja mu nie wystawiałam takich obrażalskich scen wiedząc, że w ten sposób stracę w jego oczach na dojrzałości. A co jak co, ale zawsze bardzo zależało mi, by Nefrytowy miał mnie za dojrzałą pannicę, niż za bachora – i wbrew pozorom moje kigurumi, które czasem na noc zakładałam, wcale mi w tym nie przeszkadzało. Nie odnajdywałam dla niego usprawiedliwienia i nabierałam ochoty, żeby skrzywdzić go, tak jak on zaczynał krzywdzić mnie. Musiałam się jednak przyzwyczaić do jego stylu bycia. W końcu lubił się dąsać i być niedostępnym, takie zachowanie narzucał mu Heylin. Domyślałam się, że dostrzegł jak pogłębiła się zażyłość między nami i przez nią postanowił ją nieco „unormować” – czyli ograniczyć.
Nadal go odwiedzałam, bowiem chociaż zajął się swoją pracą, a mi przestał okazywać czułość, pozostawał mną zainteresowany. Nie przestałam być jego księżniczką, o którą dbał na swój sposób. Zapewniał mi wszystko, co potrzebowałam za wyjątkiem ciepła z serca. Cieszyłam się, że choć trochę się do mnie ograniczył, wciąż darzył mnie zaufaniem, więc wiedziałam o każdym jego planie, jaki wprowadzał w życie. Traktował mnie  jak jedną z Heylinu, nie patrzył na mnie tak, jak na mnichów z Xiaolin. Jaka szkoda, że uczuciowo nie potrafił się otworzyć, a zamykał coraz bardziej. Być może dlatego, że ja sama miałam przed nim tajemnice, ale były one tak stare, iż sama o nich zapominałam. Za późno zorientowałam się o tym, że Chase uświadomił sobie, że musi ograniczyć stosunki ze mną mocniej do relacji pan i konkubina, aby w przypadku mej zdrady serce go tak mocno nie bolało. Ja oczywiście nie przestałam zapewniać go, że nigdy tego nie uczynię, że na zawsze pozostanę tylko jego.

***

W Klasztorze bywało nieco lepiej. Nie było Tomoko, Guan mnie nie zaczepiał, spokojnie ze swą drużyną poszukiwałam kolejnych Wu. Utrzymywałam z chłopakami dobry kontakt, podróżując na Dojo często się śmialiśmy i przekomarzaliśmy. Gdy na nich spoglądałam, widziałam w nich braci, moją prawdziwą rodzinę, jakiej nie miałam jako dziecko. Chociaż czasem się kłóciliśmy, wybaczaliśmy sobie wszystko i trzymaliśmy się razem. Nawet Raimundo zmienił swój stosunek do mnie, możliwe, że dzięki mej siostrze, i przestał mnie podrywać. Stał się bratem o nieznośnym charakterze dowcipnisia, jednak wciąż przyjacielem. I gdy też na nich spoglądałam, dostrzegałam odbicie siebie – siostry z okrutną tajemnicą, która trzyma z Heylinem, sypia z jego księciem, a ośmiela się wciąż nazywać smokiem z Xiaolin. Cieszyłam się myślą, że zawsze mogę liczyć na wsparcie ze strony przyjaciół, ale czy nadal będę mogła, kiedy poznają mój sekret? Próbowałam wyobrazić sobie ich reakcje, co by po niej zrobili, gdybałam nad tym czy ich przyjaźń okazałaby się wierna i niezłomna. Chcąc pozbyć się obaw, starałam się jak najlepiej pielęgnować stosunki z moimi przybranymi braćmi, abym w godzinie prawdy nie spotkała  się z zawodem. By ten zawód, jaki ja miałam uczynić im, był tylko jednostronny.
Byłam rozdarta. Przy nich miałam ochotę trzymać z Xiaolinem, moje myśli dopasowywały się pod Xiaolin, były jak najbardziej takie, jakie  powinna mieć dobra mniszka. Natomiast kiedy wracałam do Nefrytowego Pałacu, zmieniałam się diametralnie, stawałam się jakby inną osobą – taką, jaką życzył sobie mieć Heylin i jego książę. Chase nie ingerował w moje relacje z przyjaciółmi, chyba nawet nie wiedział, jak ostatnim czasem zaczęłam je polepszać. Był zbyt pochłonięty swymi politycznymi sprawami. Kiedy ja uczyłam się w tygodniu w Klasztorze, on wyruszał za granice w delegacje i umacniał swoje pozycje. Jego sukcesy dobrze na niego wpłynęły, bo kiedy wracaliśmy do siebie, znów zaczął ze mną rozmawiać, chwaląc mi się, czego to nie dokonał. I wtedy właśnie orientowałam się, jaka jestem wierna Heylinowi. Nie chcąc zawieźć mego księcia, słuchałam go z uśmiechem i pokazywałam, że cieszę się, że wszystko tak mu dobrze idzie. Pragnęłam być mu wsparciem, o czym mu wielokrotnie mówiłam. On w odpowiedzi odnajdywał w sobie tę namiętność, jaką mnie niegdyś obdarzył i zaczynał mnie gorąco całować. Szczęśliwie zaczęło się z czasem między nami polepszać, być tak kolorowo, jak dawniej.
Zbliżała się nasza rocznica i wszystko wskazywało na to, że będziemy świętować ją jak kochankowie. Uczucie między nami nie zgasło, a Chase znów zaczął ze mną rozmawiać jak wcześniej. Spędzaliśmy razem czas grając w szachy, ganiając się, filozofując, czytając o ulubionych dziełach i rozważając zawarte w nich przesłania. Lubiliśmy dużo spacerować, choćby w milczeniu, a w łóżku kochać się lub wygłupiać. Chase wrócił do łaskotania i dmuchania w mój brzuch na poduszkach, pod którymi wciąż znajdowała się pozytywka. Nie trenowałam już z Guanem, bo w Xiaolin trwał miesiąc wakacji i to najprawdopodobniej sprawiło, że Nefrytowy przestał się zamartwiać. Zrobiło się weselej, lecz dystans pozostał. Chase musiał być tak samo rozdarty emocjonalnie i psychicznie, co ja. Bywał czasem kochany, a czasem zimny; jak mówiłam, był mocno skomplikowany. Pewnego razu, gdy rozmawiałam ze służącą, Chase dosłownie wyrzucił ją z pokoju, chwytając za kołnierz. Obniósł się z nią jakby nie była w ogóle istotą ludzką a śmieciem stojącym mu na drodze do mnie. Przestraszyłam się, że coś się stało, może Xiaolin pokrzyżował mu jakieś plany i chce się na mnie wyżyć. W planach miał jednak tylko zaspokojenie swej potrzeby, nie bacząc na moje samopoczucie. Pchnął mnie na podłogę i wszedł we mnie, nie patrząc mi w oczy, a potem wstał i bez słowa zostawił mnie na ziemi. To zdarzało się dosyć często i po tego rodzaju chłodnych aktach kopulacji zamykał się w swojej sali tronowej na całe godziny. Kiedy zapytałam o powód podobnego zachowania, przyznał się do niechęci do mnie, gdyż nim zawładnęłam, i do gniewu na samego siebie za to, że nie potrafi mi się przeciwstawić. Miałam to, czego chciałam, zawładnęłam nad Smokożercą, uwiodłam go, ale jednocześnie stałam się więźniem Nefrytowego Pałacu, bowiem Chase nie pozwalał mi wracać do Klasztoru.
Wszystko przez to, że kiedy tydzień przed naszą rocznicą byłam w Klasztorze, Guan zaczepił mnie i zaprosił na spacer. Nie odmówiłam, choć powinnam dla własnego dobra. Przekonywałam się jednak, że Chase przesadza i Guan to przyjaciel, który chce tylko pogadać. Okazało się co innego. Przeczucia Nefrytowego były słuszne, a ja byłam ślepą idiotką. Na spacerze Mistrz Guan wyznał, że mu się podobam, a on, z racji, że mały miał kontakt w swoim życiu z kobietami, nie wie dokładnie, jak się ze mną obchodzić, więc poprosił, bym wskazała mu drogę poprzez danie mu szansy i pozwoliła się zaprosić na kolację. Totalnie zgłupiałam, jak po obejrzeniu kiepskiego anime zrobionego przez ludzi na haju. Przecież on był starszy ode mnie o prawie dwadzieścia lat. Dla Chase’a był jak starszy brat, dla mnie jak… wujek. Odmówiłam mu najlepiej jak potrafiłam a zobaczywszy u niego zawód, zrobiło mi się go strasznie szkoda. Pamiętałam na szczęście o swoim oddaniu względem Nefrytowego; wprowadzona przez niego dyscyplina i zasady uległości do naszego związku pomogły mi zachować stanowczość i oziębłość w tej niekomfortowej sytuacji. Powiedziałam, że już ktoś jest w moim sercu i pożegnałam go ukłonem, wyrażając szacunek, po czym oddaliłam się, nie dając mu żadnych nadziei. Wierzyłam, że Mistrz Guan jakoś to przełknie.
Po powrocie do Nefrytowego Pałacu zrobiło się gorąco. Towarzyszyła mi napięta atmosfera, gdyż Chase przywitał mnie wściekły do białości. Zbliżył się do mnie, a ja pomyślałam, że bez powodu planuje mnie udusić.
— Przecież go spławiłam! — pisnęłam przerażona jego spojrzeniem. Cofnęłam się w kąt jak przed oprawcą. Skóra na mym ciele krzyczała, że zaraz mnie uderzy. Jednakże nieważne jakbym się bała, Chase nie podniósł na mnie ręki.
— Wiem, najdroższa — położył palec na moich ustach. Przywarł ze mną do ściany i wziął w objęcia, podnosząc do góry. Uściskał mnie mocno, a ja wybuchłam płaczem, nie wiedząc do końca czemu. Pytałam się, po co mi była ta panika? Przecież Nefrytowy mnie kocha, okazuje mi to najlepiej, jak potrafi. Pocałowaliśmy się i myślałam, że wszystko między nami zacznie się znów układać, że wszystko wróci do normy. Po części wróciło.
Chase pozostał ciepły, ale uwięził mnie i nie chciał wypuścić. Drzwi przede mną nie chciały się otwierać, jak to magicznie czyniły przed nim. Wolno mi było wejść tylko do łazienki, kuchni, ogrodów, sypialni, do prawie wszystkich pokoi, ale na zewnątrz pałacu już nie. Jeżeli nie sam Chase to koty czuwały nade mną, bym nie próbowała wywarzyć głównych drzwi wyjściowych. Skonfiskował mi Złote Pazury Tygrysa i ukrył gdzieś w domu, w miejscu, którego za nic nie potrafiłam odnaleźć. Nadal byłam jego księżniczką, ale jednocześnie stałam się więźniem Heylin Pałacu. Moje rozkazy były ograniczone, służba nie chciała wysłuchać mych błagań o wolność, której mnie pozbawiono. Ilekroć razy błagałam Chase’a na kolanach, by mnie wypuścił, tłumacząc, że będę mieć w Xiaolinie kłopoty z powodu tak długiej nieobecności, powtarzając że to grozi ujawnieniem naszego związku, odpowiadał krótko:
— Twój dom jest tutaj, a ja jestem dla ciebie najważniejszy, nie Xiaolin.
Najgorsze było to, że chociaż mieliśmy się teraz na co dzień, wcale ze sobą czasu nie spędzaliśmy. Całe dnie Nefrytowy spędzał na załatwianiu swych spraw, wychodził nie mówiąc dokąd, wpuszczał obcych mi ludzi do pałacu i nie przedstawiał mnie nim, jakbym nie istniała. Całe dnie byłam sama, czułam się niczym porzucona, znudzona zabawka. Wieczorami, kiedy do mnie wracał brał mnie tylko wtedy jeśli miał dobry humor i nie był zmęczony. I chociaż w swych uściskach przelewał do mnie swą czułość, nie wypełnił mi tych długich godzin oczekiwania go. O rocznicy nie zapomniał, ale zorganizował byłe jaki wieczór, krótki, potem zerżnął mnie, od przodu, ale zerżnął – dosłownie, w najostrzejszym tego słowa znaczeniu – dostałam niebywałą rozkosz, ale zasiał w mym sercu strach odnośnie tego, do czego potrafi być zdolny i jaki potrafi być brutalny. Szybko poszedł spać, nie tuląc mnie po stosunku, czego potrzebowałam po takich zagrywkach. Przez całą noc cicho płakałam w poduszkę z bólu fizycznego i psychicznego. Następnego dnia trzy razy wzięłam kąpiel w gorącym mleku, żeby moje ciało przestało mnie wreszcie boleć. Pomagały mi  służące, niosąc mnie z łóżka do wanny i z wanny do łóżka. Nie mogłam ustać na własnych nogach, więc również do łóżka przynosiły mi jedzenie. Smarowały mi ciało kremami łagodzącymi podrażnienia i rozmasowywały kończyny. Z matczyną delikatnością obchodziły się z moimi piersiami, obsypując je proszkami i otulając gorącymi ręcznikami, aby zlikwidować plamy po ściskaniu i ślady po ugryzieniach. Spoglądały na mnie takim czułym, opiekuńczym i pełnym współczucia wzrokiem, chociaż wiem, że nigdy nie doświadczyły tego, co ja. Mogły tylko próbować sobie wyobrazić, a jednak solidarnie łączyły się ze mną w bólu. Byłam im za to wdzięczna, chociaż większość moich myśli wciąż pogrążone były w strasznej prawdzie z jaką siłą i z jakim brakiem wrażliwości Smoczy Książę może atakować.
 Cieszyłam się, kiedy postanowił pozwolić mi dojść do siebie i przez parę następnych nocy ani razu mnie nie posiadł. Odczułam też jednak dziwne uczucie, bo gdy przychodził tylko po to, by ze mną spać, samotność stawała się większa. Gdybym była w Klasztorze miałabym towarzystwo w postaci przyjaciół, a tak tkwiłam sama i dostawałam świra. Pragnęłam pomniejszyć jakoś ból w swym sercu, więc sięgałam po pozytywkę i słuchałam jej przejmującej melodii o porzuconej konkubinie. Przechodził mnie dreszcz wywołany wrażeniem, że moja historia powleka się z historią tej kobiety. Pozytywka stała mi się bliższa, zapomniałam wnet od kogo ją dostałam, liczyła się dla mnie tylko muzyka. Muzyka, która pomagała mi się uspokoić, gdyż zamknięta na nefrytowy klucz czułam strach. Nie wiedziałam, czy Chase kiedykolwiek zechce mnie wypuścić, a jeśli tak, to co się wówczas wydarzy. Wiedziałam, że w Klasztorze czekają mnie kłopoty. Przyjaciele pewnie mnie szukają, a wielcy Mistrzowie ostrzą na mnie zęby.
Jak każda mniszka uczyłam się kodeksu zasad Xiaolin na pamięć; nawet Chase pamiętał wciąż zasady i dwa razy widziałam, jak siedział na kanapie, wpadając w jeden ze swych letargów na jawie, i wypowiadał je do siebie bez celu. Jeżeli zechce mnie wypuścić, za taki wybryk czeka mnie proces. Stanę przed wielkim trybunałem składającego się z wielkich, dziewięciu Mistrzów, którzy osądzą, czy wyrzucić mnie z Klasztoru za zhańbienie czczonych przez każdego smoka zasad. Wówczas nigdy nie dane mi będzie dokończyć szkolenia i nigdy nie zdobędę stopnia, bo Chase, chociaż mógł mnie szkolić, nie ma takiej mocy, by dać mi nowy pas z nowym stopniem w Kung Fu. Chyba że ktoś by dziewięciu mistrzów zabił.




__________________________________________________________
Jest wena! :)