Nie raz pragnęłam cofnąć czas i
naprawić przeszłość, poprzez naniesienie w niej zmian. Zachowując wiedzę, jaką
posiadam teraz, nigdy nie zapłakałbym za ojcem, ani za siostrą, nie poszłabym
na żadne spotkanie z Mistrzem Gao a od razu poinformowałabym kogo trzeba o
jego zboczonych zamiarach względem mnie, nie bawiłabym się uczuciami Raimunda,
nie robiłabym też nadziei Keiko, nie użyłabym piżma i nie zwróciła na siebie
uwagi Chase’a, oraz zrobiłabym wszystko, by nie narażać Mistrza Funga. Ten
człowiek o olbrzymim dobrym sercu nie zasługiwał sobie na żadne przykrości w
życiu, tym bardziej nie powinien być mu pisany los inwalidy. Niegdyś białe
ciało pokryte drobnymi, siwymi włoskami, które skrywało w sobie siłę nie
jednego chłopa, pozostało jedynie obrazem w naszych pamięciach, bowiem teraz
stało się czarne i czerwone od ciężkich ran, które jak wysypka pokryły go
całego. Czuwałam przy nim prawie dzień i noc, rzadko opuszczając pokój, w
którym spał w nieskończoność i patrząc, jak przygotowywane mu posiłki mogą być
dostarczane tylko przez kroplówkę. Nie przejmowałam się obserwującym mnie z
okna krukiem, który warował przez tylko pierwsze dwa dni. W ten sposób
próbowałam jakoś odpokutować, zawalając trening i jeszcze bardziej powiększając
przepaść rodzącą się między mną a Omim, Raimundem i Clayem. Od lekarza z Szanghaju,
którego Omi przyprowadził w ciągu minuty dzięki Złotym Pazurom Tygrysa
dowiedzieliśmy się, iż Mistrz Fung na zawsze utracił władzę w nogach. Ten
biedak już wcześniej przez pewien czas skazany był na wózek, kiedy Chase Young na jakiś czas zapanował nad
światem. Ta sytuacja miała się nigdy więcej nie powtórzyć, a jednak wróciła jak
bumerang i tym razem z boleśniejszym i trwalszym ciosem. A to wszystko z mojej
winy…
Chłopacy nic nie mówili, żaden nie
obarczał mnie winą za to, co się stało. Nie mieli odwagi spojrzeć mi w oczy i
powiedzieć prawdy. Nikt z mnichów, nie tylko z naszej drużyny, ale i z
pozostałych ćwiczących w innym skrzydle Klasztoru. Nawet Keiko była na tyle
bezczelna, by kłamać mi za każdym razem, kiedy próbowałam uzyskać z jej strony
pocieszenie. Tym pocieszeniem miały być słowa, że choć zgrzeszyłam wiele razy i
ogromnie nawaliłam, wszystko będzie dobrze i jakoś się ułoży. Można powiedzieć,
że pragnęłam tego, aby ktoś wygarnął mi jak złą osobą jestem, jak cały czas
kamufluje swe mroczne, skażone grzechami oblicze. Aż wreszcie pewnego dnia dostałam
to, co chciałam.
Słońce parzyło, grzejąc kamienną dróżkę
prowadzącą do świątyni z buddą, do której szłam się pomodlić. W połowie drogi
zaczepił mnie Raimundo, wyzywając do spełnienia swego obowiązku mnicha i udania
się z nimi po nowe Shen Gong Wu. Ze zwoju wyczytałam, że był to artefakt o
nazwie Łuska Życia, którą Mistrz Dashi zrobił z kilku łusek prawdziwych smoków.
Miało ono moc leczenia najcięższych ran, a zatem dowiedziawszy się o tym,
postanowiłam przerwać swój dyżur przy Mistrzu Fungu i pomóc chłopakom je
zdobyć. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać co to by było, gdybyśmy stracili te
Wu, a zdobyłby je ktoś taki, jak na przykład Jack. Było jednak znacznie gorzej,
bo naszym przeciwnikiem okazał się być Nefrytowy Cesarz.
– Witam, młodzi wojownicy Xiaolin… – przywitał
nas, pozostawiając na końcu zdania słyszalny niesmak wobec naszej drużyny. To
było pierwsze nasze ponowne spotkanie po tym, jak Omi odzyskał swoją wolność.
Minął rok, wiele rzeczy się zmieniło i wiele wydarzyło. Oczywiście mowa tylko o
nas, o mnichach, bo Chase pozostał taki sam – niezmieniony, jakby ta walka o
Omiego miała miejsce wczoraj. Nadal był przystojny i świeży… Nadal buzowało we
mnie też to dziwne uczucie, iż widząc go, nerwowo uciekałam wzrokiem, wstydząc
się złapać z nim kontakt wzrokowy, choć gdy tylko na niego spoglądałam,
widziałam, że on ani razu na mnie nie zerkał, jakbym była mu duchem…
– Chase Young! Czego chcesz? – zawołał
Omi. Wyszedł naprzód, jak lider, którym wcale nie był. Spojrzałam na Raimunda,
który stał prosto i chyba opracowywał jakiś plan, pozwalając Omiemu skupić całą
uwagę Chase’a na sobie.
– Tego samego, co wy. Tego pieprzonego
Wu – odpowiedział, trzymając ręce związane na piersi. Gdyby tylko Wuya to słyszała!
Chase wyruszył po Shen Gong Wu akurat wtedy, kiedy ona zawiązała sojusz z
Hannibalem i już dłużej z nim nie współpracowała.
– Zapomnij – wyskoczył Rai – to Wu jest
nasze! Potrzebujemy go dla naszego mistrza!
Gdy oni rozmawiali, ja cały czas
zastanawiałam się nad tym, czy dobrze wyglądam. Jak typowa baba myślałam o swoim
wyglądzie, najważniejsze było dla mnie w tej chwili to, żeby obiekt moich
westchnień zwrócił na mnie uwagę, a jeśli już zwróci, to żebym jawiła się w
jego oczach jako atrakcyjny unikat. Szczęście, że miałam w nawyku malowanie się
i perfumowanie, toteż wierzyłam, że dobrze pachnę i gdy tylko mój zapach
sięgnie Chase’a, ten spojrzy na mnie. Co miałoby być potem? Nie miałam
zielonego pojęcia.
Niespodziewanie zaczęła rozgrywać się
akcja. Łuska Życia ukryta gdzieś była w labiryncie zbudowanym z wysokich,
zielonych krzewów przed pałacem francuskim. Chase olał Raimunda i Omiego, by
nie marnować czasu i ruszyć na poszukiwanie artefaktu o wielkiej mocy.
Wystartował tak nagle, że nam wszystkim opadły szczęki, a serce zabiło ze
strachu, iż stracimy coś tak ważnego, co zdolne jest odzyskać zdrowie naszego
ukochanego Mistrza Funga. Wzięliśmy się więc w garść i zagłębiliśmy się w głąb
labiryntu. Jego drogi były wąskie, ale nie na tyle, by trzeba było się
przeciskać dalej, raniąc swoją skórę otrzymywaniem zadrapań od wystających
gałęzi z kolcami. Ponieważ Chase wszedł pierwszy do labiryntu, rzucił na niego
czar blokujący moc Claya, który jako smok ziemi, mógłby go rozwalić i pomóc nam
szybciej odnaleźć Wu. Do tego jeszcze sprawił,
że trzeba było zachować szczególną czujność, bowiem momentami gałęzie
krzewów potrafiły rozciągnąć się i zaatakować kolcami. Chase lubił tworzyć
wyzwania, oraz sam je podejmować. Jeśli była ku temu okazja, zawsze jak
najbardziej starał się utrudnić osiągnięcie celu swym wrogom, aby czymś się
przy nim wykazali. Nefrytowy Cesarz po prostu uwielbiał patrzeć, jak ktoś się
zmaga z trudnościami, walczy i nie poddaje się, nieważne jak ciężko by nie
było. Zapisałam to sobie w pamięci. Nie wiedzieliśmy jednak o zastawionych
przez niego pułapkach jeszcze wtedy, gdy Raimundo zasugerował, byśmy się
rozdzielili, gdy to znaleźliśmy się na pierwszym rozstaju dróg. Uznaliśmy, że
to dobry pomysł, bo wtedy zwiększymy swoje szanse na znalezienie Łuski… lub
ewentualnie spotkania solo z księciem Heylinu. Choć nie brzmiała ta wizja
bezpiecznie, w głębi serca liczyłam, przemierzając labirynt, iż w którymś
momencie wyskoczy mi on zza rogu i zajdzie między nami jakaś interakcja. Nie
wypowiedziałam tego życzenia na głos, a jednak spełniło się.
– Bu.
Podskoczyłam do góry jak rażona
piorunem. Krzyknęłam, po czym odwróciłam się i spojrzałam za siebie. Moje ręce
zapłonęły ogniem, w każdej chwili gotowe do ataku. Lecz kiedy zobaczyłam
oblicze Nefrytowego Cesarza, zamarłam. Nie mogłam się ruszyć, sama nie wiem
czemu. Raczej nie zastosował żadnej ze swych sztuczek – to moje własne myśli
sparaliżowały mnie, gdyż w jednej chwili zaczęłam zastanawiać się nad
wszystkim, co głupie: czy dobrze wyglądam, czy ładnie pachnę, co wywnioskował
na temat mojej osoby przez ostatni rok zbierania informacji?
- Z drogi – dodał. Powiedział to tak
groźnie, że już chciałam go przepuścić w tym wąskim korytarzu, ale w porę
uzmysłowiłam sobie, że przecież tak nie wolno. Muszę mu sprostać, powtarzałam
sobie. Nieważne jak, po prostu nie mogę pozwolić mu dotrzeć do Łuski Życia
inaczej zawiodę chłopaków, Mistrza Funga, siebie… Obiecałam sobie, że nie dam
się nigdy więcej zabałamucić mężczyźnie. Niech oni przede mną klękają.
Chase od razu zauważył mój opór. Kąciki
jego ust poszły ku górze – ja sama odczułam przedziwną radość w duszy, iż czymś
go zadowoliłam, zamiast rozczarować. Kompletnie nie przyszło mi do głowy inna
możliwość, jak na przykład taka, że jest to uśmiech pogardy.
- Dla swojego własnego dobra, odsuń się
– ciągnął.
- Sam się odsuń, albo zaraz oberwiesz!
– zawołałam. Co jak co, ale byłam odważną osobą. Ponadto lubiłam wyobrażać
sobie, że pojedynkuje się z Nefrytowym Cesarzem i odnoszę przy tym
niekwestionowany sukces. Fajne, skryte marzenie, które mogłoby się kiedyś
ziścić. Ale po moich słowach odwaga gdzieś zaczęła mi uciekać, jak wystraszona
obliczem swego barona gejsza. W tym wypadku „baronem” była rozgniewana mina,
która zagościła na twarzy księcia na chwilę. Serce mocniej mi zabiło, aż nagle
mu przeszło i w dodatku zaczął się ze mnie śmiać. Prawie się załamałam. On ma
ze mnie ubaw, tylko nie to! – krzyczały moje myśli.
- Naprawdę sądzisz, że podziała na mnie
taka groźba? – spytał, dając krok naprzód. Ja zaś automatycznie się cofnęłam,
co jeszcze bardziej zwiększyło jego uśmiech. Zobaczyłam jak skacze oczami po
moich maszerujących, drżących nogach, licząc stawiane przeze mnie kroki, i po
twarzy. Wtedy, kiedy łapaliśmy kontakt wzrokowy, drżałam najmocniej, a serce
waliło jak oszalałe. Onieśmielał mnie, czego nie mogłam znieść. Natychmiast
odwracałam wzrok i zaczepiałam go na jego torsie, byle tylko nie widzieć tych
pionowych źrenic.
- Nie podchodź.
Nie usłuchał. Znalazł się tuż przy mnie,
nie przestając się na mnie patrzeć. Jakże ja chciałam, żeby przestał się na mnie patrzeć! Miałam
wrażenie, jakby miał zaraz mnie tym swoim spojrzeniem przewiercić, albo mam coś na twarzy i dlatego sie gapi. Już wolałam być duchem. W jego
oczach widziałam ubaw, a także słowa „wiem, że o mnie fantazjujesz”. Może to ta
obawa, iż mógł być świadkiem moich nocnych grzeszków tak podświadomie na mnie
działały? To było okrutne i niesprawiedliwe, jak mężczyzna potrafi działać na
hormony dorastającej dziewczyny. Dobrze znane były mi historie, w których młode
dziewczyny oddawały się starszym, bo czuły się przy nich bezpieczniejsze i
atrakcyjniejsze. Zaliczałam się do nich. Chociaż walczyłam z tym i próbowałam
się tego wyzbyć, pragnęłam należeć do Nefrytowego Cesarza, bo między innymi
mógł zapewnić mi wszystko, złożyć cały świat do stóp. Miałam dość dziecinnych
zachowań moich kolegów, marzył mi się mężczyzna mogący być moją opoką, a Chase
właśnie kojarzył mi się ze stabilnością, dojrzałością, mądrością, siłą. Może to
przez to, że nigdy nie poznałam, czym jest wsparcie rodziców w okresie dojrzewania?
Ojciec mnie odrzucił, z kolei w Klasztorze poza sporadycznymi uprzejmościami ze
strony Mistrza Funga musiałam liczyć na siebie samą, a i tak padłam ofiarą
pedofila. Musiałam w pewnym momencie przenieść swoje emocjonalne potrzeby na
dorosłych facetów – na takiego właśnie Chase’a, co z tego, że był moim wrogiem.
Zamyśliłam się i położył mi on swoją
dłoń na mojej. Zamknął ją, zaciskając palce. Nie czynił mi bólu, ale poczułam,
że atakuje mnie jego moc, która bez problemu nokautuje mój ogień, sprawa, że
maleje, gaśnie. Jego oczy jarzyły się spoglądając na mnie i wyczekując reakcji.
Hipnotyzowały mnie i odwracały uwagę od tego, co mi robił. Nie mogłam mu na to
pozwolić. Nie mogłam dać mu przejść ani zdusić mojego ognia. Z krzykiem
zerwałam się z miejsca i z piruetu spróbowałam go kopnąć. Musiał spodziewać się
mego ataku, gdyż w porę się odsunął. Ponieważ nie puścił mojej ręki, złapał
mnie mocniej i przerzucił nad sobą. Upadłam, czując po chwili piekący ból w
pośladkach i w plecach. To było jednak za mało, żeby mnie powstrzymać, więc szybko stanęłam
na równe nogi, posyłając mu serie ataków, wyciągniętych z ostatnich lekcji Kung
Fu. Ku mojemu zdziwieniu żaden cios nie sprawdził się w starciu z Chase’m.
Jakby już wcześniej uczestniczył w podobnym boju, przewidywał każdy mój ruch,
blokując go lub unikając. Chociaż nie trwało to długo, gdy wreszcie zaczęłam
sapać, nie przestawałam atakować i przeć do przodu. Chase cofał się do tyłu,
śmiejąc się ze mnie i dalej omijając moje pięści i kopniaki. To było żenujące.
Starałam się jak mogłam, ale za nic nie mogłam go trafić. Był za szybki, a ja
zbyt przewidywalna, bo wkrótce zaczęłam atakować bez namysłu, po prostu w furii,
w gniewie, który wynikał z tego, że przegrywam, a on ma ze mnie ubaw. Ja mu
jeszcze pokażę, wołałam w duchu.
W końcu pozwoliłam mu znów chwycić mnie
za rękę i zatrzymać. Ledwo starczało mi siły, żeby stać na nogach. Trzymałam
głowę nisko, sapiąc głośno. Każdy mój oddech zmęczenia musiał być dla wojownika
Heylinu słodką bombonierką nagrody. Nachylił się nade mną i zmusił do spojrzenia
w jego jaszczurcze oczy. Były tak samo demoniczne, co moje własne.
– Jestem zawiedziony.
Cała zadrżałam, nie wiedząc, co ze sobą
zrobić. W jednej sekundzie zrozumiałam, że tak naprawdę jestem na jego łasce,
bo nie mam siły, żeby się bronić, żeby chociaż uwolnić swoją rękę z jego
uścisku. W każdej chwili Chase może mnie zabić, a ja pewnie nie zdążę nawet
mrugnąć. Bałam się, że właśnie taki pisany mi jest los. Za nic nie chciałam
wyparowywać tak nagle, nim dowiem się co to znaczy być w życiu spełnionym.
Może Chase wyczytał to w moich oczach,
gdyż postanowił dać mi spokój i okazać tę litość, o którą w duchu błagałam.
– Szkoda na ciebie czasu – powiedział. –
Zabicie ciebie to żadne wyzwanie. Jesteś tak słaba, że aż żal mi twego mistrza,
bo tylko zmarnował czas, przyjmując cię do Klasztoru. Jesteś dowodem na to, że
kobiety nie pasują do świata walk. Twoje miejsce powinno być w kuchni, lub w
łóżku.
– Jak możesz tak mówić!? – wrzasnęłam,
odzyskując nie wiem skąd wszystkie swoje utracone siły. Energia, która do mnie
przybyła, została przetworzona w ogień, który ogarnął moje ciało. Spróbowałam
wystrzelić w niego wiązką mocy, ale Chase nie dał się zaskoczyć. Natychmiast
zgasił mnie całą jednym podniesieniem dłoni, co tylko pokazało, jak słaby i
kruchy jest tak naprawdę mój płomień. Załamałam się.
– Widzisz? Jesteś żenująco słaba.
Jednakże co się dziwić, skoro jedyne, czym potrafisz się zajmować to malowanie
i przebieranie. – Okrążył mnie, pochylając niespodziewanie nad moim uchem. –
Nie wspominając o twoich słodkich zabawach pod kołdrą, gdy szepczesz moje imię.
Momentalnie zalałam się rumieńcem,
otwierając tak szeroko oczy, jakbym chciała, żeby mi wypadły. Czy wcześniej
powiedziałam, że się załamałam? Poprawka: zrobiłam to dopiero w tym momencie,
doznając szoku oraz niewyobrażalnie wielkiego wstydu. Chase Young wiedział, że
o nim fantazjuje! Nie tylko wytknął mi moje wady, ale i pogrążył mnie
uświadamiając mi, jaką to jestem skończoną nimfomanką, która marnuje dar, jaki
podarował jej los, czyli bycie smokiem ognia, na rzecz palcówek i zatapiania w
marzeniach, które nigdy się nie spełnią. Jak mogłam tak bardzo zniżyć się do
tego żałosnego poziomu? Jak mogłam okazać się bycia tak niegodną tytułu mnicha
Xiaolin osobą? Życie uśmiechnęło się do mnie i podarowało szanse, oraz niepowtarzalny
zaszczyt. Raniłam swój honor, opuszczając się w Kung Fu. Powinnam natychmiast
naprostować swoje myślenie, inaczej nigdy, żaden mężczyzna ani żaden szanujący
się wojownik nie zechce na mnie spojrzeć, bo niczego nie będę sobą
reprezentować. Dla Nefrytowego Cesarza byłam nic nie wartą nimfomanką, która
nie zasłużyła na to, by być smokiem. Sam fakt, że lubię o nim fantazjować nie
koniecznie musiał mu przeszkadzać, gdyż jest to rzecz ludzka i niemożliwa do
kontrolowania. Jednakże żadna zauroczona mężczyzną osoba nie powinna
zaniedbywać swych obowiązków. A już zwłaszcza, kiedy była xiaolińskim smokiem.
Zrozumiawszy nagle, jak surowo ocenia mnie Young, zapłakałam przy nim.
Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że
zdążył się rozpłynąć. Próbowałam się pozbierać i wziąć w garść. Chciałam iść
naprzód, odnaleźć Sheng Gong Wu i w ten sposób pokazać mu i udowodnić swą
wartość. Wtedy zrozumiałby, że pomylił się co do mnie, a na pewno tak
było. Może i śledził mnie przez ostatni czas, ale nadal nie wie o mnie wszystkiego.
Nie wie, przez co przeszłam, nie wie, jak wygląda moje życie od początku, nie
rozumie mojej psychiki, zatem nie ma prawa mnie oceniać. Nawet jeśli brzmiał
bardzo przekonująco, i to do tego stopnia, że jego słowa dały mi motywację do
pracy nad sobą.
Nie zdobyliśmy tego Wu, Chase z nami
wygrał. Obiecaliśmy sobie, że zdołamy je odbić, niech tylko nadarzy się okazja.
Gdy przegrani wróciliśmy do Klasztoru, czekała na nas niespodzianka. Otóż w
odwiedziny przybył ktoś, kogo nie spodziewałam się jeszcze kiedykolwiek ujrzeć
w swoim życiu: mianowicie moja siostra! Tomoko siedziała z bagażami przed
wejściem do Klasztoru, w którym magicznie naprawiła wszystkie szkody, jakie
wyrządził atak Jack’a Spicera. Nie cieszyłam się wcale na jej widok,
przeczuwałam bowiem kłopoty. Siostra nigdy się mną nie interesowała,
nienawidziła mnie, odkąd tylko przyszłam na świat. Na pewno nie z mojego
powodu, z żadnej tęsknoty, nie przybyła do Klasztoru. Musiała mieć jakiś ukryty
motyw; pomyślałam, że może być to związane z tym, że odkryto we mnie coś tak
cennego jak smok. Sądziłam, że może być zazdrosna najzwyczajniej w świecie i
przybyła dlatego, żeby dowiedzieć się, jakim cudem go zdobyłam i czy ona też
jest w stanie mi dorównać. W końcu zawsze musiała być we wszystkim ode mnie lepsza.
– Najukochańsza siostrzyczko! –
zawołała, zarzucając mi ramiona na szyję. Były dla mnie zbyt ciężkie, nie
chciałam ich dźwigać, więc szybko się od niej oderwałam.
– Tomoko, to naprawdę ty? – zapytałam.
Nie dowierzałam trochę temu, jak rozkwitła jej uroda. Przeklęta siostra stała
się jeszcze piękniejsza, że w chwili pojawienia się, Omi, Raimundo i Clay
zaczęli się ślinić i gapić na nią jak stado napalonych pawianów. Jej rude włosy
wciąż były bujne, gęste i lśniące, twarz nabrała łagodniejszych, słodszych
rysów, apetycznych dla mężczyzn. Albo nosiła wypchane staniki, albo bardzo
urosły jej piersi, gdy zaś reszta ciała pozostawała szczupła. Orzechowe oczy
podkreślała czarną kredką, seksowne, pełne usta zapachowym błyszczykiem.
– Oczywiście, że to ja. Własnej siostry
nie poznajesz? – zaśmiała się.
– Co ty tu robisz? – spytałam.
– Kimiko, może nas przedstawisz? –
wtrącił się Raimundo.
– Ach tak… – mruknęłam niezadowolona. –
No więc… To jest moja siostra, Tomoko. Tomoko, poznaj proszę moich przyjaciół:
Omi, Raimundo i Clay. – Po kolei wskazałam chłopaków ręką.
– Moje uszanowanie. – Wszędobylski Rai
ucałował Tomoko w rękę, na co ta się zarumieniła i zachichotała.
– Przystojniak z ciebie – oznajmiła mu.
Brazylijczyk też nie krył swoich rumieńców. Zrobiło mi się niedobrze.
– No wiem – zaśmiał się.
A potem wkurzyłam się z zazdrości.
– Dowiem się, co tu robisz? – spytałam
siostrę raz jeszcze. – Dlaczego postanowiłaś odszukać mnie po tylu latach?
– Ach no wiesz… Słyszałam, jak świetnie
ci idzie w Klasztorze Xiaolin i kim się stałaś. Smokiem Ognia, czy tak? To
ponoć niezwykłe wyróżnienie. W każdym razie ojciec jest bardzo dumny i
codziennie przechwala się twoimi osiągnięciami w pracy. Dzięki tobie zyskał
całą rzeszę nowych klientów. Firmie lepiej się wiedzie i nie dość, że tatko
więcej zarabia, to jeszcze wszyscy gratulują mu jego sukcesów, a przecież wiele
się przyłożył do twoich osiągnięć – rzekła bez cienia sarkazmu. Krew odeszła mi
z twarzy, gdy to usłyszałam. Jak mój ojciec śmiał wykorzystywać moje sukcesy po
tym, jak mnie porzucił? Czy on nie miał honoru? – Ale ja też przyczyniłam się
do jego szczęścia. Nie wiem czy wiesz, ale jestem wymiarowym szpiegiem.
– Kim? – nie zrozumiałam.
– Jestem szpiegiem, który podróżuje po
różnych wymiarach. Pracuję dla japońskiego rządu. Mój pseudonim to Tigress Woo.
Ponieważ mam teraz wolne, stwierdziłam, że nic złego się nie stanie, jeśli cię
odwiedzę. Moja mała siostrzyczka dorosła. Jestem z ciebie ogromnie dumna.
Zawsze wiedziałam, że daleko zajdziesz.
Akurat!
– Masz wspaniałą siostrę, Kimiko –
odezwał się Omi. Nie mogłam uwierzyć, że smok wody uwierzył w te brednie i dał się porwać urodzie Tomoko.
– Powiedz, smoku ognia – kontynuowała
siostra. – Chcesz zobaczyć mojego smoka?
– Smoka? Posiadasz smoka? Niby skąd? –
Nie wierzyłam jej ani trochę. Jeśli rzeczywiście posiada jakiegoś żywego,
prawdziwego smoka, natychmiast poinformuję o tym Chase’a.
Pstryknęła palcami śmiejąc się
zuchwale. Po chwili tuż obok niej zmaterializował się wysoki, fioletowy smok,
mający skrzydła po bokach. Nie kryłam swego zdziwienia. Chłopacy zresztą też
nie, bo oni z zachwytu aż krzyczeli. Odsunęłam się na bok, patrząc jak do niej
podchodząc i słuchając, jak zaczynają jej schlebiać. Dlaczego, powtarzałam
sobie, dlaczego moja siostra musi mi wszystko odbierać? Najpierw dom, ojca,
teraz przyjaciół. Już nie byłam dla nich atrakcją, teraz moja siostra była w
centrum zainteresowania a ja zeszłam na dalszy plan. Stałam się znów dla świata
niewidzialna. Phi. Mój ojciec musi być pewnie z Tomoko niezwykle dumny, oczko w
głowie. Jak zwykle we wszystkim musiała mnie prześcignąć, być ode mnie lepsza. Za co los mnie tak karał?
Wystrój pokoju Tomoko był wzruszającym
hołdem najwyraźniej podziwianego przez nią Zachodu. Wśród bałaganu na toaletce
dostrzegłam francuskie perfumy i angielską wodę lawendową. Okrągłe pudełko
pudru Max Factor leżało obok różowego, emaliowanego ręcznego lusterka, które
przydałoby się wypolerować. Wszystkie powierzchnie mebli zajmowały fotografie w
srebrnych ramkach, przedstawiające Tomoko w różnych miejscach na świecie z jej
fioletowym smokiem. Przy łóżku trzymała dzieła Szekspira i poezje Byrona, choć
słyszałam, że z trudem zdołała nauczyć się paru angielskich słów. Książki
wydawały się nietknięte, między kartkami tkwiły zakończone frędzelkami
zakładki. W oszklonej witrynie, podobnej do tych, jakie widuje się w sklepach z
męską galanterią, leżały starannie poukładane w celofanowych opakowaniach,
rękawiczki z białej koźlej skóry i delikatnie nylonowe pończochy ze szwem. Na
stolikach obok łóżka trzymała pokaźny zapas zagranicznych papierosów w
pozłacanych pudełkach, a także złote zapalniczki i porcelanowe popielniczki
ozdobione deseniem w róże. Moja siostra była zawodową palaczką. Na srebrnej tacy umieszczonej na okrągłym mahoniowym
stole pod brudnym oknem zauważyłam dżin, angielski tonik i mały talerz z
ćwiartkami cytryny. Jedyny japoński akcent stanowiła zajmująca kąt pokoju niska
sofa, zarzucona poduchami z jedwabiu, a w stojącym obok wysokim na stopę kufrze
mieściło się wszystko, co potrzeba agentce podróżującej po wymiarach. Urządziła się na bogato, wynajmując w pokoju Klasztor... największy ze wszystkich. Mistrz Fung leżał nieprzytomny, nikt nie mógł jej zabronić. Po cichu błagałam, by moja siostra nie zwróciła uwagi żadnego kruka...
Tomoko uznała, że ja i Keiko pasujemy
do siebie pod wieloma względami, a że pragnęła kontrolować wszystko i każdego,
zachęcała mnie, bym została kochanką Keiko. Po tym jak zostałam osamotniona, bo
chłopacy całą swoją uwagę poświęcali Tomoko całymi dniami, zwróciłam się do
Keiko o to, aby dotrzymywała mi towarzystwa. Dobrze jest mieć przyjaciółkę,
która w każdej chwili gotowa jest okazać ci wsparcie, problem pojawia się
wtedy, kiedy ta przyjaciółka jest jednocześnie w tobie zakochana. Szczerze chciałam się pouczyć, nadrobić
zaległości, poćwiczyć. Zwłaszcza po słowach Nefrytowego Cesarza. Ale Tomoko
miała na mnie jakiś wpływ, tak samo na Keiko. Sprawiła, że zaczęłam spędzać z
Keiko więcej czasu, a że ciągle potrzebowałam pocieszenia, szybko znalazłam je
pod postacią czułego przytulania się i wreszcie pocałunków. Tomoko osiągnęła swój
cel, chociaż obiecałam sobie, że będę się opierać. Byłam na siebie zła, mimo że
tego nie okazywałam. Moje serce należało w końcu do złego Smokożercy i dla
niego chciałam polepszyć swoje umiejętności, jednak jak zwykle dopuściłam do
tego, żeby coś mnie od nauki odciągnęło. Może po trochu zgodziłam się zostać kochanką Keiko z zemsty za to, jak Nefrytowy mnie potraktował?
I tak o to Keiko wprowadziła mnie w
świat zabaw, który kobiety dzielą ze sobą w sypialni. I tym też były dla mnie
te igraszki, po prostu rozrywką na długie wieczory, gdy Klasztor pogrążał się
we śnie. W łóżku Keiko okazała się zbyt delikatna, by mnie naprawdę zaspokoić.
Ale w jej pieszczotach znajdowałam pociechę i nigdy nie doznawałam tych chwil
samotności, których doświadczyłam po seksie z Mistrzem Gao. Jej blada cera,
delikatne cienkie kości i wrażenie kruchości były tak kobiece, że nie mogłam
myśleć o niej jak o kochance, choć seks z nią zawsze owocował cudownym orgazmem. Możliwe, że biseksualizm odziedziczyłam
po siostrze. Ona również, z wielkim zapałem i bez krzty skromności, opowiadała
o swoich przygodach zarówno z mężczyznami, jak i z kobietami. Pewnego razu przy
śniadaniu nie mogła się powstrzymać i nie wspomnieć o tym, jak pewien zabójczo
przystojny mężczyzna uwiódł ją swoim samym spojrzeniem, a w łóżku pokazał tak
niesamowite sztuczki, że ona do dziś tęskni za nieziemskimi uniesieniami,
którymi ją obdarzył.
- Dlaczego go nie odnajdziesz i nie
spędzisz z nim reszty życia? – spytałam. Bardzo chciałam, żeby Tomoko wreszcie
wyniosła się z Klasztoru i poszła dalej pieprzyć się z tymi swoimi
niezliczonymi kochankami. O, przodkowie… jak ja nienawidziłam swojej siostry…
Ale ona odpowiadała:
- Uwierz mi, kochana siostrzyczko, nie
chcesz, bym go odnalazła. Będziesz szczęśliwsza mając mnie blisko siebie.
Zakpiłam w duchu.
Myślę, że Tomoko pod tym względem –
czyli czułości - bardzo różniła się od Keiko. Nie wierzyłam w to aby moja
siostra zdolna była kochać. Leżąc obok Keiko i patrząc jej w oczy po każdym
stosunku widziałam u niej niezgłębione ciepło. Wiedziałam, że ona, w
przeciwieństwie do rodzonej siostry, zdolna by była oddać za mnie życie,
poświęcić się za moje szczęście. Wzruszała mnie wiara Keiko we mnie, powtarzała
mi, że jestem dobrą osobą, choć ja uważałam co innego. Zawsze wiedziała co
powiedzieć, by zrobiło mi się lepiej na sercu. Będąc z nią zapominałam o
Nefrytowym Cesarzu, nie baczyłam na to, czy nas podgląda, kiedy się dotykami, miałam gdzieś cały
świat. Odrywałam się od rzeczywistości i dopiero następnego dnia katowałam się
poczuciem winy oraz wypominałam sobie zdradę uczuć względem księcia ciemności.
Nawet jeśli nigdy jego nie byłam i nigdy nie będę.
Tak. To była czułość. Niespotykana czułość,
którą znałam tylko z Keiko. Tomoko była inna, obca jej była duchowa miłość. I
znowu jej wpływ na mnie zmienił mi perspektywę spoglądania na świat. Po trochu
mnie wyleczyła, a przez to jej plan, by uwiązać mnie przy Keiko, zaczął się
psuć. Pewnego razu zademonstrowała mi skórzanego penisa, wykonanego w Japonii
specjalnie dla niej, i pamiętam myśl, która wtedy przyszła mi do głowy: jeśli
namiastka sprawia jej przyjemność, o ile więcej satysfakcji musi czerpać z
prawdziwego członka. Zrozumiałam wtedy, że cała miłość damsko-damska jest
sztuczna, bo zawsze na końcu brakuje uczucia wypełnienia dającego orgazm, które
zapewnia właśnie męski wąż. Keiko w uprawianiu miłości wolała co prawda odwołać
się do zmysłów, a nie do przyrządów. Sprawiała mi przyjemność owa dziwna
perwersja, ale taką samą zapewniłby mi porządny masaż czy talerz sushi, a
zarówno bez jednego, jak i drugiego mogę się obyć. Odkryłam, że uprawianie
seksu z kobietą przypomina sytuację, gdy mamy apetyt na mięso, a dostajemy
zupę; choć nie grozi nam śmierć głodowa, w żołądku nadal czujemy ssanie.
Keiko nie uważała, by seks między
kobietami zasługiwał na miano perwersji. Według niej wszystko, co istnieje w
naturze, już z samej definicji jest naturalne, obstawała także, że to Bóg
stworzył ją taką, jaka była.
Odkąd po raz pierwszy zadałam się z
Keiko, utraciłam jakąś ważną cząstkę siebie i stałam się przy niej dobrą
aktorką. Zdawałam sobie sprawę, że Keiko kocha tak, jak została stworzona, ja
natomiast postępowałam wbrew mej naturze i szukałam pociechy pod fałszywym
pretekstem. Cała ta sytuacja mnie niepokoiła, zaczęłam się sobą brzydzić. Ale
mimo złych przeczuć znajomość z Keiko okazała się jedną z bardziej
wartościowych w moim życiu, a przynajmniej w tamtym okresie. Keiko była
interesująca i szczodra, lubiłam emanujący z niej spokój, a także lekkość, z
jaką kroczyła przez życie. Najlepsze w posiadaniu kochanki jest to, że zostaje
ona powiernicą i najbliższą przyjaciółką. I tak też się stało w przypadku
Keiko. Nasze miłosne igraszki nie były niczym więcej jak aperitifem przed
dzieleniem się sekretami i przyjaźnią. Mimo że bardzo ją lubiłam, trudno było
ją kochać, gdyż jakąś część siebie trzymałam w rezerwie.
W rezerwie dla Nefrytowego Cesarza, dla
którego obiecałam stać się lepsza. Być dobrą osobą, zasługującą na dar, jakim
jest życie i bycie smokiem.
Wróciłam! Tęskniliście?
Musze się przyznać, ale był taki moment, że chciałam zamknąć bloga bo straciłam wene na pisanie ogólnie blogów... Magicznie ją jednak odzyskałam i do tego udało mi się namówić siostrę aby pisała razem ze mną. Będzie to robić na własnym blogu http://unikat-niezdobyty.blogspot.com/. Serdecznie was na niego zapraszam! :) Dodajcie jej weny dajecie ją mi!