środa, 24 sierpnia 2016

16. Modlitwa i kłopoty z Japonii

Tej nocy nie spałam z Chase’em, mimo pozostania w sypialni. Sam uciekł, zostawiając mnie samą i spędził noc oddzielnie w jakiejś komnacie. Miałam problemy z zaśnięciem. Za bardzo się martwiłam, do tego było mi dziwnie niekomfortowo w jego łóżku bez niego. Rano dowiedziałam się, że wściekłość jaszczura odbiła się na mojej rodzinnej ziemi - wywołał trzęsienie ziemi na wyspie Kiusu, przez co życie straciło około tysiąca osób. Oglądałam wiadomości na moim telefonie z przerażeniem. Tyle niewinnych ludzi ucierpiało z mojego powodu. Po raz kolejny przekonałam się, że przynoszę pecha. Wychodząc rano z sypialni minęłam się z nim na korytarzu. Nie odezwał się do mnie słowem, ani ja do niego. Myślałam, że to wszystko jakoś zniosę, ale skończyło się na tym, że pobiegłam z płaczem do łazienki na niższym piętrze. Miałam ochotę wydłubać sobie oczy czymś ostrym, wierząc, że są przeklęte, ale zabrakło mi odwagi. A szkoda, bo ostatnie wydarzenia, jakich musiałam być świadkiem przyniosły mi tylko więcej cierpień. Z pałacu nie uciekłam mimo chwilowej ochoty. Nie chciałam tchórzyć, wiedząc, że nic mi to nie da, bo problem sam by się nie rozwiązał. Dwa dni chodziłam za Nefrytowym, szukałam go, zaczepiałam go, gdy tylko miał wolne chwile i wtedy padałam przed nim na kolanach, prosząc, żeby mi wybaczył. W końcu przyjął moje wyjaśnienia oraz przeprosiny. Teoretycznie zrobiło się lepiej. Teoretycznie, bo nie powiedział, że mi wybacza.
Po niedługim czasie Chase szybko opanował cały Zachód, co obwieszczał mi radośnie cały pałac. Koty, choć stały się dla mnie mniej milsze, nałogowo rozumiały o tym, jak bardzo powiększyły się wpływy i włości ich pana. Nie potrzebna była przemoc, by podporządkować sobie kontynenty – wystarczyło trochę pokombinować, parę intryg, interesów i sfinansować dobrze kampanie wyborcze, by w każdym kraju do władzy doszły partie jego poglądów. Narodziła się nowa ideologia, kult jednostki i ludzie widząc go również u sąsiadów wierzyli, że cały świat jest zjednoczony, choć w rzeczywistości po prostu padł ofiarą manipulacji i propagandy, czego efektem było całkowite oddanie się rządom jednego, nieśmiertelnego człowieka. Chase rządził zdalnie ze swojego pałacu; miał drużynę premierów, którzy wprowadzali ustawy takie, jakie on sobie zażyczył. Kiedy zorientowałam się, że zostałam kochanką tak potężnego władcy, doznałam obowiązku, aby jednak Chase’a powstrzymać przed opanowaniem reszty świata. W jego działaniach dostrzegałam brak umiaru, jakim niegdyś się charakteryzował. Z własnego doświadczenia wiedziałam, że taka droga może zgubić więc martwiąc się o niego, nocami próbowałam uspokoić wojnę powstałą w jego głowie i namówić do tego, aby chociaż na chwilę sobie ze wszystkim odpuścił.
Wściekł się na mnie. Powiedział, że miał nadzieję, że okażę się tą kobietą, która niekoniecznie pokocha, ale będzie szanować jego pragnienia dążenia do władzy absolutnej. Nie chciał, żebym odwodziła go od jego planów. Zaczęliśmy się potem częściej kłócić, choć wystraszona niczego już nie komentowałam. Stał się bardziej wrażliwy na wszelkie moje kontakty z mężczyznami, jakby był ciągle w gorącej wodzie kąpany, na to jak się ubieram:
- Wyglądasz seksownie – powiedział, kiedy przybyłam do pałacu. Miałam na sobie czarne legginsy i długa bluzkę na ramiączka. Podziękowałam za komplement i poszłam do sypialni, by wypakować kosmetyki, niczego nieświadoma. Kiedy to robiłam, Chase zjawił się za mną i machnięciem ręki sprawił, że materiał legginsów rozpuścił się, jakby go ktoś oblał kwasem. Ze strachu wypuściłam flakonik z piżmem i rozbiłam go. Nie śmiałam bardziej drgnąć, bojąc się, że poczuję zaraz prawdziwy kwas na swojej skórze. Zapach piżma, które rozlałało sie po podłodze wcale nie ostudziło nerwów księcia. – Jeśli jeszcze raz się tak ubierzesz w Klasztorze, wyrzucę cię stąd jak szmatę.
Czepiał się również tego, jak się wysławiałam.
- Nie mów do mnie  językiem swoich kolegów – warknął przez zęby, gdy przy następnych odwiedzinach zapomniałam się i przywitałam go, mówiąc: „yo!”.
Krzyczał na mnie bez powodu i czasem bałam się, że w końcu nie wytrzyma i podniesie na mnie rękę. Każda kłótnia bolała mnie tak bardzo, że kochając się z nim płakałam i błagałam o wybaczenie za to, że tamten jeden raz mu się postawiłam i próbowałam go zmienić.
– Kochanie, wybacz mi, błagam – szeptałam.
Próbowałam ułagodzić go, pomniejszyć swoją winę zachęcaniem do brutalności w naszych miłosnych igraszkach. Starałam się jak tylko mogłam… Wypruwałam z siebie żyły, byle tylko naprawić swój błąd, ale Chase był niezłomny. Kiedy wracałam do jego łóżka, marudził i brał mnie bez słowa, przykrywając mi dłonią usta, bym nie mogła mówić i jeszcze bardziej go rozgniewać. Często brał mnie od tyłu, twierdził, że nie chce patrzeć na moją twarz, gdyż nieszczęściem dla niego należy do xiaolińskiego mnicha. Noc w noc na mych plecach i udach zostawiał ślady ukąszeń. Sine szramy na pośladkach świadczyły o sile, z jaką uderzał, nacierając na mnie tak gwałtowanie, że dwa razy dziennie musiałam się kąpać w gorącej wodzie z mlekiem. Kiedy w końcu odzyskał humor i znów stał się taki jak dawniej, poczułam się jak ukarane dziecko, którego ojciec wreszcie udobruchał. Myślę, że niż samego Chase’a ucieszyło mnie, gdy przestał się złościć. Nie przestałam go jednak zachęcać do brutalnego seksu, szeptać mu sprośne pragnienia. Byłam gotowa wykupić sobie moim ciałem u niego zgodę. Tak bardzo przeszkadzał mi jego gniew. Tak bardzo przejmowałam się tym, co o mnie myśli. Tak bardzo byłam mu podległa, że nie mogłam spać, ani funkcjonować spokojnie za dnia, gdyż przejmowałam się tym, że jest na mnie zły. Wyzywałam się od idiotek, bojąc się, że na dobre pogrzebałam nasze piękne relacje. Złożyłam przysięgę sobie samej, iż już nigdy, przenigdy, nie zrobię niczego, co mogłoby go rozczarować. Niczego wbrew jego woli.


***


Często chodziłam struta i cicha. Prawie nie wydawałam z siebie dźwięków, co jedną ze służących zaniepokoiło tak mocno, iż zapytała się mnie, czy abym nie stała się duchem. W rzeczywistości ograniczyłam swą mowę ze strachu, że znów palnę coś głupiego i nieprzemyślanego. Siedząc bez większego celu na łóżku, spoglądałam na swoje siniaki. Choć zadawały mi ból, badałam je i lekko dotykałam te, które miałam na szyi. Chase mnie dusił, gdy się we mnie spuszczał. Za każdym razem ciężko mi było się podnieść, ale wiedziałam, że muszę, bo tego ode mnie wymagano. Najtrudniejsze okazało się dla mnie maskowanie przy Keiko.
Sądząc, że w ten sposób oderwę się myślami od ostatnich wydarzeń pełnych trudności i krzyków, umówiłam się z Keiko na wspólne zakupy, wykorzystując tę jedyną w roku okazję, kiedy pozwalano nam wybrać się do Szanghaju. Mistrzowie niechętnie spojrzeli na mnie, kiedy zgłosiłam się z przyjaciółką na ten wypad – tak jakby podejrzewali mnie o kolejną próbę zniknięcia bez śladu. Ja jednak nie miałam zamiaru tego robić, nie teraz, ale na szczęście nie musiałam ich przekonywać co do niewinności moich zamiarów. Zakupy w zatłoczonym mieście szły mi nieźle, choć wspomnienia targały mną, przywołując obawy, że znów natknę się na widok molestowania jakiegoś dziecka przez funkcjonariuszy. Okazało się jednak, że dałam porwać się pętli wydawania pieniędzy, która dopada człowieka w sytuacji, kiedy portfel jest zbyt pełny i jest się w towarzystwie osoby, która równie uwielbia kupować sobie zbyt wiele ciuchów. Od Chase’a posiadałam tyle złota, że mogłam je w sumie rozdawać biednym i tak czasem robiłam, znajdując jakieś bezdomne dziecko na ulicach. Nefrytowy mówił mi, że to, co jest jego, jest też moje, a w zamian ja, mam być jego. Ciekawa byłam, czy nadal należy do mnie jego serce po tym, co się wydarzyło.
Odkąd byłam z nim niczego mi nie brakowało, a jednak miło było poczuć się z powrotem osobą niezależną, która może zrobić co chce, czyli na przykład nakupić rzeczy zupełnie zbędnych. Do godziny czwartej po południu byłam wraz z Keiko cała obalona torbami z ubraniami czy z butami, których pewnie nigdy nie będę nawet miała okazji założyć. Chociaż było mi ciężko, ani trochę nie narzekałam. Jak wspomniałam, za bardzo cieszyłam się tą wolnością i chodzeniem po mieście bez poczucia smyczy na szyi i kagańca. Mogłam mówić co chciałam i ile chciałam, nie stresując się moją tendencją do palenia głupstw. Keiko była zawsze idealną, wyrozumiałą słuchaczką.
Kiedy zwróciłyśmy się w stronę przystanka autobusowego, mój humor został sprzątnięty przez powagę, która natychmiast wstąpiła we mnie, gdy na miejskim ekranie wielkości basenu, który z ściany wieżowca emitował wiadomości, pojawił się temat związany z Xiaolin. Okazało się, że nasz obecny cesarz Chin, którego mimo wszystko nazywałam swoim, choć nie byłam prawdziwą Chinką, przestał lubić Klasztor i obrał plan zlikwidowania go, na wzór cesarza japońskiego. Moda na Japonię powróciła do Chin, jak to było w poprzednim półwieczu, aż do spuszczenia bomb atomowych na Nagasaki i Hiroshimę. Władca mojego prawdziwego kraju musiał wywrzeć na cesarzu Chin niezłe wrażenie, skoro zdecydował się zniszczyć podglebie swojej kultury. Razem z Keiko przez moment przestraszyłyśmy się i zapytały się nawzajem, co teraz z nami będzie. Uznałyśmy później, że za szybko panikujemy i może to niepotrzebny alarm. Mistrzowie są z wiadomościami ze świata i kraju na bieżąco, więc na pewno w razie czego coś wykombinują. Ja pomyślałam dodatkowo, że powinnam być spokojna niczym ocean w bezwietrzną noc, bowiem miałam zagwarantowane życie z Chase’em po zagładzie Xiaolin, która i tak miała nadejść. Lecz po chwili przypomniało mi się, jak często ostatnio się z nim kłócę i straciłam poczucie bezpieczeństwa. Musiałam to odzyskać, a jedyną drogą była naprawa moich relacji z nim. Jedyny sposób, jaki przyszedł mi do głowy, to dalsze donoszenie.
Wybrałam Heylin i jeszcze tego samego dnia, przyszłam mu się wyspowiadać. Nieświadomie zostałam szpiegiem, choć o zamiarze chińskiego cesarza Chase i tak by się dowiedział. Chciałam jednak, żeby czuł, że nic mnie nie powstrzymuje, by od razu o wszystkim go informować, choć z pozytywką wszystko popsułam. Zdziwiło mnie to, ale ani trochę się nie wahałam. Zupełnie jak gdyby poczucie strachu przed bezdomnością po upadku Klasztoru dodawało mi odwagi i oziębłości na losy Xiaolin. Gdy skończyłam, podziękował mi i kazał sobie iść, a ja na minutę pozwoliłam sobie powzdychać na temat jego włosów i przystojnego wyglądu oraz miękkiej skóry. Za każdym razem, kiedy przejeżdżałam mu dłońmi na przykład po szyi, nabierałam ochoty go schrupać. Zastanawiałam się, czy i on myśli o mnie w ten sposób, pomimo naszego kryzysu. Miałam nadzieję, że tak.


***


Wróciwszy do Xiaolin dowiedziałam się tego, czego miałam się dowiedzieć. Po egzaminie na Smoka Mistrzowie mieliby rozpocząć wielką misję, jaką miałoby być odzyskanie świetności w oczach cesarza Japonii. Moja drużyna pod przywództwem Mistrza Funga otrzyma wszystko, co potrzebne, by na okres miesiąca, lub więcej, zamieszkać w kraju kwitnącej wiśni i przez ten cały czas ciężko pracować (głównie politycznie), by wybudowane zostały tam xiaolińskie klasztory. Oczywiście szkoły, które nauczały Kung Fu już tam istniały, jednak podejrzewano, że brakuje im tej świetności, jaką posiada nasz w Chinach. Rolą mojej drużyny miało być podniesienie standardów nauczania japońskich szkół. Misja brzmiała dla mnie naprawdę świetnie, ale przypuszczałam, że do tego czasu mój książę dokona swej zemsty i do Japonii pojadę co najwyżej do ojca. Raimundo ucieszył się misją równie mocno, co ja. W zasadzie każdy się cieszył i gratulowano mi, że będę mogła zobaczyć znów swój dom za morzem. Fakt, nie wszyscy mieli takie szczęście, tyle że ja za swoim domem w ogóle nie tęskniłam. Wolałam Chiny.
Razem we czwórkę przysiedliśmy w ogrodzie, w którym lubiano urządzać skromne imprezy. Byliśmy sami i rozmawialiśmy w spokoju o tym, co nas czeka. Przeżywaliśmy to, jak czas szybko leci - jeszcze nie tak dawno byliśmy dzieciakami, zagubionymi dzieciakami, które próbowały różnych dróg, by odnaleźć się w Klasztorze. Teraz stanowiliśmy drużynę wybrańców, którzy mieli stać się smokami i prześcignąć tych, którzy nas nauczali przez te wszystkie lata. Wiedziałam, że Mistrz Fung był dumny z tego, jak wyrośliśmy. Raimundo cały czas wypytywał mnie o to, jak się czuję, czy się cieszę misją, do której nie mógł przestać nawiązywać. Na osobności złapał mnie za dłonie i poprosił, bym nie robiła nic głupiego przez ten czas. Irytował mnie, ale on zawsze był namolny. Przeszło mi, kiedy Clay postanowił, byśmy wszyscy wznieśli za siebie cześć, wystawiając po jednej dłoni przed siebie i składając je jedna na drugą. Nie Znałam tą sztuczkę z seriali, ale był to pierwszy raz, kiedy mogłam się przekonać, jak dużo wsparcia duchowego po darowuje ludziom. To była chwila naszej sztamy. Poczułam się jakoś bliżej z moimi przyjaciółmi, o ile wciąż mogłam ich tak nazywać. Na bogów, uświadomiłam sobie, jakąż byłam suką.
W pewnym momencie przeszkodziła nas obecność przypadkowego przechodnia, który kręcił się między krzewami. Nie mogliśmy wyłapać kto to przez ciemności, aż stanął w świetle i skręciłam się, widząc twarz mojej siostry. Tomoko wydawała się wyciszona, do tego wyglądała gorzej niż poprzedniego wieczora. Zaczerwienione oczy otaczały ciemne smugi, cera przybrała zielonkawy odcień, a głos stracił moc, łamał się i drżał. Płakała i mówiła do siebie jakieś niezrozumiałe rzeczy. Ale nawet w tym stanie można było dojrzeć w tej kruchej, pobladłej istocie, z jakiego powodu niegdyś zasługiwała na miano Promieniejącego Oblicza. Pomyślałam, że nawet najwspanialsze fotografie nie oddawały jej urody z czasów, nim zakochała się w Opium. Chwiała się jak stary maszt. Raimundo natychmiast poderwał się z siedzenia i podszedł do niej, nim przewróciła się o głaz stojący na jej drodze, jakie najwyraźniej nie widziała.
– Moja spinka… zgubiłam moją spinkę… – powtarzała bez przerwy jak szalona. Zrobiło mi się jej żal.
– Jak wyglądała dokładnie ta spinka? – spytałam. Uwierzyłam w cichy głosik w moim wnętrzu, który podpowiedział mi, że będąc dla niej dobrą oczyszczę trochę swoją duszę.
– Tak złota z czarnymi perłami. Zgubiłam ją. Muszę ją znaleźć…
– A gdzie widziałaś ją po raz ostatni? – odezwał się Raimundo.
– Nie… Nie pamiętam…
Popatrzyliśmy po sobie i wszyscy wspólnie uznaliśmy, że nie można jej tak zostawić. Nie teraz, kiedy była klasztornym inwalidą potrzebującym opieki. Stwierdziliśmy, że udamy się z Tomoko w pierwszej kolejności do jej pokoju i tam poszukamy zguby, ale gdy tylko zrobiliśmy krok, Tomoko zaczęła się wierzgać niczym dziki koń i drzeć jak mandżurska czapla.
– Moja spinka, moja spinka…!
– Spokojnie, zaraz ją znajdziemy… – Próbowałam ją uspokoić, ale moja siostra stała się na nas głucha. Jej opętańcze zachowanie powiększyło się. Wyrwała się nam i upadła na kolana. Jacyś mnisi wyjrzeli zza drzwi swoich domków.
– Moja biżuteria, ubrania, prezenty! Wszystko się rozpłynęło, rozpadło jakby było z piasku… Rozpłynęło się jak jego miłość…!
Chodziło o Chase’a. Jak nic chodziło o niego. Tak się przestraszyłam, że po kryjomu się wymknęłam. Chłopacy nie wiedzieli, dlaczego Tomoko się tak zachowuje, ale po mojej minie od razu domyśliliby się, że coś wiem. Najgorsze było chyba jednak to, że z było z nią tylko co raz gorzej. Jej psychicznie napady wracały szybciej niż deszcze na północy Chin. Mistrz Fung tak się zaniepokoił jej stanem, że wezwał medyka, ale powiedział, to, co wiedzieliśmy wszyscy od początku – Tomoko musi rzucić Opium, albo narkotyk ją zabije. Niestety w Klasztorze nic nie mogło dziać się z przymusu, takie były prawa, dlatego Tomoko wolno było palić dalej. Niektórzy przypuszczali, że spokojna rozmowa z nią może coś poskutkować, ale nikt tak naprawdę nie miał takiej mocy, żeby coś jej przemówić. Tym bardziej, że cierpiała na porzucenie. I to porzucenie nie przez byle kogo. Niektórzy z Mistrzów wkrótce zaczęli domyślać się, że Tomoko musiała mieć jakaś styczność z Chase’m, szczególnie Mistrz Guan. Zapytał mnie o to nawet po tym, jak ja ze swoją drużyną, Guanem i Mistrzem Fungiem rozmawialiśmy właśnie o Chasie. Poruszaliśmy kwestie związane z nim oraz nasz ewentualny plan zaatakowania go. Tomoko akurat przechodziła obok, zatrzymała się i spojrzała na nas przerażona, a potem się rozpłakała i zaczęła gadać o porzuceniu i samotności. Następnego dnia rano usłyszałam jak powtarzała sobie przy śniadaniu pewną formułę zasad, jak jakąś modlitwę.
– O księcia należy zawsze drżeć… Trzeba płakać, jeśli coś mu grozi…
Po śniadaniu wyszłam do ogrodu ochłonąć. Mojej siostrze okropnie odbijało. Próbowałam zwalić jej chorobę na Opium, ale prawda była taka, że Opium jej pomagało. Podtrzymywało na życiu i nie pozwalało się zabić, inaczej już dawno skróciłaby swe męczarni spowodowane smutną samotnością. Coraz mocniej było mi jej szkoda. A może to strach, że i mnie spotka kiedyś to samo tak na mnie działał, że stałam się dla niej milsza z dnia na dzień? Ciekawa byłam, czy gdyby Tomoko dowiedziała się o tym, że Chase rzucił ją dla mnie, to czy by mnie zabiła.


Wiem, że rozdział był krótki, ale przynajmniej dałam go szybciej :) Ostatnio jestem coś mało aktywna. Zarówno na moim blogu, jak i na Waszych. Myślałam, że będę mieć w wakacje więcej czasu na prowadzenie bloga i w sumie to mam, ale weny czasem mi brak. Coś jednak na szczęście wyskrobałam :) W następnym rozdziale będą duże emocje! Proszę się baaaaaaaaardzo do niego dobrze psychicznie przygotować. 
Serio.
Do napisania! :)

25.08.2016
Postanowiłam, że po tym blogu napiszę kolejną chamiko opowieść. Jest to temat, którym zbyt wygodnie mi się operuje i ćwiczy swój warsztat. Mam nadzieję, że się cieszycie :)

środa, 3 sierpnia 2016

15. Kłamstwa w oczach i ucichająca pozytywka

Oddychałam ciężko i czułam ucisk w płucach przywodzący na myśl miażdżenie klatki piersiowej, ale rezygnowałam z postoju. Odważnie biegłam dalej, skupiając się tylko na tym, by nie dać się złapać. Mijałam wodne zbiorniki, na którym unosiły się różowe lilie, dorodnie rozkwitające dzięki zasługom służby, kiedy zaczęłam straszliwe sapać. Po chwili wyskoczyła mi za rogu moja jaszczurka, podobnie zdyszana co ja, choć nie w tak dużym stopniu. Bawiliśmy się w berka jednego popołudnia. Wspominam ten dzień szczęśliwie i obraca się w mojej głowie w wesołych kolorach. Cieszyłam się wtedy odzyskanym na krótki czas szczęściem, jakie powróciło do mojego związku z smoczym księciem. On również wydawał się nim cieszyć, na pierwszy rzut oka to widziałam. Przyznawałam to sobie w duchu, że dziwne było usłyszeć dla mnie od niego zgodę na zabawę. Spodziewałam się odpowiedzi w stylu, że jest zbyt zajęty, że ma zbyt dużo ważniejszych ode mnie spraw na głowie. Jakby nie patrzeć wrócił do podbijania świata, a to liczyło się dla niego niezwykle mocno. Cieszyłam się, że ustanowił mnie częścią swojego planu zaprowadzenia nowej świetlanej przyszłości. Cieszyłam się, że liczył się ze mną chociaż trochę i nie zamierzał mnie porzucić po dopięciu swego. Jednak najbardziej cieszyłam się tą godziną, w której bawił się ze mną w berka na oczach zaskoczonej służby, której tak bardzo przeszkadzaliśmy w pracy. Ja na przykład niechcący zdeptałam kwiaty, które wywróciłam z ich doniczek, gdy jedna z ogrodniczek szykowała się do tego, by je zasadzić. Chase zaś chcąc dostać się do mnie szybciej, poszedł na skróty i przedarł się przez krzaki, niszcząc je oraz swoje ozdobne w zielone wzory hanfu. Mój strój tak samo nie prezentował się już najlepiej. Był brudny od ziemi i cały wygnieciony. Ale co tam, najważniejsza była dobra zabawa.
Chase zagrodził mi drogę i powiedział, że to koniec, że nie mam dokąd już uciekać, więc najlepiej, bym się poddała i oddała dobrowolnie w jego ręce, to obejdzie się ze mną łagodnie. Oczywiście każde jego słowo nasączone było podtekstem seksualnym, dlatego parsknęłam śmiechem. Rozejrzałam się za wolną drogą, ale faktycznie żadnej nie było. Chase zagnał mnie do rogu w wielkiej hali, w której znajdowały się trzy stawy ułożone względem siebie równolegle. Między nimi ciągnęły się rzędy kwiatów i krzewów oraz podłoga z nefrytu, którym wyłożono całe pomieszczenie. Chase rozpościerał już ręce, szykując się do tego, żeby mnie pochwycić. Nie chciałam mu się jeszcze dać złapać, choć wiedziałam, że to nieuniknione. Przed nim nie da się długo uciekać. Prędzej czy później i tak cię dopadnie.
Spróbowałam uciec prawą stroną, ale złapał mnie i mocno oplótł, gdy postawiłam pierwszy krok. Próby wyrwania mu się również nie przyniosły skutków. Poddałam się i przyjęłam honorowo przegraną, ale obiecałam mu rewanż.
– Następnym razem ja ganiam ciebie.
– O nie, nie chcę ciągle wygrywać.
Rzuciłam mu się na szyję i wycałowałam go tak, jak uwielbiałam to robić. W ten słodki sposób zakończyliśmy nasz dzień zabaw, po czym udaliśmy się razem do łóżka po to, żeby się położyć. Chase był zmęczony, dlatego odwrócony do mnie plecami zasnął od razu, gdy tylko zapadł się w miękkiej pościeli, która i mnie usypiała do snu zawsze, gdy ją dotykałam. Usypiała nawet wtedy, gdy cierpiałam przez rany odniesione w brutalnych, nocnych figlach. Musiało być w niej coś magicznego. Wyobrażałam sobie, że może została nasączona proszkiem nasennym, ale szybko doszłam do wniosku, że to głupie, bo za często budziłam się od koszmarów, lub przez Chase’a, który miał w zwyczaju przerywać mi spanie i mnie dosiadać. Lub na odwrót. Tym razem jednak opierałam się mocy pościeli i nie poszłam od razu spać, jak zrobił to mój ukochany. Siedziałam po turecku i do późna pracowałam na laptopie, czytając wszelkie gazety zawierające nagłówki o moim ojcu i wpisując jego imię w wyszukiwarki, chcąc znaleźć o nim jak najwięcej informacji. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy.
Rzeczywiście po tym, jak się mnie pozbył osiągnął wiele sukcesów i wspiął się bardzo wysoko. Był szanowanym biznesmenem na skalę światową. Firma Tohomiko rozrosła się i produkowała zabawki dla wszystkich krajów, oraz finansowała największe wydawnictwa gier wideo, czerpiąc z tego niewyobrażalnie wielkie zyski. Nie dziwiłam się. Nie musiał marnować czasu na wychowywanie dzieci, więc mógł całkowicie poświęcić się temu, co kochał najbardziej, czyli swojej pracy. Czułam złość, czytając o jego sukcesach. Miałam nadzieję, że los ukaże go po tym wszystkim co mi zrobił i będzie cierpieć tak, jak ja cierpiałam. Niestety rzadko kiedy źli dostawali swoje kary. Ja musiałam mieć tego pecha, że zawsze obrywałam za swoje pomyłki i grzechy. Może przychodząc na świat ojciec przelał na mnie cały magnez jaki ściągał na człowieka nieszczęścia? Z drugiej strony jak mogłam tak okropnie myśleć, kiedy byłam kochanką najwspanialszego mężczyzny na świecie, o którego wojowały każde kobiety, jakie go widziały. Zamiast doceniać swoje dary, nie mogłam przestać spoglądać na dary innych, zazdrościć im ich, żałować, i życzyć najgorszego. Po tym, co zrobił mi Xiaolin pojawiło się w mym sercu więcej nienawiści. Nie była dłużej tą samą, łagodna dla wszystkich dziewczynką. W sumie czy ja kiedykolwiek nią byłam? Nawet kobietą stałam się szybciej niż powinnam była się stać.
Nim się obejrzałam, po policzkach spłynęły mi łzy. Zabroniłam sobie płakania, nie mogłam sobie na niego pozwolić przy nim. Upewniłam się, czy Chase nadal śpi i spał cicho jak zabity, choć zawsze pozostawał niezwykle czujny. Nie wiedziałam, jak to robił, ale gdy raz para jego wojowników biła się miedzy sobą parę pięter niżej, wyczuł, że dzieje się coś nieporządnego i poszedł zakończyć ten spór. Wpatrywałam się w niego z mokrymi oczyma i uświadamiałam sobie, jak bardzo jest mi drogi. Przynajmniej on na tym świecie w przeciwieństwie do mego ojca i siostry potrafił osiągać swoje cele, nie krzywdząc mnie. Aż nagle dopadła mnie myśl, że przecież i on mnie krzywdzi swoim nieidealnym zachowaniem. Nie zawsze było między nami kolorowo i wciąż nie miałam pewności, czy nie zaplanował tego, bym dostała baty w Xiaolinie. Nigdy nie powiedział mi też, że mnie kocha. Ale jakby nie patrzeć ja również nie zachowywałam się idealnie. Okłamywałam go.
Ucałowałam go na noc, starając się nie obudzić, choć i tak już pewnie to zrobiłam. Sama okryłam się kołdrą i wplotłam swoje zimne stópki między jego nagrzane nogi. Później i tak mu się zrekompensuje, gdy już moje ciało samo się nagrzeje jak zwykle. Mimo koszmaru, jaki mi się przyśnił, a śniło mi się, że nie ja odnalazłam ojca, ale on mnie. Przybył na egzamin Smoka, by zgarnąć wszystkie zasługi, że to niby on mnie wyszkolił i to dzięki niemu świat zyskał wyszkolonego smoka ognia. Potem w tym śnie odebrał mi ten tytuł tak, jak moja siostra odebrała mi podarowane sztucznie flakoniki z perfumami i przekazał go jej, bo to ona była jego jedynym dzieckiem, a ja się nie liczyłam. Nigdy dla nikogo się nie liczyłam, nawet nie mogłam mieć pewności, czy Chase mnie naprawdę kocha!
– Najdroższa, czy wszystko dobrze? – Obudził mnie jego głos w środku nocy oraz ręka położona na moim ramieniu. Sen minął a ja ucieszyłam się, że jestem nadal w jego łóżku. Przy nim.
– Tak – skłamałam, zerkając za siebie na niego. Jak zwykle kłamałam mu w żywe oczy. Kłamstwa chyba były moją naturą. – Czemu nie śpisz?
– Obudziłaś mnie. – Przestraszyłam się, że mógł coś słyszeć o moich problemach i uzna mnie za słabą.
– Krzyczałam? Mówiłam coś przez sen? – spytałam z lekkim głosem odzianym w panikę.
– Nie – odpowiedział i odetchnęłam, aż dodał: – Płakałaś. – Dopiero wtedy poczułam, że mam łzy na policzkach i mokrą poduszkę. – Przytul się do mnie. – Usłyszałam za sobą i zrobiłam jak chciał. Podarował mi opokę, jakiej wtedy potrzebowałam, choć nie do końca rozumiałam, co dokładnie wzburzyło we mnie tak silny ból, że rozpłakałam się przez sen. Czy to obawa, że nie jestem szczerze kochana przez Chase’a, czy świadomość, że jestem niechcianym na tym świecie dzieckiem? A może jedno i drugie.
Spróbowałam ponownie zasnąć, wsuwając mimowolnie dłonie pod poduszkę. Poczułam wtedy pozytywkę, którą nadal tam trzymałam, w tej nie najlepszej do ukrywania takich rzeczy kryjówce. Stwierdziłam, że już jej nie potrzebuje, dlatego powinnam się jej pozbyć, lub chociaż przenieść, jeśli okaże się, iż wykonanie tego pierwszego zadania utrudniają mi sentymenty.


***

Nie było ciężko wygrzebać w internecie informacji na temat mojego ojca, jego pracy, czy zdobyć jego nowy adres zamieszkania. Nadal mieszkał w Japonii, w Tokio, ale w nowej willi wartej dziesięć milionów dolarów. Dorobił się majątku, więc mu się nie dziwiłam. Choć go odnalazłam, nie miałam możliwości, by wyruszyć do niego i spróbować odebrać to, co moje. Czekał mnie egzamin w klasztorze, który znienawidziłam do tego stopnia, że dni w nim upływały mi wolno i pełne były cierpień oraz przede wszystkim mojej złości. Keiko od razu zauważyła zmianę, jaka we mnie nastąpiła i próbowała coś z tym zrobić, na przykład odwlec mnie od myśli brnących wokół jednego pragnienia: zemsty. Nienawidziłam Xiaolin po tym, jak się ze mną obszedł i uważałam, że nie powinni byli mnie tak potraktować. W końcu zapisując mnie do tej szkoły nie odbierali mi wolności, a jednak zachowywali się, jakbym była ich więźniem. Nie zamierzałam nim być, dlatego powtarzałam sobie, że nie mieli prawa zbić moich pleców tak okrutnie z powodu ludzkich potrzeb, do jakich się przyznałam. Wiedziałam, że kryje się za tym ich własna czysta nienawiść do mnie spowodowana prostym faktem, że jestem dziewczyną. Pragnęli pozostać wyżsi, mądrzejsi, u władzy, nie mogli pozwolić sobie, by jakaś taka pannica jak ja im brykała i na dużo sobie pozwalała. Z Raimundem obeszli się łagodnie, gdy ten zdradził klasztor dla Wuyi i miał na swym sumieniu gorsze grzechy, a jednak to na mnie spadła jedna z bardziej bolesnych kar. Nie miałam zamiaru dawać im się tak traktować. Zhańbili mój honor, na co nie zasłużyłam. Nie chciałam, żeby mną pomiatali, dlatego zaczęłam się stawiać.
W pierwszym tygodniu wpadłam w konflikt z Guanem, zaskarżając go o to, że nie uczy nas żadnych konkretów. Odrzuciłam wszelkie jego propozycje na schadzki pod osłoną prywatnych treningów oraz pilnowałam się i odsuwałam za każdym razem, kiedy próbował skraść mi pocałunek. Szybko zorientował się, że nie chce mieć z nim nic wspólnego, dlatego nie było sensu, byśmy dalej razem trenowali, przynajmniej nie na osobności, gdyż wtedy nie czyniłam na jego oczach żadnych postępów. A on mimo wszystko życzył sobie, bym zdała egzamin. Ale i nawet wspólne treningi nie obniżyły napięcia. W drugim tygodniu pokazałam wszystkim swój stosunek do Sheng Gong Wu. Przestawałam wierzyć, że naszym powołaniem jest je zbierać, dlatego kiedy Mistrz Fung powiedział nam o nowym artefakcie, który powinniśmy dla niego zdobyć, otwarcie wyśmiałam cały plan. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni i wystraszeni moim wyznaniem. Podobnie jak oni nie wiedziałam jak zareagować, dlatego myślałam o tym, żeby uciec do swojego domku nim zdążą się namyśleć, bo w ostatnie chwili zorientowałam się, że dałam się ponieść gniewu. Odczułam strach Zostawiłam ich w szoku. Po drodze zastanawiałam się nad ich myślami i szeptami: “Co się stało z Kimiko? Dlaczego tak krzyknęła, dlaczego tak powiedziała? Ona by się tak normalnie nie zachowała, może to nie prawdziwa Kimiko?” Bo przecież to niemożliwe, bym mogłam mieć coś przeciwko tak wspaniałej instytucji.
W domu, to znaczy w Nefrytowym Pałacu, Chase zaskoczył mnie i pouczył, że nie wolno mi się tak zachowywać, nawet jeśli kieruje mną nienawiść i myśl o zemście. Powiedział, że powściągliwość jest cechą dobrego stratega, a ja ryzykuję nie tylko podważenie mojej opinii u Mistrzów, ale również sprawienie, że zaczną coś podejrzewać.
– Jeżeli zaczną coś podejrzewać, nasz plan się posypie – mówił podczas naszego obiadu, w którym odczułam dziwny brak tygrysich krewetek, jakbym zapomniała o tym, co zdolne są wyczynić z moim żołądkiem.
– Kto zacznie podejrzewać?
– Guan na przykład.
– Dlaczego Guan? – Chase mi nie odpowiedział, decydując się na swoje milczenie. Zauważyłam, że milczał częściej, niż udzielał słowa, jakby milczenie było u niego uniwersalną odpowiedzią na wszystko. Od początku wiedziałam, że jest skryty i nie lubi opowiadać na przykład o swej przeszłości, jednakże od jakiegoś czasu zaczynało mi to doskwierać. Nie chciałam, żeby zamykał się przede mną, podczas gdy ja się otwierałam. Miewałam wrażenie, że Guan wiedział coś więcej o moim mężczyźnie ode mnie. Chciałam wiedzieć, dlaczego istnieje ryzyko, że domyśli się, że coś mnie z Nefrytowym łączy. Myślałam, że Guan staje się też moim wrogiem numer jeden i to teraz z nim przyjdzie mi się ciągle użerać. Jego osoba szkodziła mojemu związkowi, a mi na Chasie zależało chyba bardziej niż na zdobyciu tytułu Smoka. Rozkochał mnie w sobie tak mocno, iż był mym powietrzem, słońcem, wodą i snem. Wierzyłam tylko w to, że Guan jest przeciwnikiem, którego trzeba usunąć. Nie spodziewałam się ujrzenia innych przeszkód na horyzoncie, zwłaszcza demonów przeszłości.
Tak było do powrotu Tomoko.


***

Choć jeszcze młoda, Tomoko wyglądała na zmęczoną życiem. Poruszała się wolno niczym kobieta trzykrotnie od siebie starsza i nerwowo pociągała za długi sznur krwawników, jakby zbyt ciężki dla jej delikatnej szyi. Nosiła ruqun w ciemnej ornamentyce gamosy. Pantofelki na wysokich obcasach wydawały się za małe na jej duże stopy i musiały boleśnie ją uściskać; zupełnie jakby chciała je sobie pomniejszyć. Pomimo jej słabowitości, nadal można było zrozumieć wpatrując się w nią, skąd wzięła się legenda o jej urodzie: piękne rysy twarzy, delikatny nosek i słodkie, miękkie usta, a w oczach wzruszający smutek, który pozostał tam nawet wtedy, gdy się uśmiechała. Ta chorowita piękność była tak chuda, że kiedy ujęłam ją za rękę przypominającą ptasią łapkę, odniosłam wrażenie, że najmniejszy ucisk mógłby ją zmiażdżyć. Cera nałogowych palaczy opium często nabiera sinawej barwy, ale bladość Tomoko, pomimo plam różu na policzkach, zdawała się świadczyć, że poważnie chora agentka lada moment straci przytomność. Pod jej oczami zalegały ciemne cienie, a głęboka czerwień szminki jeszcze bardziej uwidaczniała zaplamione narkotykiem zęby. Co chwila, krzywiąc się boleśnie, przykładała do skroni dłoń, jakby zapominała, o co jej chodziło. Na palcach widniały brązowe smugi – pozostałość po ugniataniu opium w kulki, papieros trząsł się lekko w drżących dłoniach. Jednak pomimo tych wszystkich ułomności wydawała się, przynajmniej w moich oczach, mieć eteryczną, ponadczasową urodę. Symetryczne rysy twarzy sprawiały miłe wrażenie pod idealnie zarysowanymi łukami brwi, oczy połyskiwały orzechem.
Mówiła, że gdyby nie Opium, miewałaby każdej nocy koszmary. Wszystko wskazywało na to, że nie miała się gdzie podziać, dlatego wróciła do Klasztoru, a ponieważ dodatkowo została porzucona przez mężczyznę, błagalnie poszukiwała jakiegokolwiek towarzystwa, które okazałoby jej choć odrobinę duchowego wsparcia. Liczyła na znalezienie tego wszystkiego u mnichów, którzy oczywiście przyjęli ją z wielkim zmartwieniem o jej stan zdrowia i psychiczny. Wciąż wzbudzała zainteresowanie u chłopaków, nawet jeśli straciła na atrakcyjności. Nie sądziłam, że przyniesie nowe światło na sprawy dotyczące mnie i Chase’a. Ani że będzie powodem, dla którego Keiko bardziej zacznie mi się przypatrywać. Przez swe wielkoduszne serce ona również postanowiła zająć się Tomoko. Moja siostra otrzymała własne cztery ściany i Mistrz Fung – sądząc, że sprawi mi tym jakąś przyjemność i udobrucha nasze stosunki – pozwolił jej zostać w Klasztorze na tyle, na ile będzie tylko chciała. Z jakiegoś powodu nękało mnie przeczucie, że ten Klasztor stanie się jej grobowcem. Nie wierzyłam bowiem, że Tomoko jeszcze pożyje. Widziałam, co robi z nią narkotyk, jak bardzo jest od niego uzależniona, i jak bardzo ją wyniszcza. Za każdym razem, gdy na nią spoglądałam, dostawałam ciarek. Nigdy w życiu nie chciałabym skończyć tak jak ona.
Starałam się unikać z nią jakiegokolwiek kontaktu, spędzając więcej czasu z Keiko, o ile ta nie zajmowała się właśnie pielęgnowaniem mojej siostry. Marzyłam coraz częściej o tym, żeby wyrwać się z Klasztoru i uciec do mojego księcia. Chciałam się znaleźć w jego ramionach i poczuć się bezpieczna, a także upewnić się, że nie grozi mi tak dramatyczny koniec. Chase mnie na pewno nie porzuci. Kochał mnie tak, jak potrafił najlepiej. Jeżeli ja go nie zawiodę, to nie będzie miał nigdy powodu, by szukać szczęścia u innej. Keiko jak zwykle nie podzielała mego przekonania, jednakże nigdy nie spodziewałabym się po niej rozpoczęcia prób swatania mnie z Raimundem, a to właśnie zaczęła robić. Przy każdej okazji, w której ja i Raimundo znajdywaliśmy się na jednym polu, Keiko namawiała nas na jakiś spacer, czy wspólne trenowanie. Na osobności opowiadała mi jaki Raimundo jest przystojny, jak to zmężniał i wydoroślał. Nie chciałam nawet zgadywać, co jemu musi opowiadać o mnie, ale tak czy inaczej cokolwiek by to było, skutkowało, gdyż Rai bardziej zaczął się mną interesować. W mgnieniu oka stało się jasne, co Keiko planuje zrobić. Liczyła, że Rai zastąpi mi Chase’a, i że ma szanse z nim konkurować choćby dlatego, że Raimunda mogłam mieć na co dzień.
Postanowiłam jak najszybciej ukrócić szkodliwe działania mojej przyjaciółki, więc pewnego wieczora po kolacji powiedziałam jej, co o tym wszystkim myślę.
– Nie życzę sobie tego, byś umawiała mnie z Raiem.
– Dlaczego? To fajny chłopak.
– To przyjaciel i nic więcej.
– Skoro już muszę się z tobą dzielić z jakimś mężczyzną, chcę, żeby był on chociaż z Xiaolin.
– Z Xiaolin? Po tym, co Xiaolin mi zrobił? – W moim sercu odezwał się gniew. Tylko tego mi brakowało, by zacząć się z Keiko kłócić.
– Złamałaś zasady, czego się spodziewałaś? Nie rób tego, Kimiko. Nie pozwól, żeby ten jaszczur tobą manipulował i sprawił, byś odwróciła się od wszystkiego, na czym ci dotychczas zależało. Xiaolin to twój dom. Prawdziwy dom. Nie tam. Nie u niego. Zobacz, co zrobił z Tomoko.
– Skąd wiesz o Tomoko? – zdziwiłam się.
– Stąd, że mi powiedziała i martwi się o ciebie po tym, jak się dowiedziała, że teraz ty do niego należysz.
Załamałam się w tamtej chwili. Po co ona o tym wszystkim mówiła mojej siostrze? Przecież to jasne, że Tomoko powie wszystko, by namówić Keiko do “ratowania” mnie przed miłością mego życia.
– Nie chcę z tobą o nim rozmawiać – powiedziałam. – W ogóle go nie znasz.
– Mówiłam ci, że będziesz mieć przez niego kłopoty. To, co on zrobił i w co cię wpakował jest niewybaczalne. Ja bym nigdy ci czegoś takiego nie zrobiła. On cię zmienia, czy ty tego nie widzisz? Stajesz się inną osobą, chłodną, agresywną, nieprzewidywalną. Kontakt z nim źle na ciebie wpływa.
Chase był jak uzależnienie. Wiesz, że uzależnienie ma na ciebie wpływ przez samo swe znaczenie, a jednak nie chcesz go przerywać i chcesz tylko więcej.
– Błagam cię, Kimiko, odejdź od niego póki jeszcze możesz. Myślisz, że jesteś dla niego kimś więcej niż kurwą?
– Zamknij się! Stul pysk!
Wygnałam ją z pokoju, choć próbowała zostać i mnie uspokoić. Liczyła, że wskóra coś prośbami czy płaczem, ale ja wściekłam się na nią tak bardzo, zwłaszcza przez tą “kurwę”, że nie chciałam jej na oczy widzieć. Obraziłam się i postanowiłam więcej się do niej nie odzywać. Przynajmniej do momentu, w którym mnie nie przeprosi. Poczułam w sobie większą nienawiść do Xiaolin oraz chęć pokrzyżowania mu planów i pogrążenia jego losów. Jak to dobrze, że opuszczając Klasztor mogłam liczyć na to, że przygarnie mnie inna rodzina, jaką był Heylin.


***

W Nefrytowym Pałacu moje myśli diametralnie się uspokoiły, jak gdyby odnajdywały w tym miejscu na każdym rogu i w każdym pokoju błogi, bezdenny spokój. Po trochu zaprowadzane w nim porządki odciągały moją uwagę od zmartwień. W ogrodach służba rozpoczynała pielenie chwastów i podcinanie krzaków, oraz przesadzanie niektórych kwiatów. Zdziwiłam się, kiedy niektórzy skonsultowali się ze mną, czy odpowiada mi plan wprowadzenia zmian w pałacowych ogrodach, oraz w pomieszczeniach rekreacyjnych, gdzie planowano przemalować ściany, a na sofy nanieść nowe włókna i tapicerki. Poczułam się jak prawdziwa pani domu, współwłaścicielka przebogatej willi. Moje zdanie się liczyło i byłam ważna, chociaż nie byłam żoną władcy, któremu ślubowali wieczyste przysięgi. Wpłynęło to na mnie bardzo pozytywnie i pomyślałam wówczas, że niepotrzebnie przejmuję się Keiko lub Tomoko.
Jedna jedyna rzecz mnie zaskoczyła, kiedy przechadzałam się po ogrodach. Mianowicie gdzieś zniknęły latorośle, pelargonie, peonie i inne kwieciste krzaki, między którymi bawiłam się z Nefrytowym w berka. Akurat one mi się podobały i przywodziły na myśl dobre wspomnienia.
– Co się stało z krzakami w tym ogrodzie? – spytałam ogrodnika, który kręcił się w tym miejscu z wielkimi szczypcami. Westchnęłam ze smutkiem patrząc na to narzędzie zbrodni, aczkolwiek nie znajdywałam w sobie gniewu, by się złościć. Szkoda i tyle.
– Kazałem je ściąć – odpowiedział mi głos za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam mojego księcia, który jak zwykle pięknie wyglądał i pięknie pachniał.
– Bo podrapały ci ubranie? – zaśmiałam się.
– Nie. Bo utrudniły mi dostęp do ciebie.
Chase stawał się coraz milszy i milszy względem mnie. Unikał krzyku, gniewu, złości, nabierał cierpliwości i spokoju. Oraz przede wszystkim zaufania. W końcu musiał przekonać się do moich uczuć. Przestał się bać tego, że Guan, czy ktokolwiek inny może mu zagrozić. Nie przestałam jednak w myślach przezywać go “moim głuptaskiem”, gdy sobie o tym wspominałam, bo w końcu czy ktokolwiek mógł się z nim dla mnie równać? Nigdy nie sądziłam, że zakocham się w czarnym charakterze. Nie tego się po sobie spodziewałam, dołączając do drużyny wybrańców mających ratować świat, a jednak los zdarzeń potoczył się tak, że wybrałam tę, a nie inną stronę. Nie żałowałam tego wyboru, nawet jeżeli nie był do końca moralny. Liczyło się dla mnie tylko to, by przeżyć życie jak najszczęśliwiej, a źródłem mego szczęścia był ten właśnie długowłosy wojownik. Serce miłości nie wybiera, to ona wybiera nas i nie bez powodu mówi się, że jest ślepa. Ponieważ przywiązałam się do Chase’a tak bardzo, że wyrzekłam się wierności do Xiaolin, zaczęłam odnajdywać radość i satysfakcję wypływające w błahostce. Mianowicie w donoszeniu.
Za każdym razem, gdy wracałam do Pałacu przychodziłam do Chase’a i przerywałam mu zajęcie, czy to coś czytał, knował, ćwiczył. Siadałam z nim na ziemi, na tronie, na pufach lub na łóżku, w zależności co było pod ręką. Gdy już znajdywałam się na jego kolanach powoli i ze szczegółami zaczynałam opowiadać mu o tym, co działo się w Klasztorze i co miało się wydarzyć. Nie było mi żal zdradzając plany Mistrzów. Chciałam donosić mu o wszystkim, wiedząc, że jego szpiedzy nie zawsze byli w stanie zdobyć dla niego tak wykwintne informacje, i to jeszcze z bezpośredniego kontaktu, jak ja to potrafiłam. Kiedy przechodziłam do jakiś bardzo pikantnych szczegółów, że jakieś jeszcze resztki przynależności do Xiaolinu sprawiały,  iż zaczynałam się wahać, Chase w momencie mnie rozluźniał delikatnymi pocałunkami po mojej szyi, czy prostym, zwyczajnym, ale jakże kochanym złapaniem za rękę i ugłaskaniem mi dłoni oraz palców, lub pocałowaniem jej, bym poczuła się jeszcze bardziej jak jego chińska księżniczka. Na koniec zawsze dopytywał mnie, czy to już wszystko, co chciałam mu powiedzieć. Zawsze odpowiadałam to samo, czyli że nic przed nim nie ukrywam, a on i tak przy każdym następnym razie powtarzał to pytanie. Tak jakby odnalazł jakiś mój sekret, o którym sama dawno zapomniałam i próbował mnie o niego wypytać. Pewnego dnia, niezwykle zmartwiony zapytał się mnie, czy jestem z nim szczśliwia. Całkowicie mnie tym pytaniem rozbroił i zaskoczył. Oczywiście odpowiedziałam mu, że tak, a on dziwnie posmutniał. W łóżku przed snem ponownie wparł mnie w osłupienie.
– Kocham cię, Kimiko.
Nareszcie usłyszałam to po raz pierwszy po tak długim czasie. Słowa zalały mi serce niby gorącym miodem, od którego oczy zaczęły mnie szczypać i szybko zrobiły się mokre od łez. Moja jaszczureczka zrodziła dla mnie jakieś głębsze uczucia. Aż nie mogłam w to uwierzyć, choć jego złote, jasne spojrzenie to potwierdzało.
– Ja ciebie też kocham.
Pragnęłam, by tamta szczególna chwila trwała na zawsze niczym najpiękniejsze pomniki z nefrytu. Po tym jednak zrobiło się dziwnie, bo zaczął sam jadać posiłki. Beze mnie, i zawsze znajdywał jakąś wymówkę. Dopiero pewnego wieczoru przekonałam się o co chodziło. Akurat wtedy udało nam się zjeść kolację wspólnie, na co bardzo się ucieszyłam. Po niej zechciałam pomóc służbie w posprzątaniu ze stołu, bo tak dobry dopisywał mi humor. Chase w samotności udał się do naszej sypialni. Kiedy do niego dołączyłam, nie byłam zdolna dać kroku więcej i zostałam przy drzwiach, bowiem zastałam go stojącego przy łóżku z pozytywką od Guana w dłoni. Dopiero wówczas sobie o niej przypomniałam.
– To bardzo ładna pozytywka. Skąd ją masz?
Tak okropnie bałam się w tamtym momencie jego wybuchu i tego, że ten głupi, zapomniany przedmiot zdemoluje mi teraz moje szczęście, że głos zaczął mi drżeć w panice.
– Dostałam w prezencie… –  Mój mózg jak komputer rozpoczął kreowanie kłamstw na szybką i w miarę wiarygodną wymówkę. Lecz czy ja chciałam mu kłamać? Zadawałam sobie to pytanie, nie dochodząc od odpowiedzi. Chciałam być z nim zawsze szczera, ale szczerość nie gwarantowała tego, że wszystko się między nami ułoży i uspokoi. Nie wiedziałam co robić, jak się zachować. Żaden trening w pamięci nie przygotował mnie na coś takiego.
– Od Guana –  odpowiedział za mnie. Wystraszyłam się bardziej, nie domyślając się, skąd mógł to wiedzieć. –  Taką samą podarował kiedyś innej, wiesz? A potem jeszcze innej i tak każdej, która zawsze… wpadła mu… w oko! – ryknął.
Zrobił się taki zły, że przestraszyłam się, iż zaraz się przemieni, a ja bardzo nie chciałam widzieć go jako potwora, gdyż wtedy jego wygląd mnie przerażał i przestawałam czuć się bezpieczna. Za wszelką cenę chciałam go jakoś uspokoić, lecz każde moje kolejne słowo zdawało się potęgować jego zdenerwowanie.
– Ja ci wszystko wytłumaczę, tylko proszę, spokojnie…
– Po co ci ten szajs? Moje prezenty są gorsze? Czy może nie obdarowuje cię nimi sowicie?
– Ona nic nie znaczy… Między mną a Guanem nic nie ma, przysięgam!
– To po co ją trzymasz? Widać jednak źle ci jest ze mną, skoro szukasz ciągle jakiegoś pocieszenia w przedmiotach!
– To nie tak! Ja o niej po  prostu zapomniałam… ja…
– Ale jednak trzymałaś ją tutaj przez ten cały czas! Pod swoją poduszką! Jak mogłaś zabrać ją do mojego pałacu?! Gdyby nie miała dla ciebie żadnej wartości, wyrzuciłabyś ją!
– Chase...
– Jesteś jak pijawka. Wyssiesz wszystko co ci pasuje, a potem zdradzisz.
– Nieprawda!
Popędziłam do niego, żeby go złapać, przytulić, uspokoić swoim ciepłem, swoimi uczuciami. Ale nawet nie pozwolił mi się do siebie zbliżyć, bo po tym jak roztrzaskał pozytywkę o ścianę, machnięciem ręki odepchnął mnie od siebie przy użyciu mocy. Poleciałam do tyłu pod wpływem jego furii jak liść w wietrznym huraganie. Upadłam z hukiem na podłogę i poturbowałam się o nią. Stęknęłam z bólu, czym Chase się w ogóle nie przejął. Spojrzałam na niego ze łzami w oczach, a on dopowiedział:
– Milcz, smoku z Xiaolin. Nie odzywaj się do mnie, albo zginiesz.

wtorek, 24 maja 2016

14. "Kara Xiaolin i zasiane ziarno Heylinu"

Chase odnalazł dla mnie łaskę i gdy minęło całe trzydzieści dni, postanowił mnie wypuścić. Pozostałam na niego tak wściekła, że po odzyskaniu Złotych Pazurów Tygrysa, opuściłam go bez słowa pożegnania. W głowie miałam tylko jedną myśl –  jak najszybciej wrócić do Klasztoru i spróbować wszystko wyjaśnić. Ponieważ tkwiłam tyle w zamknięciu, miałam mnóstwo czasu na obmyślenie sensownego usprawiedliwienia. Po trochu Nefrytowy i jego więzienie mnie zainspirowały. Była sobota, kiedy wracałam, a więc dzień prawie wolny od treningów. Zastałam Klasztor prawie wyludniony, większość postanowiła pojechać do Szanghaju na zakupy, albo zamknąć się w pokojach i w nich rozkoszować się czasem wolnym. Postanowiłam odnaleźć Mistrza Funga, który był moją nadzieją na pozyskanie łaski w Xiaolin. Odnalazłam go w ogrodach; wcześniej spotkałam paru mnichów, którzy na mój widok zrobili miny, jakby zobaczyli ducha. Słyszałam ich szepty, każdy o mnie plotkował, lub wytykał palcem. Widziałam w ich oczach oburzenie, pogardę, niesmak wobec mnie, oraz obawy o to, co może mnie niebawem spotkać. Sama się bałam tego, co może nastąpić. W powietrzu wisiał zapach burzy, mającej grzmieć niebezpiecznie nad moim ciałem i duszą. Obiecałam sobie, że jeśli z Klasztoru mnie wyrzucą, odpłacę się Nefrytowemu. Nie zerwę z nim, gdyż nie miałam do tego serca – nadal go kochałam – ale skażę go również na więzienie. Na długie dwa miesiące samotności, w których nie dam mu żadnego znaku życia. Nie obchodziło mnie, czy go stracę, w zasadzie to nawet o tym nie pomyślałam. Jak już to on powinien drżeć, czy nie zostanie porzucony. To on był wszystkiemu winien.
Stanęłam przed Mistrzem Fungiem, a on zbladł na mój widok. Ryknął na mnie zdenerwowany pytaniem o to, gdzie byłam, po czym zaczął przytaczać mi zasady z kodeksu, które przecież tak doskonale miałam wyryte w pamięci. Objaśnił, że moje zbuntowanie grozi straszliwymi karami. Powtórzył wielokrotnie, że Klasztoru nie wolno opuszczać bez specjalnej zgody, jakiej ja nigdy nie pozyskałam. Mój strach żywił się jego słowami i rósł. Obawiałam się już tylko najgorszego. Byłam w stanie wydukać przed nim tylko ciche: przepraszam. Zaprowadził mnie do Dziewięciu Mistrzów, których pierwszy raz widziałam, kiedy pojawiłam się w Klasztorze, a tak to widywałam ich naprawdę bardzo rzadko. Uczyniono to od razu, jak tylko się pokazałam. Nie dano mi się nigdzie schować. Kiedy Dziewięciu Mistrzów mnie zobaczyło, nakazało przeprowadzić proces jeszcze tego samego dnia. Usłyszawszy „proces” zaczęłam bać się jeszcze bardziej. Mój los leżał w rękach starych, zgrzybiałych mistrzów, którzy mieli pełne prawo mnie potępić, czerpiąc samą satysfakcje z tego, że dowiodą prawdy swych stereotypowych poglądów, iż dziewczyna jest gorsza. Miał się rozstrzygnąć na piętrowym placu przed świątynią, który był w stanie pomieścić wszystkich mnichów. Związano mi ręce grubym, szorstkim sznurem jak przestępcy i postawiono na najniższym piętrze osamotnioną. Sznur wrzynał się w moje nadgarstki, zrywał ze mnie skórę, bo był ostry, jaki spleciony z żyletek. Zobaczyłam moich przyjaciół zjawiających się z innymi uczniami na placu wyżej. Nad nimi zaś i jeszcze bardziej nade mną, przybyło Dziewięciu Mistrzów, w którego w skład wchodził Mistrz Od Przepony, który nigdy za mną nie przepadał i zawsze mi źle życzył, a także Mistrz Fung, który kochał mnie jak ojciec córkę. Mistrz Guan z innymi mniej ważnymi Mistrzami stanął za nimi. Czułam na sobie jego pełne współczucia spojrzenie i po trochu odbierałam wrażenie, że obwinia siebie za to, co się stało. No tak, w końcu zniknęłam po tym, jak wyznał mi swe uczucia.
Proces zaczął się natychmiast i nie był za przyjemny. Sąd dał mi do zrozumienia, że za taki wybryk, za ucieczkę w tak ważnym czasie, kiedy przygotowywano mnie do egzaminu na Smoka, woli mnie wyrzucić niż zatrzymać. Nie obchodził ich nawet mój dar władania ogniem. Za to fakt, że byłam dziewczyną był im tylko bardziej na rękę i zachęcał, żeby się mnie pozbyć. Według nich w Klasztorze nie ma miejsca dla takich jak ja. Było mi straszliwie wstyd, choć byłam niewinna, oraz smutno, że nikt nie liczy się z moimi uczuciami. Gdy zapytali mnie, co mam na swoją obronę, powiedziałam, że potrzebowałam ucieczki, by zasmakować tego, że żyję. Wyjaśniłam, iż zamknięta przez całe życie w Klasztorze poczułam się jak pionek w ich rękach bez żadnych praw. Wiedziałam, że tymi słowami sobie szkodzę, ale nie miałam innej sensownej wymówki. Nie potrafiłam zwalić wszystko na Chase’a, przyznać, że to on mnie uwięził i wydać go w ten zdradziecki sposób. Wierność zabraniała mi to czynić. Poza tym wtedy Mistrzowie zaczęli by się dopytywać po co miałby to czynić i czy mam na to jakieś dowody. A tak dowodów nie potrzebowałam żadnych i brzmiałam szczerze.
Usłyszałam, że zhańbiłam Xiaolin przez swoje płytkie pragnienia i dlatego zasługuje na natychmiastowe wydalenie bez możliwości powrotu. Wydalenie oznaczało stanie się jednocześnie żebrakiem, gdyż w ciągu godziny traciłam miejsce zamieszkania i wychodziłam do świata bez żadnych pieniędzy, perspektyw na życie i co najważniejsze – dokumentów. Niby mogłabym sobie poradzić, mając Chase’a, ale jakbym się z tym czuła? Raczej źle, bo nie byłabym kobietą niezależną, a taką pragnęłam zawsze być. Myślałam więc, że jestem sama jak palec i zapłacę srogą karę, chociaż byłam wystarczająco pokrzywdzona.
Aż nagle moi przyjaciele chórem zaczęli stawać w mej obronie. Jednym głosem błagali Mistrzów, by dali mi szansę i opowiadali, że oni sami często przeżywają takie problemy, iż pragną uciec. Poopowiadali o mnie same superlatywy, wygłosili tyle moich sukcesów (zwłaszcza sukcesy w walce z Nefrytowym), a kiedy dołączył się do nich Mistrz Guan i Mistrz Fung, sąd musiał uchylić swój wyrok. Tak bardzo wzruszyłam się ich aktem, że nabrałam ochoty, by się popłakać. Postanowiono nie wyrzucać mnie i dopuścić do egzaminu, ale kara jakaś musiała być; zawieszono mnie więc na całe trzy miesiące w nauce, do tego rozkazano wymierzyć mi piętnaście batów, co dla mnie, dla kobiety, było czymś wielce bolesnym i trudnym do zniesienia.
Mistrzowie szybko zamknęli proces, zapisali swój wyrok na zwoju i zanieśli go wynajmowanemu katowi – był to wysoki, łysy mężczyzna, bardzo umięśniony, a przez jego sylwetkę przeplatał się wytatuowany smok. Oddali mnie w jego ręce i wrócili do swoich kwater, by zając się swoimi rozmyśleniami i medytacjami. Jeden tylko z nich został, by dopilnować, aby kara została bezwzględnie wykonana na oczach wszystkich mnichów. W ten sposób chciano przestrzec pozostałych, że zasady Xiaolin lepiej respektować. Ten kat cmokał do mnie jak do kundla i mrugał, prezentując mi bat, którym miał zamiar mnie okładać. Zrozumiałam, że jestem pierwszą kobietą, którą zacznie nim bić, w końcu przede mną nie było w Klasztorze innych mniszek. Bałam się tego, co mi zrobi. Patrząc po nim wiedziałam, że nie obejdzie się ze mną łagodnie i nie myliłam się.
O zachodzie słońca obnażono mnie od góry do pasa, po czym przywiązano do półsłupa na środku gołego dziedzińca. Na całym mym ciele powstała gęsia skórka wywołana zarówno strachem, jak i zimnem. Było okropnie zimno, ale ból, który miałam zaraz otrzymać, miał mnie rozgrzać. Pierwszy cios otrzymałam nagle, kiedy zagapiłam się na kruka, który przyleciał, lecz tylko na sekundę – odleciał, gdy wymierzanie kary się rozpoczęło, gdyż widać Chase nie chciał oglądać tego, do czego sam się przyczynił. Krzyknęłam do chowającego się za horyzontem słońca, oczy natychmiast zrobiły mi się mokre od łez. To był dopiero pierwszy cios, a bolał tak straszliwie, że od razu rozpłakałam się jak dziecko, jakie jeszcze nigdy nie poznał bólu. Próbowałam pocieszyć się głupią myślą, że tylko pierwsze uderzenia będą mocne, po czym zaczną słabnąć, bo kat zacznie się męczyć. Ale każdy cios piekł mnie równo tak samo, rozrywając mi skórę do krwi i wyginając mnie w plecach i narażając mnie na utratę głosu od tych krzyków. Co gorsza miałam wrażenie, że bicie mnie podnieca człowieka trzymającego bat. Uderzał tak mocno, że bałam się, iż następny cios się przeze mnie przebije i pokroi. Miałam wrażenie, że dokopywał się do mojego brzucha, który był osłonięty przez kolumnę, a na plecach mam wielkie dziury, jakby wykopane rozżarzonym kilofem. Kiedy kat zaczynał, stałam przy słupie, lecz po siódmym uderzeniu, już nawet nie klęczałam, ja pod nim leżałam. Dwunasty cios pozbawił mnie przytomności. Nigdy bym nie przypuszczała, że Xiaolin potrafi być tak bezduszny jeżeli chodzi o kary. Utrata przytomności była czymś cudownym, bo gdyby nie ona, pewnie bym skonała. Niestety pozwoli mi być z dala od bólu tylko przez chwilę. Przy czternastym ciosie zorientowano się, że coś się nie ruszam i nie odzywam. Opowiedziano mi, że pomyśleli, że nie wytrzymałam i umarłam, więc sprawdzono mi puls. Ponieważ go wyczuli, szybko rozkazano wylać na mnie kubeł zimnej wody. Kiedy się obudziłam, otrzymałam ostatnie, piętnaste uderzenie. Po nim nadszedł ukochany koniec.
Zazwyczaj zostawiano tak skazańca, aby sam się uwolnił, co czynił dopiero po paru godzinach, gdy do siebie dochodził. Ale ja miałam przyjaciół, miałam Keiko, która natychmiast do mnie pobiegła, gdy po zakończeniu ją przepuszczono. Zastała mnie leżącą w kałuży krwi i z rana tak strasznymi, iż słyszałam jej pisk, choć oczy miałam zamkniętę - nie miałam siły ich trzymać otwartych. Uwolniła mi ręce i okryła jakąś miłą w dotyku szatą. Kiedy byłam już okryta, pozwoliła Raimudowi, Omiemu i Clayowi do mnie podejść. Clay wziął mnie na ręce, bo z bólu nie potrafiłam  się podnieść i zaniósł do pokoju. Byłam na wpółprzytomna. Resztkami funkcjonującego umysłu starałam się myśleć o czymkolwiek, tylko nie o bólu. W końcu, kiedy Clay zabierał mnie do pokoju, a moja głowa zwisała w dół, podziwiałam jak budzący się świat wiruje wokół mnie, tak chaotycznie, jakby również przeżywał bestialskie cierpienie. Rąk też nie czułam, bo tak długo na nich zwisałam, że odpłynęła od nich cała krew. Wszyscy do później nocy dotrzymali mi towarzystwa, pocieszali, wycierali mi łzy. Omi zaparzył mi herbaty a Raimundo próbował odwrócić zająć moje myśli jakimiś żartami, które chociaż były kulawe, rozweselały mnie. Stwierdziłam, że wszystkich ich kocham. Keiko postanowiła zostać ze mną na noc, by móc się mną opiekować. Ja nie mogłam zasnąć, za bardzo cierpiałam by móc zmrużyć oczy. Cały czas czuwała nad moimi plecami, aż do drugiej w nocy. Wtedy do mojego pokoju przybył Chase.
Wyjdź powiedział surowym głosem do Keiko. Oboje obrzucili się niechętnym spojrzeniem. To był pierwszy raz, kiedy Keiko zobaczyła go na żywe oczy, więc przypatrywałam się jej twarzy, ciekawa reakcji. Od razu wiedziała kim on jest. Ciężko było poprawnie ją odczytać; była głównie zaskoczona i niepewna tego, jak się zachować. Chociaż Keiko pragnęła ze mną zostać, nie umiała Nefrytowemu się przeciwstawić. Z opuszczoną głową wyszła, wyglądając jak ironia, bo mi nakazywała mu się buntować i nie słuchać jego poleceń, a sama zachowała się przy nim bardziej jak służąca. Wierzyłam, że zrozumie, że to nie tak łatwo powiedzieć mu „nie”.
Nie wiem jak to zrobił, pewnie przy użyciu magii, ale Chase zabarykadował drzwi, by nikt z zewnątrz nie mógł wejść. Zdjął z siebie zbroję, niepotrzebne części odzienia i wgramolił się do mnie pod kołdrę. Nie odezwał się słowem, podczas gdy ja spoglądałam na niego przez łzawiące oczy, leżąc na brzuchu. Delikatnie odchylił wielki opatrunek zrobiony przez Keiko, żeby przyjrzeć się ranom, tym wielkim wąwozom zalanym krwią i poszarpanym mięsem na moich plecach. Skrzywił się z gniewu. Jakoś nie miałam odwagi, by powiedzieć mu, że to jego dzieło. Przy nim jak zwykle uciszałam się, nabierałam na posłuszeństwie, uległości. Złożył mi pocałunek na ramieniu, następnie zaczął uzdrawiać. Każdym pocałunkiem odkupywał u mnie swoją winę. Lubił bawić się w eliksiry i posiadał jeden z ziół i z magicznych, smoczych specyfików, który pozwalał leczyć śmiertelników. Pokropił nim moje plecy; jęknęłam, bo poczułam, że spadające na mnie krople kłują jak igły przy akupunkturze. Następnie przejechał dłonią po ranach, likwidując każdą z nich. Eliksir przysłużył się, bo nie została ani jedna blizna. Chase uprzedził mnie, że oczywiście przy Mistrzach będę musiała nadal poruszać się, jakbym była ranna, przynajmniej przez okres trzech miesięcy, czyli mojego zawieszenia. Potem przytulił mnie do siebie, ugłaskał i zaczął usypiać. Przy nim było mi już o wiele łatwiej zasnąć, ale nim to zrobiłam, wyszeptałam mu jeszcze jedno pragnienie, patrząc w oczy.
Chcę, żeby oni wszyscy zginęli.
Ucałował mnie w czoło i jeszcze raz przejechał dłonią po mych włosach.
I zginą, moja księżniczko. Obiecuję ci to.
Jeszcze tej samej nocy, gdzieś w okolicach godziny czwartej, człowiek, który wymierzał mi baty, zginął w przedziwnych okolicznościach  – został znaleziony ze śladami na ciele po trzydziestu uderzeniach, w dodatku zadanych nie zwykłym batem, ale biczem z metalowymi, kolczastymi rzemieniami z przymocowanymi do siebie ostrym hakami, które wbijały się w skórę przy uderzeniu, zdzierając ją i mięśnie. Nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego nikt nie słyszał, jak wydziera się z tych tortur. Nie miałam wątpliwości co do tego, kto go tak załatwił. Oczywiście  podejrzenia padły na mnie, jednak było zbyt wiele świadków potwierdzających, że nie wychodziłam z pokoju przez cały czas po procesie, a więc Guan załatwił to tak, że Wielcy Mistrzowie zostawili mnie w spokoju.

***

Przypuszczam, że to był plan Chase’a od początku. Chciał, żebym znienawidziła Mistrzów  i Xiaolin poprzez pokazanie mi ich okrutnej, złej i skrywanej przed światem strony. Xiaolin może i walczył w służbie ogólnego dobra dla świata, ale cenił sobie porządek tak bardzo, że za złamanie swoich zasad potrafił skazać na śmierć. Heylin tym się od niego różnił, iż był jedną wielką rodziną, w której każdy wojownik był sobie tak lojalny, że nie zdradziłby i nie pozwoliłby skrzywdzić żadnego z członków. Owszem, kary istniały gdyby ktoś zechciał zaszkodzić księciu, jednakże nie każono batem za uczynienie czegoś złego. Przypomniało mi się, jak kiedyś Mistrz opowiadał właśnie, że Heylin jest właśnie drugą rodziną, inną od Xiaolin, ale rodzina – i to o mocniejszych więziach. Żałowałam, że to nie Heylin od początku był moją rodziną. Byłabym wtedy silniejsza, bezpieczniejsza, lepsza. Chase od początku byłby też mój i to on byłby moim pierwszym.
Nefrytowy nie przewidział jednak tego, że moja przyjaźń z drużyną i z Keiko tak się wzmocni – głównie dlatego, że w nią nie wierzył – więc wciąż miał przeszkodę na drodze i nie mógł ich zabić, a wiem, że chciał. Cały plan miał dla niego też drugą zaletę, mianowicie to, że zostałam zawieszona na trzy miesiące, a zatem na trzy miesiące mogłam być tylko jego, w jego pałacu. Zawsze pod ręką, gdyby go coś naszło. I tak też się stało, bo chociaż chciałam sama go ukarać i się z nim nie widywać, tęsknota i wierność jemu wygrała ze mną, zmusiła do powrotu do Nefrytowego Pałacu. Zanim jednak przekroczyłam próg, zażądałam, aby przysiągł mi, że mnie więcej nie uwięzi. Zrobił to, więc mu zaufałam. Ponieważ nie miałam już treningów, nie tylko noce, ale i dnie mogłam z nim spędzać. Co któryś dzień wypadało, bym pokazała się na posiłkach w Klasztorze, aby nie pomyślano, że znów uciekłam i tak też postępowałam. Te trzy miesiące przerwy postanowiliśmy z Jaszczurką wykorzystać w specjalny sposób. Na trenowaniu do egzaminu na Smoka.
Teraz mieliśmy taką możliwość, a książę, chociaż przyczynił się do zawieszenia, nie chciał, bym egzaminu nie zdała. Pragnął żebym osiągnęła ten sukces, gdyż wtedy stanie się on również i jego sukcesem, samo trenowanie mnie również doda mu zabawy. A zatem rozpoczęły się trzy wielkie miesiące pracy. Najpierw Nefrytowy objaśnił mi dokładnie jak wygląda taki egzamin. Dodał, że trzy miesiące są zbawienną karą, bo czas ten można idealnie rozłożyć na trzy zadania jakie mnie czekają. Powiedział, że będę musiała zaprezentować, jak do perfekcji opanowałam jakiś styl, następnie popisać się kontrolą nad swoim żywiołem, a w trzecim zadaniu stanąć do walki z mnichem, który tytuł Smoka już posiadł. Nie kazano mi go pokonywać, wystarczyło wytrzymać z nim w walce trzy minuty i nie dać się powalić, bo ten kto upadnie, przegrywa. Chase jednak obiecał mi, że będę pierwszą kobietą, która pokona Mnicha Smoka. Zanim zaczęliśmy, pragnął jeszcze ze mną szczerze porozmawiać, wiec usiedliśmy razem na miękkich poduszkach na podłodze. Na początek zapytał, czy mu ufam.
Ufam ci bezgranicznie – odparłam jednomyślnie. Oczywiście, że mu ufałam. Byłam gotowa za niego walczyć, chociaż robił mi problemy. Czy i ja nie byłam dla niego problemem tylko dlatego, że buduje w nim siatkę uczuć? Chase ponowił pytanie i kazał mocno się zastanowić. Zrobiłam, co chciał i rozważyłam wszystko, po czym odpowiedziałam znów to samo. Ufam ci.
Zatem czegokolwiek bym nie żądał, cokolwiek kazałbym ci zrobić, zrobisz to? — Nie spuszczał ze mnie sztywnego spojrzenia, wymagającego pewnej, przemyślanej odpowiedzi. Pokiwałam głową, na znak, że tak. I nie będziesz narzekać, a posłusznie słuchać i wykonywać? — Ponownie kiwnęłam. I nie zwątpisz we mnie?
Nigdy.
Złapałam go za dłonie i mocno ścisnęłam chcąc, by moje słowa bardziej go przekonały. Nie rozumiałam, dlaczego wątpił w to, czy będę się go słuchać - dopiero po rozpoczęciu się treningów wiedziałam, że wszystko o co  mnie pytał, miało swoje uzasadnienie. Jego treningi były tak wykańczające, iż czasem miałam dość. Przysięgłam mu jednak i nie chciałam, aby moja opinia u niego ucierpiała, zatem mordowałam się dalej wedle jego ćwiczeń. Wiadomość, że nigdy w niego nie zwątpię zawisła na długo między nami. W końcu Nefrytowy się uśmiechnął. Ta rozmowa była epitafium przed rozpoczęciem trenowania. Już wcześniej upominał mnie, że treningi z nim są śmiertelnie wykańczające, spodziewałam się więc potu i łez, zwłaszcza, że mieliśmy tylko trzy miesiące. Chase oczywiście gwarantował, że tyle nam wystarczy, ale ja nie chciałam w to wierzyć, wiedziałam przecież ile lat w Xiaolin potrzeba na zgłębienie stylu. A Chase chciał jeszcze nauczyć mnie od nowa zupełnie innego, o którym nigdy nie słyszałam.
Jakiego stylu uczyłaś się w Xiaolin? – spytał.
Tygrysa – oznajmiłam, a po chwili ujrzałam, jak się śmieje. Co w tym śmiesznego?
Już rozumiem czemu jesteś taka słaba i skąd ten chaos w twoich ruchach, brak skupienia i niekontrolowany temperament. Jak zwykle wiedział coś więcej, o czym ja nie. Jego słowa mnie denerwowały i wprawiały w dyskomfort. Nie lubiłam, kiedy ktoś mi ubliżał gadaniem, że jestem słaba. Zawsze się wtedy rumieniłam i równocześnie irytowałam. Musiał dostrzec, czy raczej bezbłędnie odczytać moją reakcje, gdyż zaraz po chwili złośliwie się uśmiechnął.
Nie jestem słaba warknęłam.
Jesteś, kochanie.
Nie jestem.
Jesteś – to wypowiedział już oschlej i zaczął się zbliżać. Tygrysem walczy Guan, bo Tygrys wykorzystuje mięśnie, których tobie brak. Jesteś chudziutka, słabiutka i kruchutka niczym chińska porcelana. Zatrzymał się tuż przy mnie i spojrzał na mnie z góry. Taka, jaką lubię. Tym zdaniem chyba chciał mnie pocieszyć, że to nie tak źle, być słabą, kiedy to nieprawda. Za nic nie chciałam przyjąć do siebie tej wiadomości.
Chociaż Jaszczurek uwielbiał mnie taką, musiał obejść się ze smakiem w utrzymaniu mnie słabej i kruchej, bo nie taka zaakceptują mnie mistrzowie. Styl, jakiego pragnął mnie nauczyć, nosił nazwę styl Feniksa. Przyznałam od razu, że nigdy o nim nie słyszałam, a on skomentował to następująco, używając tego swego jaszczurczego języka pełnego jadu i pogardy dla mojej szkoły.
Oczywiście, że nie, gdyż Xiaolin nie uczy już Kung Fu. Uczy was jak szukać zabawek i wygrywać beznadziejne pojedynki, które opierają się na sztukach walki w zanikającym stopniu. Wykorzystuje was do gromadzenia olbrzymiej mocy w swojej świątyni. Kto wie, może po to żeby zawładnąć światem?
Xiaolin taki nie jest — odparłam. Wydawało mi się, że mam rację, przecież szukamy i zbieramy Wu, by świat nie był w niebezpieczeństwie, bowiem tylko Xiaolin jest jedyną pewną instytucją, która nie użyje ich w złym celu.
Taka pewna jesteś?
Wówczas Chase przypomniał mi o ciemnej naturze Xiaolin i jakoś tak zawirował w mym umyśle, iż zwątpiłam w racje, jakie od lat wpajali mi do głowy mistrzowie. Zaczęłam zastanawiać się, czy to nie Heylin jest tą jedyną, s ł u s z n ą instytucją. Jak nic Chase czynił to wszystko celowo, w perfekcyjnie sprawdzony i opracowany sposób. Najpierw zasiewał u mnie niepewność, nacierając na mnie swoimi poglądami. Potem, by dowieść, iż nie mam racji absolutnej, wpuszczał mnie w kłopoty, bym na własnej skórze się o tym przekonała. Na koniec wywoływał wspomnienie nabytego doświadczenia, by dobitniej uświadomić mi o kłamstwie z jakim żyłam. Potrafił tak doskonale wywierać na mnie swój wpływ i mną manipulować, iż w końcu przyjmowałam każdą jego myśl, nie zastanawiając się nad jej uzasadnieniami. Naprawdę zaczęłam wierzyć po pewnym czasie, że to Xiaolin jest zły.

***

Treningów z Chase Youngiem nie zapomnę do końca życia, bo ich nie da się wyrzucić z głowy, co było jego zamiarem. Jak zapowiedział, były rzeźnią i po samym pierwszym tygodniu nie mogłam ruszyć się z łóżka, by chociaż założyć pantofle. Na nic nie zważał i nie oszczędzał mnie tylko dlatego, że byłam dziewczyną, lub jego konkubiną. Wyciskał ze mnie ostatnie soki jak z cytryny, przez co na trzech pierwszych treningach doprowadził mnie do zemdlenia. Ćwiczył ze mną całe dnie z przerwami na jedzenie; pozwalał mi spać tylko po cztery godziny dziennie, tłumacząc, że nie mamy czasu na sen. Każda niedziela tygodnia była dniem rehabilitacji, podczas którego nie robiłam nic a tylko leżałam w łóżku i albo spałam, albo się obżerałam. Tak bardzo wzrósł mi apetyt, że mogłabym tylko jeść i jeść. Nocami byłam tak padnięta, iż pozbawiona sił od razu zasypiałam w ramionach Nefrytowego, który nie mógł się złościć, że nie mogę się z nim kochać. Głaskał mnie i szeptał mi do snu, że jestem jego „piękną wojowniczką”. Z nim naprawdę wierzyłam, że mogę wszystko.
Styl Feniksa nie miał trudnych do pojęcia ruchów;  ogólnie polegał na obrotach, zachowaniu ładnej pozycji rąk w ujęciu przypominającym rozłożone skrzydła, a największą pracę odgrywały nogi. To nimi najwięcej atakowałam, a wykonując piruety podnosząc się jednocześnie z ziemi, atakowałam moimi skrzydłami. Nogi, jak powiedział mój nowy Mistrz, są moim największym atutem, więc na nich powinnam się skupić i przekładać najwięcej siły. Spodobał mi się ten styl, ale przez te obroty był męczący. Po trzech miesiącach przestałam odczuwać ból i zmęczenie, nabrałam na szybkości, jednak kosztowało mnie to tyle męczarni, tyle potu, łez i zakwasów… W Xiaolinie nigdy czegoś takiego nie przeżyłam i uznałam, że treningi w Klasztorze są nic nie warte. Może na początku, gdy byłam dzieckiem, potrafiły mnie zmęczyć, lecz zauważyłam, że z moim wiekiem poziom wcale nie uległ zmianie i nadal był banalny. Ponownie odnajdywałam sens w słowach Nefrytowego, ponownie smucąc się, że zostałam w dzieciństwie oszukana i straciłam tyle cennych lat na naukę tego, co w przyszłości w ogóle mi się nie przyda.
W trakcie tych trzech miesięcy pojawiałam się od czasu do czasu w Klasztorze, by Mistrzowie nie nabrali podejrzeń, że znów gdzieś nawiałam. Tę chwilę przerwy, jaką miałam pragnęłam wykorzystać na przyjaciół, którzy tak się za mnie wstawili, że nigdy im tego nie zapomnę. Moimi podziękowaniami miało być właśnie pielęgnowanie naszych więzi, lecz jak na złość – pewnie dlatego, ze to ukartował – Chase wypełniał mi całe dnie ćwiczeniami, bym nie miała dla nich czasu. Chwile w Klasztorze były tak krótkie, że mogłam jedynie szepnąć do przyjaciół „cześć’, lub zjeść z nimi obiad. Kiedy po trzech miesiącach wróciłam do nich, chciałam to wszystko naprawić, lecz ta sprawa była już jakby przeterminowana. Miałam wrażenie, że w oczach moich przyjaciół dostrzegam rozczarowanie i żal o to, jak ich potraktowałam po tym, jak uratowali mi skórę. Powtarzałam sobie konieczność, iż muszę im to zrekompensować. Nie wiedziałam tylko jak, bo przez te trzy miesiące oddaliłam się od nich tak bardzo, że nie wiedziałam, jak wrócić. Stali mi się trochę obcy, za bardzo przywykłam do Chase’a oraz Nefrytowego Pałacu. Poznałam niewygodność maty i tęskniłam każdej nocy za łóżkiem mego księcia. Jedzenie w Klasztorze w ogóle mi nie smakowało, a na Mistrzów zaczęłam patrzeć spod byka, podejrzliwie oceniając każdy ich ruch. Żadnemu nie potrafiłam zaufać, nawet rady Mistrza Funga nie brzmiały dla mnie tak przekonywująco i mądrze jak wcześniej.
Moje następne urodziny spędziłam w Heylin Pałacu, daleko od Klasztoru. Chase ucieszył się i rozkazał służbie wystawić najlepsze z najlepszych przyjęć. Zaczynałam dwudziesty rok mego życia, a więc na stole zawitała znacznie większa ilość potraw, prezentów również dostałam tyle, iż sam skarbiec świątyni Xiaolin nie byłby w stanie ich pomieścić. Głównie obdarował mnie kwiatami, strojami, dożywotnim zapasem flakoników o zapachu piżma. Z tych drogocenniejszych prezentów dostałam szkatułkę z figurkami najpiękniejszych w historii wojowniczek i cesarzowych, legend mitycznych, oraz złotą bransoletkę z motywami smoków, zdobioną perełkami, która była tak piękna, że olśniła mnie swym blaskiem, że zamarłam i Chase musiał sam ją na mnie zapiąć. Nigdy jej nie zdejmowałam, chyba że do kąpieli.
Tego dnia zaoferował mi również przemianę w nieśmiertelną osobę przy pomocy specjalnego eliksiru na bazie Lao Man Long. Ponieważ jednak moja miłość do niego wyrosła z fascynacji jego osobą, odparłam, że chcę, żeby uczynił mnie nieśmiertelną wtedy, kiedy będę mu rówieśniczką. Natychmiast zaczął ze mną pertraktować i namawiać abym wybrała wcześniejszy wiek. Bardzo chciał pozostać ode mnie starszym, a i ja jawiłam się mu atrakcyjna jako młodsza. Po wielu jego namowach w końcu uległam i rzekłam:
Kiedy będę mieć dwadzieścia jeden lat.
O jeden i tak za dużo, ale niech ci będzie zgodził się.
Potem całowaliśmy się, umoczeni w ciepłej wodzie, zasypanej paletą kwiatów wypełniającej szeroką wannę, a srebrzyste pasma pary otulały nasze skóry. Światełka świec towarzyszyły nam, migocząc jak świetliki i przywodząc łazienkowej części sypialni uroków pałacowych ogrodów, w którym przyroda żyła sama z siebie. Aż przerwałam wodne pieszczoty, gdyż pomyślałam znów o mojej  przyszłości, nie zdolnej być tak niezależną, jaką wówczas wspólnie z Chasem kreowałam. Zapytał mnie od razu, dlaczego nagle posmutniałam. Cóż moglam rzec, jak szczerze przyznać, że nie czuję się osobą. Dokładniej to powiedziałam, że nie mam żadnych dokumentów tożsamości, tak jakbym nie istniała. Pewnie mój ojciec jakieś posiadał, ale on miał wówczas nowe życie, w którym nie było dla mnie miejsca, bo o mnie zapomniał. Wiedziałam, że jeżeli opuszczę Xiaolin, stanę się dosłownie nikim. Nigdzie nie mogłabym mieć ani domu, ani pracy, robienie zakupów bez dokumentów, czy bez odznaki przynależności do Xiaolin byłoby trudnością, a gdyby zaczepił mnie jakiś oficer i zechciałby mnie wylegitymować, miałabym problem. A przecież nie mogłam tkwić tylko i wyłącznie w Nefrytowym Pałacu i podlegać bezwzględnie woli jego księcia. Chciałam utrzymać jakiś kontakt ze światem.
Dlatego poprosiłam Chase’a o chińskie obywatelstwo, on zaś zdziwił się, bo nie rozumiał dlaczego chińskie, a nie japońskie. Oznajmiłam, że całe życie spędziłam w jego kraju, dlatego sama uważałam go za swój dom. Z Japonii było we mnie tyle, co nic. Miałam rysy, krew, styl wysławiania się japoński, jednak upodobania całkowicie chińskie. Chase więc powiedział, że załatwi mi wszystkie potrzebne dokumenty, ale dodał, że dobrze by było, gdybym odzyskała od ojca te z japońskim  dowodem tożsamości, który będzie trzeba unieważnić, gdyż dwóch dowodów mieć nie mogę. Nie miałam zielonego pojęcia, jak zdobyć wszystkie dokumenty od niego. W jaki sposób, skoro mnie nie chciał i prawdopodobnie nie zechce otworzyć mi nawet drzwi? Jak głupia oczywiście Chase’owi odpowiedziałam, że jasne, zdobędę je w najbliższym czasie, zatajając coś, o czym i tak dobrze wiedział. Może nie chciałam być już dłużej postrzegana przez niego jak mięczak i słabeusz, który do każdego wyzwania potrzebuje pomocy. Choć zapewne, gdyby zaoferował mi w tej wannie swoją pomoc sam do siebie również w tej sprawie, od razu bym z niej skorzystała, gdyż (nie ukrywałam tego) przez życie w Pałacu spodobało mi się leniuchowanie i wykorzystywanie innych. Pewnie dlatego też właśnie jednak tej oferty z siebie nie wydał, bym za bardzo na wygodach nie spoczęła i nie przestała się rozwijać, póki jeszcze mogę.

___________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział nie był za nudny :) Miało robić się coraz ciekawiej...