niedziela, 28 lutego 2016

8. Labirynt Dashiego i spotkanie z tygrysicą




Nie raz pragnęłam cofnąć czas i naprawić przeszłość, poprzez naniesienie w niej zmian. Zachowując wiedzę, jaką posiadam teraz, nigdy nie zapłakałbym za ojcem, ani za siostrą, nie poszłabym na żadne spotkanie z Mistrzem Gao a od razu poinformowałabym kogo trzeba o jego zboczonych zamiarach względem mnie, nie bawiłabym się uczuciami Raimunda, nie robiłabym też nadziei Keiko, nie użyłabym piżma i nie zwróciła na siebie uwagi Chase’a, oraz zrobiłabym wszystko, by nie narażać Mistrza Funga. Ten człowiek o olbrzymim dobrym sercu nie zasługiwał sobie na żadne przykrości w życiu, tym bardziej nie powinien być mu pisany los inwalidy. Niegdyś białe ciało pokryte drobnymi, siwymi włoskami, które skrywało w sobie siłę nie jednego chłopa, pozostało jedynie obrazem w naszych pamięciach, bowiem teraz stało się czarne i czerwone od ciężkich ran, które jak wysypka pokryły go całego. Czuwałam przy nim prawie dzień i noc, rzadko opuszczając pokój, w którym spał w nieskończoność i patrząc, jak przygotowywane mu posiłki mogą być dostarczane tylko przez kroplówkę. Nie przejmowałam się obserwującym mnie z okna krukiem, który warował przez tylko pierwsze dwa dni. W ten sposób próbowałam jakoś odpokutować, zawalając trening i jeszcze bardziej powiększając przepaść rodzącą się między mną a Omim, Raimundem i Clayem. Od lekarza z Szanghaju, którego Omi przyprowadził w ciągu minuty dzięki Złotym Pazurom Tygrysa dowiedzieliśmy się, iż Mistrz Fung na zawsze utracił władzę w nogach. Ten biedak już wcześniej przez pewien czas skazany był na wózek, kiedy  Chase Young na jakiś czas zapanował nad światem. Ta sytuacja miała się nigdy więcej nie powtórzyć, a jednak wróciła jak bumerang i tym razem z boleśniejszym i trwalszym ciosem. A to wszystko z mojej winy…
Chłopacy nic nie mówili, żaden nie obarczał mnie winą za to, co się stało. Nie mieli odwagi spojrzeć mi w oczy i powiedzieć prawdy. Nikt z mnichów, nie tylko z naszej drużyny, ale i z pozostałych ćwiczących w innym skrzydle Klasztoru. Nawet Keiko była na tyle bezczelna, by kłamać mi za każdym razem, kiedy próbowałam uzyskać z jej strony pocieszenie. Tym pocieszeniem miały być słowa, że choć zgrzeszyłam wiele razy i ogromnie nawaliłam, wszystko będzie dobrze i jakoś się ułoży. Można powiedzieć, że pragnęłam tego, aby ktoś wygarnął mi jak złą osobą jestem, jak cały czas kamufluje swe mroczne, skażone grzechami oblicze. Aż wreszcie pewnego dnia dostałam to, co chciałam.
Słońce parzyło, grzejąc kamienną dróżkę prowadzącą do świątyni z buddą, do której szłam się pomodlić. W połowie drogi zaczepił mnie Raimundo, wyzywając do spełnienia swego obowiązku mnicha i udania się z nimi po nowe Shen Gong Wu. Ze zwoju wyczytałam, że był to artefakt o nazwie Łuska Życia, którą Mistrz Dashi zrobił z kilku łusek prawdziwych smoków. Miało ono moc leczenia najcięższych ran, a zatem dowiedziawszy się o tym, postanowiłam przerwać swój dyżur przy Mistrzu Fungu i pomóc chłopakom je zdobyć. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać co to by było, gdybyśmy stracili te Wu, a zdobyłby je ktoś taki, jak na przykład Jack. Było jednak znacznie gorzej, bo naszym przeciwnikiem okazał się być Nefrytowy Cesarz.
– Witam, młodzi wojownicy Xiaolin… – przywitał nas, pozostawiając na końcu zdania słyszalny niesmak wobec naszej drużyny. To było pierwsze nasze ponowne spotkanie po tym, jak Omi odzyskał swoją wolność. Minął rok, wiele rzeczy się zmieniło i wiele wydarzyło. Oczywiście mowa tylko o nas, o mnichach, bo Chase pozostał taki sam – niezmieniony, jakby ta walka o Omiego miała miejsce wczoraj. Nadal był przystojny i świeży… Nadal buzowało we mnie też to dziwne uczucie, iż widząc go, nerwowo uciekałam wzrokiem, wstydząc się złapać z nim kontakt wzrokowy, choć gdy tylko na niego spoglądałam, widziałam, że on ani razu na mnie nie zerkał, jakbym była mu duchem…
– Chase Young! Czego chcesz? – zawołał Omi. Wyszedł naprzód, jak lider, którym wcale nie był. Spojrzałam na Raimunda, który stał prosto i chyba opracowywał jakiś plan, pozwalając Omiemu skupić całą uwagę Chase’a na sobie.
– Tego samego, co wy. Tego pieprzonego Wu – odpowiedział, trzymając ręce związane na piersi. Gdyby tylko Wuya to słyszała! Chase wyruszył po Shen Gong Wu akurat wtedy, kiedy ona zawiązała sojusz z Hannibalem i już dłużej z nim nie współpracowała.
– Zapomnij – wyskoczył Rai – to Wu jest nasze! Potrzebujemy go dla naszego mistrza!
Gdy oni rozmawiali, ja cały czas zastanawiałam się nad tym, czy dobrze wyglądam. Jak typowa baba myślałam o swoim wyglądzie, najważniejsze było dla mnie w tej chwili to, żeby obiekt moich westchnień zwrócił na mnie uwagę, a jeśli już zwróci, to żebym jawiła się w jego oczach jako atrakcyjny unikat. Szczęście, że miałam w nawyku malowanie się i perfumowanie, toteż wierzyłam, że dobrze pachnę i gdy tylko mój zapach sięgnie Chase’a, ten spojrzy na mnie. Co miałoby być potem? Nie miałam zielonego pojęcia.
Niespodziewanie zaczęła rozgrywać się akcja. Łuska Życia ukryta gdzieś była w labiryncie zbudowanym z wysokich, zielonych krzewów przed pałacem francuskim. Chase olał Raimunda i Omiego, by nie marnować czasu i ruszyć na poszukiwanie artefaktu o wielkiej mocy. Wystartował tak nagle, że nam wszystkim opadły szczęki, a serce zabiło ze strachu, iż stracimy coś tak ważnego, co zdolne jest odzyskać zdrowie naszego ukochanego Mistrza Funga. Wzięliśmy się więc w garść i zagłębiliśmy się w głąb labiryntu. Jego drogi były wąskie, ale nie na tyle, by trzeba było się przeciskać dalej, raniąc swoją skórę otrzymywaniem zadrapań od wystających gałęzi z kolcami. Ponieważ Chase wszedł pierwszy do labiryntu, rzucił na niego czar blokujący moc Claya, który jako smok ziemi, mógłby go rozwalić i pomóc nam szybciej odnaleźć Wu. Do tego jeszcze sprawił,  że trzeba było zachować szczególną czujność, bowiem momentami gałęzie krzewów potrafiły rozciągnąć się i zaatakować kolcami. Chase lubił tworzyć wyzwania, oraz sam je podejmować. Jeśli była ku temu okazja, zawsze jak najbardziej starał się utrudnić osiągnięcie celu swym wrogom, aby czymś się przy nim wykazali. Nefrytowy Cesarz po prostu uwielbiał patrzeć, jak ktoś się zmaga z trudnościami, walczy i nie poddaje się, nieważne jak ciężko by nie było. Zapisałam to sobie w pamięci. Nie wiedzieliśmy jednak o zastawionych przez niego pułapkach jeszcze wtedy, gdy Raimundo zasugerował, byśmy się rozdzielili, gdy to znaleźliśmy się na pierwszym rozstaju dróg. Uznaliśmy, że to dobry pomysł, bo wtedy zwiększymy swoje szanse na znalezienie Łuski… lub ewentualnie spotkania solo z księciem Heylinu. Choć nie brzmiała ta wizja bezpiecznie, w głębi serca liczyłam, przemierzając labirynt, iż w którymś momencie wyskoczy mi on zza rogu i zajdzie między nami jakaś interakcja. Nie wypowiedziałam tego życzenia na głos, a jednak spełniło się.
– Bu.
Podskoczyłam do góry jak rażona piorunem. Krzyknęłam, po czym odwróciłam się i spojrzałam za siebie. Moje ręce zapłonęły ogniem, w każdej chwili gotowe do ataku. Lecz kiedy zobaczyłam oblicze Nefrytowego Cesarza, zamarłam. Nie mogłam się ruszyć, sama nie wiem czemu. Raczej nie zastosował żadnej ze swych sztuczek – to moje własne myśli sparaliżowały mnie, gdyż w jednej chwili zaczęłam zastanawiać się nad wszystkim, co głupie: czy dobrze wyglądam, czy ładnie pachnę, co wywnioskował na temat mojej osoby przez ostatni rok zbierania informacji?
- Z drogi – dodał. Powiedział to tak groźnie, że już chciałam go przepuścić w tym wąskim korytarzu, ale w porę uzmysłowiłam sobie, że przecież tak nie wolno. Muszę mu sprostać, powtarzałam sobie. Nieważne jak, po prostu nie mogę pozwolić mu dotrzeć do Łuski Życia inaczej zawiodę chłopaków, Mistrza Funga, siebie… Obiecałam sobie, że nie dam się nigdy więcej zabałamucić mężczyźnie. Niech oni przede mną klękają.
Chase od razu zauważył mój opór. Kąciki jego ust poszły ku górze – ja sama odczułam przedziwną radość w duszy, iż czymś go zadowoliłam, zamiast rozczarować. Kompletnie nie przyszło mi do głowy inna możliwość, jak na przykład taka, że jest to uśmiech pogardy.
- Dla swojego własnego dobra, odsuń się – ciągnął.
- Sam się odsuń, albo zaraz oberwiesz! – zawołałam. Co jak co, ale byłam odważną osobą. Ponadto lubiłam wyobrażać sobie, że pojedynkuje się z Nefrytowym Cesarzem i odnoszę przy tym niekwestionowany sukces. Fajne, skryte marzenie, które mogłoby się kiedyś ziścić. Ale po moich słowach odwaga gdzieś zaczęła mi uciekać, jak wystraszona obliczem swego barona gejsza. W tym wypadku „baronem” była rozgniewana mina, która zagościła na twarzy księcia na chwilę. Serce mocniej mi zabiło, aż nagle mu przeszło i w dodatku zaczął się ze mnie śmiać. Prawie się załamałam. On ma ze mnie ubaw, tylko nie to! – krzyczały moje myśli.
- Naprawdę sądzisz, że podziała na mnie taka groźba? – spytał, dając krok naprzód. Ja zaś automatycznie się cofnęłam, co jeszcze bardziej zwiększyło jego uśmiech. Zobaczyłam jak skacze oczami po moich maszerujących, drżących nogach, licząc stawiane przeze mnie kroki, i po twarzy. Wtedy, kiedy łapaliśmy kontakt wzrokowy, drżałam najmocniej, a serce waliło jak oszalałe. Onieśmielał mnie, czego nie mogłam znieść. Natychmiast odwracałam wzrok i zaczepiałam go na jego torsie, byle tylko nie widzieć tych pionowych źrenic.
- Nie podchodź.
Nie usłuchał. Znalazł się tuż przy mnie, nie przestając się na mnie patrzeć. Jakże ja chciałam, żeby przestał się na mnie patrzeć! Miałam wrażenie, jakby miał zaraz mnie tym swoim spojrzeniem przewiercić, albo mam coś na twarzy i dlatego sie gapi. Już wolałam być duchem. W jego oczach widziałam ubaw, a także słowa „wiem, że o mnie fantazjujesz”. Może to ta obawa, iż mógł być świadkiem moich nocnych grzeszków tak podświadomie na mnie działały? To było okrutne i niesprawiedliwe, jak mężczyzna potrafi działać na hormony dorastającej dziewczyny. Dobrze znane były mi historie, w których młode dziewczyny oddawały się starszym, bo czuły się przy nich bezpieczniejsze i atrakcyjniejsze. Zaliczałam się do nich. Chociaż walczyłam z tym i próbowałam się tego wyzbyć, pragnęłam należeć do Nefrytowego Cesarza, bo między innymi mógł zapewnić mi wszystko, złożyć cały świat do stóp. Miałam dość dziecinnych zachowań moich kolegów, marzył mi się mężczyzna mogący być moją opoką, a Chase właśnie kojarzył mi się ze stabilnością, dojrzałością, mądrością, siłą. Może to przez to, że nigdy nie poznałam, czym jest wsparcie rodziców w okresie dojrzewania? Ojciec mnie odrzucił, z kolei w Klasztorze poza sporadycznymi uprzejmościami ze strony Mistrza Funga musiałam liczyć na siebie samą, a i tak padłam ofiarą pedofila. Musiałam w pewnym momencie przenieść swoje emocjonalne potrzeby na dorosłych facetów – na takiego właśnie Chase’a, co z tego, że był moim wrogiem.
Zamyśliłam się i położył mi on swoją dłoń na mojej. Zamknął ją, zaciskając palce. Nie czynił mi bólu, ale poczułam, że atakuje mnie jego moc, która bez problemu nokautuje mój ogień, sprawa, że maleje, gaśnie. Jego oczy jarzyły się spoglądając na mnie i wyczekując reakcji. Hipnotyzowały mnie i odwracały uwagę od tego, co mi robił. Nie mogłam mu na to pozwolić. Nie mogłam dać mu przejść ani zdusić mojego ognia. Z krzykiem zerwałam się z miejsca i z piruetu spróbowałam go kopnąć. Musiał spodziewać się mego ataku, gdyż w porę się odsunął. Ponieważ nie puścił mojej ręki, złapał mnie mocniej i przerzucił nad sobą. Upadłam, czując po chwili piekący ból w pośladkach i w plecach. To było jednak za mało, żeby mnie powstrzymać, więc szybko stanęłam na równe nogi, posyłając mu serie ataków, wyciągniętych z ostatnich lekcji Kung Fu. Ku mojemu zdziwieniu żaden cios nie sprawdził się w starciu z Chase’m. Jakby już wcześniej uczestniczył w podobnym boju, przewidywał każdy mój ruch, blokując go lub unikając. Chociaż nie trwało to długo, gdy wreszcie zaczęłam sapać, nie przestawałam atakować i przeć do przodu. Chase cofał się do tyłu, śmiejąc się ze mnie i dalej omijając moje pięści i kopniaki. To było żenujące. Starałam się jak mogłam, ale za nic nie mogłam go trafić. Był za szybki, a ja zbyt przewidywalna, bo wkrótce zaczęłam atakować bez namysłu, po prostu w furii, w gniewie, który wynikał z tego, że przegrywam, a on ma ze mnie ubaw. Ja mu jeszcze pokażę, wołałam w duchu.
W końcu pozwoliłam mu znów chwycić mnie za rękę i zatrzymać. Ledwo starczało mi siły, żeby stać na nogach. Trzymałam głowę nisko, sapiąc głośno. Każdy mój oddech zmęczenia musiał być dla wojownika Heylinu słodką bombonierką nagrody. Nachylił się nade mną i zmusił do spojrzenia w jego jaszczurcze oczy. Były tak samo demoniczne, co moje własne.
– Jestem zawiedziony.
Cała zadrżałam, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. W jednej sekundzie zrozumiałam, że tak naprawdę jestem na jego łasce, bo nie mam siły, żeby się bronić, żeby chociaż uwolnić swoją rękę z jego uścisku. W każdej chwili Chase może mnie zabić, a ja pewnie nie zdążę nawet mrugnąć. Bałam się, że właśnie taki pisany mi jest los. Za nic nie chciałam wyparowywać tak nagle, nim dowiem się co to znaczy być w życiu spełnionym.
Może Chase wyczytał to w moich oczach, gdyż postanowił dać mi spokój i okazać tę litość, o którą w duchu błagałam.
– Szkoda na ciebie czasu – powiedział. – Zabicie ciebie to żadne wyzwanie. Jesteś tak słaba, że aż żal mi twego mistrza, bo tylko zmarnował czas, przyjmując cię do Klasztoru. Jesteś dowodem na to, że kobiety nie pasują do świata walk. Twoje miejsce powinno być w kuchni, lub w łóżku.
– Jak możesz tak mówić!? – wrzasnęłam, odzyskując nie wiem skąd wszystkie swoje utracone siły. Energia, która do mnie przybyła, została przetworzona w ogień, który ogarnął moje ciało. Spróbowałam wystrzelić w niego wiązką mocy, ale Chase nie dał się zaskoczyć. Natychmiast zgasił mnie całą jednym podniesieniem dłoni, co tylko pokazało, jak słaby i kruchy jest tak naprawdę mój płomień. Załamałam się.
– Widzisz? Jesteś żenująco słaba. Jednakże co się dziwić, skoro jedyne, czym potrafisz się zajmować to malowanie i przebieranie. – Okrążył mnie, pochylając niespodziewanie nad moim uchem. – Nie wspominając o twoich słodkich zabawach pod kołdrą, gdy szepczesz moje imię.
Momentalnie zalałam się rumieńcem, otwierając tak szeroko oczy, jakbym chciała, żeby mi wypadły. Czy wcześniej powiedziałam, że się załamałam? Poprawka: zrobiłam to dopiero w tym momencie, doznając szoku oraz niewyobrażalnie wielkiego wstydu. Chase Young wiedział, że o nim fantazjuje! Nie tylko wytknął mi moje wady, ale i pogrążył mnie uświadamiając mi, jaką to jestem skończoną nimfomanką, która marnuje dar, jaki podarował jej los, czyli bycie smokiem ognia, na rzecz palcówek i zatapiania w marzeniach, które nigdy się nie spełnią. Jak mogłam tak bardzo zniżyć się do tego żałosnego poziomu? Jak mogłam okazać się bycia tak niegodną tytułu mnicha Xiaolin osobą? Życie uśmiechnęło się do mnie i podarowało szanse, oraz niepowtarzalny zaszczyt. Raniłam swój honor, opuszczając się w Kung Fu. Powinnam natychmiast naprostować swoje myślenie, inaczej nigdy, żaden mężczyzna ani żaden szanujący się wojownik nie zechce na mnie spojrzeć, bo niczego nie będę sobą reprezentować. Dla Nefrytowego Cesarza byłam nic nie wartą nimfomanką, która nie zasłużyła na to, by być smokiem. Sam fakt, że lubię o nim fantazjować nie koniecznie musiał mu przeszkadzać, gdyż jest to rzecz ludzka i niemożliwa do kontrolowania. Jednakże żadna zauroczona mężczyzną osoba nie powinna zaniedbywać swych obowiązków. A już zwłaszcza, kiedy była xiaolińskim smokiem. Zrozumiawszy nagle, jak surowo ocenia mnie Young, zapłakałam przy nim.
Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam, że zdążył się rozpłynąć. Próbowałam się pozbierać i wziąć w garść. Chciałam iść naprzód, odnaleźć Sheng Gong Wu i w ten sposób pokazać mu i udowodnić swą wartość. Wtedy zrozumiałby, że pomylił się co do mnie, a na pewno tak było. Może i śledził mnie przez ostatni czas, ale nadal nie wie o mnie wszystkiego. Nie wie, przez co przeszłam, nie wie, jak wygląda moje życie od początku, nie rozumie mojej psychiki, zatem nie ma prawa mnie oceniać. Nawet jeśli brzmiał bardzo przekonująco, i to do tego stopnia, że jego słowa dały mi motywację do pracy nad sobą.


Nie zdobyliśmy tego Wu, Chase z nami wygrał. Obiecaliśmy sobie, że zdołamy je odbić, niech tylko nadarzy się okazja. Gdy przegrani wróciliśmy do Klasztoru, czekała na nas niespodzianka. Otóż w odwiedziny przybył ktoś, kogo nie spodziewałam się jeszcze kiedykolwiek ujrzeć w swoim życiu: mianowicie moja siostra! Tomoko siedziała z bagażami przed wejściem do Klasztoru, w którym magicznie naprawiła wszystkie szkody, jakie wyrządził atak Jack’a Spicera. Nie cieszyłam się wcale na jej widok, przeczuwałam bowiem kłopoty. Siostra nigdy się mną nie interesowała, nienawidziła mnie, odkąd tylko przyszłam na świat. Na pewno nie z mojego powodu, z żadnej tęsknoty, nie przybyła do Klasztoru. Musiała mieć jakiś ukryty motyw; pomyślałam, że może być to związane z tym, że odkryto we mnie coś tak cennego jak smok. Sądziłam, że może być zazdrosna najzwyczajniej w świecie i przybyła dlatego, żeby dowiedzieć się, jakim cudem go zdobyłam i czy ona też jest w stanie mi dorównać. W końcu zawsze musiała być we wszystkim ode mnie lepsza.
– Najukochańsza siostrzyczko! – zawołała, zarzucając mi ramiona na szyję. Były dla mnie zbyt ciężkie, nie chciałam ich dźwigać, więc szybko się od niej oderwałam.
– Tomoko, to naprawdę ty? – zapytałam. Nie dowierzałam trochę temu, jak rozkwitła jej uroda. Przeklęta siostra stała się jeszcze piękniejsza, że w chwili pojawienia się, Omi, Raimundo i Clay zaczęli się ślinić i gapić na nią jak stado napalonych pawianów. Jej rude włosy wciąż były bujne, gęste i lśniące, twarz nabrała łagodniejszych, słodszych rysów, apetycznych dla mężczyzn. Albo nosiła wypchane staniki, albo bardzo urosły jej piersi, gdy zaś reszta ciała pozostawała szczupła. Orzechowe oczy podkreślała czarną kredką, seksowne, pełne usta zapachowym błyszczykiem.
– Oczywiście, że to ja. Własnej siostry nie poznajesz? – zaśmiała się.
– Co ty tu robisz? – spytałam.
– Kimiko, może nas przedstawisz? – wtrącił się Raimundo.
– Ach tak… – mruknęłam niezadowolona. – No więc… To jest moja siostra, Tomoko. Tomoko, poznaj proszę moich przyjaciół: Omi, Raimundo i Clay. – Po kolei wskazałam chłopaków ręką.
– Moje uszanowanie. – Wszędobylski Rai ucałował Tomoko w rękę, na co ta się zarumieniła i zachichotała.
– Przystojniak z ciebie – oznajmiła mu. Brazylijczyk też nie krył swoich rumieńców. Zrobiło mi się niedobrze.
– No wiem – zaśmiał się.
A potem wkurzyłam się z zazdrości.
– Dowiem się, co tu robisz? – spytałam siostrę raz jeszcze. – Dlaczego postanowiłaś odszukać mnie po tylu latach?
– Ach no wiesz… Słyszałam, jak świetnie ci idzie w Klasztorze Xiaolin i kim się stałaś. Smokiem Ognia, czy tak? To ponoć niezwykłe wyróżnienie. W każdym razie ojciec jest bardzo dumny i codziennie przechwala się twoimi osiągnięciami w pracy. Dzięki tobie zyskał całą rzeszę nowych klientów. Firmie lepiej się wiedzie i nie dość, że tatko więcej zarabia, to jeszcze wszyscy gratulują mu jego sukcesów, a przecież wiele się przyłożył do twoich osiągnięć – rzekła bez cienia sarkazmu. Krew odeszła mi z twarzy, gdy to usłyszałam. Jak mój ojciec śmiał wykorzystywać moje sukcesy po tym, jak mnie porzucił? Czy on nie miał honoru? – Ale ja też przyczyniłam się do jego szczęścia. Nie wiem czy wiesz, ale jestem wymiarowym szpiegiem.
– Kim? – nie zrozumiałam.
– Jestem szpiegiem, który podróżuje po różnych wymiarach. Pracuję dla japońskiego rządu. Mój pseudonim to Tigress Woo. Ponieważ mam teraz wolne, stwierdziłam, że nic złego się nie stanie, jeśli cię odwiedzę. Moja mała siostrzyczka dorosła. Jestem z ciebie ogromnie dumna. Zawsze wiedziałam, że daleko zajdziesz.
 Akurat!
– Masz wspaniałą siostrę, Kimiko – odezwał się Omi. Nie mogłam uwierzyć, że smok wody uwierzył w te brednie i dał się porwać urodzie Tomoko.
– Powiedz, smoku ognia – kontynuowała siostra. – Chcesz zobaczyć mojego smoka?
– Smoka? Posiadasz smoka? Niby skąd? – Nie wierzyłam jej ani trochę. Jeśli rzeczywiście posiada jakiegoś żywego, prawdziwego smoka, natychmiast poinformuję o tym Chase’a.
Pstryknęła palcami śmiejąc się zuchwale. Po chwili tuż obok niej zmaterializował się wysoki, fioletowy smok, mający skrzydła po bokach. Nie kryłam swego zdziwienia. Chłopacy zresztą też nie, bo oni z zachwytu aż krzyczeli. Odsunęłam się na bok, patrząc jak do niej podchodząc i słuchając, jak zaczynają jej schlebiać. Dlaczego, powtarzałam sobie, dlaczego moja siostra musi mi wszystko odbierać? Najpierw dom, ojca, teraz przyjaciół. Już nie byłam dla nich atrakcją, teraz moja siostra była w centrum zainteresowania a ja zeszłam na dalszy plan. Stałam się znów dla świata niewidzialna. Phi. Mój ojciec musi być pewnie z Tomoko niezwykle dumny, oczko w głowie. Jak zwykle we wszystkim musiała mnie prześcignąć, być ode mnie lepsza. Za co los mnie tak karał?


Wystrój pokoju Tomoko był wzruszającym hołdem najwyraźniej podziwianego przez nią Zachodu. Wśród bałaganu na toaletce dostrzegłam francuskie perfumy i angielską wodę lawendową. Okrągłe pudełko pudru Max Factor leżało obok różowego, emaliowanego ręcznego lusterka, które przydałoby się wypolerować. Wszystkie powierzchnie mebli zajmowały fotografie w srebrnych ramkach, przedstawiające Tomoko w różnych miejscach na świecie z jej fioletowym smokiem. Przy łóżku trzymała dzieła Szekspira i poezje Byrona, choć słyszałam, że z trudem zdołała nauczyć się paru angielskich słów. Książki wydawały się nietknięte, między kartkami tkwiły zakończone frędzelkami zakładki. W oszklonej witrynie, podobnej do tych, jakie widuje się w sklepach z męską galanterią, leżały starannie poukładane w celofanowych opakowaniach, rękawiczki z białej koźlej skóry i delikatnie nylonowe pończochy ze szwem. Na stolikach obok łóżka trzymała pokaźny zapas zagranicznych papierosów w pozłacanych pudełkach, a także złote zapalniczki i porcelanowe popielniczki ozdobione deseniem w róże. Moja siostra była zawodową palaczką. Na srebrnej tacy umieszczonej na okrągłym mahoniowym stole pod brudnym oknem zauważyłam dżin, angielski tonik i mały talerz z ćwiartkami cytryny. Jedyny japoński akcent stanowiła zajmująca kąt pokoju niska sofa, zarzucona poduchami z jedwabiu, a w stojącym obok wysokim na stopę kufrze mieściło się wszystko, co potrzeba agentce podróżującej po wymiarach. Urządziła się na bogato, wynajmując w pokoju Klasztor... największy ze wszystkich. Mistrz Fung leżał nieprzytomny, nikt nie mógł jej zabronić. Po cichu błagałam, by moja siostra nie zwróciła uwagi żadnego kruka...
Tomoko uznała, że ja i Keiko pasujemy do siebie pod wieloma względami, a że pragnęła kontrolować wszystko i każdego, zachęcała mnie, bym została kochanką Keiko. Po tym jak zostałam osamotniona, bo chłopacy całą swoją uwagę poświęcali Tomoko całymi dniami, zwróciłam się do Keiko o to, aby dotrzymywała mi towarzystwa. Dobrze jest mieć przyjaciółkę, która w każdej chwili gotowa jest okazać ci wsparcie, problem pojawia się wtedy, kiedy ta przyjaciółka jest jednocześnie w tobie zakochana. Szczerze chciałam się pouczyć, nadrobić zaległości, poćwiczyć. Zwłaszcza po słowach Nefrytowego Cesarza. Ale Tomoko miała na mnie jakiś wpływ, tak samo na Keiko. Sprawiła, że zaczęłam spędzać z Keiko więcej czasu, a że ciągle potrzebowałam pocieszenia, szybko znalazłam je pod postacią czułego przytulania się i wreszcie pocałunków. Tomoko osiągnęła swój cel, chociaż obiecałam sobie, że będę się opierać. Byłam na siebie zła, mimo że tego nie okazywałam. Moje serce należało w końcu do złego Smokożercy i dla niego chciałam polepszyć swoje umiejętności, jednak jak zwykle dopuściłam do tego, żeby coś mnie od nauki odciągnęło. Może po trochu zgodziłam się zostać kochanką Keiko z zemsty za to, jak Nefrytowy mnie potraktował?
 I tak o to Keiko wprowadziła mnie w świat zabaw, który kobiety dzielą ze sobą w sypialni. I tym też były dla mnie te igraszki, po prostu rozrywką na długie wieczory, gdy Klasztor pogrążał się we śnie. W łóżku Keiko okazała się zbyt delikatna, by mnie naprawdę zaspokoić. Ale w jej pieszczotach znajdowałam pociechę i nigdy nie doznawałam tych chwil samotności, których doświadczyłam po seksie z Mistrzem Gao. Jej blada cera, delikatne cienkie kości i wrażenie kruchości były tak kobiece, że nie mogłam myśleć o niej jak o kochance, choć seks z nią zawsze owocował cudownym orgazmem. Możliwe, że biseksualizm odziedziczyłam po siostrze. Ona również, z wielkim zapałem i bez krzty skromności, opowiadała o swoich przygodach zarówno z mężczyznami, jak i z kobietami. Pewnego razu przy śniadaniu nie mogła się powstrzymać i nie wspomnieć o tym, jak pewien zabójczo przystojny mężczyzna uwiódł ją swoim samym spojrzeniem, a w łóżku pokazał tak niesamowite sztuczki, że ona do dziś tęskni za nieziemskimi uniesieniami, którymi ją obdarzył.
- Dlaczego go nie odnajdziesz i nie spędzisz z nim reszty życia? – spytałam. Bardzo chciałam, żeby Tomoko wreszcie wyniosła się z Klasztoru i poszła dalej pieprzyć się z tymi swoimi niezliczonymi kochankami. O, przodkowie… jak ja nienawidziłam swojej siostry…
Ale ona odpowiadała:
- Uwierz mi, kochana siostrzyczko, nie chcesz, bym go odnalazła. Będziesz szczęśliwsza mając mnie blisko siebie.
Zakpiłam w duchu.
Myślę, że Tomoko pod tym względem – czyli czułości - bardzo różniła się od Keiko. Nie wierzyłam w to aby moja siostra zdolna była kochać. Leżąc obok Keiko i patrząc jej w oczy po każdym stosunku widziałam u niej niezgłębione ciepło. Wiedziałam, że ona, w przeciwieństwie do rodzonej siostry, zdolna by była oddać za mnie życie, poświęcić się za moje szczęście. Wzruszała mnie wiara Keiko we mnie, powtarzała mi, że jestem dobrą osobą, choć ja uważałam co innego. Zawsze wiedziała co powiedzieć, by zrobiło mi się lepiej na sercu. Będąc z nią zapominałam o Nefrytowym Cesarzu, nie baczyłam na to, czy nas podgląda, kiedy się dotykami, miałam gdzieś cały świat. Odrywałam się od rzeczywistości i dopiero następnego dnia katowałam się poczuciem winy oraz wypominałam sobie zdradę uczuć względem księcia ciemności. Nawet jeśli nigdy jego nie byłam i nigdy nie będę.
Tak. To była czułość. Niespotykana czułość, którą znałam tylko z Keiko. Tomoko była inna, obca jej była duchowa miłość. I znowu jej wpływ na mnie zmienił mi perspektywę spoglądania na świat. Po trochu mnie wyleczyła, a przez to jej plan, by uwiązać mnie przy Keiko, zaczął się psuć. Pewnego razu zademonstrowała mi skórzanego penisa, wykonanego w Japonii specjalnie dla niej, i pamiętam myśl, która wtedy przyszła mi do głowy: jeśli namiastka sprawia jej przyjemność, o ile więcej satysfakcji musi czerpać z prawdziwego członka. Zrozumiałam wtedy, że cała miłość damsko-damska jest sztuczna, bo zawsze na końcu brakuje uczucia wypełnienia dającego orgazm, które zapewnia właśnie męski wąż. Keiko w uprawianiu miłości wolała co prawda odwołać się do zmysłów, a nie do przyrządów. Sprawiała mi przyjemność owa dziwna perwersja, ale taką samą zapewniłby mi porządny masaż czy talerz sushi, a zarówno bez jednego, jak i drugiego mogę się obyć. Odkryłam, że uprawianie seksu z kobietą przypomina sytuację, gdy mamy apetyt na mięso, a dostajemy zupę; choć nie grozi nam śmierć głodowa, w żołądku nadal czujemy ssanie.
Keiko nie uważała, by seks między kobietami zasługiwał na miano perwersji. Według niej wszystko, co istnieje w naturze, już z samej definicji jest naturalne, obstawała także, że to Bóg stworzył ją taką, jaka była.
Odkąd po raz pierwszy zadałam się z Keiko, utraciłam jakąś ważną cząstkę siebie i stałam się przy niej dobrą aktorką. Zdawałam sobie sprawę, że Keiko kocha tak, jak została stworzona, ja natomiast postępowałam wbrew mej naturze i szukałam pociechy pod fałszywym pretekstem. Cała ta sytuacja mnie niepokoiła, zaczęłam się sobą brzydzić. Ale mimo złych przeczuć znajomość z Keiko okazała się jedną z bardziej wartościowych w moim życiu, a przynajmniej w tamtym okresie. Keiko była interesująca i szczodra, lubiłam emanujący z niej spokój, a także lekkość, z jaką kroczyła przez życie. Najlepsze w posiadaniu kochanki jest to, że zostaje ona powiernicą i najbliższą przyjaciółką. I tak też się stało w przypadku Keiko. Nasze miłosne igraszki nie były niczym więcej jak aperitifem przed dzieleniem się sekretami i przyjaźnią. Mimo że bardzo ją lubiłam, trudno było ją kochać, gdyż jakąś część siebie trzymałam w rezerwie.
W rezerwie dla Nefrytowego Cesarza, dla którego obiecałam stać się lepsza. Być dobrą osobą, zasługującą na dar, jakim jest życie i bycie smokiem.




Wróciłam! Tęskniliście? 
Musze się przyznać, ale był taki moment, że chciałam zamknąć bloga bo straciłam wene na pisanie ogólnie blogów... Magicznie ją jednak odzyskałam i do tego udało mi się namówić siostrę aby pisała razem ze mną. Będzie to robić na własnym blogu http://unikat-niezdobyty.blogspot.com/. Serdecznie was na niego zapraszam! :) Dodajcie jej weny dajecie ją mi!

3 komentarze:

  1. Ja Ci dam znikać na tak długo i myśleć o zniknięciu! ;_;

    Ale wybaczam tym jednym jedynym zdaniem, które mnie zdobyło moje serce: nie wspominając o twoich słodkich zabawach pod kołdrą, gdy szepczesz moje imię... o mój... Czy on naprawdę się śmiał? A może jednak podnieca go myśl, że zainteresowała się nim piękna mniszka? A może ma na to wylane, bo w końcu wie, że multum kobiet onanizuje się przez niego? xD Może nawet Keiko przy spotkaniu z nim by się podnieciła?! xD Wiesz, że mnie się stosunki z Kimiko-Keiko nie podobają. Może i wzbudzają nowy tok postępowania w bohaterce, ale kurde, nooo... xD
    Wiesz co, nienawidzę tej kretynki jej siostry. Oby ten przystojniak, z kótrym się pieprzyła to nie był Chase. Wgl niech ona trzyma łapska jak najdalej od niego. Jest tak samo fałszywa jak ich ojciec. Proszę, niech ona się wynosi!!! xD
    A i tak, Chase nie ma prawa oceniać Kimi. Ciekawe, czy wie, że ją pedofil dorwał? Kobieta od kuchni i do łóżka. Buc. Ale... jak temu bucowi nie fangirlować? xD Tak, tak, niech Kimi udowadnia swoją wartość dla jedynego mężczyzny w jej życiu. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wolno Ci więcej tak znikać, jasne? Ani wgl myśleć o zamykaniu bloga. No weeeź.... T.T nie rań ludzi!
    Miałam ubaw przy rozdziale jak nigdy. Dobrze się przy nim bawiłam, CHOĆ, momentami... była masakra. xD Sorki, ale ja nie jestem typem gustującym w yuri i to, że Kimi i Keiko zaczęły się ten teges mnie boli. Co powie Chase, jak się dowie? Będzie ją chcieć taką przez wszystkich wyruchaną? Przeraża mnie też trochę, jaka Kimi jest podatna na wpływy. Nie mówię, ze jest źle wykreowaną postacią, bo wyczuwam jej indywidualny charakter i osobowość, ale tak totalnie obnażona jest z pozytywnych zalet. Znaczy, ma niby jakieś, ale one giną wśród tych wad. :x I tak Ci jednak zazdroszczę pod tym względem, bo ja to mam wrażenie, że merysujki piszę same.
    Ogólnie to czytałabym samą część z Chasem na okrągło. Pipa Tomoko zepsuła mi humor! :D Ja nie wiem, czego ona tu szuka... I jakie to okropne, że się tak uczepiła Kimi. Powinna dać jej spokój a nie udawać, ze się w niej siostrzana miłość obudziła, bo w nią nie uwierzę. Btw... Ja mam nadzieję, że tym kochankiem Tomoko, o którym tak opowiadała z pasja, nie był Chase...? T.T
    Bardzo pochwalam to, ze tak dużo dzieję się w Twoich rozdziałach. Nie odbieraj mi tej frajdy z czytania i nie zamykaj bloga, okej? Bardzo ładnie proszę. :x O, i jeszcze ładniej proszę o Chase'a! Duuużo Chase'a!

    OdpowiedzUsuń