piątek, 18 marca 2016

10. Ostry jak teriyaki i słodki niczym miód



- Nie jestem mężczyzną dla ciebie.
Padło kolejne zdanie z jego ust, ale ja już go nie słuchałam. Załamana odpłynęłam, błagając bogów, żebym się przed nim nie rozkleiła. Chase Young postanowił odrzucić dar, jaki pragnęłam mu dać na samym początku. Co ze mną było nie tak, że mnie nie chciał? Czy to dlatego, że nie byłam dziewicą? A może domyślił się o moim planie zabałamucenia go i to była jego odpowiedź? Miałam wrażenie, że w jednej sekundzie zaczyna zawalać mi się cały świat. Nie wiedziałam, czy się odzywać, a jeśli tak, co mu odpowiedzieć. Mogłam zarówno zaprzeczać, że nie wiem o co mu chodzi, jak i przyznać, że łamie mi serce, skreślając mnie, nim mnie skosztował. Wystraszyłam się, że w tym życiu nie jest mi przeznaczone bycie w związku z mężczyzną oraz że nigdy nie dowiem się, czym jest miłość. Nagle zapragnęłam być inną osobę, takiej, której on nie zna, by spróbować od nowa go zdobyć. Jakby życie było grą, którą można w każdej chwili zresetować. W końcu przestało mnie obchodzić, co sobie o mnie pomyśli i dałam się ponieść emocjom.
- Dlaczego tak uważasz?
- Bo ty nie jesteś kobietą dla mnie – odpowiedział. – Jesteś zagubiona, nie wiesz czego chcesz. Ja nie mogę ci wskazać drogi, bo jestem zły. Mi samej zresztą nie chcesz powiedzieć i grasz w gierki, powstrzymując się teraz od płaczu, chociaż przyznajesz, że ci zależy. Tylko dlaczego ci zależy skoro nawet mnie nie znasz?
- Mówisz, jakbyś ty za to znał doskonale mnie.
- Obserwuję cię od dwóch lat, więc trochę cię poznałem. Z jakiegoś powodu jesteś zniewolona przez seks. Pragniesz, żebym cię przeleciał, ale ja nie jestem męską dziwką i sam wybieram sobie kobiety. Może i mógłbym cię zaprosić do swojego łoża, ale czym to się skończy? Nie jestem od tego, żeby cię zaspokajać ani żeby cię z tego wyleczyć. I nie mówię ci tego dlatego, żeby cię ranić, lecz z szacunku. Doceń się i zacznij lepiej traktować, zamiast szukać ciągle kogoś, kto by ci wsadził.
Rozpłakałam się, prawdopodobnie czując, że to, co mówi, jest w pewnej części prawdą.
- Wiedz – zaczęłam, dygocząc z wściekłości i z bólu – że wcale mnie nie znasz. Dwa lata podglądania to za mało, żeby kogoś poznać. By to zrobić, trzeba rozmawiać. Nie wiesz, czego mi w życiu brakuje i co o tobie myślałam. Może dopadały mnie żądzę, których byłeś świadkiem, to jednak one nie mówią o mnie wszystkiego. Sam niby jesteś zły, ale dajesz mi „dobre” rady. Wypchaj się nimi.
Wybiegłam z pałacu, jak zranione szponem tygrysa jagnię, szlochając. Chase nie zawołał mnie ani razu, choć na to liczyłam. Nikt mnie też nie zatrzymał, więc szybko znalazłam się na zewnątrz. Szłam przez las, nie mogąc przestać płakać. Łzy wylewały się ze mnie wartko niczym uwolniona z tamy rzeka. Nie potrafiłam też odpowiedzieć, dlaczego w sumie płaczę. Chyba dlatego właśnie, że znów poznałam smak porzucenia. Dotychczas znane mi było wyłącznie pragnienie mego ciała: koledzy w Klasztorze, Mistrz Guo, Keiko… Bolała mnie ocena Nefrytowego, który nadal miał mnie za niewyżytą. Jasne, chciałam się z nim uprawiać seks, ale to nie była jedyna rzecz, jakiej łaknęłam. On, dorosły mężczyzna, miał mi dać opiekę i nauczyć mnie, czym jest miłość. Chociaż był zły, stał po stronie Heylin, kręcił mnie swoją osobą, pragnęłam go za jego całokształt. Mówiąc wiele razy, że chcę być jego oraz żeby on był mój, miałam na myśli, byśmy byli parą. Nierozłączni, na dobre i na złe. Gdzieś, popełniłam błąd, który smakował gorzko jak niedoprawiony węgorz.
Dochodziło południe, kiedy zatrzymałam się pod drzewem stwierdzając, że nie mogę jeszcze wrócić do Klasztoru. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, Omi będzie się ze mnie śmiać, że tak szybko wróciłam i poniosłam porażkę. Musiałam opóźnić swój powrót, najlepiej do wieczora, by myśleli, iż moje pertraktowania z Nefrytowym były tak bardzo zaciekłe i wyczerpujące. Siedząc na trawie pod koroną drzewa osuszyłam policzki, rozmyślając nad każdym słowem, którym Chase próbował mnie zasztyletować. Aż stwierdziłam swoją niemoc w odpuszczeniu, i że muszę do niego wrócić, choćby po to, żeby wywalczyć Łuskę Życia. Postanowiłam powiedzieć mu, że bez Wu nie wracam do Klasztoru, że mam gdzieś co on o mnie myśli, ale swojego Mistrza muszę uratować. To był dobry plan, gdyż dawał szansę, że Chase jednak swoje zdanie na mój temat zmieni.
Jednakże gdy wracałam do Heylin pałacu, coś usłyszałam: głos męski i żeński. Przeczuwając, iż powinnam się schować, uczyniłam to, wykorzystując najbliższe drzewo. I wtedy ponownie się załamałam. Zobaczyłam Tomoko, klejącą się do ramienia Nefrytowego, z którym szła przez las. Myślałam, że mam zwidy, więc przetarłam oczy, lecz to naprawdę byli oni. Poczułam jak tysiące igieł wbija mi się w serce, które po chwili pęka, jak skorupka od jajka. Rozmawiali ze sobą, więc wytężyłam swój słuch, żeby podsłuchać i otrzymać jeszcze więcej bólu.
- Będę tęsknić za tobą – powiedziała moja siostra, która przyssała się do ramienia m o j e g o  Nefrytowego niczym pijawka. – Nie wiem czy bez ciebie wytrzymam.
- Dokąd teraz wyruszasz? – zapytał ją, a ja przygotowywałam się na kolejny cios, czyli jego słowa, że i on będzie za nią tęsknić.
- Do wymiaru Delta. Muszę zwalczyć rabusiów, którzy zaczęli nękać wioski należące do rządu Japonii… Darowałabym sobie i została z tobą, ale to zbyt ważna misja. – Popatrzyła na niego, gdy się zatrzymali. Wciąż stałam w ukryciu, modląc się, aby był to tylko zły sen. – Pocałuj mnie na do widzenia.
- Czy nie całowałem cię dziś wystarczająco dużo razy?
A jednak… Okropna obawa się ziściła. Kiedy byłam z Chase’m w bibliotece, jego łóżko grzała mu już moja siostra… Wygonił mnie, bo moja siostra mnie wyprzedziła… Nie będzie mój, bo już jest mojej siostry… Czując pogłębiający się w mojej piersi ból, zatkałam usta ręką, żeby nie zawyć.
Zobaczyłam, jak moja siostra rzuca się na szyję księcia ciemności, a on się nie opiera. Przycisnął Tomoko do drzewa, przy którym stali i zaczął rozpinać jej spodnie. Zachichotała, a on odwrócił ją, bardziej docisnął do kory, którą ona objęła rękoma, po czym wszedł w nią od tyłu. Moja siostra przyjmowała go bardzo chętnie, jęcząc tak głośno, że roznosiło się to echem po całym lesie. Zatkałam uszy, nie mogąc tego słuchać. Czy to płynęło w naszej krwi, że pragnęłyśmy być rżnięte przez Heylin Księcia? Nie chciałam patrzeć na to, co wyczyniają, lecz jednak nie potrafiłam odwrócić głowy, robiąc przy tym krzywą minę z obrzydzenia. Po raz drugi w swoim życiu podglądałam moją siostrę pieprzącą się z facetem. W przeciwieństwie do pierwszego razu, w tym nie odnajdywałam żadnej przyjemności. Dlaczego moja siostra musiała mi odbierać wszystko, na końcu nawet mężczyznę?
Chase szarpnął za jej rude loki, gdy w niej doszedł, następnie doprowadził się do ładu bez żadnych czułości. Moja siostra też się szybko otrzepała. Pogładziła go po policzku, po czym otworzyła portal i zniknęła. Po tym jak Chase również się oddalił, wracając do swojego pałacu, osunęłam się na ziemię, by skulić głowę w kolanach i oddać się płakaniu. Płakałam przez dwie godziny, i całe te dwie godziny spędziłam w lesie, osamotniona i zdradzona. Tak właśnie się czułam; zdradzona przez siostrę, zdradzona przez Nefrytowego, którego wielbiłam odkąd po raz pierwszy usłyszałam o nim na lekcji w Klasztorze. Chociaż nic mnie z nim bliskiego nie łączyło, miałam wrażenie, jakbym przyłapała go na zdradzie z tajemną kochanką po co najmniej dwudziestu latach małżeństwa. W końcu wstałam i otarłam oczy rękawem. Jeśli ja nie mogę go mieć, to nikt inny też nie, pomyślałam.
I skierowałam się do pałacu, chcąc zrobić coś głupiego.

***

- Kimiko? – wypowiedział moje imię, zdziwiony, kiedy zjawiłam się w sali, w której przyjął mnie jakiś czas wcześniej. – Co ty tu robisz? – Zupełnie się mnie nie spodziewał.
- Przyszłam – zaczęłam mówić przez zaciśnięte zęby i zaciskając mocniej pięści – żeby cię zabić!
- Zabić mnie? – powtórzył rozbawiony. Kiedy otworzył usta, żeby się śmiać, sądząc, że tylko blefuję, ruszyłam do ataku.
Na początek wyczarowałam falę ognia, która się z nim zderzyła, ale nie zraniła, bo sam uniósł do góry dwa palce i sprawił, że jak firana płomienie osunęły się na boki. Wywołałam więc ofensywę kul ognia. Wszystkie poleciały z impetem na księcia, ale je również ominął. Wtedy natarłam na niego ja sama, chcąc go kopnąć z piruetu. Zaczęliśmy walczyć, ścierać się zaciekle ciosami, nie zwracając uwagi na obserwujące nas lwy i tygrysy, które siedziały wokoło i pewnie kibicowały swemu panu. Starałam się niczym nie przejmować, skupić się tylko na tym, aby obiekt moich westchnień ucierpiał. Chciałam, żeby go bolało tak, jak mnie boli.
- Przestań, Kimiko. Ja cię zabijać nie chcę – mówił między atakami. Odchylał głowę to w jedną, to w drugą stronę i omijał moje płonące pięści. To, że nie mogłam go trafić, tylko bardziej doprowadzało mnie do szału. - Nie zostawiasz mi wyboru… - rzekł w końcu.
Nagle złapał mnie za nadgarstek, pociągnął do przodu i sam wyprowadził cios z łokcia, którym oberwałam w głowę. Był tak mocny, że obraz zaszedł mi czarną mazią, jakbym oberwała śluzem ośmiornicy. Tylko przez sekundę czułam ból, bo ogarnęły mnie ciemności i straciłam przytomność.

***

Kiedy ją odzyskałam, leżałam na łóżku, czując jednocześnie zapach gór i przyrody. Przeszył mnie zimny piorun przerażenia, gdy zorientowałam się, że jestem w jakiejś sypialni, w pałacu, w czym utwierdziły mnie miętowe ściany i marmurowe kolumny. Co ja tu jeszcze robię, zadawałam sobie pytanie.
- Uspokoiłaś się? – dobiegł mnie głos Nefrytowego, który stał pod ścianą, schowany pod cieniem padającym przez mieszczący się w pokoju balkon, do którego prowadziły małe schody, i na którym mieściło się wyjście na kolejny. Docierało do mnie stamtąd światło wciąż trwającego dnia.
Nie odpowiedziałam mu, będąc na niego obrażona. Przysiadł się do mnie, a gdy na mnie spojrzał, odwróciłam głowę w drugą stronę. Leżąc na łóżku i gapiąc się w poduszki, doszukiwałam się rudych kłaków.
- Tak bardzo cię rozjuszyłem tym, co powiedziałem? Czy chodzi o coś innego? – pytał dalej. Niech się domyśli skoro jest taki wszechwiedzący. – Powiesz mi? Inaczej znów cię wyrzucę.
O nie, pomyślałam, nie chcę, żeby mnie wyrzucał.
- Czy to na tym łóżku sypiała z tobą moja siostra?
Poczułam drżenie materaca i wiedziałam już, że Chase przestał się do mnie nachylać.
- Widziałaś nas? – Moje milczenie było dla niego wystarczającą odpowiedzią.
- Spławiłeś mnie, bo już jesteś chłopakiem mojej siostry – powiedziałam, co myślę, nie zastanawiając się wcale, że moje słowa mogą dla niego brzmieć jak histeria głupiej nastolatki.
- Jesteśmy w pokoju gościnnym, to by było niewłaściwie, gdybym po walce położył cię w swoim łóżku – zaczął spokojnie wyjaśniać. - Jeżeli tak bardzo musisz wiedzieć, z twoją siostrą łączy mnie tylko seks. Nie mógłbym z nią być, bo jest zbyt cyniczna. Wygnałem cię, bo nie potrzebuję drugiej dupy z rodu Tohomiko. I czemu cię to w ogóle obchodzi? To jest ta rzecz, której o tobie nie wiem? Lecisz na mnie i dlatego jesteś teraz taka zazdrosna?
- To jedna z wielu rzeczy – przyznałam, choć dopadł mnie potem wstyd. Postanowiłam mówić o wszystkim otwarcie i niczym się nie przejmować. Wierzyłam, że i tak nie może być już gorzej. Nawet pomimo wstydu, który spowalniał moje odpowiadanie.
- Jakie są pozostałe? – spytał.
- Teraz chcesz ze mną rozmawiać? – prychnęłam.
- Okazało się, że nie chodzi ci tylko o to, żeby ktoś cię przeleciał, ale o coś więcej między tobą a mną. Chciałbym wiedzieć, czemu jestem obiektem twoich westchnień i tak, chciałbym cię zrozumieć. – Milczałam pomimo jego słów aż powiedział: - Kto nabytą wiedzę pielęgnuje, a nową bez ustanku zdobywa, ten może być nauczycielem innych.
- „Dialogi Konfucjańskie” – podałam tytuł utworu, z którego zaczerpnął cytat. Jego słowa brzmiały dla mnie jak lecznicze delirium przed rozpoczęciem przez niego leczenia mej osoby. Z początku wahałam się, lecz on nie przestał naciskać, żebym się przed nim otworzyła.
- Jesteśmy dorośli, więc zachowujmy się jak dorośli – rzekł. – Powiedzmy sobie szczerze, co nam po głowie chodzi, bez żadnych niepotrzebnych ceregieli, żeby wszystko było jasne.
Dlatego też odwróciłam się do niego i ze łzami w oczach przeprowadziłam z nim psychoanalizę mnie całej. Chase, jakby chcąc dodać mi otuchy, dołączył do mnie na łóżku i podpierając głowę ręką, słuchał mojej opowieści, od czasu do czasu zadając pytania. Zaczęłam od tego, że od początku moje życie było złe i trudne do przeżycia. Opowiedziałam o ojcu, który nigdy nie powiedział mi, że mnie kocha, który o wszystko mnie obwiniał, i który wysłał mnie do Klasztoru, by mieć mnie z głowy. Na siostrze również nie pozostawiłam suchej nitki, oczerniając ją jak tylko się dało. Przyznałam się, iż kiedy byłam mała, podglądałam ją jak kochała się z jakimś nastolatkiem. Nie ukryłam tego, że seks, który jako dziecko poznałam zbyt wcześnie, prześladował mnie i pragnęłam sama współżyć. Kiedy Chase zapytał, czy robiłam już to z kimś, niż tylko z Keiko, oświadczając, że to, co było między mną a przyjaciółką nie można nazwać właściwym seksem a wygłupami, odparłam, że nie. Skłamałam mu, gdyż za bardzo wstydziłam się wspominać o Mistrzu Guo. Za to opowiedziałam o Raimundzie i wszystkich innych chłopakach, którzy wykorzystywali mnie, kiedy byłam młodą, naiwną sierotką w Klasztorze i jedyną dziewczyną jakiej ciało było dostępne do oglądania. Starałam się, by słuchając mnie, Chase miał w głowie obraz dziewczyny skrzywdzonej na duchu i psychicznie. Dziewczyny, którą od początku gardzono i wykorzystywano, której nie dane było zasmakować prawdziwej miłości.
- Nie wiem, czym  jest prawdziwa miłość, ale do ciebie czuję coś więcej. – Wymagało to czasu i kilku szlochów, ale w końcu na tym łożu spowiedzi opowiedziałam mu, że kiedy go widzę, mam motyle w brzuchu. Może i jestem złą osobą, bo oszalałam na jego punkcie, odkąd przeczytałam o nim legendy, ale Nefrytowemu przypadło to do gustu i powiedział mi, że to doskonale pasuje do mechanizmu, który musiał mną kierować podczas trenowania. Zakochałam się w nim, bo on nikogo nie potrzebował. Był wielki i potężny i nikt nim nie gardził, tak jak mną. Dlatego wiedząc, kim jest, chciałam sama być lepsza. Dopiero po czasie, spotykając go po raz pierwszy z drużyną na plaży, zorientowałam się, że moje serce wybrało sobie drugą połówkę.
Przestałam płakać, kiedy mnie przeprosił za to, że źle mnie ocenił i zaproponował, byśmy zaczęli z czystą kartą, startując od tego, bym została u niego na kolacji. Zdziwiłam się wówczas i zapytałam, co sądzi o moich uczuciach, mając cichą nadzieję, że po wyznaniu i psychoanalizie, podzieli je. On jednak oznajmił, że chociaż jest przesiąknięty Lao Mang Long, nie pozbawiono go serca i uczuć, a więc na wieść, że jakaś dziewczyna się w nim kocha, przestaje być dla niego okazem do zniszczenia i nabiera ochoty, by być dla niej milszym. Mężczyzna, kiedy słyszy, że podnieca pewną kobietę, sam się tym podnieca, więc mimo wszystko oddziaływamma na niego. Chciałam zapytać, czy jeżeli sama zaczęłam go teraz „kręcić”, to czy zerwie z Tomoko, ale postanowiłam nie poruszać na razie tematu mojej siostry. Zgodziłam się zostać na kolacji.

***

Ponieważ przebywałam w pałacu, wypadało, abym się lepiej prezentowała. Za moją zgodą, Chase przysłał do mnie jedną ze swoich służących, która przedstawiła mi się jako Touyi. Miała piękne, podłużne, ciemne oczy, wysokie kości policzkowe, a uroczy, rzadko okazywany mi uśmiech zadawał kłam jej urodzie. Przy niej przypominająca mi się twarz Wuyi zdawała się bardziej nieładna, szeroka, a jej stare ciało odmładzane zaklęciami, bogowie jakby przeznaczyli na naczynie wszelkich nieszczęść. Touyi wybrała dla mnie szaty w kolorze czerwieni, w których czułam się jak małżonka chińskiego cesarza. Hanfu ponadto bardzo odsłaniało mi i upinało piersi, że wyglądały na większe niż w istocie były. Nie byłam pewna, czy chce się tak księciu pokazać, w końcu dopiero co wywalczyłam u niego, by nie myślał o mnie jak o dziwce, za to służąca jak dziwkę planowała mnie do niego wysłać. Nie chciała źle, ubrała mnie w to, w czym uważała, że wyglądam najlepiej. Wcześniej skorzystałam z kąpieli, którą mi zaproponowała. Długo się wahałam, czy skorzystać z oferty, bowiem wiedziałam, że będę się czuć dziwnie, kąpiąc w pałacu Nefrytowego, oraz że stracę zapach piżma. Ostatecznie wciąż chodził mi po głowie plan, żeby zdobyć jego serce. Niestety stoczyłam pojedynek i wypadało, abym zmyła z siebie pot, nim zasiądę z księciem do stołu. To wszystko było dla mnie trochę zabawne; wpadłam do jego domu z powrotem z zamiarem, żeby go zabić, a skończyło się na tym, iż zjem z nim kolację.
Pałac dobrze zaopatrzono w doskonałe wina, łącznie z horrendalnie dużym zapasem szampana. Były też skrzynki drogiej sherry, której nikt nie pił za wyjątkiem jednego, szczególnego lwa, a także zwyczajowa kolekcja likierów. Nie brakowało dżinu, whisky i sake, a także chińskiego wina, które Wuya uważała za środek pomagający zachować młodość, o czym dowiedziałam się od odprowadzającej mnie do komnaty służącej. Wewnątrz książę Heylinu już na mnie czekał. Komnata miała otwarte wyjście na taras i to właśnie tam, przy łące i ze sztucznie stworzonym jeziorem, mieliśmy jeść. Temperatura była przyjemne ciepła, a przygotowane potrawy rozstawione na stole pachniały smakowicie. Zasiadając do stołu, tuż naprzeciw Chase’a, zrobiłam się głodna jak tygrys. Z przekąsek zimnych zaoferowano nam kurczaka w kokosowej panierce, wołowinę w galarecie, Pao Cai (marynowaną kapustę pekińską) z aromatycznymi skrzydełkami z kaczki, makaron ryżowi Liangpi, paski kalarepy w sosie czosnkowym, grzyby Mu z cebulą, orzechy ziemne w occie i w sosie ryżowym, marynowane Tofu. Z gorących dań podano Jiamo, Lamian, makaron DanDan, paszteciki z wołowiną, kulki wieprzowe w bulionie z kwiatami Aweto oraz kaczkę tataya smażoną z imbirem i warzywami, i grillowanego pstrąga. Tyle jedzenia dla zaledwie dwóch osób. Miałam chiński żołądek i śliniłam się na te wszystkie potrawy, nie mogąc sobie wyobrazić, że to wszystko zjemy, do czasu aż Chase zaczął pochłaniać tyle jedzenia, iż zaczęłam zastanawiać się, gdzie on to wszystko mieści. Zdecydowanie podobał mi się jego smoczy apetyt.
- A zatem… zdecydowałeś się mnie poznać – zaczęłam jakoś rozmowę, nie chcąc jeść w zupełnej ciszy, nawet jeśli było to kulturalne. Po kolacji mogłam usłyszeć, że czas na mnie i mam iść do domu. Nie chciałam więc go tracić, natomiast wykorzystać jak najlepiej na rozmowy z Nefrytowym, by stał mi się jak najbliższy.
- Znaj wroga i samego siebie, a możesz stoczyć sto bitew, nie zaznając porażki – odpowiedział, na co uśmiechnęłam się szerzej, pilnując się, by mi wieprzowina z buzi nie wypełzła jak ślimak.
- „Sztuka Wojny”, Sun Zi. – zobaczyłam, że Chase również się do mnie uśmiecha.
- Naprawdę lubisz chińską literaturę – zauważył.
- Kocham - poprawiłam go.
Cicho się zaśmiał, wracając do jedzenia. Zastanawiałam się, o czym myśli w tej chwili i utwierdzałam się, że dałabym wszystko, by móc się tego dowiedzieć.
- A teraz zaprosiłeś mnie na kolacje – kontynuowałam.
- Trzeba wiedzieć, kiedy walczyć, a kiedy nie. Myślę, że my możemy zażegnać topór.
- To znowu „Sztuka Wojny”. Sprawdzasz mnie, czy czytam całość? Daj coś trudniejszego.
- Innym razem, gdy będziesz mniej czujna – poprzysiągł. Po tych słowach byłam czujna cały czas i dopiero po skończeniu się kolacji o tym zapomniałam.
Po zjedzeniu leżeliśmy na kocu na sztucznej trawie i wpatrywaliśmy się w sztuczne niebo wykreowane nad pałacem, tak bezczelnie dopracowane do perfekcji pod każdym względem. Rozmawialiśmy o filozofii, poruszaliśmy historie wielkich mistrzów, tego co myśleli, a co mówili. Przypomniało mi, co kiedyś Omi opowiedział o Chasie, mianowicie, iż kiedy ten próbował go skusić do przystąpienia do Heylinu, zatruwał mu umysł właśnie swoimi przekonaniami. Słuchając księcia po kolacji, miałam wrażenie, które przyjmowałam pozytywnie, że sama padam ofiarą jego manipulacji. Czyniłam wszystko, co się tylko dało, żeby jak najlepiej wyczerpać wszystkie tematy, choć mówiąc tysiąc słów, łatwo sobie zaszkodzić, zgodnie z chińskim przysłowiem. Nie chciałam wracać do klasztoru, chciałam zostać z Nefrytowym, który okazał się normalnym facetem, a jego jedyną wadą było pragnienie posiadania jeszcze większej władzy. We wszystkim znajdywał dla siebie linie umiaru, lecz nie w tej kwestii. Nie odwodziłam go od jego poglądów i spróbowałam przestać myśleć o nich jak o złych, gdy uświadomiłam sobie, że sama nie posiadam najczystszym myśli. Właściwie każdemu z nas zdarza się czasem chcieć czegoś zakazanego, lub chcieć za dużo. Z natury byliśmy chciwi i egoistyczni. Miłość sama w sobie jest egoistyczna.
- Nie sądzisz, że to zabawne, że się pokłóciliśmy, a teraz spędzamy razem czas? – spytałam go. Z trudem przyzwyczajałam się do tego, że jestem z nim na „ty”, bo tak sobie zażyczył. W sercu pozostawał dla mnie Nefrytowym Cesarzem.
- Radość i złość tego samego dnia nie są dziełem przypadku – podał kolejny cytat, który wykryłam w ostatnią porę.
- „Daodejing” autorstwa mędrca Laozi.
- Doskonale – powiedział z uśmiechem i z przymkniętymi oczami. Coraz częściej przymykał oczy na dłużej, gdy leżeliśmy. Odebrałam to za znak, że robi się zmęczony i dochodzi późna godzina. Na pewno było już po dwudziestej. Posmutniałam domyślając się, iż powinnam poruszyć temat mojego powrotu, powiedzieć, że muszę iść, choć wcale nie chciałam. Pragnęłam zostać z Nefrytowym, zostać u niego na noc, choćbym nie dostała pokoju gościnnego i przyszłoby mi spać na podłodze.
- Robi się późno…
- Też to zauważyłem – zamruczał, otwierając oczy. Zaczął patrzeć się na mnie prawie bez mrugania. Z racji że milczałam, nie wiedząc, co dalej mówić, zapytał: – Chcesz wracać już do Klasztoru?
- Nie – zaprzeczyłam od razu. – Chciałabym zostać, ale wiem, że nie wypada, więc lepiej już wstanę…
- W lesie jest teraz niebezpiecznie – oznajmił nagle. Odwróciłam się ku niemu. – Zaproponowałem ci kolację, mogę zaproponować i nocleg. Rano możesz wrócić do Klasztoru. Hańbą dla mnie byłoby niezaoferowanie ci ciepłego łóżka.
- Chcę zostać – przyznałam.
Chase przeniósł nas czarami do pokoju gościnnego, w którym wcześniej się obudziłam. Zapewnił mnie, widząc moje zmieszanie, że moja siostra nigdy w nim nie spała, więc mogę chociaż spróbować czuć się w nim swobodnie. Nasze pozycje leżące nie uległy zmianie i byliśmy zwróceni ku sobie, obawiając się poruszyć jak dwa posągi z jadeitu, w których pulsowało życie. Znajdowaliśmy się w sypialni, wystarczył asumpt, żebyśmy zaczęli to robić. Miałam wrażenie, że oboje tego chcemy i oboje wybieraliśmy jednocześnie wstrzemięźliwość, gdyż żadne z nas nie umiało przejąć inicjatywy. Sam temat rozmowy zaczął krążyć wokół seksu. Chase, jakby wyczuwając, że jedynym ratunkiem na tę krępującą sytuacje jest rozmowa, poprosił, bym wyjaśniła mu, jak to jest kochać się z osobą tej samej płci. Przyznałam, że choć potrafisz doznać rozkoszy, potem i tak czujesz niedosyt. Powiedział mi, że nie muszę wstydzić się swoich przeżyć, iż każdy z nas dojrzewa do seksu na swój sposób i naturalna jest potrzeba smakowania różnych technik miłosnych.
- Sztuka Wojny również znajduje swoje miejsce w miłości – zaakcentował.
Wiedziałam, że z moich oczu czyta jak ze zwoju o moich pragnieniach z nim związanych, jakie się nie zmieniły. W odpowiedzi na jego kolejną prośbę, zarumieniona, opowiadałam mu, co chciałabym zrobić łóżku, czego się obawiam, lecz chciałabym zasmakować, a czego wolę unikać jak ogień wody. Okazało się, że Chase posiada wysublimowane fetysze, jak na chińskiego władcę przystało i, zgodnie z moją prośbą, obiecał je na mnie „wypróbować”, podzielić się ze mną swym światem. Nie mogłam się zatem doczekać, aż stanę się częścią rytuału przeprowadzonego w stylu Heylin i cesarskim zarazem. Chciałam, żeby nauczył mnie swojej Sztuki Miłości i cieszyłam się, że usłyszałam z jego strony chęć do kochania się ze mną.
Najbardziej interesowała mnie realizacja jego ulubionych praktyk z nożem i z miodem, jakim cesarz w łożu naznaczał rozdziewiczaną przez siebie dziewicę, kładąc miód na jej ustach a następnie go z niej spijając. Marząc o tych słodkich pocałunkach coraz bardziej nie mogłam doczekać się, aż wreszcie Chase zacznie mnie rozbierać i dotykać. Widmo seks wisiało nad nami i wydawało się, że na pewno zaraz zaczniemy się kochać. Wyczekiwałam jego silnych dłoni na mych piersiach, brzuchu, udach. Śledziłam każdy jego ruch z nadzieją, że właśnie nadchodzi t e n moment.
Kiedy księżyc błyszczał już na niebie, zorientowałam się, że Chase zasnął. Posmutniałam, bo nie tak miała wyglądać ta noc. Nie mogłam się jednak długo na niego gniewać, bo sama też byłam zmęczona. Wpatrując się w jego zamknięte powieki i opadające na twarz włoski, również zmrużyłam oczy, by śnić o latającym smoku i feniksie. Krótko jednakże, gdyż gdzieś po północy Chase obudził mnie i zaczął mnie rozbierać.
W nocy, gdy jesteśmy słabo przytomni, pozostajemy tacy, nawet jeśli mocno się wybudzimy. Nefrytowy, choć był obudzony jak za dnia,  ze względu na panującą noc, nie zważał dłużej na zasady i wyręczył mnie z przejmowania inicjatywy. Po przebudzeniu był twardy między nogami, o czym przekonałam się ocierając się o niego nogą, kiedy na mnie wchodził. Byliśmy świeżo po śnie i przez co bardziej sobą upojeni. Bez konieczności wypowiedzenia jakichkolwiek słów, wyrażenia zgody, podjęcia decyzji czy czegokolwiek, ściągaliśmy z siebie ubrania, kawałek po kawałku.
Chase powiedział mi, żebym się uspokoiła, bo nie zrobi mi krzywdy, natomiast postara się mnie w pełni zadowolić. Z początku nie wiedziałam o co mu chodzi, aż po chwili uświadomiłam sobie, że cała dygoczę jak liść na wietrze. Było to spowodowane trzema obawami: że zamiast niego będę widzieć Mistrza Guo, stosunek nie spełni moich oczekiwań, lub to ja go rozczaruję. Nie byłam dziewicą i wiedziałam, że wchodząc we mnie Chase się zorientuje, że nie byłam z nim do końca szczera. Ale samo to jego przyrzeczenie, że o mnie zadba tej nocy sprawiło, że się podniecałam. Kiedy pojawił się nade mną, położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i zachwyciłam się tym, jak oddycha, jak napinają się jego mięśnie. Przestałam się bać, postanawiając mu w pełni zaufać. Spodobało mi się jego twarde ciało, jego ciężar, zwłaszcza jego smak, lekko ostry, przywodzący na myśl teriyaki, a także uświadamiający jakim to zakazanym jest mężczyzną.
Na całe szczęście myliłam się sądząc, że pojawią się wspomnienia z Keiko czy Mistrza Guo, mogące przeszkodzić mi w skupieniu się na Nefrytowym. Poczułam, jak jego prężny wąż wchodzi do mojej mokrej i długo wyczekującej go norki. To uczucie było spełnieniem jakby odwiecznego pragnienia. Zaczął się we mnie poruszać, a każdy jego syknięcie do mojego ucha radowało mnie, gdyż zapewniało, że jednak jestem dla niego ciepła i ciasna, a co za tym idzie: przynosiłam mu rozkosz. Chciałam dać jej Chase’owi tyle, by zapamiętał mnie lepiej od innych kochanek, przede wszystkim lepiej od mojej siostry. Ogarnęło mnie pragnienie by wspomnienie seksu ze mną stało się dla niego wyznacznikiem jakości. Wpiłam się więc w jego usta, jakbym rozkoszowała się najbardziej smakowitą ostrygą. Wyprężając ciało, by dać mu jak najwięcej przyjemności, przejechałam mu paznokciami wzdłuż pleców, po czym objęłam jego pośladki, prosząc o mocniejsze uderzenia. Chciałam pozostawić go nie w pełni nasyconego, oczekującego więcej.
Dwa razy osiągnęłam najcudowniejszy dotąd w moim życiu orgazm. Chociaż pozostaliśmy na łóżku, nie dotykałam plecami pościeli, a tylko pośladkami, gdyż tak mocno złączyliśmy się w uścisku, że leżałam na ramionach Chase’a, które mnie całą oplotły. Trzymałam nogi jak najszerzej, czasem zawieszając łydki na jego rękach, aż do zdrętwienia, aczkolwiek gdyby tylko mi pozwolił, zajęłabym pozycję na górze.
W pewnym momencie wyjął z czerwonej skrzyni przy łóżku obsydianowy nóż z rękojeścią z nefrytu, który zamoczył w słoiku z miodem i kilka kropel upuścił mi na wargi, po czym sam possał ostrze, wreszcie z powrotem umieścił go w słoiku. To był dla mnie znak, że rytuał zbliża się do końca. Pochylił się i wsunął mi swój język do ust i razem spijaliśmy słodycz wymieszaną z naszą śliną. Kiedy w końcu, sycząc z podniecenia, zbliżył się do szczytu, wepchnął się we mnie głębiej i tym samym zadał mi ból, bo czułam, że dalej już wejść nie może, a on na siłę się wciskał przez co poczułam ukłucie. Abym nie krzyczała i zawsze kojarzyła ten akt ze słodyczą, ponownie wypluł miód na moje wargi w tej samej chwili we mnie doszedł, gdy jęknęłam mu po raz ostatni.


To mój rekord. Dzięki temu, że chorowałam i miałam wolne mogłam spokojnie pisać. Sama też nie mogłam doczekać się, by wreszcie t a k i rozdział Wam dać ^^ Oczywiście zasługi wędrują też do wszystkich, co tu zaglądają. Niestety teraz nie sądzę, żeby nowy rozdział szybko się pojawił :( Nie zaszkodzi jednak byście spróbowali w komentarzach dalej mnie motywować ^^


wtorek, 15 marca 2016

9. Wzlot na skrzydłach chwały i bolesny upadek



Mistrz Fung nadal leżał w śpiączce chociaż lekarz z Szanghaju odwiedzał go co tydzień z koszyczkiem pełnym ziółek i lekarstw, które musiały zostać biedakowi podawane wciąż przez kroplówkę. Obserwowałam z bólem, jak mój mistrz leży nieprzytomny, odcięty od świata. Odnajdowałam w tym przykrym widoku jedną zaletę: przynajmniej nie czuł bólu i nie wie o tym, że jest inwalidą. Chłopacy liczyli, że może Tomoko może zdziałać coś swoją magią, ale ona na jakiś czas postanowiła się ulotnić, tłumacząc że ma jakąś ważną misje do wypełnienia w innym wymiarze. Na pewien czas był od niej spokój. Jak tylko też zniknęła ja poczułam jakąś wolność, która ogarnęła moje ciało, jakby po wielu dniach wreszcie zaświeciło słonce i spadł na mnie deszcz promieni słońca. Domyślałam się, dlaczego Tomoko zdecydowała się zniknąć. Powód numer jeden mówił, że dlatego, że wcale nie jest w stanie pomóc Mistrzowi i uciekła, nim wydało się, że wcale nie jest boginią. Powód drugi dodawał mi ogromu satysfakcji. Byłam pewna, iż mojej siostrze zazdrość uprzykrzała samopoczucie po tym, jak osiągnęłam kolejny poziom w sztuce Kung Fu.
Musiałam przerwać moje igraszki z Keiko, ona sama zresztą oświadczyła, że potrzebuje przerwy ode mnie, albo zwariuje całkowicie. Również opuściła się w nauce, a oboje chciałyśmy iść naprzód. Ja co prawda bardziej, Keiko bowiem stwierdziła, iż nie marzy jej się szczyt w karierze wojowniczki; nie chciała być dla mnie rywalką. Tłumaczyłam jej, że nie musi się dla mnie tak poświęcać, ale ona po prostu nie znajdywała przyjemności w doskonaleniu się. Uważała to za niepotrzebne człowiekowi działania, które wcale nie czynią go lepszym a innym, bo w swej niedoskonałości jesteśmy właśnie najpiękniejsi. Odnajdywałam ziarno prawdy w jej rozumowaniu, jednak nie mogłam iść za jej przykładem. Nefrytowy Cesarz mi nie pozwalał. Jeśli kiedykolwiek istniał cień szansy, żeby móc być jego, trzeba było posiąść klucz jakim było bycie właśnie lepszym. Ktoś, kto jest tak wspaniałym wojownikiem nie interesuje się słabeuszami. Nikt nie miał co do tego wątpliwości, w końcu objawiał to w swoim traktowaniu Jacka Spicera. Na mnie nie zwracał uwagi a tylko na Omiego, bo smok wody jako jedyny wykazał się przy nim potencjałem. Również próbowałam zwrócić nieraz jego uwagę, atakując go jako pierwsza, ale to nie była właściwa droga do osiągnięcia celu – w ten sposób pokazywałam się Chase’owi jako osoba lekkomyślna, głupia, zbyt nadpobudliwa. Chase cenił sobie i u innych spokój i równowagę. Nie wiedziałam na początku, jak wybudować u siebie te dwie cechy. Może gdybym została w Japonii i nauczyła się sztuki gejsz, uspokoiłabym swego ducha, ale Japonia porzuciła mnie, a ja porzuciłam ją. Tylko Chiny liczyły się dla mnie w moim wkraczającym w dorosłość życiu. Chiny, Kung Fu i Nefrytowy.
Zrobiłyśmy więc sobie z Keiko przerwę od siebie. Skupiłam się bardziej na nauce, nie baczyłam na swój wygląd, na pory dnia, miesiąca, ani na to, czy jestem przez kogoś obserwowana. Tym razem odcięłam się od świata tylko po to, by móc cały swój umysł i ciało ukierunkować na doskonalenie się. I tak poczyniłam olbrzymie postępy w zaskakująco krótkim czasie. Kiedy nadszedł dzień egzaminu, który przeprowadził Mistrz Xu, wszyscy byli zdumieni moimi umiejętnościami. Chociaż nie opanowałam do perfekcji stylu tygrysa, mój ogień stał się silniejszy. Potrafiłam stopić najtwardszą stal, woda była mi niestraszna, chyba że zmierzyć musiałabym się z siłą całego oceanu. Najcudowniejsze jednak w tym wszystkim okazało się dla mnie uczucie, które doznaje człowiek będąc okrywany chwałą. To tak, jakby zyskało się wiedzę i umiejętność latania. Jesteśmy śmiertelni, bo jesteśmy przyziemni i niebo nam nieosiągalne. Kiedy stałam na placu treningowym pośród czterech smoczych posągów, a wszystkie oczy pełne zachwytu wpatrzone były we mnie, miałam wrażenie, jak gdyby na falach tych spojrzeń unosiłam się do słońca. To było niesamowite. Polecam wszystkim to uczucie. Jest się wtedy wolnym. Jest się wtedy kimś nieprzeciętnym. Domyślam się, że pewnie tak smakować musi każdy dzień Chase’a Younga. A ja naprawdę mu zazdrościłam, chciałabym być jak on, chciałabym być jego…
Co zabawne, bo zazwyczaj nikt nie chce być od kogoś zależny, mało kto chce się wiązać. Nawet ja przez długi czas to sobie wmawiałam. Czy naprawdę jestem aż tak bardzo zmienną osobą? A może każdy człowiek ma podobne do moich problemy i tylko niepotrzebnie wszystkim się przejmuje? Ile można coś w sobie w życiu postanawiać i za każdym razem zmieniać zdanie?

***

Nasz Mistrz może i leżał nieprzytomny, ale my wybrańcy nie mogliśmy zapomnieć o naszych obowiązkach. Wykonywaliśmy je rzetelnie, z dokładnością i z zamiłowaniem. Wróciłam do formy. Ponownie stałam się dla grupy potrzebna, wygrałam mnóstwo pojedynków o Sheng Gong Wu. Chłopacy z powrotem zaczęli mnie podziwiać, Raimundo się we mnie kochać, Omi się ze mną przekomarzać. Aby ułatwić nam szybsze odgadywanie lokalizacji Wu, podłączałam mój komputer do systemu neuronowego Doja. Smok nie zawsze poprawnie potrafił nam wskazywać drogę, o czym nie raz się przekonaliśmy, często przez bóle lub innego typu zapalenia pojawiające się, kiedy Wu się aktywowały. Dzięki mnie jednak Dojo nie musiał się już dłużej stresować przy swojej pracy, bo to ja posiadałam na ekranie komputera mapę z dokładnymi współrzędnymi.
Pewnego razu Jack Spicer próbował mi go wykraść, ale Clay, który często nade mną czuwał uniemożliwił mu to. Nie zawsze byłam czujna, w końcu nadal byłam tylko człowiekiem. Innego jeszcze razu Wuya tak zachwyciła się moimi zdolnościami, że zaproponowała mi współpracę. O ile jej próby przeciągnięcia mnie na złą stronę zaliczają się do proponowania.
- Witaj, Kimiko – przywitała się mroźnym wieczorem, wpadając do Klasztoru. Nie wiem, jakim cudem ominęła wszystkie zabezpieczenia, które w geście przyjaźni podarowała nam Tomoko. Pewnie dlatego, że ten gest był fałszywy i te zabezpieczenia wcale na zbirów nie działały. Inaczej dlaczego nigdy nie schwytały mojej siostry? – śmiałam się.
- Czego chcesz ty przebrzydła wiedźmo?
- Pogadać. Chyba na tyle możemy sobie pozwolić? Spokojnie Kimiko, gdybym chciała cię zaatakować, nie czekałabym, aż skończysz się kąpać.
Stałam z włosami okrytymi ręcznikiem i w szlafroku, zastanawiając się, czy nie rzucić w wiedźmą kulą ognia. Myśl była kusząca, ale postanowiłam jednak poczekać i wysłuchać, co ma mi do powiedzenia. No i zaczęło się uwodzenie.
- Obie jesteśmy kobietami, Kimiko. Nie sądzisz, że to nie fair, że świat kręci się tylko wokół mężczyzn?
- Uważam, że to przegięcie, ale nie my decydujemy, jak ma działać świat.
- I tu się mylisz, bo możemy to zmienić. Możemy ustalić razem świat tak, jak chcemy my, nie jakiś Jack, Hannibal, Chase, czy nawet Raimundo. Tak, co cię tak dziwi? Raimundo, który dowodzi waszą drużyną lubi się rządzić i wszystko ustalać. Nim się obejrzysz, zacznie ciebie kontrolować.
- My? Ty i ja? – zaśmiałam się. – Przecież my kompletnie do siebie nie pasujemy. Prędzej poderżniemy sobie gardła, niż nauczymy się ze sobą współpracować.
- Och Kimiko daj spokój! Jeśli zawiesimy broń, uda nam się wszystko. Twoja inteligencja i moc, plus moja magia i mądrość… Wyobraź to sobie tylko. Moc dziewczyn…
Stałam i gapiłam się na nią nic nie mówiąc. Brzydziła mnie jej osoba a ona sądziła, że zdradzę swoje poglądy dla niej? Nie w tym życiu. Ani nie w następnym.
- Słuchaj no, wiedźmo – powstrzymałam się od ponownego rechotu. – Albo sama się stąd wyniesiesz w przeciągu dziesięciu sekund, albo spale ci wszystkie włosy w ciągu dwóch.
Nie wiem jak zabrzmiałam, nie słyszałam siebie, pewnie zuchwale, ale czy nie mogłam sobie na nią pozwolić? Wreszcie czułam się ważna i silna. Wierzyłam, że ja też mogę być wyjątkowa. Nie uznałam popisywania się za grzech. Tym bardziej, że Wuyi włos najwyraźniej zjeżył się na głowie, bo odeszła bez słowa. Najfajniejszą jednak nagrodą dla kobiety będzie nie spisek z drugą kobietą, nawet jeśli chodzi o zwojowanie świata, zaś mężczyzna. Chyba że jest się lesbijką, jak Keiko, ale ja wiedziałam już, że nią nie jestem. Potrzebowałam węża, żeby ugrzał się w mojej norce, by się w niej schował, by ją zgłębiał… Marzyłam o stosunku, który mnie porwie i uwolni zarazem. Wierzyłam, że dobry stosunek z osobą, o której marze, sprawi, że przestanę mieć ciągle potrzebę na seks jak na siku, kiedy wypije się za dużo jaśminowej herbaty. I los wreszcie się do mnie uśmiechnął w kwestiach sercowych, mianowicie Nefrytowy zainteresował się moją osobą.
Nie jestem teraz w stanie przypomnieć sobie dnia, w którym się zorientowałam, że zaszła u niego zmiana w stosunku do mnie. Pamiętam ten pierwszy raz jak przez mgłę, wiem tylko, że było to podczas kolejnej wyprawy po Sheng Gong Wu, które pozwalało odbierać na pewien czas czyjąś duszę – a więc zmuszało do waśni przez swoją potężną moc. Chase Young pragnął je posiąść i spotkaliśmy się w tym samym lesie w Tajlandii. Ja miałam inny cel: zdobyć tego mężczyznę dla siebie. Spotykając go odniosłam wrażenie, że nawet nie będę musiała się starać.
- Smoki z Xiaolin – przywitał nas jak zwykle jako pierwszy. – Radze odejść teraz po dobroci. Jestem zmęczony waszym uprzykrzaniem mi życia. Dobrze wiemy, że i tej potyczki nie wygracie, a więc wracać dzieciaczki do szkoły.
- Kto się wyzywa, ten się tak sam nazywa! – zawołał Omi. To nie była najlepsza reprymenda. Chase jej nie skomentował poza uniesieniem jednej brwi do góry.
Wtedy się zaczęło. Odczułam żar jego zainteresowania. Czasami patrzył na mnie z taką intensywnością, że wydawało się to oczywiste, że inni też to zobaczą. Poczułam na sobie wzrok Chase'a; nasze oczy spotkały się i przez krótką chwilę nie odrywały się od siebie; najwyraźniej otwierała się przede mną szansa. Pewna, iż zbałamucenie Chase'a nie zabierze mi dużo czasu, pamiętałam, by działać powoli, gdyż pospieszywszy się równie szybko mogłabym go zniechęcić. Łatwo tracimy apetyt, zbyt łapczywie zaspokajając głód. Ale również naturalnie, by myślał, że teraz to on kompletnie mnie już nie interesuje. Niech się o mnie stara, jeśli faktycznie mnie chce. Po wymianie zdań, wywiązała się między nami wszystkimi gonitwa. Wyszłam z księciem na prowadzenie. Nasze dłonie w tym samym momencie dotknęły Sheng Gong Wu, stanęliśmy do pojedynku. Chase ustalił zasady. Były banalnie proste, co mnie nieco zdenerwowało, bo uznałam, że nadal ma mnie za słabą i chce mi dać fory. Mieliśmy ścigać się, skacząc po drzewach, walcząc ze sobą jednocześnie. Dostrzegłam jedną zaletę w tych zasadach: ponieważ będziemy w ciągłym ruchu, chłopacy nie usłyszą o czym z Chase’m mogę rozmawiać. A faktycznie rozmowa miała miejsce i jej nigdy nie zapomnę.
- Słyszałem, że poczyniłaś postępy. Może zechcesz się popisać? – zaproponował, przeskakując z jednej gałęzi na druga. Był szybszy i zwinniejszy ode mnie, ale ja byłam bystrzejsza. Jednak brakło mi odporności na jego zaloty… A ta propozycja musiała być jedną z nich, bo zarumieniłam się w momencie.
- Nie muszę – odparłam. Słyszałam kibicujących mi chłopaków, wciąż byliśmy zbyt blisko nich, a czułam, żee tylko będąc sam na sam, coś naprawdę zacznie się dziać. – Mógłbyś przestać mnie śledzić – dodałam, gdy się oddaliliśmy. Uniknęłam ciosu ze strony Nefrytowego. Wylądował na tej samej gałęzi, co ja. Odwracając się do mnie, nie przestał się złośliwie uśmiechać.
- Nie mogę. Za bardzo podnieca mnie podglądanie tego, co nocą wyczyniasz. Nawet to z tą drugą Japoneczką…
Czyli przeczucie mnie nie myliło! Z jakiegoś niezrozumiałego dla siebie bulwersu strzeliłam w niego kulą ognia. I w sumie dobrze, że dałam się ponieść, bo Chase pomyślał, że jestem na jego haczyku i wygrywa, kiedy to ja kontrolowałam całą sytuacje. Nie zaskakiwał mnie swoim zachowaniem. Wiedziałam jak wykorzystać to na swoją korzyść. Pamiętałam, że musze zgrywać niczego nieświadomą dziewczynę, która chce mu się opierać, ale daje się ponieść jego słowom, bo jest na nie wrażliwa, a jego osoba jednak na nią działa. Niech uważa mnie za dziewczynę zagubioną w swoich uczuciach, z kolei w tym samym czasie skupiałabym się na wygraniu jego serca. O pojedynku chyba oboje zapomnieliśmy. Zaczęła się gra na flirty.
- Powinieneś Smokożerco zająć się innymi kobietami, atrakcyjniejszymi i ciekawszymi.
- Skąd pewność, że właśnie z taką nie rozmawiam? Wątpisz w siebie?
- Wątpię w inteligencję niektórych mężczyzn.
- W moją?
- Możliwe. Nadal wielbisz moje perfumy, bez których żyłbyś w smutnym przekonaniu o swojej porażce z Jack’iem?
- Wielbie co innego w tym momencie.
To były nie do końca zrozumiałe podteksty zarezerwowane tylko dla wtajemniczonych. Padało ich całe mnóstwo, z mojej i z jego strony. Zamierzałam zwlekać, podsycając jego miłosne zapały, aby na długo po tym, jak mnie posiądzie, pozostał przekonany o wyjątkowości rarytasu, który go znęcił. Dręcząca mnie w Klasztorze nuda prysła, kiedy zaczęłam snuć uwodzicielskie plany. Ponieważ Chase miał za swój upadek zapłacić olbrzymią cenę, zdecydowałam, że łatwiej mi przyjdzie osiągnąć cel, rozkochując go w sobie. Musiałam zostać panią uczuć tego mężczyzny, aby dla mnie nie zawahał się zaryzykować wszystko, co dotąd było mu drogie. Do podobnego oddania, które jest zazwyczaj wynikiem przywiązania lub dowodem lojalności, przeważnie dochodzi dopiero po wielu latach. Ale w sprzyjających okolicznościach także przez miłość rodzącą się w krótkim czasie można odnieść zwycięstwo.
Wciąż byłam młoda, miałam zaledwie osiemnaście lat, wiec wierzyłam, że nie powinnam mieć z tym większych problemów. Jeśli przekonanie Omiego nie było słuszne i Chase nie żyje w celibacie, na pewno nie oprze się urokowi mojego ciała czy niebieskim oczom, w których pływa demon. Bardziej martwiłam się brakiem pewności, czy całe podrywanie okaże się w ogóle jego warte; przystojni mężczyźni nie zawsze okazywali się dobrymi kochankami, a czasem nawet byli po prostu beznadziejni. Miałam nadzieję, że Chase w pełni wykorzystał możliwości jakie daje mu bycie księciem Heylin i przez ostatnie tysiąc pięćset lat zabawił się z tyloma kobietami, iż ze mną będzie mieć spory arsenał seksualnych umiejętności do zaoferowania. Liczyłam, że Chase będzie tym, przy którym osiągnięcie orgazmu stanie się dla mnie zajęciem monotonnym. Nastolatki uprawiają seks, bo chcą czuć się ważne, doceniane, kochane. Poczucie własnej wartości mierzą liczbą facetów, których złapały na swój seksapil. Są łatwym łupem dla doświadczonych amatorów seksu. Ja chciałam uwolnić się od ochoty na seks i pokochać inne wartości właśnie dzięki niemu. Postanowiłam powierzyć się człowiekowi, którego tak naprawdę nie znałam.
I udało mi się.

***

Chase przegrał, Wu spoczęło w moich rękach. Po przegranej ulotnił się szybko, może ze wstydu, że stało się to z dziewczyną, a może dlatego, że wyczytał w moich oczach, iż jeśli zaraz nie przestanie pożerać mnie tym wzrokiem, spłonę śmiertelnym rumieńcem i zostanie po mnie popiół. Moja drużyna przez parę minut nie opuściła jeszcze Tajlandii, tak bardzo wszyscy cieszyli się moim zwycięstwem. Powróciliśmy do domu i świętowaliśmy do późnego wieczora przy ognisku i w fontannie z rzeźbą jadeitowego smoka w asyście ryb. Na więcej sobie nie pozwoliliśmy, gdyż następnego dnia trzeba było być wypoczętym, a poza tym nie chciałam sama z tym aż tak przesadzać.
Szybko zrozumieliśmy, że wygrane Wu o nazwie Kość Dusz możemy wykorzystać na swoją korzyść. Chase jej pragnął, bo mogła mu poważnie zaszkodzić. Pragnął tak bardzo, że był w stanie się negocjować. Raimundo wpadł na pomysł, że powinniśmy pójść z Nefrytowym na układ i się wymienić – nasze Wu za jego Łuskę Życia, która obudzimy Mistrza Funga. Nie mogliśmy iść tam razem, ktoś musiał przy Mistrzu ciągle czuwać – sam Dojo nie wystarczał.
- Chase dowie się wcześniej, że ktoś do niego zmierza z Kością Dusz i domyśli się w jakim celu – mówił smok wiatru. – Wyśle koty, żeby porwać Mistrza Funga i w ten sposób zmusi nas do oddania mu Kości bez potrzeby oddawania nam Łuski. Dlatego troje z nas musi pilnować Mistrza a jedna osoba udać się do niego. Nie zaatakuje jednego posłańca, gdyż to niehonorowe. Ktoś chętny?
Bez zastanowienia podniosłam rękę.
- Ty? – zdziwił się Raimundo.
- Tak. Nie boje się. Pokonałam go podczas pojedynku, więc dam radę i teraz.
- Jestem za – powiedział Clay.
- A ja nie – zaprzeczył Omi. – Chase od zawsze chciał mieć mnie po swojej stronie. Mi nic nie zrobi i chętniej będzie rozmawiać ze mną niż z jakąś dziewczyną.
- Omi – syknęłam, hamując pięści.
- No co?
- Kimiko – powiedział Rai. – Jesteś pewna?
- Tak, jestem.
Przekonałam wszystkich i nikt nie wątpił, gdy wychodziłam z Klasztoru, że jestem jedyną osobą, która do tego się nadaje. Pomyśleć, że osiągnęłam to tylko dlatego, iż zwalczyłam złe pokusy, by przyłożyć się do treningów. Po to, aby później i tak tym złym pokusom ulec.

***

Zamiast olejku chryzantemowego, który zwykle stosowałam, delikatnie natarłam szyję i nadgarstki piżmem wyrażającym pożądanie. Oczy podkreśliła czarną farbką, włosy spięłam w koński ogon i jak gdyby nigdy nic, ubrałam się w xiaoliński strój, choć gdybym tylko mogła, założyłabym gipao. Nie kimono, bo jeśli jakieś resztki japońskiej kultury nadal wtedy we mnie żyły, nie byłam ich świadoma. Moje serce kochało się  w kulturze chińskiej i przez swój wygląd oraz zachowanie chciałam to wyrazić, w nadziei, że zdobędę u Chase’a uznanie. Przez długi czas szykowałam się, a potem szłam do niego przekonana, że wszystko układa się po myśli mojej drużyny. Ani przez moment nie przyszła mi do głowy możliwość, że los aż za bardzo się do nas uśmiechnął, że cuchnie fikcją lub ukartowanym podstępem. Przekonanie, iż przechytrzyliśmy Chase’a Younga i to my, a nie on, jesteśmy na zwycięskiej pozycji oślepiło nas. Oślepiło mnie. Wcale nie byłam od niego bystrzejsza, przecież to on żył dłużej ode mnie, mając więcej doświadczenia na karku. Teraz, gdy to wspominam, zastanawiam się jak mogłam być taka głupia? Czy to podniecenie, że zbliżam się do obiektu moich westchnień tak mi zmydliło oczy?
Kiedy znalazłam się na terenie księcia ciemności, pojawiły się koty, które zaczęły eskortować mnie do pałacu i pilnować, bym nie zboczyła z poprawnego kursu. Nie było już mowy o tym, żeby zawrócić. Szłam odważnie, nadal niczego nie podejrzewając. Nie ukrywałam strachu ani nie udawałam go, nawet jeśli przez moment towarzyszyło mi uczucie, jakbym była eskortowaną cesarzową na ścięcie głowy. Nie wiedziałam, co mnie czeka tak naprawdę. Układam sobie w głowie mnóstwo planów, jak wybrnąć z najróżniejszych sytuacji, jakich sztuczek użyć, aby osiągnąć upragniony cel. Nie mogłam uspokoić drżenia rąk, ani przeczuć, które złośliwie szeptały kłamstwa do mych uszu, iż niby koty się ze mnie śmieją. Myślę za dużo, stwierdziłam. Aż znalazłam się w pałacu i przestałam myśleć o czymkolwiek.
Powitał mnie człowiek, którego nazwałabym sekretarzem, lub szambelanem księcia ciemności. Nie posiadał śmiesznych czapek, jakie zwykli nosić urzędnicy tej kategorii w dawnych dynastiach, ale za to jego nefrytowe szaty spinały srebrne klamry, czyniąc go wpasowującym się do otoczenia.
- Z jaką sprawą do naszego pana przychodzisz? – zapytał. Nim odpowiedziałam, długo trzymałam zawieszony wzrok na jego długich włosach z warkoczykami. W sumie uprzytomniłam sobie, że nie z nim chcę rozmawiać.
- Pozwolisz, że powiem mu o tym osobiście?
Nagle po pałacu rozniósł się śmiech. Rozejrzałam się po wielkiej komnacie, w której stałam, i która zdawała się mieć dach zawieszony kilkaset kilometrów nade mną oraz zlewać się z białą łuną rozświetlającą błękitno-zielone kafelki, jakimi przestrzeń cała, oprócz marmurowych, licznych schodów, była wyłożona. Wiedziałam do kogo należał ten śmiech, ale nie mogłam nigdzie dostrzec jego źródła. Rozglądając się po balkonach i wyższych piętrach, spodziewałam się ujrzeć gdzieś czarny zarys postaci, może opierającej się o jakąś kolumną, a może schodzącą do mnie. Nigdzie go jednak nie widziałam i poczułam się źle z myślą, że obserwuje mnie z jakiejś kryjówki, że jestem jak wystawiona na otwartym polu sarna, którą w każdej chwili można postrzelić. Będąc poniekąd obnażana przez ukryty gdzieś wzrok Chase’a Younga, czułam się równocześnie, jakbym stała naga. Zrobiło mi się wstyd od mojej śmiałości.
Szambelan stojący przede mną chrząknął.
- Przekaż wpierw mi, a potem nasz pan zdecyduje, czy chce się z tobą widzieć. – Po jego słowach koty ciaśniej mnie otoczyły i zaczęły warczeć. Nie wiedziałam, czy dobrze robię, chcąc dalej ryzykować, ale pomyślałam, że to może być jakiś test ze strony księcia ciemności. Taką miałam przynajmniej nadzieję.
- Powiem mu o tym osobiście – powiedziałam, nie brzmiąc dość przekonująco. Pomimo jednak tego, że trząsł mi się głos, usłyszałam, że ktoś nagle po schodach do nas schodzi. Obejrzałam się na prawo i faktyczni zobaczyłam Chase’a, który wyłonił się ze swej kryjówki i szedł do mnie z uśmiechem na twarzy.
- Kimiko Tohomiko, córa Japonii, smok ognia. Nieoczekiwana wizyta…
W dłoniach trzymał czarkę, która musiała zawierać eliksir. Mówił z dziwną dozą pewności siebie, kiedy skończył odwrócił się, nakazując mi tym samym iść za nim. Uczyniłam to, jednocześnie tracąc całą własną pewność siebie. Coś ewidentnie było nie tak. Miałam wrażenie, że jestem jak ryba w sztucznym stawie, która wie, że nie ma dokąd uciec, a jeśli wpadnie do wody haczyk, głupio się na niego rzuci. Miałam złe przeczucia, które nasiliły się bardziej po wejściu do… biblioteki. Byłam pewna, że zabierze mnie do sali tronowej, bo tam przyjmował gości i załatwiał z nimi wszystkie sprawy. Domyśliłam się, że sprawa nabierze charakteru nieformalnego… No tak, jesteśmy sami, pomyślałam.
- Podoba ci się? – spytał, zerkając przez ramię, kiedy wchodziliśmy do ogromnego, okrągłego pomieszczenia. Szmaragdowe wrota otworzyły się same, prawie wszystko działało się tu same przez panującą wszędzie magię księcia. Fakt, że byłam w sieci jego czarów, które w każdej chwili mogły zaatakować mnie, nie dodawał mi otuchy. W zasadzie nigdzie nie mogłam już otuchy znaleźć, nawet pokrzepianie siebie, iż mam artefakt, jaki Nefrytowy pragnie, nie pomagało. Do tego dochodziło jeszcze to, że mężczyzna, z którym przebywam, wie, że o nim fantazjuje… że go pragnę. Co mógł myśleć sobie, kiedy do niego przyszłam? Co mógł czuć, kiedy wprowadził mnie do biblioteki, chcąc mnie nią oczarować? Cokolwiek planował, wiedziałam jedno: jestem dla niego niesłychaną rozrywką, jako że on jest moją słabością.
Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, po wejściu mnie zamurowało. Wszystkie ściany zakrywały wysokie, piętrowe biblioteczki z milionami książek i zwoi. Środek pomieszczenia dzieliło równie wysokie, witrażowe okno bez zasłon. Wszystko tutaj jawiło mi się jak z bajki, piękne, lśniące, utrzymywane w nieskazitelnym porządku. Zakochałam się w tych starociach od pierwszego wejrzenia.
- Rozumiem, że to zachwyt na twej twarzy – uśmiechnął się do mnie, zatrzymując na środku komnaty. Chase śledził mnie od początku, gdy pojawiłam się w Klasztorze. Nie byłam wyjątkiem, co prawda, na temat wszystkich zbierał informacje. O mnie dowiedział się mniej więcej tego, że kocham czytać wszystko, co jest związane z Chinami. Ale po co? Po co chciał wywołać u mnie zachwyt? To ja powinnam go oczarowywać, to ja miałam być tą, która go uwiedzie, nie na odwrót. Przecież poprzysięgłam sobie, że nie dam więcej żadnemu mężczyźnie nade mną dominować, pomyślałam.
 Pokręciłam głową, zamykając usta i ocucając się.
- Ja z kolei nie rozumiem po co mnie tu przyprowadziłeś. Nie zapytasz nawet, dlaczego przybyłam?
- Nie muszę. Wiem, po co przyszłaś. – No tak, on zawsze wszystko wie. Zwłaszcza na mój temat… Och, nie chciałam być dla niego jak otwarta księga!
- O, naprawdę?
Zaczęłam bardziej się niepokoić, ale do końca wmawiałam sobie, że nic złego się nie dzieje, że nad wszystkim panuje, chociaż trzęsłam się. A co jeśli Chase przejrzał moje zagrywki? Co jeśli zaraz znów mnie pogrąży?
Zbliżył się powoli, biorąc kolejny łyk. Przyjrzał mi się. Stałam prosto, nie wiedząc czy coś mówić, jak się zachować. Sposób w jaki na mnie działał pobudzał mnie, przyspieszał mój oddech, odcinał mnie od świata. Co on mi do cholery robił? Czy to magia? Nagle zaczął mnie okrążać wolnym krokiem. Szybko się zatrzymał, kiedy znalazł się blisko mojej szyi – musiał poczuć piżmo. Wznowił swój spacer wokół mnie.
- Przyszłaś z Kością Dusz, chcesz ją wymienić za Łuskę Życia. – Stanął przede mną, napawając się moim kolejnym zdziwieniem. – Nie interesuje mnie twoje Wu.
- Jak to? Przecież walczyłeś o nie. Chciałeś je zdobyć. – Zobaczyłam, że zwiększa mu się uśmiech i przygryzłam dolną wargę. Wpatrując się w jego złote, piękne, lekko skośne u zewnętrznych kącików oczy, dostałam olśnienia. – Wcale nie chciałeś je zdobyć… Dałeś mi wygrać, żebym potem do ciebie przyszła.
- W przeciwieństwie do twojej opinii na mój temat ja nie wątpiłem w twoją inteligencję. – uniósł czarkę, jakby zamierzał za moje olśnienie wznieść toast. Wziął kolejny łyk i dopił cały eliksir do końca, oddając naczynie tygrysowi, który również wyskoczył niespodziewanie z jakiejś kryjówki.
- Dlaczego chciałeś, żebym przyszła? – spytałam więc.
- Dlatego że chcę powiedzieć ci to prosto w twarz. – To nie brzmiało dobrze i przestraszyłam się. Przełknęłam ślinę.
- C… Co takiego?
Przestał się uśmiechać.
- Daj sobie ze mną spokój.


_____________________________________________________________

Chyba powróciła mi wena. :) Pozdrawiam wszystkich czytelników, komentujących i nie. Jeśli nadal będę mieć tyle energii, kolejny rozdział dam jeszcze w tym miesiącu! Życzcie mi powodzenia! :)