Miałam
pięć lat, kiedy moja siostra z krwi po raz pierwszy nazwała mnie matkobójczynią,
machając przede mną małymi piąstkami które od ścisku i gniewu aż zbielały.
Pamiętam, że nie zrozumiałam wtedy, co do mnie powiedziała i przez długi czas
chodziłam od pokoju do pokoju po naszej rezydencji w Tokio borykając się z jej
słowami, których nie mogłam za nic z siebie wyrzucić. Wewnętrznie czułam, że
znaczy to coś niedobrego, przykrego, oraz że gdy już odkryję znaczenie tego
przezwiska, na pewno wybuchnę płaczem, bo właśnie taki był zamiar mojej siostry
i pragnienie – chciała zobaczyć, jak płaczę dwa razy mocniej od niej. Nazwała
mnie matkobójczynią z zimną premedytacją bowiem w chwili, gdy niechcący
wypuściłam z ręki porcelanową szkatułkę, którą dostała od "ukochanej"
babki Katsuko, która zawsze ją faworyzowała. Miałam małe niezdarne rączki, a
ponieważ jeszcze nie powinnam była w ogóle jej dotykać i wystraszyłam się, gdy
zostałam przyłapania na naruszaniu prywatności mojej starszej o pięć lat
siostry przez nią samą, podskoczyłam do góry, słysząc potem stukot taki sam jaki
towarzyszy przy pękaniu naczyń. W poprzednim w cieleniu musiałam być diabłem,
bo przez mój pech cierpieli wszyscy wokół.
Miałam
tylko pięć lat, ale załamanie z gniewem, które natychmiast pojawiło się na
twarzy siostry sprawiło, że padłam na kolana i płaczem spróbowałam wrócić w jej
łaski wylewając serię plączących się niczym niechciane chwasty w ogrodach
przeprosin. Mój wiek był nieważny, więc nie mogłam liczyć na żadne ulgi z jego
powodu. W odpowiedzi uzyskałam przezwisko, a potem zostałam wyrzucona z pokoju.
Przez następny miesiąc siostra starała się unikać ze mną kontaktu, a gdy siłą rzeczy
zostawałyśmy same w pokoju na przykład po posiłku, nie odzywała się do mnie
słowem i ignorowała wszystkie wypowiadane przeze mnie słowa. Z powodu głupiej
porcelany stałam się dla niej duchem.
Długo
zastanawiałam się nad znaczeniem owej ksywki, aż skończyłam siedem lat i
zrozumiałam ją samodzielnie. Fakt faktem nie zapłakałam, ale poczułam żal do siostry,
który i tak był dla niej nic nieważny. Moje myśli obrały inny kierunek swojej
wędrówki, mianowicie zaczęły zastanawiać się, czy matkobójczyni w ogóle do mnie
pasuje. Od ojca nie raz słyszałam, że urodziłam się cała we krwi, a wychodząc z
matki rozerwałam jej łono tak bardzo, że ta wydając z siebie przepełniony
agonią długi krzyk zmarła po wielogodzinnych męczarniach. Jeszcze zanim
nauczyłam się liczyć na placach i wiązać sandałki z kwieciste wzory wiedziałam,
że mój ojciec nienawidzi mnie równie mocno, co moja starsza siostra. Wraz z
chwilą, w której sobie to uświadomiłam, dostrzegłam dziwną, przesączoną jadem
atmosferę, która zawsze rozsadzała ściany naszego domu. Czułam wiszącą w
powietrzu nienawiść, pęczniącą przy rodzinnym śniadaniu, obiedzie i kolacji. W
jednej chwili zrozumiałam już, dlaczego nigdy nie miałam żadnych zabawek,
nosiłam stare, nieładne ubrania, nie chodziłam do żadnej szkoły, siostra nigdy
nie chciała się ze mną bawić, a ojciec rozmawiać. Zrozumiałam już, czemu
podnosił na mnie rękę przy byle okazji, z kolei przy obcych dla mnie ludziach
udawał, że mnie kocha. Obarczono mnie winą za śmierć matki, ukochanej żony mego
ojca, potężnego Toshiro Tohomiko, właściciela firmy zajmującą się zaawansowaną
technologią i robiącą interesy z partnerami z całego świata. Zupełnie nie
wiedziałam jakimi to niby zdolnościami mogłabym tego dokonać, jednakże
przezwisko "matkobójczyni" szybko się przyjęło; wkrótce również mój
ojciec nieraz potrafił mnie nim obrazić, gdy to na przykład dostałam ataku
kichania przy stole. Niefortunnie zachorowałam na grypę, co było wielkim
wyczynem, gdyż nie pozwalano mi praktycznie w ogóle wychodzić z domu wierząc,
że to wstyd pokazywać się z taką córką. Co gorsza w tym samym roku doszło do
trzęsienia ziemi w Chūtesu i oczywiście nie obeszło się bez krzywych spojrzeń,
a że ojciec uwierzył, że jakikolwiek mój kontakt z przyrodą jest niebezpieczny
dla innych, odciął mnie od wszelkich map świata i globusa, uważając, że moje
zwykłe dotknięcie palca jakiegoś zielonego skrawka z nazwą miasta, może
sprowadzić na owe miejsce kataklizm. Sama byłam chodzącym nieszczęściem, więc zaczęłam
siebie samą nienawidzić, przezywać, przeklinać. Uwierzyłam, że nie ma na dla
mnie na świecie miejsca.
A
wszystko przez przesąd związany z niebieskim koloru oczu. Jak powszechnie
wiadomo Japończycy rodzą się z ciemnymi włosami i z ciemnymi oczami. Jeśli ktoś
przyjdzie na świat z jasnymi oczami, zaraz jest wytykany palcami, bo jest
wyjątkiem i dziwakiem w społeczeństwie. Czasem spotyka się z większą lub
mniejszą wzgardą, rzadziej z akceptacją. Ja jeszcze nigdy nie usłyszałam, żeby
moje oczy były zjawiskowe czy piękne. Zawsze były przeklęte.
–
Są odzwierciedleniem płynącej w tobie krwi demona – powiedział raz mój ojciec.
Tego samego wieczora spróbowałam je sobie wydłubać, ale niestety zabrakło mi
odwagi i nadal nie zmyłam z siebie tej hańby. Byłam małą, czarnowłosą Japonką z
małym nosem, uszami i stópkami. Siostra nieraz naśmiewała się ze mnie,
porównując moje stopy do zdeformowanych stópek Chinek, mających przypominać
kwiat lotosu. Słyszałam raz legendę związaną właśnie z deformacją stóp; Chinkom
miażdżyło się stópki w kształt lotosu, by ich pan mąż mógł rozkoszować się nimi
"smakować złocisty lotos, równocześnie wprowadzając swą nefrytową włócznię
w jej nefrytowe wrota aż do momentu chmur i deszczu". W Chinach
najważniejsza była rozkosz pana i władcy. Tu w Japonii jednak była to wada, moja
wada, bo ponoć kobieta o zbyt małych stopach nie zajdzie za daleko, zawsze
będzie się potykać, a każdy bieg grozić będzie kalectwem. I tak jednak było to
niczym wyjątkowym i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie właśnie moje oczy.
Były
niebieskie, jasne jak niebo, ziemne jak lód, a zamiast duszy pływał w nich
demon. Zastanawiałam się więc czemu nie zostałam nazwana Demon, tylko nosiłam
imię Kimiko, które oznaczało "cesarzowa". Z jakiej to niby racji
dziecko tak paskudne i przeklęte jak ja, zasługiwało na tak szlachetnie imię?
Co prawda ojciec nigdy go nie używał, zwracając się do mnie, tak samo jak moja
siostra – albo słyszałam znienawidzone przezwisko, albo było po prostu: "Ej,
podejdź tu", "Ej, zrób tamto", "Ej, ale ty jesteś
głupia". Po jakimś czasie dowiedziałam się od upitej sake babki, że nasz
zmarły dziadek był niebieskookim rudzielcem pochodzącym z Europy, który sprośnymi
dowcipami skradł jej serce. Zdradziła mi również, że takie imię chciała dla
mnie mama, która będąc ze mną przez cały czas w ciąży opowiadała, że jestem
wyjątkowa, że wstąpił w nią wielki smok i kiedyś będę jedną z najpotężniejszych
istot na Ziemi. Wszyscy uważali, że płód jest skażony jakąś chorobą i to odbija
się psychice mojej mamy, dlatego właśnie zaczęła opowiadać przedziwne historie
nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Kochała mnie jednak, a nawet
zaniedbała na jakiś czas swego męża z pierwszą córką, byle tylko jej wielki
brzuch miał się dobrze. Słuchając tej opowieści natychmiast przestałam
nienawidzić mamę, choć był taki okres, że krzyczałam do sufitu, gdy byłam sama
w domu, że ją potępiam za to, że zostawiła mnie samą, skazując na taki los.
Krzyczałam, że wolałabym się nigdy nie urodzić.
Przestało
być dla mnie dziwne, dlaczego moja siostra ma rude włosy. Poszczęściło jej się
i zachowała orzechowy kolor oczu, głęboki jak błotniste jeziorka, ale kłaki
miała już barwy ognia, jednakże to nikomu nie przeszkadzało. Jeśli chciała,
zawsze mogła przefarbować je na czarny, by wtopić się w tłum. Jeszcze się tak
nie zdarzyło, żeby musiała zrobić to z przymusu. Była popularną Japoneczką o
rysach ostrzejszych od moich, z siłą charakteru taty i nie cierpiącą na małe
stópki. Była piękna już jako dziecko, nic dziwnego więc, że to ona pełniła rolę
oczka w głowie taty. Podczas gdy ona dostawała najmodniejsze ciuchy i zabawki,
ja cieszyłam się starymi ubraniami, z których wyrosła, dostając na piśmie
tekst, który mam mówić ludziom, gdyby odwiedzając nasz dom zapytali się, czemu
chodzę w łachmanach – miałam mówić, że nasz wielce szanowany ojciec jest tak
zapracowany i oddany swojej pracy, iż częściej woli mi dać jakiś gadżet niż
nową bluzkę uważając, że ma o wiele większą wartość. Zafascynowanego technologią
ojczulka każdy zrozumie i nikt nie będzie go posądzać o bycie złym rodzicem.
Nikt oprócz mnie, ale ja w tym wieku nie czułam potrzeby się buntować, w końcu
wychowywano mnie na posłuszną córkę, tak jak wszystkie inne córki w Japonii. Nieważne,
jakby mogło by nie być ciężko, zawsze trzeba darzyć rodzica bezwzględnym
szacunkiem i być mu bezwzględnie lojalnym. Taka była kultura Japończyków,
pomagająca wytrzymać ból każdego klapsa czy uderzenie bambusową laską za nawet
najmniejsze przewinienie. W końcu ja byłam głupim małym dzieckiem o przeklętych
oczach, natomiast on prezesem potężnej firmy. Stał wyżej ode mnie, był
mądrzejszy i ważniejszy dla państwa, więc jakże mogłabym prosić o dar łaski
boga?
Wiedziałam,
że mój ojciec wolałby mieć syna – kobiety to w końcu słaba płeć, i chociaż
Japonia w ostatnim wieku niezwykle rozkwitła na mocy wpływów z Ameryki i Europy
nadal pozostawali ludzie starej daty, którzy nie umieli się przełamać i dać
kobiecie poważnego zawodu jak na przykład praca w biurze. Mojej siostrze się
upiekło, więc nie musiała harować od rana do wieczora, sprzątając cały dom.
Dodatkowo robiła mi zawsze na przekór, zostawiając swój pokój zawsze zawalony
jakimiś gratami, kosmetykami, niepotrzebnymi, a jednak trzymanymi w szafie
ubraniami. Nie potrzeba było dużo czasu, by do ksywki matkobójczyni doszło
"chciwuska".
Nie
wiem co się ze mną stało, ale pewnego razu hodowana we mnie na przestrzeni lat
zazdrość wreszcie dała o sobie znać i pchnęła mnie do tego, że ukradłam mojej
siostrze bluzkę w różowe kwiaty wiśni. Była za duża o dwa rozmiary, jednak
miała tak przemiły zarówno dla oka jak i dotyku materiał, iż nie mogłam mu się
oprzeć. Oczywiście ani razu jej nie założyłam, żeby nie wyszło na jaw co stało
się z ulubionym nowym ciuchem mojej siostry. Tym bardziej, że szukała go po
całym domu, a gdy zaczynała oskarżać mnie o kradzież, jak gdyby nigdy nic
zaprzeczałam, że wiem cokolwiek na ten temat. Nie miałam wyrzutów sumienia.
Nawet wtedy, gdy mój pokój został przetrząśnięty i bluzka znaleziona. Siostra
mnie skrzyczała, dała kolejne nowe imię, ojciec zaś zbił. Mimo wszystko czułam
jakąś nieokrzesaną radość z tego, że zdołałam zadać wcześniej siostrze ból, rozwścieczyć
ją, oraz chwilę trzymać w stanie beznadziejności, kiedy to poddawała się co
rusz podczas szukania zguby. Chociaż przez chwilę mogłam poczuć się górą. Być
silną i mieć przewagę.
Akurat
jeśli chodzi o chciwość, nie uważałam, by była to zła cecha. Chciwość napędzała
ludzi, napełniania motywacją do działania i pomagała osiągać zamierzone cele.
Gdyby nie chciwość, tkwilibyśmy w średniowieczu, jeśli nie w starszej epoce.
Miałam
dziewięć lat, kiedy dowiedziałam się czym jest seks podglądając moją siostrę
przez szparę w niedomkniętych drzwiach, leżącą na wznak pod jakimś czarnowłosym
chłopcem niewiele wyższym od niej samej. Leżała cała mokra i piszczała, prosząc
o więcej, a także wyznając co moment swe uczucia względem niego. On również
jęczał z rozkoszy, różowy na pyzatej buzi. Czułam się dziwnie, podglądając ich,
tak jakby podświadomie wiedziałam, że robię coś złego, że naruszam czyjąś
prywatność. Sam fakt, że oboje byli nadzy powinien mi wystarczyć, żeby odejść
spod tych drzwi, jednakże jakaś dziwna siła, ochota i ciekawość zmuszały mnie
do tego, by pozostać w miejscu. To było ekscytujące. Przez całą noc śniłam potem
o seksie, o męskim wężu wchodzącym do kobiecej norki., nefrytowej włóczni i o
nefrytowych wrotach.
Gdy
do moich dziesiątych urodzin pozostało pięć miesięcy, ojciec zdecydował się
mnie pozbyć stwierdziwszy, iż nigdy nie będzie ze mnie żadnego pożytku, a
klątwa niebieskich oczu musi być prawdziwa, bo w pracy zaczynało mu iść nie
najlepiej. Poza tym ludzie coraz bardziej interesowali się powodem, dla którego Toshiro Tohomiko nie puszcza swojej drugiej córki do szkoły, tylko trzyma cały
czas zamkniętą w domu, jak jakiegoś więźnia. Nie mogłam uwierzyć, że mój własny
ojciec chce się mnie pozbyć. Ogarnięta lekiem tak silnym, że nie mogłam ani
jeść, ani spać, błagałam ojca, by mnie przy sobie zatrzymał.
–
Proszę, ojcze, nie wyrzucaj mnie z domu. Obiecuję być dobrym dzieckiem.
Zbywał
mnie machnięciem ręki, ignorując moje łzy. Czułam pustkę w sercu. Nie chciałam
za nic żegnać się z naszym domem pełnym luksusów, wspomnień, nawet jeśli
większość z nich była bolesna.
Żeby
mieć upragniony spokój od wszystkich problemów, wybrał dla mnie klasztor
Xiaolin w Chinach, spełniający wszystkie jego standardy. Najchętniej wysłałby
mnie do zwykłego sierocińca, ale istniało zbyt wielkie ryzyko, iż ktoś kiedyś
odkryje ten sekret i wykorzysta go w jakiejś kampanii przeciwko mojemu ojcu.
Poza tym po zyskaniu pełnoletniości opuściłabym ów zakład i mogłabym ubiegać
się o swoje prawa, wytyczając bolesne dla niego procesy sądowe. Zniknąć też bez
śladu nie mogłam, bo każdy będzie o mnie pytać; nawet jeśli przez większość
życia trzymana byłam pod kloszem, moja egzystencja nie była światu obca.
Klasztor Xiaolin w Chinach gwarantował mu sporą odległość ode mnie, związanie
mi rąk na całe życie, bowiem mnichem nigdy nie przestaje się być, oraz pewność,
że nie będę mieć tam łatwego życia. Mistrzowie Xiaolin znani byli ze swej surowości,
niezłomności i bezlitości. Ponadto niestraszna była im klątwa niebieskich oczu,
czy przesąd, że jak dotknę mapy nastąpi koniec świata. Większy problem stanowił
fakt, że nie byłam chłopcem.
Do
klasztoru Xiaolin przyjmowali dzieci już od czwartego roku życia, jednak byli
to sami chłopcy, nigdy dziewczęta. Wśród nauczających mistrzów również nie
można było spotkać żadnej kobiety. Ojciec mimo wszystko spakował mnie i
poleciał ze mną samolotem do Chin, do obcego mi kraju, którego sama nazwa mnie
podniecała, o wiele bardziej niż sam lot maszyną, w której siedziałam po raz
pierwszy w swoim życiu. Prócz mojego skromnego bagażu zabrał ze sobą zaufanych
prawników oraz walizki pełne pieniędzy z chińską walutą. Gdy wylądowaliśmy nie
miałam nawet chwili, żeby się rozejrzeć, a byłam ciekawa jak pod kątem
technologicznym wygląda Hong Kong. Z tego co udało mi się zaobserwować to niewiele
różnił się od Tokio. Klasztor zaczęłam więc wyobrażać sobie jako wysoki drapacz
chmur zbudowany z szyb, którego wnętrza podobne byłyby do wnętrz mojego domu. Myślałam,
że przyjdzie mi mieszkać w kolejnym apartamencie, a brak różnic w otoczeniu pomoże
mi nie tęsknić za Krajem Kwitnącej Wiśni. Zdziwiłam się zatem ogromnie na widok
drewnianego kompleksu starych budynków przypominających te na malowidłach
poświęconych buddom. Miałam wrażenie, że przeniosłam się w czasie o dobre tysiąc
lat. Większą podróż do Klasztoru pokonaliśmy zamówioną limuzyną, jednak dalszą
drogę musieliśmy pokonać "pieszo", idąc przez dzikie lasy i góry.
Klasztor leżał bowiem ukryty wśród przełęczy, niedaleko rzeki. Ojciec wynajął
dla nas coś na wzór rikszy, którym jeżdżą w Japonii gejsze. Nie czułam się ani
trochę zaszczycona mogąc również w niej podróżować, gdyż nawet walizki z pieniędzmi
własną riksze dostały. Udało nam się dotrzeć do klasztoru przed zmrokiem.
Przed
jego murami przywitało nas trzech brodatych mistrzów w biało-niebieskich szatach,
wspartych drewnianymi laskami. Na ich widok pociągnęłam ojca za rękaw
marynarki, pytając:
–
Gdzie ci mistrzowie, ojcze?
On
odpędził mnie, każąc mi się uciszyć. Później sama się zorientowałam, że właśnie
ci staruszkowie są tymi wojownikami, o których krążą legendy i którzy mają
nauczyć mnie Kung Fu i innych technik. Nie mogłam w to uwierzyć, choć nadal
wierzyłam, że Ziemia jest płaska i smoki istnieją. Ci staruszkowie trzęśli się,
ledwo przed nami stojąc. Krzywili się widząc mnie, choć nie pisnęli jeszcze
żadnym słowem. Nim wyruszyliśmy w podróż do Chin zaproponowałam ojcu, żeby
przebrał mnie za chłopca, obiecując mu przy tym, że świetnie się spiszę i nikt
nigdy nie pozna mojego sekretu. On spojrzał na mnie litościwie i po trochu z
niesmakiem.
–
Ech, głupie dziecko. Jeszcze pierwszego dnia wydałoby się, że jesteś
dziewczynką, bo chłopcy kąpią się tam w jednej łazience i każdy od razu by
zauważył, że nie masz węża między nogami, a norkę. A gdyby nawet udałoby ci
jakoś myć w ukryciu, wystarczyłoby byś podrosła i wtedy jeśli nie rysy twarzy,
to rosnące piersi by cię zdradziły. Odesłaliby cię do mnie zapewne tego samego
dnia.
Stałam
więc cicho, siląc się na sympatyczny uśmiech. Oczy trzymałam spuszczone w dół,
aby przypadkiem nie przeraziły tych emerytowanych wojowników blaskiem
pływającego w nich demona. Mój ojciec kiwnął ręką do jednego ze swoich ludzi
trzymającego walizki z pieniędzmi, by wystąpił do przodu. Otworzywszy je zaczęłam
bacznie obserwować miny staruszków, które nie zmieniły się ani trochę. Z
obojętnością patrzyli na pieniądze, słuchając przy tym wywodu mojego ojca, iż
ogromnie potrzebna mu opieka nad córką taka, jaka właśnie zapewniona jest w
Xiaolinie. Mistrz o czarnej brodzie i włosach stojący po środku obruszył się
mówiąc, że to nie jest szkoła, którą można sobie kupić i nie ma takiej rzeczy
na świecie, którą zdołałby ich przekupić, by mnie przygarnęli. Stanowczo
odmówili powołując się na swój kodeks z żelazną zasadą oznajmiającą, że
dziewczynkom do klasztoru wstęp wzbroniony. Nie wiedziałam czemu, ale zrobiło
mi się przykro, słysząc tę dyskryminację, choć powinnam się cieszyć, że jednak
nie zamieszkam w psiej norze, a wrócę do swojego domu, przy okazji ciesząc się,
że mojemu ojcu nie wyszło sprzedanie swej chodzącej klątwy komuś innemu.
Wtedy
wyjął on asa z rękawa i padł przed nimi na kolana; zaczął błagać by mnie wzięli
tłumacząc, że nie może sobie ze mną poradzić. Kłamał, że każda niania która
miała ze mną kontakt umierała w pożarach, że on sam nie może się mną zająć
przez pracę, a matka zmarła przy porodzie, nie przestając mamrotać o smoku, z
którego zostałam poczęta. Byłam pewna, że mistrzowie nie uwierzą mu w te bajki,
a jednak ten sam środkowy mistrz podniósł wówczas rękę do góry, każąc mu
zamilczeć. Poprosił, by powtórzył tę część ze smokiem, a ojciec z racji, że był
bystrym człowiekiem, załapał, że jeśli ubierze tę bajkę w jeszcze barwniejsza
historię, wezmą mnie do klasztoru nawet za darmo. Opowiedział im więc o smoku,
który nocami nękał jego żonę, przez to za dnia ciągle o nim mówiła, i dla
którego zaczęła jadać surowe mięso, oraz kąpać się we wrzącej wodzie. Mówiła,
że sama nosi w sobie smoka, wybrańca, który zbawi świat od zła, stąd nawet mój
kolor oczu jest inny od wszystkich członków naszej rodziny. Przypomniał sobie o
kataklizmach w Japonii i nakłamał, że przed pojawieniem się trzęsienia ziemi
chodziłam i skakałam po całym domu jak opętana, wołając "pękająca ziemia,
pękająca ziemia", nie wspominając już o innych paranormalnych zjawiskach,
które miały miejsce w rezydencji. Powołał się nawet na datę moich urodzin.
–
Urodziła się w roku, który wy uważacie za Rok Bawoła, co znaczy, że w życiu
osiągnie jakiś sukces. Jej dzień narodzin to kayōbi,
czyli wtorek, a więc dzień ognia.
Po
raz pierwszy w życiu zapragnęłam płakać, uświadamiając sobie jeszcze bardziej,
jak bardzo mój ojciec mnie nienawidzi, jak bardzo chce się mnie pozbyć i jak
bardzo jestem niechciana na całym świecie, bo nawet tu w Chinach mistrzowie z
początku w ogóle mnie nie chcieli.
Ale
po usłyszeniu bajki o smoku ulegli,
zmienili zdanie, dając mi tym samym szanse na niby lepsze życie. Faktycznie nie
chcieli pieniędzy twierdząc, że przygarną mnie za darmo. Ponieważ jednak mój
ojciec musiał zachowywać pozory kochającego ojczulka, a także mieć w dokumentach
potwierdzenia przelewów na klasztor, do którego wysłał swoje dziecko, obiecał
skromny datek na, jako akt wdzięczności. Na koniec życzył im powodzenia, a ze
mną pożegnał się fałszywym uściskiem.
–
Jak ma na imię? – zapytał czarnowłosy mistrz mego ojca.
–
Kimiko – odpowiedziałam za niego, bo on chyba zapomniał, jakie imię nosi jego
matkobójczyni. – Kimiko z rodu Tohomiko.
Witam wszystkich serdecznie na moim blogu i gorąco zapraszam do czytania. Od razu mówię, że spam proszę zostawiać w przydzielonej mu zakładce, a pod rozdziałami komentarze ze szczerą krytyką. Dopiero za nią odpłacam się tym samym :) I naprawdę proszę się nie wstydzić :)
Łał!!!
OdpowiedzUsuńPowiedz, proszę, że to tym smokiem nie jest Chase, bo ja liczę on nie okaże się ojcem Kimi, a... Ukochanym! XD Nawet imię pasuje - cesarzowa.
Jesteś świetna! Masz bardzo przyjemny styl pisania, a i długość notki mi odpowiada. Od razu widać, że można się spodziewać porządnej historii. Podoba mi się, jak opisujesz uczucia bohaterki, jak nawiązujesz do kultury Japonii oraz Chin, wreszcie, jak diametralnie zmieniłaś relację pomiędzy Kimiko a jej tatą i siostrą. Miodzio. Kurde, to zakładka Smok Ognia mnie tu sprowadziła(jak to brzmi xD) i jestem absolutnie zachwycona, że mogłam otworzyć komuś oczy na to, iż nawet fika o kreskówce da się poprowadzić w sposób ambitny! ;Q Widać, że masz talent i odwagę - pięknie, naturalnie jak to mała dziewczynka by ujęła, napisałaś te wszystkie niuanse związane z płciowością, seksem i dorastaniem. Btw gdy doszłaś do tekstu, że Chińczycy wprowadzają nefrytową włócznie w nefrytowe wrota, pomyślałam o Chasie i o tym, że on by polubił małe stopy Kimi! XD Ja wgl liczę na Chamiko, wiesz, nasz książę pozwoli Kimi zapomnieć o koszmarze, jaki zaznała w domu. Super, że nie pominęłaś zadnego szczegółu, że wszystko ułożyło się w logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy. Nigdy bym nie przypuszczała, iż pan T nie kupował córce ubrań z roztargnienia, a nienawiści. Okropnie współczuję Kimi takiego dzieciństwa i liczę, że teraz wszystko się ułoży.
Zakochałam się w tej historii. Proszę, kontynuuj! Wszystkie Chamiko blogi(bo ja już się nastawiłam, że Twój też się do nich zalicza! XD) oprócz mojego i Layali zostały opuszczone, a i tak jest ich malutko. :C Nie chcę, by tak świetnie zapowiadająca się opowieść spotkała się z tym losem.
Weny!
Hej :) Cieszę się, że wpadłaś tu zanim zdążyłam złożyć Ci drugi komentarz na iw, w zasadzie to nawet trzeci, jeśli nie czwarty, po komentowałam ci czasami z anonimowego konta. Zainspirowałaś mnie, więc mam wenę czytając już sam Twój komentarz! Hehehe... Tym smokiem, który "zapłodnił" mamę Kimiko nie jest Chase :) Poza tym to taka raczej przenośnia. A tak nie licząć tego to korzystam ze wszystkiego, co jest w odcinkach. O tych ciuchach raz Kimiko sama mówiła, że musiała błagać tatę, by kupił jej jakiś cicuh zamiast gry i to mi dało taki pomysł na wprowadzenie biedoty do jej garderoby. Jeśli wiesz, że się Tobą zainpirowałaś, powinnaś też wiedzieć, że ten blog będzie mieć chamiko :) Chase to mój ulubiony charakter. Przykro mi z powodu tamtych blogów :( Powiem, że ja mam tu tak rozbudowane plany na następne rozdziały, że nie myśli mi się nie dokończyć tego, co zaczełam :)
UsuńMam nadzieję, że będziesz do mnie wpadać! :)
Skoro tak, będę inspirować jeszcze dłużnymi oraz rozbudowanymi komentarzami! Zdajesz sobie sprawę, jaki zastrzyk weny zafundował mi Twój blog?
UsuńUff... Oki, już się bałam, że ten smok to on; wiesz, chyba spaczyłam sobie wyobraźnię tym smokiem wawelskim. XD Tak właśnie czułam, że te chińsko-japońskie odnośniki dadzą podstawę do Chamiko, ale wolałam się upewnić, nim Cię linknę w swojej rubryczce. XD Wracając, w tej kreskówce jest tyle niedopowiedzeń, że jakby inteligentnie spojrzeć na całość, można kreować fabułę jak tylko się zechce, więc absolutnie kupuję właśnie te sprawę z ciuchami, ojcem tyranem zachowującym się przy ludziach jak na porządnego rodzica przystało, śmiercią matki przy porodzie.
Trudno, tak jak napisała Layali, te dziewczyny nie pisały tak... Solidne jak Ty, a wierzę, że jak się rozkręcisz, będzie jeszcze lepiej. Hej, a tak z ciekawości, to był Twój anonimowy komentarz pod moim ostatnim rozdziałem? XD Cieszę się ogromnie, że mogłam kogoś zainspirować i to do mojego kochanego Chamiko ;q to takie superaśne uczucie. Trzymam za słowo, że mi gdzieś nie uciekniesz. I masz jak w banku, że będę wpadać. Nałogowo. XD
Nie, nie zdaję sobie sprawy, ale jestem szczęśliwa, czytając to :D No o tym smoku wawelskim było dobre, jadąc do Krakowa zawsze będę myśleć teraz o Chasie, wielkie dzięki :) Uh, czyli czytasz tylko chamiko blogi? Mam taką nadzieję, że przez pisanie bloga będę się rozwijać, gdyż między innymi po to go założyłam. Tak, to był mój komentarz :) Heheh... Ja do Ciebie nałogowo już wpadam :)
UsuńJa jestem tak mega podjarana...! :D Nawet nie wiesz jak się cieszę, że ten blog zaistniał! O rany, rany, rany... Dziękuję Ci za niego!
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo fajnie zaczęłaś historię Kimiko, wgl świetnie piszesz jako ona. Czytałam Twoje poprzedniczki i ich narracja była dla mnie zbyt sztuczna, za nic nie mogłam jej przełknąć. Z kolei ten rozdział czytało mi się szybko, przyjemnie, jakbym się tam normalnie przeniosła. :D Tylko kurde, czemu Kimiko ma tak bardzo przesrane?XDD Ojciec wredny, siostra wredna. Rozumiem, że bazujesz na kronikach, bo tylko w kronikach tam ona występowała. Aż zapomniałam, jak ma nawet na imię, a tutaj nie przytoczyłaś, a szkoda. :D Pasuje mi - co z tego, że Kimi przez to cierpiała - że jej mama umarła. W sumie wyobrażałam sobie zawsze to samo, że pewnie umarła przy porodzie. xD Tak jak moja poprzedniczka poproszę jednak, żeby Chase nie był jej ojcem.... no błagam! xD Jak czytałam o tym wielkim smoku to ciągle jego miałam przed oczami. xD A... i skoro tu są kroniki, to który Chase tu będzie?:x Jeśli wgl bedzie... Ten z kronik czy z shwodown?:x Bo wiesz... to dwie różne osoby... :x
Wracając. Masz świetny styl, świetnie opisujesz i przedstawiasz świat otaczający Kimiko, zarówno Japonię jak i Chiny. Oby więcej takich smakołyków. :D Niech ten blog będzie swego rodzaju encyklopedią! :D Prócz tego chociaż Kimiko cierpiała przez całe swoje dzieciństwo, podoba mi się, w jakie bagno ją wrzuciłaś. To na pewno ją zahartuje i wpłynie na jej psychikę. Jestem ciekawa, co dla niej naszykowałaś w klasztorze. Hm. Miała 10 lat, gdy ojciec ją do niego wysłał, czy zatem pozna już Omiego, Claya i Raimunda? Ogólnie jestem pod mega wrażeniem, bo wydajesz się nie patyczkować z niczym, jak mnie tu Raylie uprzedzała. xD To podglądanie siostry... dla małej dziewczynki to na pewno coś więcej niż podróż do egzotycznych Chin. Pamiętam jak mi rodzice nigdy nie pozwalali oglądać sex scen na filmach i to tylko bardziej zaczynało mnie ciekawić. xD Jeszcze dodam, że oprócz tej całej kultury, wprowadzania tych legend i roków bawołów itp, podobają mi się fakty, jakie przytaczasz. Na przykład te o trzęsieniach. Rany. Normalnie jakbyś do wszystkiego od bardzo dawna się przygotowywałaś, dlatego mocno wierzę, że nie znikniesz po pierwszym rozdziale!
WENY!
PS .... Czy będzie tu raikim... czy może co innego? :x
Heeej :))
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak się cieszę, czytając Twój komentarz :) Hehehe... nie nazwałabym tego bloga encyklopedią, ale korzystam tylko i wyłącznie z prawdziwych źródeł, co prawda najczęściej z wikipedii, ale też i z książek, więc na pewno nie będę wciskać tu kłamstw jeśli chodzi o kulturę czy symbolikę, którą mam zamiar tu opisywać. To miałam poprzedniczki? ^^ Hihi, cieszę się, że jestem więc lepsza ^^ Kimiko ma tak bardzo przesrane, bo taki niestety mój kaprys i tak też będzie ciekawiej. Ale nie martw się, to i tak nic z tym, z czym przyjdzie jej się zmierzyć. I owszem, mam zamiar iść na calość :) Mam nadzieję, że nikogo to nie zrazi. Na pewno postaram się dac z siebie wszystko. Myślę też, że przesadzacie. Nie jestem jakąś taką dobrą pisarką, ale wasze komplementy są niezwykle miłe :)
Jeżeli chodzi o Chase'a o wiele bardziej wole tego z pierwszej serii Xiaolinu. Kroniki obejrzałam tylko raz i zwdiołam się na nich. Jedyne co w nich lubię to nowy wygląd Kimiko oraz to, że ma smoka i siostrę. Chase nie będzie tu jej ojcem, możesz być spokojna. Jeśli chodzi o chamiko i raikim... nie chcę za bardzo zdradzać fabuły, ale i tego i tego trochę będzie. Myślę, że jednak wiesz, co wygra :) Co się tyczy reszty mnichów... oni wszyscy się pojawią, aledrużynę stworzą za 4 lata. Tyle mozesz wiedzieć.
I spokojnie, nie zamierzam znikać :)
Ja mam jedno pytanie: kiedy wreszcie nowy rozdział?^^
UsuńJeśli o mnie chodzi to w kronikach nie lubię chyba niczego, może za wyjątkiem wyglądu Kimi. x.x Ani siostry Kimiko, ani tego jej smoka, acz to niby fajny element. Uważam, że za bardzo zaczęli ożywiać te smoki w drugiej części. Wg lepiej było, gdy pozostawały takie mityczne, używane w przenośni itd. Uwielbiam smoki i wszystko, co z nimi związane, ale w Xiaolinie wydały mi się takim przejadłym tematem. ;/
Będzie trochę raikimu mówisz...? Ok, kreuj jak chcesz, acz raikim już takie wgl niemodne.... :x
Weenyy! ^^
Dopiero co ten opublikowałam :D Potrzebuję trochę czasu, jeżeli chcemy by wszystko było fajne i intrygujące :) Wenę mam więc myślę, że będzie w przyszłym tygodniu :)
UsuńJa myślę, że siostra była fajnym dodatkiem. Gorszym było zrobienie Chasowi brata ;/
Nie martw się raikimem, sprawię, że jeszcze będziesz o niego prosić, heheh...
Bardzo mi się spodobał twój styl pisania .-. chodź mi się nie podobała fabuła w Kronikach z wyjątkiem wyglądu Kim i jej smoka, chodź jego nazwa jest tak głupia, że myślałam, iż z tej "słodyczy" wyrzygam się tęczą xD
OdpowiedzUsuńTeż podjęłam próbę pisania fanfiku o Xiaolin i też jest wątek ze smokiem, ale to nie z Kronik ;-; on jest z powodu fabuły. Kreska w kronikach też jest (za przeproszeniem ch*jowa .-.
Twoja fabuła mnie zaciekawiła, chodź nie przepadam za RaimundoxKimi to u Ciebie z chęcią o nich przeczytam xD
Czekam na next ^.^
Spokojnie, jeszcze żadnego tu raikim nie ma, poza tym sama jeżeli mam wybierać, to wolę chamiko. Tak wypowiedziałaś się o kreskówce, ale strasznie mało na temat mojego rozdziału. Tylko styl pisania Ci się spodobał? Co myślisz o wątku cesarzowej lub matkobójczyni? A może jest coś, co Ci się nie podobało? Ja osobiście sądzę, że bajka ojca Kimiko o trzęsieniu ziemi była głupia i dodaje takiej zbytniej, niepotrzebnej przesady.. a może mi się tylko wydaje...?
UsuńCzy ja wiem >.> Również mam podobną opinię o opowieści Pana Tohomiko ;-;
UsuńCóż ja w ogóle daję krótkie komentarze xD nigdy też sama nie otrzymuję długich więc również nie jestem hojna .-.
Bardziej podoba mi się wątek o matkobójczyni (moja miłość do zabójstw i charakterów o dwóch stronach charaktery ^.^") ale mniej o cesarzowej .-. póki co lecę czytać kolejny rozdział ^^
Myślisz naprawdę, że to nie widać, iż wcale rozdziału nie czytałaś i zostawiasz kłamliwy spam?
UsuńWitaj. Trafiłam na twojego bloga przez link u Raylie. Zaraziła mnie Chamiko. Sama o tym nie piszę, ale lubię czytać o tej tematyce. Ostatnio coraz bardziej. Muszę napisać, że od razu mnie zaskoczyłaś. Kiedy oglądałam Xiaolin Showdown, to mi nawet przez myśl nie przeszło, że Kimiko mogła mieć od najmłodszych lat tak ciężko w życiu. W serialu wydała mi się pogodną dziewczyną o temperamencie ognistym jak jej żywioł, raczej silną psychicznie. Choć jak się teraz zastanowię, to mogło coś się kryć za jej częstymi zmianami ubrań (chyba w każdym odcinku miała inny strój; i jeszcze fryzurę). Bogaty ojciec mógłby kupować dziecku mnóstwo ciuchów, żeby wynagrodzić mu albo tylko zamaskować brak czasu dla niego. Trochę ciężko czytało mi się o tej nienawiści ze strony pana Tohomiko i jej siostry. Strasznie mi żal było małej. Niczym sobie na to nie zasłużyła. Myślę, że to okrutne tak obwiniać dziecko o to, że matka zmarła przy porodzie, a potem jeszcze o każdą katastrofę. Też przykre było, jak nią pomiatali, traktowali jak popychadło. Co do mówienia o krwi demona itp. Nieco później do tego wrócę. Zdenerwowało mnie to, że ojciec chciał się pozbyć jak najszybciej młodszej córki. Naprawdę trzeba nie mieć serca. Tak samo te jego bajeczki. Tylko po to, żeby przyjęli Kimiko do klasztoru xiaolin, by mógł się od niej całkiem odciąć.
OdpowiedzUsuńPodobało mi się jak wplotłaś ciekawe informację o Japonii i Chinach. Widać po tym, że naprawdę się tym interesujesz. Tylko do tego demona nie jestem do końca przekonana. Wykładowczynie nam o tym mówiły . Jasne włosy (najczęściej blond) i niebieskie oczy były raczej przez Japończyków kojarzone z tak zwanymi obake, czyli duchami lub zjawami, które były zdolne do zmiany kształtu.