niedziela, 25 października 2015

6. Czwórka smoków i nowa dziewczyna w Klasztorze.


Jedną z głównych zalet bycia czwartym smokiem było zyskanie nowych praw, jak na przykład to pozwalające mi farbować włosy, z prośbą jednak, bym uszanowała spotkania w świątyni poświęcone tradycjom i w te dni miała włosy naturalnie czarne. Ponieważ nie opuściła mnie ochota, by zaznaczyć to, że jestem dziewczyną, i że się tego nie wstydzę, pudrowałam dalej twarz na biało, policzki ciepłym różem, a oczy podkreślałam czarną kredką, tworząc w ten sposób na sobie maskę, iż tylko brakowało złożenia na mych ustach czerwonej kropli farby, jak to gejsze czyniły, by dodać sobie namiętności. Mistrz Fung nie komentował tego, że w tak młodym wieku się maluję, w zasadzie to był bardzo tolerancyjny w tej kwestii. Byłam mu z tego powodu bardzo wdzięczna.
Na drugi dzień po tym, jak okazało się, że jestem smokiem, poprosił abym stawiła się przed świątynią, w której dziewięcioro mistrzów lubiło medytować przed paleniskiem. Przyszłam ubrana w nowy xiaolinski strój, jaki dostałam, w barwach czerwono-białych, włosy zaś wspięłam w dwa kitki. Kiedy Mistrz Fung zjawił się przy mnie, zabrał mnie na medytacje nad rzekę Pí Lóng i tam odbył ze mną szczerą rozmowę. Chciał usłyszeć jak naprawdę wyglądało moje życie w domu mego ojca, oraz co spowodowało, że będąc u Mistrza Gao zapłonęłam. Historię o tym, co działo się w Japonii, gdy tam jeszcze byłam, streściłam ze łzami w oczach, których już z kolei zabrakło, kiedy zdradzałam wygląd moich wizyt u Mistrza Gao, nie pomijając ostatnich faktów. Na wieść o tym, że zostałam rozdziewiczona Mistrz Fung wstał, odprowadził mnie do mojego pokoju, w którym miałam spędzić ostatnią noc, by nazajutrz wyprowadzić się do innego budynku i dołączyć do Omiego, Claya i Raimunda. Kiedy z rana się pakowałam, obiła mi się o uszy rozmowa Xianga z Liwei'em o tym, że Mistrz Gao został wydalony poprzedniego wieczoru.
Po południu miałam blond włosy spięte w warkocz i strój wzorowany na amerykańskiej modzie, przykułam więc uwagę nie jednego mnicha.
– Nie poznałem cię, Kimiko – powiedział Xiang, masując swój przepełniony obiadem brzuch. – Zawsze musisz zaskakiwać, tak jak z objawieniem smoka.
Odkąd okazało się, że to ja jestem czwartym smokiem, relacje wokół mnie zrobiły się nieco napięte, a atmosfera w pokoju była zawsze gorąca. Ani moi współlokatorzy, ani chłopcy z innych pokoi, nie tolerowali już dłużej mojej obecności. Czas, w którym cieszyli się, że w Klasztorze obecna jest dziewczyna, skończył się, kiedy okazałam się od nich dwa razy lepsza i bardziej wyjątkowa. Wiedziałam, że to zazdrość nie pozwala im się ze mną dłużej kolegować, oraz zmusza do krytykowania mnie na każdym kroku. Nieliczni pozostali mi wierni, mianowicie członkowie Sekretnego Klubu, którzy pamiętali, jak wyglądam nago, lub jak smakuje mój język.
Wydalenie Mistrza Gao nie było jedyną niezwykłą rzeczą, która wydarzyła się po moim ognistym incydencie. Uwierzono, że dziewczyny faktycznie nie muszą odstawać od chłopców, więc zaraz następnego dnia pozwolono dać szanse pewnej małej sierotce, która podobnie jak ja, też pochodziła z Japonii. Na wieść o nowej dziewczynie podskoczyłam do góry, a serce zabiło mi szybciej. Nie wiedziałam jednak czy to z radości, że tuż obok będę mieć koleżankę, czy z obawy, że odbierze mi wszystkie przywileje u chłopców, bo ja już nie będę dłużej uważana przez nich za wyjątkową i może nawet uznają, że nowa jest ode mnie ładniejsza, fajniejsza i ciekawsza. Z dystansem postanowiłam podejść do nowej mniszki, o której zrobiło się głośno z samego rana. Nie dość, że moja popularność zmalała odkąd zostałam smokiem ognia, to teraz jeszcze bardziej stałam się dla chłopców niewidzialna; wszyscy nic tylko plotkowali, jaka to nowa dziewczyna nie jest. Zachowywali się, jakby to zakochali się w niej na sam słuch o niej i zaciekawiło mnie, czy nie było z nimi podobnie w moim przypadku, gdy to ja wprowadzałam się do Klasztoru. Choć czułam, że mogę mieć z przybyłą Japonką wiele wspólnego i łatwo znaleźć wspólny język, z góry, za nim ją jeszcze poznałam, wzięłam ją za swoją rywalkę, która nic a tylko może mi zaszkodzić. Ciekawa poszłam ze wszystkimi na plac po śniadaniu, gdzie oficjalnie została nam przedstawiona przez Mistrza Funga jako nowa siostra.
Byłam wściekła na widok wschodniej piękności o wąskich, czarnych oczach i bladej cerze, matowej niemal jak masa perłowa lub kamień księżycowy. Miała krótkie czarne, lśniące włosy sięgające ramion. Na prośbę mistrza przedstawiła się nam mówiąc czystym, spokojnym głosem, że ma na imię Keiko. Nienawidziłam jej od pierwszego wejrzenia, a najbardziej nie mogłam znieść jej zapachu limonki i bazylii, który rozsiewała po całych pokojach, w których była. Szybko zaskarbiła sobie nie tylko zainteresowanie chłopaków, ale również ich uwielbienie. Była młodsza ode mnie o rok i może to czyniło ją atrakcyjniejszą. Co prawda nigdy nie została członkiem Sekretnego Klubu, o którym nigdy zresztą się nie dowiedziała, ale na swoje skinienie chłopcy kładli jej się do stóp, doznając niewyobrażalnych rozkoszy, gdy tylko któregoś obdarowywała jednym ze swoich słodkich uśmieszków. Była jak postać z jednej z chińskich legend o księżycu, która wabiła mężczyzn i zmuszała do wielbienia swego oblicza, jasnego i pięknego jak tafla pełni na bezgwiezdnym niebie.
Lubiła sprawiać wrażenie bardziej cynicznej niż w istocie była, ale wnet odkryłam, że ma naturę wielce wrażliwą. O dziwo dawała młodszym chłopcom skarby, jakie znajdowała w Chinach podczas swych samotnych wędrówek, którymi były kawałki wyrzuconej biżuterii, tępe nożyki o ciekawych rękojeściach, lub zabawki wielkości niemowlęcej piąstki. Niezbyt przepadałam za tą jej minką moralnej wyższości, lecz miała w sobie jakąś wrodzoną dobroć, zachęcającą do nawiązania przyjaźni. Wyczuwało się w Keiko coś, co pozwalało jej zaufać i sprawiało, że inni czuli się przy niej swobodnie. Może była to pewność, z jaką się poruszała, lub wręcz dziecięcy sposób akcentowania każdego, z kim się zetknęła, ale cokolwiek to było, nie dało się, idąc obok niej, nie wziąć jej pod ramię ani przechodząc przez plac treningowi, powstrzymać się od ujęcia jej dłoni.
Wieczorem przyszedł czas, bym się wreszcie przeprowadziła i dołączyła do wybrańców, zostawiając chłopaków z nową atrakcją Klasztoru; Keiko miała mnie zastąpić, przeżyć wszystko to, co ja przeżyłam – no może nie do końca wszystko. Pożegnałam się ze wszystkimi, życząc im sukcesów w dalszej karierze, po czym spakowana wyszłam. Zdziwiła mnie reakcja Keiko, która wybiegła za mną, wołając mnie i prosząc, żebym się zatrzymała. Kiedy zdyszana dobiegła do mnie, oznajmiła mi, że nie chce, abym zostawiała ją samą.
– Proszę, nie odchodź! Nie chcę być jedyną dziewczyną tutaj! Chce mieć przyjaciółkę!
Popatrzyłam na nią wielce zszokowana, bo nie tego się spodziewałam. Patrząc jednak na nią, kiedy stała tak cała roztrzęsiona, słabsza ode mnie, tak bardzo przypomniała mi mnie samą, iż w momencie poczułam się wyższa pod wieloma względami. Stwierdziłam, że Keiko niczym mi nie zawiniła i mogłabym okazać się dobrym sercem, odegrać siostrę, jaką moja własna nigdy dla mnie nie była, i pomóc Keiko przejść przez to wszystko, co ją czeka.
– Nigdzie nie odchodzę, w zasadzie to będę zaraz obok – powiedziałam jej, następnie wskazałam palcem dokąd zmierzam. – Widzisz tę bramę osądzoną w tym niskim, białym murze, niższym od tych, które otaczają cały kompleks? Za nią jest druga część Klasztoru, gdzie też znajduje się plac do ćwiczeń, ogród i budynek z pokojami, w którym będę spać. Naprawdę będę tuż obok, więc jeśli chcesz, możemy się widywać.
Keiko zdecydowanie ulżyło, że aż odetchnęła z ulgą, po czym przytuliła się do mnie. Wyznała, że boi się zasnąć będąc sama w pokoju z chłopakami i liczyła, że będziemy razem spać obok siebie, razem się w ten sposób wspierać. Niestety ja musiałam iść inną drogą, drogą smoka, tak więc pocieszyłam ją, że skoro mi przez cztery lata nie zdarzyła się z ich strony żadna fizyczna krzywda, tak i jej nic takiego nie spotka, bo ta najgorsza, pierwsza fala podniecenia na widok płci przeciwnej dawno już przeszła. Nie żegnaliśmy się, a jedynie powiedziałyśmy sobie "do zobaczenia". Ciekawi mnie dzisiaj, czy już wtedy Keiko zakochała się we mnie i wiedziała, że w przyszłości zostaniemy kochankami, lub czy to dopiero moja siostra na nas wpłynęła.
Następnego dnia oficjalnie zostałam przez wszystkich uznana za smoka ognia i to właśnie tym tytułem niektórzy mistrzowie lubili się do mnie zwracać, co mi ani trochę nie przeszkadzało; wręcz przeciwnie, bo napawało dumą. Pozostając w przebraniu amerykańskiej blondynki, zjawiłam się o świcie w białym budynku z niebieskim dachem, gdzie w środku stał posąg buddy. Wszystkie tam pomieszczenia nie różniły się za bardzo od tych, do których przywykłam przez cztery lata nauki w Klasztorze; wszędzie widziałam drewno, drewniane kolumny i drewniane drzwi z drewnianymi kratownicami, przez które przechodziło białe płótno, co strasznie kojarzyło mi się z moim domem. Dowiedziałam się, że pokój będę mieć wspólny razem z chłopakami, a nasze maty mają być oddzielone zasłonami, upodabniając tym samym nasze łóżka do namiotów. Nie miałam zamiaru narzekać na warunki, gdyż i tak spotkało mnie więcej szczęścia, niż podczas mego życia w Japonii. Grzecznie czekałam przed symbolem Yin Yang wyrzeźbionym w posągu, aż dołączy do mnie reszta wybrańców. Nie musiałam długo czekać na Claya i Raimunda, którzy nie ukryli zaskoczenia, widząc mnie.
– Więc ty zostałaś smokiem ognia? – rzucił Rai, po czym położył mi rękę na ramieniu. – Zawsze wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. – Uśmiechnął się do mnie, a ja poczułam ścisk w żołądku słysząc, że mi schlebia.
– Oczywiście, Rai – powiedziałam. – Uważaj, bo uwierzę. – Za nic nie chciałam, by Raimundo uważał mnie za łatwą, toteż postanowiłam, że wszystkie jego zaczepki oraz flirty, które często się potem zdarzały, będę olewać i tym samym jeszcze bardziej pobudzać w nim frustrację, uświadamiając go, że skończyło się wykorzystywanie małoletniej dziewczynki i macanie jej; niech wie, że jeśli chce mnie zdobyć, będzie musiał mocno się postarać. Miałam nadzieję, że nie zajmie mu to długo, bo w środku po tym, jak utraciłam dziewictwo, nie mogłam się doczekać, aż ponownie lgnę pod mężczyzną. Tak bardzo doskwierała mi ta potrzeba, że perspektywa zrobienia tego z Brazylijczykiem o wielkim nosie i sporym owłosieniu jak na piętnastolatka, przestawała mi przeszkadzać.
Wkrótce dołączył do nas Mistrz Fung, który przyprowadził ze sobą Omiego; tego malca o głowie w kształcie piłki i koloru intensywnie żółtego jak wschodzące słońce, nie widziałam strasznie długo. Zapomniałam, jak wygląda, a i on zrobił wielką, zdziwioną minę na widok mnie i pozostałych dwóch smoków.
– No i gdzie ci pozostali wybrańcy, mistrzu? – zwrócił się z pytaniem do Funga. Moje pieśći same się zacisnęły, a wnętrze ogarnął ogień lekkiego zirytowania; jak mógł tak przy nas bezczelnie coś takiego powiedzieć? Mały Omi zachował się arogancko, zupełnie jak gdyby nie liczył się z uczuciami innych; jak gdyby całe życie wychował się w rodzinie Heylin.
Potrzebowaliśmy czasu, żeby się ze sobą zżyć i nauczyć współpracować w walce z wrogiem. Każdy z nas był inny, nie tylko pod względem narodowości, kultury, stylu bycia, ale również nasze żywioły różniły się od siebie. Jeden był w stanie zwalczyć drugi, padając wtedy ofiarą poprzedniego; tworzyliśmy zamykający się krąg harmonii; mogłam na przykład zwęglić ziemię Claya, ale z Omim nie miałam szans. Mistrz mówił, że naszym celem jest dążyć do zacieśnienia więzów harmonii, mianowicie rozumiał przez to, że mamy stać się jednością. Ciągle powtarzał o tytułach Shoku wojownika, a także o możliwości wejścia mnicha w tak zwany tryb Wudai, podczas którego tworzyliśmy osobną jedność z własnym żywiołem. Mistrz Fung pielęgnował naszą wiarę w nasze zdolności, nigdy w nas nie zwątpił i zawsze potrafił wyprowadzić z najgłębszej depresji, napawając większą motywacją do osiągnięcia mistrzostwa w Kung Fu. Z początku ani trochę nie wierzyłam w bezinteresowność jego dobrodusznych, wspierających nas psychicznie czynów twierdząc, że po prostu zdaje sobie sprawę z tego, iż los świata zależy od nas. Chociaż wiedziałam dokładnie, jaka rola obrońcy na mnie przypadła i jak bardzo ważna się stałam, dopiero z wiekiem zaczęło to do mnie docierać. Zauważyłam, że z początku podeszłam do tego lekceważąco, traktując całe to zajście z byciem wybrańcem jak zabawę. Jakby nie patrzeć, nadal byłam dzieckiem, które musiało szybciej dojrzeć w surowych warunkach Klasztoru.
Moja kontrola nad ogniem była słaba, ale pod czujnym i troskliwym okiem Mistrza Funga w ciągu roku polepszyłam ją. Ani trochę nie czułam, żebym odstawała od chłopaków; chociaż nadal mogłabym być od nich słaba fizycznie, gdyż niestety nigdy nie zdołałam wyrobić sobie takich mięśni, jakie mieli oni, to jednak wyprzedzałam ich pod kątem intelektualnym. Zabawy z komputerem, przeglądanie Internetu i czytanie zwoi w Bibliotece sprawiły, że w razie jakichkolwiek wątpliwości, chłopacy kierowali się z pytaniami do mnie, by nie musieć wysłuchiwać skomplikowanych odpowiedzi Mistrza Funga, który nigdy nie przestał mówić zagadkami. Kto wie, może w poprzednim wcieleniu Mistrz Fung był poetą?
Nabyta wiedza pomogła wykazać mi się w wielu trudnych sytuacjach, jak chociażby wtedy, gdy porwał mnie Jack Spicer i zamknął w naładowanej prądem klatce; posiadałam przenośne urządzenie wyglądem przypominające telefon, ale funkcjonalnie zbliżone do mini komputera; z jego pomocą mogłam łączyć się do sieci i innych urządzeń, oglądać filmy, oraz grać w ulubione gry, a gry stały się moim ulubionym zajęciem wypełniającym nudę przerw odpoczynkowych między treningami w Klasztorze. Prócz tego, gdy Wu było związane z jakąś historią zawsze byłam pierwsza, by ją objaśnić, a w przypadku musu zlokalizowania go w nowych miastach, które niekoniecznie musiałam wpierw widzieć na oczy, potrafiłam bezbłędnie sobie poradzić, dzięki czemu większość naszych misji kończyła się szybkim powodzeniem. Byłam niezastąpionym członkiem naszej małej drużyny, znałam swoją wartość, nie przestając starać się aby jej cena rosła w górę z każdym następnym dniem, jak i nie pozwalałam sobie podskakiwać. Nie bez powodu więc irytowały mnie wszystkie krytyki ze strony Omiego, który uważał, że ponieważ jestem dziewczyną, przedstawicielką słabej płci, nigdy nie zdołam chłopaków prześcignąć. Nie wierzyłam w to. Sam fakt, że byłam jedną z nich, byłam smokiem i władałam potężnym żywiołem pozwalał mi czuć się z nimi na równi.
Nieraz ze złości potrafiłam mu przyłożyć, zresztą nie tylko jemu: Raimundowi i Clayowi także, choć ten drugi po drugim uderzeniu ode mnie zaprzestał robienia czegokolwiek, co mnie drażniło, no może za wyjątkiem jego kowbojskich powiedzonek. Raimundo był z kolei tym, który obrywał ode mnie każdego tygodnia, jak gdyby denerwowanie mnie dawało mu ogromnie ilości radości, iż ociekał śliną na samą myśl, by znowu mnie wkurzyć, a żadne uderzenie mojej pięści nie było mu straszne. Zazwyczaj prowokował mnie beznadziejnymi żartami, albo krzywdzeniem innych; jego najczęstszą ofiarą był Omi, i chociaż smok wody sam potrafił zaleźć  mi za skórę swoimi seksistowskimi uwagami, wiedziałam, że jest on po prostu dzieckiem Klasztoru, który nigdy nie widział świata na własne oczy, co też usprawiedliwiało jego niesamowite zdumienia za każdym razem, gdy wyruszaliśmy po jakieś Wu, dlatego też ja, Clay, oraz Raimundo, powinniśmy zachowywać się dojrzale i uczyć go wielu rzeczy – a zwłaszcza slangu – zamiast się z niego naśmiewać. Wiedziałam też, że tego oczekuje od nas Mistrz Fung, który chciał, by Omi przebywając z nami poznał nieco odmiennych kultur. I tak jak ja paliłam się entuzjazmem na samą myśl o dowiadywaniu się więcej na temat Chin, tak Omi uwielbiał, gdy pokazywałam mu na przykład jedną ze swoich ulubionych gier „Błotne Zombie”.
I tak mijały miesiące pełne treningów i wzajemnego nauczania, bywały dni wesołe, podczas których cieszyłam się, że żyję, ale również i smutne, w których płakałam z tęsknoty za domem, który nigdy mnie w zasadzie nie chciał. Przebywając w Klasztorze z każdym dniem Japonia zdawała mi się coraz bardziej odległa i obca, z czasem coraz bardziej zaczęło do mnie docierać, że chociaż posiadałam japońskie korzenie, nie powinnam była nazywać się Japonką, bo niby z jakiej racji? Rodzina mojego ojca nienawidziła mnie, matka rodząc umarła z bólu, przeklinając moją egzystencje, przez co ja przeklinałam jej słabość; całe dnie spędzałam w domu, byłam odizolowywana od swego kraju, wypuszczana do niego raz na rok. Z przykrością uświadamiałam sobie, że mało o niej wiem, a jednak nie chciałam, żeby Chiny, które mnie zaadoptowały, pozbawiły mnie mojej całej japońskiej krwi. Może z tego smutku jeszcze bardziej szukałam tego dziwnego uczucia, którego pomimo uwagi Claya nazywałam miłością, twierdząc, że tego właśnie mi trzeba.
Raimundo nie poddawał się; co prawda nie byłam jedyną dziewczyną, z którą flirtował, tak podobało mi się, gdy podchodził do mnie i zaczynał rzucać mi komplementy. Oczywiście pozostawałam chłodna i trudna do zdobycia, czasem nawet musiałam mu przerwać tłumacząc, żeby za bardzo się nie spieszył, a Raimundo gdyby mógł, na pierwszej randce zaciągnąłby mnie do łóżka, chociaż mieliśmy zaledwie po czternaście-piętnaście lat. Widziałam, że Raimundo miał ogromną potrzebę stracenia dziewictwa, z czasem przychodziło mu to coraz trudniej wytrzymywać. Pewnego późnego wieczoru, gdy wracałam ze spotkania z Keiko, z którą wbrew swoim wcześniejszym postanowieniom, zaczęłam się przyjaźnić, Brazylijczyk był bardziej namolny i napalony niż zwykle.
– Kimiko, pragnę cię – mówił mi do ucha, przytrzymując mnie przy ścianie i nie pozwalając odejść. – Nie daj się prosić.
– Raimundo, wybacz, ale nie chcę – kłamałam. W głębi serca chciałam, aby wziął mnie gdzieś w pokoju, w którym będziemy tylko sami. Chciałam przeżyć znów seks, ale tym razem w taki sposób, w jaki przeżywała go moja siostra; pragnęłam jęczeć z rozkoszy i lepić się od potu, mojego i kochanka. Miałam czternaście lat, ale fantazje szesnastolatki. Jednak obiecałam sobie być trudną do zdobycia, wierząc, że wtedy seks smakować będzie jeszcze lepiej. Z czasem udało mi się wyrobić w sobie tę cechę, dzięki czemu każdy mężczyzna decydujący się na startowanie do mnie musiał liczyć się z tym, że wpierw będzie musiał pokonać sporą drogę pełną zastawionych przeze mnie przeszkód, co i tak żadnego jeszcze mojego wielbiciela nie zniechęciło. Dopiero za jakiś czas pożałowałam, że z pewnym mężczyzną zbyt długo zwlekałam.
– Daj spokój, na pewno chcesz. Inaczej nie uśmiechałabyś się tyle do mnie – smok wiatru nie ustępował. Wreszcie nachylił się do mnie i spróbował pocałować, a wtedy ja kopnęłam go w krocze.
– Wybacz, przystojniaku, ale musisz bardziej się postarać.
Tak, nazwałam go przystojniakiem, choć za takiego go wcale nie uważałam. Wiedziałam jednak, że on słysząc coś takiego od dziewczyny zaraz dostaje drgawek z podniecenia i zaczyna się szczerzyć. Kopnęłam go w czułe miejsce, więc musiałam powiedzieć mu coś, co nie przekreśli mnie w jego oczach i wyrówna szale. Niestety musiałam kłamać za każdym razem, bo nigdy mi się nie spodobał. Zauważyłam, że wszyscy chłopcy, którzy nie byli Azjatami byli strasznie włochaci, jak jakieś małpy, podobnie zresztą było z ich dziewczynami, które nieraz miałam okazje zobaczyć podczas naszych wędrówek za Sheng Gong Wu. Z przerażeniem oglądałam, jak niektórzy mężczyźni potrafią mieć zarośnięte klaty, nogi i ramiona, dziewczyny z kolei tylko ręce, bo nogi na szczęście goliły. Kto wie, może Azjaci też posiadali owłosienie tu i tam, tylko było takich przypadków tak nielicznych, że nigdy nie zdołałam ich doświadczyć?
Tak czy inaczej okłamywałam Raimunda, nie byłam wobec niego szczera, a moje jedyne miłe zachowania względem niego wypływały z chciwej intencji wykorzystania jego węża do zaspokojenia własnej potrzeby. Rozważałam nie raz opcje wybrania sobie kogoś innego, w końcu w „Klasztorze” obok byli inni chłopcy i wcale nie musiałabym oddawać się jakiemuś mistrzowi, i uniknąć w ten sposób krzywdzenia kolegi z drużyny, z którym coraz bardziej zacieśniałam przyjacielskie więzi, tak jednak zostałam przy nim. Wolałam z nim niż z Clayem, który był dla mnie jak brat, ani z Omim. Jeśli chodzi o Żółtogłowego to nie sądziłam nawet,  by kiedykolwiek jakaś dziewczyna byłaby w stanie się w nim zakochać. Ja nie mogłam zdzierżyć jego wyglądu, miał zbyt nieproporcjonalnie dużą i zbyt okrągłą głowę, jak piłka lub cytrus.
Mijały miesiące, w których wiele się wydarzyło. Moja więź z Raimundem pogłębiła się do tego stopnia, że zaczęłam dawać mu buziaki przy byle okazji. Czułam się winna w środku i brzydziłam siebie samej, bo wiedziałam, że nigdy nie będę w stanie wykrzesać z siebie jakiś głębszych uczuć do niego i tylko go wykorzystuje, by kiedyś móc się zaspokoić jego wężem. Nadal zwlekałam z tym dniem, chciałam żeby bardziej dorósł, aby jego wąż był naprawdę dobrych rozmiarów. Wcześniej chłopcy lubili podchodzić do mnie i prosić mnie o to, abym pomogła im zdecydować, kto z nich ma większego. Niestety Raimundo przegrywał z Clayem i z niektórymi Chińczkami. Geny nie były dla niego łaskawe. Co prawda nie widziałam jego węża od jakiś dwóch lat, tak nadal wybrzuszenie jego spodni gdy ze mną flirtował nie robiło na mnie wrażenia. Aż wreszcie zaczęło do mnie docierać jakimi okropnymi kategoriami myślę i co dzieje się z moim mózgiem. Czy ja byłam jakaś niewyżyta?
Pewnego dnia wiele rzeczy zaczęło się zmieniać, nie tylko moje myślenie, które zaczęło wychodzić na prostą. Mianowicie to, że Heylin coraz bardziej dawało nam się we znaki. Nawet heylińska wiedźma Wuya, stara, czerwonowłosa paskuda zdołała przeciągnąć Raimunda na swoją stronę na pewien czas. Myśleliśmy, że świat się wówczas kończy, jednak tę frazę powtarzaliśmy sobie potem jeszcze przez wiele razy i zawsze dane było nam dalej żyć. Kiedy Raimundo stał się zły i wygarnął nam wszystkim nasze wady, oraz nasze paskudne postepowanie względem niego, dotarło do mnie, jak okropną jestem osobą. Zastanawiałam się, co tak wpłynęło na mnie, że jedyne o czym myślałam to seks z mężczyzną. Nie umiałam wybrać między obaleniem winą utraty dziewictwa z Mistrze Gao, a podglądaniem siostry w dzieciństwie. A może oba te wydarzenia były winne?  Tak czy inaczej obiecałam sobie, że uznam celibat, będę żyć zgodnie z jego zasady i nie dam się omamić żadnemu mężczyźnie, by móc dalej rozkwitać i piąć się w górę. Chciałam coś osiągnąć w życiu, udowodnić swoją wartość, żeby ojciec żałował wszystkiego, co wobec mnie uczynił. Gdy szczęśliwie udało nam się odzyskać z powrotem Raimunda, postanowiłam zachowywać się inaczej względem niego – jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało. Pozostałam co prawda bardziej oziębła na jego zaczepki. W dniu moich szesnastych urodzin odbyliśmy bardzo poważną rozmowę.
Był wieczór, niebo paliło się intensywną czernią, gwiazdy z kolei zlewały się ze sobą w welonie bieli. Wyszliśmy przed Klasztor na ten chłód powodujący gęsią skórkę na ramionach. W pewnej chwili poczułam, jak Raimundo mnie obejmuje i przytula do siebie od tyłu.
– Wszystkiego najlepszego, Kimiko – szepnął mi do ucha. Usta miał tak blisko, że myślałam, że zaraz pocałuje mnie pod małżowiną uszną, ale on tego nie zrobił. Odsunął szybko głowę z powrotem na bezpieczną odległość. – Masz jakieś życzenie w te urodziny?
– Tak – odparłam.
– Jakie? Może uda mi się je dla ciebie spełnić.
Choć utrudniał mi zadanie, nie dałam się. Obiecałam sobie być szczera i zachowywać się jak na moralnego mnicha przystało.
– Chciałabym, aby nasza przyjaźń nigdy się nie skończyła.
To była prawda. Moje największe marzenie. Z chłopakami wiele przeszłam, stworzyliśmy świetną rodzinę. Nie wyobrażałam sobie, żeby mogło się to kiedyś skończyć. Nie chciałam stracić tego największego prezentu od losu: przyjaźni z mnichami. Nasza drużyna dzięki właśnie przyjaźni potrafiła tak skutecznie pokonywać zło w każdym pojedynku, ratować świat przed Jackiem i Wuyą. Naprawdę pokochałam ich jak rodzinę i nie wierzyłam, bym bez nich umiała żyć. Choćby nie wiem co się miało stać….
– Ona nigdy się nie skończy – zapewnił mnie smok wiatru. Uśmiechnęłam się do niego życzliwie. – A może chciałabyś czegoś więcej?
– Wiem do czego zmierzasz, Rai…
– Wiesz? – Znów się do mnie przykleił, łaskocząc moją szyję swoim oddechem. Chciał obrócić mnie do siebie i może nawet pocałować, ale nie dałam się. Pozostałam do niego tyłem, bo czułam, że będzie mi wtedy łatwiej powiedzieć mu po tych wszystkich naszych flirtach i wygłupach to, co powinnam była powiedzieć mu już dawno.
– Chcę, żebyśmy ty i ja pozostali przyjaciółmi.
– Tylko przyjaciółmi? – zapytał. Wyczułam w jego głosie strach.
– Tak – oznajmiłam stanowczo. – Tylko.
– Dlaczego?
– Bo tak będzie najlepiej dla nas wszystkich, dla całej drużyny. – Nagle straciłam całą tę odwagę, żeby powiedzieć mu, że nie jest dla mnie tak atrakcyjny, bym chciała z nim być. Brakowało mu czegoś… sama nie wiem do końca czego. Był jak dziecko. Mało inteligentne i brzydkie dziecko. Ale serce miał szlachetne.
Chyba nie po wyglądzie a za serce powinniśmy oceniać ludzi? Pewnie tak, ale czasem oczy mają zbyt wielką moc. Lubimy oceniać ludzi po okładce zanim ich jeszcze poznamy. Do wielu spraw dochodzimy automatycznie, zwłaszcza w sprawach wyglądu. Wygrywa z nami podświadomość.
– Jeśli będziemy parą, a potem zerwiemy, nasz konflikt odbije się na całej drużynie. Nie będziemy już tak sprawni w walce z Heylin jak teraz. W naszej drużynie nie powinno być żadnych romansów – mówiłam dalej.
– Według ciebie romans z kimś z zewnątrz będzie lepszy? Wtedy zaczniesz oddalać się od nas i stracisz przyjaźń z nami! – zaczął się denerwować. Nie tego się spodziewał w ten romantyczny wieczór. Widziałam to po jego na żelowanych włosach i użytej wody kolońskiej, chociaż wcale się nie golił. Na pewno nie na twarzy.
– Rai… Tak będzie dla nas lepiej…

– Akurat! Baby zawsze wiedzą najlepiej! – krzyknął. Potem odszedł i nie odzywał się do mnie przez tydzień. Chociaż tego nie chciałam, przez jakiś czas nasza drużyna źle działała. Czułam, że cokolwiek będę chciała zrobić, zawsze ją rozwalę, nawet jeśli wcale tego nie chcę. To wszystko przez te moje przeklęte oczy! Ja cała byłam przeklęta! Przynosiłam samego pecha. Jeśli nie trzęsienia ziemi w Japonii, to niszczyłam przyjaźń, niszczyłam naszą xiaolińską drużynę. Znowu na jakiś czas zaczęłam się nienawidzić, chociaż starałam się tego nikomu nie pokazywać. Udawałam uśmiechniętą dziewczynę, pozostałam sympatyczna i zawsze skora do pomocy. Zaczęłam tylko ograniczać malowanie swoich włosów, bo uciekła ze mnie cała radość z życia. Obiecałam sobie, że przy następnym wypadzie do Szanghaju nie zakupię żadnych nowych ciuchów, perfum, ani kosmetyków. Będę czystym mnichem Xiaolin, chodzącym tylko w xiaolińskich szatach i o twarzy czystej jak łza, bez cienia makijażu. I tak jak wcześniej obiecałam sobie, że nie zwrócę uwagi na żadnego innego mężczyznę, żeby nie zaszkodzić drużynie. Jaka szkoda, że zabrakło w tym planie praktyki.





Obowiązki i jeszcze raz obowiązki. Nie przewidziałam, że będzie ich tak dużo, ale nie zamierzam przerwać tego bloga, dopóki mam dla kogo pisać. Mam nadzieję, że rozdział się podoba, Trochę zdradziłam co będzie w przyszłości... Oby to nie umniejszyło Waszej przyjemności w czytaniu następnych notek. :)

11 komentarzy:

  1. W takim razie pusz jeszcze dla mnie! Cieszę się, że wprowadziłaś Keiko, myślałam, że o niej zapomniałaś.. No mniejsza z tym.. Czekam na kolejny rozdział..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Keiko jest taką ważną postacią, że nie wolno o niej zapomnieć? Nie wiedziałam. Tylko tyle powiesz na temat rozdziału?

      Usuń
  2. Jestem trochę załamana.....................!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, że się Kimiko cieszy ze swoich przywilejów. Tylko mogłaby nie farbować się aż tak często. To jednak niszczy włosy. I nie wiem... Jeśli już się zaczyna malować, to mógłby to być jednak delikatniejszy makijaż. Jakoś po prostu intensywny średnio mi pasuje do tak młodej dziewczyny. Ale to tylko moje zdanie. Może mam do tego trochę staroświeckie podejście. Spodobało mi się, jak Mistrz Fung zabrał Kimiko na rozmowę i chciał usłyszeć całą prawdę. W końcu mogła wyrzucić z siebie wszystko, co ją dręczyło. To zawsze nieco pomaga. Dobrze też, że zareagował na to, co zrobił ten paskudny Gao. Tylko ja tam uważam, że wydalenie z klasztoru to za mało. Serio powinien go ktoś wykastrować. Wiem, dosyć to radykalne, ale mam takie podejście do takich jak on. Nie wiem jak to w Chinach wygląda. Po prostu złe przeczucia mam. No...że poza klasztorem jeszcze mógłby jakąś dziewczynę w podobny sposób skrzywdzić... Fajnie, że to jak Kimiko została smokiem ognia zmieniło nieco stosunek do przyjmowania dziewczyn do klasztoru. Tu mnie zaskoczyłaś wprowadzeniem Keiko. Z serialu kojarzyłam, że wcześniej się przyjaźniły i ze sobą pisały. A tutaj z początku czuje do niej niechęć. Ale widzę, że szczerością Keiko ją do siebie przekonała i nie będzie teraz całkiem zdana na siebie wśród tych wszystkich chłopaków. Rany. Ale ten Raimundziak się naprzykrza. Jakby jedna odmowa nie wystarczyła. Faceci. Choć Kimiko też bez winy nie jest. Tym „przystojniakiem” tylko go zachęciła do dalszych zalotów. Powinna być z nim szczera. Być może oszczędziło by to wielu kłopotów. No skończyło się napiętą atmosferą. Tylko to nie znaczy, że Kimi jest przeklęta i przynosi pecha. Widać jak jej ojciec z siostrą namieszali w głowie. Jedno mnie zastanawia. Jak u ciebie jest z Dojem? W serialu był chyba dość ważny. Wykrywał Wu i często lecąc na nim mnisi się do nich dostawali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci za każdy komentarz złożony pod moimi rozdziałami. Bardzo je doceniam, oraz to, że historie przeczytałaś od początku. Mam nadzieję, że wytrwasz do końca. :)
      Zdania podzielam na temat makijażu czy włosów, ale to Kimiko. Ona myśli po swojemu i lubi się malować, obojętnie jak.Cieszę się, że udało mi się ciebie czymś zaskoczyć. Akurat Keiko odegra dużą rolę w tej historii. Zresztą nie tylko ona. Wiele osób będzie miało wpływ na Kimiko. Raimundo się naprzykrza, bo inaczej go sobie wyobrazić nie mogę :( Do tego jeszcze dochodzi moje czytanie Raylie i Layali, gdzie zwłaszcza u Layali Raimundo to taki irytujący przychlast i to chyba ma na mnie wpływ... Ponieważ to jednak dostrzegłam, postaram się z tym walczyć, żeby raikim fani mnie nie zbesztali.
      Na Dojo szczerze powiem, że nie chce mi się skupiać, bo i tak mam wiele innych postaci, które muszą coś wnieść. Dojo był w serialu ważny, bo właśnie te Wu wykrywał, ale czy tutaj historia opowiada o wykrywaniu Wu? Mało o nich jest, więc i o Dojo jest mało. To opowiadanie ma być uzupełnieniem kreskówki. Jakbym pisała kropka w kropke co było w nim, to blog byłby nudny.

      Usuń
    2. Dla mnie czytanie jakiejś historii ma sens tylko od początku. ^^ Hm. A czemu miałabym nie wytrwać? Jest ciekawie, wciągnęło mnie.
      Raimundo i w serialu mnie drażnił. Tylko walczył dość dobrze. Poza tym był właśnie takim irytującym przychlastem. I tymczasowy czarny charakter z niego marny. Hym, hym. Jakoś nie zauważyłam fanów Sraikim. Sorki. Chyba od Raylie to przejęłam. XD
      No, fakt, że tutaj nie jest o Wu. I byłoby nudno, gdyby mocno powtarzać to, co było w serialu. Chyba po prostu mam do Dojo lekki sentyment. Zawsze mogłam się przy nim uśmiać.

      Usuń
  4. Przeczytałam w dniu, w którym opublikowałaś, tylko nie miałam czasu skomentować. ^ ^

    Okej, to co zaskakuje w rozdziale to pojawienie się w klasztorze Keiko. Najpierw myślałam, że nowa panna w okaże się... Katnappe. xD Potem pomyślałam o jakiejś oc(nie lubię oc, mimo że wiem, iż wychodzę tu na hipokrytkę, bo nowych postaci u mnie co nie miara było xD), ale w życiu by mi nie przyszła do głowy Keiko. I.. Tak, straszliwie zaniepokoiły mnie słowa o "zostaniu w przyszłości kochankami". O parze Kimeiko(? XD) nie słyszałam, to chyba jakaś nowość, tak że plus za oryginalność. Z DRUGIEJ STRONY yuri/yaoi to coś co omijam szerokim łukiem, więc nie mniej mi za złe, że nie spodobał mi się ten pomysł i przez to tak jak Layali jestem totalnie załamana. xD Coraz bardziej boję się, co powie Chase, bo kontakty jego dziewczyny z raz: staruszkami i hołotą innych mnichów, a dwa: przedstawicielami płci żeńskiej na pewno nie pozostaną bez komentarza. xD Dalej... Kimiko żałuje, że z pewnym mężczyzną tak długo zwlekała..?! Chase...?! XD
    Z pozytywów: pedofil wyleciał z klasztoru!!! Jeszcze do więzienia mogłaś drania wpakować. xD
    No i Kimiko nie chce być już taka łatwa. :D Ogromna szkoda, że na horyzoncie jest tylko Sraimundo i to z nim ma ochotę się seksić przez durną chcicę... Kimikoooo... Poczekaj! Czeka na ciebie ktoś wartościowszy! Wojownik o smoczej urodzie. xD

    Po tytule nowego rozdziału widzę, że pojawi się Chase. Wiedz, iż przeżywam ogromnie. Ręce mi się trzęsą. xD Jaki on będzie? Spodoba mu się Kimi? Zaczną się flirty? On się spodoba jej...?
    Weny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie lubię OC, zwłaszcza jeżeli do wykorzystania mam tyle postaci ze świata Xiaolin. Wystarczy ruszyć trochę makówką i wplątać kogoś, którego imię pojawiło się chyba nawet tylko raz, a i tak efekt końcowy może być fajny :) Tak postanowiłam zrobić z Keiko. Bardzo podobał mi się pomysł, że Kimiko ma taką koleżankę, z którą przez laptopa rozmawia o tym, co się dzieje w Klasztorze. Może plotkowała z nią o Chasie? O Kimeiko nigdy nie słyszałam i mam nadzieję, ze pozostanie to wytworem mojej wyobraźni, chociaż kto wie... Tych zagranicznych opowiadań pisanych po ang jest tyle, że zliczyć się nie da. Może ktoś już ten wątek yuri wykorzystał.
      Cóż, szkoda, że omijasz je szerokim łukiem. Ja nie lubię yaoi, ale yuri naprawdę chciałabym wykorzystać, bo wizja dwóch przyjaciółek, bliskich sobie jak siostry, które w ciężkim świecie jeszcze bardziej się do siebie zbliżają, bardzo mi się podoba.
      A dlaczego uważasz, że Kimiko zostanie dziewczyną Chase'a? :D Mówiłam, że będzie chamiko, ale jakie, to tego nie wiesz :D
      Niekoniecznie Chase musi być tym mężczyzną. Jeszcze jest na przykład Jermaine na horyzoncie, albo ten gang, co mu dokuczał. Tacy chuligani zaczepiający Kimiko t też ciekawy pomysł...
      Nowy rozdział już dziś :) Zapraszam na niego!

      Usuń
  5. Kiedy nastepny? :3

    OdpowiedzUsuń