Chociaż
rosłam i z każdym nowym dniem byłam silniejsza zarówno fizycznie, jak i
psychicznie, nadal pozostawałam dzieckiem, które nigdy nie zaznało miłości,
więc nie raz zdarzyło mi się płakać wieczorami do poduszki. Były to łzy
wylewane nie tyle z trudów fundowanych mi przez Klasztor, ale przez dokuczającą
mi samotność. Wiedziałam, że nie jestem jedyną osobą tutaj, której jest smutno,
że nigdy nie miała rodziny, a nawet jeśli to nigdy nie poczuła ciepła domowego
ogniska w poprawny sposób. Nie wstydziłam się zatem płakać, wiedząc też, że
skoro nie jestem jedyna, nie ma potrzeby bania się, że ktoś zechce uznać mnie
za słabą. Płacz w Klasztorze był czymś aż zbyt naturalnym. Chłopcy czy to
młodsi ode mnie czy starsi, płakali z samotności, z tęsknoty za domem, czy po
prostu dlatego, że treningi były dla nich zbyt ciężkie. Pamiętam, że często
płakałam też dlatego, że bałam się, iż jednak pomimo mych starań mając
osiemnaście lat skończę jako wysyłka do Klasztoru w Tybecie, skąd nigdy nie
zdołam uciec, chyba, że odbiorę sobie życie. Ale najbardziej dokuczała mi
samotność i brak miłości. Nic dziwnego więc, że zaczęłam interesować się
chłopcami, pragnąc ich towarzystwa, bliskości, nawet częściej zaczęłam
wspominać seks uprawiany przez moją siostrę jednocześnie zastanawiając się, czy
to właśnie samotność popycha dwojga ludzi w objęcia.
O
swoim problemie odważyłam się porozmawiać z Clayem, który ze wszystkich chłopców
był najmilszy. Co prawda nie lubiłam sposobu jego mówienia oraz jego zapachu mleka, tak miał wielkie
serce i ani razu mi nie dokuczył.
–
Skoro nigdy nie poznałaś miłości, Kimiko, jak w ogóle możesz jej pragnąć? –
spytał mnie otwarcie. Fakt faktem nie wiedziałam czym jest miłość, więc czemu
czułam się samotna? Czego tak naprawdę pragnęłam? Olśniło mnie, że Clay ma
zdecydowaną rację i płaczę pragnąc jakiegoś obcego, innego uczucia, nie wiedziałam
tylko jakiego.
Mimo
tej świadomości wiele razy budziłam się z przerażającym uczuciem pustki i od
razu wiedziałam, że nowy dzień zapowiada się fatalnie. Nie rozumiałam, skąd
bierze się ten ból. Wprawdzie miałam wspomnienia, lecz w tym momencie moje
życie, choć nie było pozbawione celu, nie było interesujące i sądziłam, że
słabo rokuje na przyszłość. Byłam jedną z nic nie znaczących dla świata
dziewczynek, opuszczonych przez rodzinę, a jedyną rzeczą, która mnie wyróżniała
był fakt, że zostałam więźniem Klasztoru Xiaolin. Dokuczały mi wahania
nastroju, które nasilały się zwłaszcza przed krwawieniem. Byłam jedyną osobą w
Klasztorze, która każdego miesiąca cierpiała z samej siebie. Pewnego dnia ogarnął
mnie smutek tak głęboki, że nie miałam dość energii by w ogóle wstać z łóżka.
Nie mogłam za nic zagłuszyć bólu i poczucia kompletnej bezwartościowości. Nie
udało mi się wyrzucić z pamięci obrazu mojej pięknej siostry, ani uciszyć głosu
krzyczącego na mnie ojca.
Po
obiedzie lało jak z cebry, iż sądziłam, że niebo nad nami urwało się,
roztrzepane, ciemne chmury pękły, a my tkwiliśmy pod wodospadem. Ciężkie krople
deszczu rozbijały się o plac, na którym pomimo paskudnej pogody i tak, i tak
musieliśmy się zjawić. Padało tak mocno, że w pewnej chwili zastanawiałam się,
czy nas nie zaleje. Z obawą spoglądałam na niknący w tej gęstwinie kropel zarys
pasma gór Song, prosząc, aby nigdy nie pękły pod sobą, bo możliwe, że były jedynym ogrodzeniem chroniącym nas przed wylewem rzek. Ponieważ przemokłam do
suchej nutki siedząc na zewnątrz razem z innymi mnichami, dopadł mnie paskudny
katar oraz kaszel, a wieczorem dostałam też gorączki. Nie miałam wyboru,
musiałam siedzieć i wytrwać do końca w tej ulewie, gdyż akurat trwała walka
starszych ode mnie mnichów; zwycięzca mógł liczyć na awans. Raimundo był jednym
z walczących, więc obserwowałam go uważnie, ciekawa tego jak ma zamiar sobie
poradzić, skoro mało przykładał się do ostatnich treningów. Brazylijczyk o
dziwo dawał radę, jeszcze ani razu nie padł, a każdy atak przeciwnika blokował
ze spokojem. Deszcz nie przeszkadzał mu ani trochę, jakby przywykł do walk w
takich warunkach. W pewnej jednak chwili stracił równowagę i wywrócił się,
padając z plaskiem na plecy; Chińczyk z którym walczył natychmiast położył nogę
mu na brzuchu, by przytrzymać Raimunda przy ziemi. Byłam pewna, że to już
koniec walki i mamy zwycięzcę, toteż nie rozumiałam, na co czeka Mistrz Fung,
czemu wstrzymuje się z ogłoszeniem werdyktu.
Wnet
niespodziewanie zerwał się potężny wiatr, który dął z taką siłą, iż musiałam
złapać się siedzącego obok mnicha, bo wystraszyłam się, że odlecę. Zauważyłam,
jak wiatr podrywa w górę przeciwnika Raimunda, a jemu samemu pomaga wstać. Z niedowierzania aż przetarłam oczy; wiatr naprawdę pomagał Brazylijczykowi,
otrzepał go z kurzu, postawił spokojnie na równe nogi, na koniec ususzył,
przeganiając deszcz. Wiedziałam, co to oznaczało, choć nigdy nie sądziłam, że
to właśnie Raimundo Pedrosa będzie tym, który objawi smoka wiatru, i tym samym
dołączy do Omiego. Jeszcze bardziej napaliłam się na rywalizację, jednak nie
rozumiałam jak Raimundo zdołał załapać się na to szczególne miejsce u boku
Mistrza Funga, skoro w ogóle sie nie starał? Co ja robiłam nie tak?
Czasu
miałam coraz mniej, pozostały już tylko dwa wolne miejsca; mogłam zostać albo
smokiem ziemi, albo smokiem ognia. Byłoby mi to obojętne którym, po prostu
chciałam zdobyć to wyróżnienie. Denerwowało mnie patrzenie na Raimunda, który
tym osiągnięciem chełpił się potem podczas kolacji, ale jakoś za nic nie mogłam
odwrócić od niego wzroku. Zazdrościłam mu najzwyczajniej w świecie, nie chcąc
pogodzić się z tym, że okazał się być ode mnie lepszym. Smarkałam, kaszląc przy
tym i świdrując go spojrzeniem pełnym nienawiści. Nie była to jednak szczera
nienawiść, bo dziwnym sposobem, gdy on spoglądał na mnie, po czym puszczał do
mnie oczko, złość przechodziła, a ja zamiast odrazy zaczynałam czuć ochotę, by
się z nim zaprzyjaźnić. Później zorientowałam się, że silniejsi ode mnie
mężczyźni pociągali mnie, bo chociaż ja sama pragnęłam udowodnić wszystkim
swoją wartość, poczucie bezpieczeństwa u boku kogoś potężniejszego
sprawiało, że krew w moich żyłach zaczynała szybciej krążyć. Może właśnie też z
ochoty trzymania się zawsze z najlepszymi pozostawałam członkiem Sekretnego
Klubu, a nawet dyskretnie przejęłam dowodzenie.
Jeśli
chodzi o spotkania w piwnicach to nigdy nie zapomnę zabawy, jaką dawało mi
nastawianie chłopców przeciwko sobie, a zaczęłam to robić trzy miesiące przed
moimi czternastymi urodzinami. W końcu nie musiałam długo czekać, by to oni
zaczęli szukać mojego towarzystwa, i już nie dostosowywałam się do ich gierek,
teraz to oni tańczyli, jak im zagrałam. By wypróbować swą władzę, nastawiałam
właśnie jednych przeciwko drugim; okazywałam Raimundowi więcej przywiązania niż
Yoshiemu i rozkoszowałam się ich rozpaczą i rywalizacją o moje względy. I tak
jak przedtem oni w zamian za dopuszczenie do swych rytuałów pozwalali sobie na
poufności wobec mnie, tak teraz ja pobierałam od nich pewnego rodzaju opłatę.
Nóż z kości słoniowej do rozcinania listów mógł wystarczyć za chwile mego języka
w ich ustach, złota rybka z nefrytu za dotyk mej dłoni na członku. Nieraz
pomagałam też rozstrzygnąć chłopakom – czy to byli członkami Klubu, czy nie –
który z nich ma największego.
Żałowałam
tylko Liwei'a, który chyba darzył mnie najszczerszym uczuciem ze wszystkich
mnichów. Nigdy nie chciał kupować moich względów, wolał bym sama okazała mu
zainteresowanie, toteż próbował przypodobać mi się miłymi rozmowami i całkiem
zabawnymi żartami. Pomimo jednak swoich starań szybko zaczynał mnie nudzić, bo
niestety, ale nie gustowałam w zbyt grzecznych chłopcach.
W
dniu moich czternastych urodzin postanowiłam, że przefarbuje sobie włosy na
różowo, co tylko bardziej rozwścieczyło mistrzów, którzy i tak nie znosili, że w
ogóle bawiłam się w farbowanie, jak i malowanie twarzy. Próbowali wpoić we mnie
zasady pełnego zdyscyplinowania, bym to zawsze chodziła schludnie ubrania w
xiaolińskim stroju, z twarzą czystą jak łza, a z włosami czarnymi niczym
węgiel. Nie wolno mi było posiadać takiej swobody, toteż grozili, że jeśli
jeszcze raz przefarbuję włosy, obetną mnie na łyso, co uważali, że powinni
zrobić już dawno. Wszyscy poza Mistrzem Gao, który zawsze stawał w mojej
obronie i zapewniał pozostałych mistrzów, że sam wybije mi to z głowy. Jak
zwykle wyświadczał mi przysługę, ponieważ czuł, że wtedy ja poczuję się w
obowiązku spłacenia swego długu i przyjdę do niego, by znów się przed nim
rozebrać i wystawić na pieszczoty. Wiedziałam, że ten dzień był nieunikniony, a
jednak starałam się go odwlekać jak najdłużej.
Dzień
ten ogólnie nie należał do najszczęśliwszych, bo Clay, którego nigdy bym nie
podejrzewała o to, tak jak Raimunda, okazał się trzecim smokiem, a jego
żywiołem miała być ziemia. Nie mogłam wręcz uwierzyć w to, co się działo;
zostało ostatnie wolne miejsce, a moi rywale jawili mi się jako kandydaci z o
wiele większymi ode mnie szansami na jego zdobycie. Bałam się, że przegram ten
konkurs i zawiodę samą siebie.
Jako
za bardzo swobodna, zbyt nieposkromiona czternastolatka miałam też pewność, że
choć byłam samotna na świecie jak sierota, marzyłam o powrocie do Japonii. Choć
zostałam odrzucona przez rodzinę mego ojca, w głębi serca czułam, że moja
ojczyzna nigdy tego nie uczyni. Należało tylko znaleźć sposób, by służyć jej i
zdobyć uznanie, a wiedziałam, że mogę to osiągnąć zostając czwartym smokiem.
Wieść o tym, że to Japonka, w dodatku dziewczyna, została smokiem ognia i
będzie walczyć o dobro dla świata, rozniosłaby się raz dwa, a ja stałabym się
symbolem, który posłużyłby feministkom w walce o równouprawnienie. Chiny mnie
urzekły, ale marzyłam, by znów przyjął mnie pod swe skrzydła, kochał i cenił
jedyny pozostały mi rodzic – Japonia.
Coraz
bardziej kończył mi się czas; mistrzowie szaleli, biegając wokół pagod jak
opętańcy, bo o to za ich życia objawiły się trzy smoki i może dożyją objawienia
się czwartego. Niektórzy mówili, że to zły znak, że jest to zapowiedź mającego się niedługo przebudzić większego zła, ale i tak był to głos zagłuszany przez euforię wywoływaną przez smoki. Ekscytacja mistrzów odbiła się na psychice mnichów, również na mojej,
bo w tym miejscu, gdzie rywalizacja potrafiła dwóch przyjaciół nastawić
przeciwko sobie, popychała również niektórych chłopców do oszustwa, a mnie ogarniała
furia.
Pewnego
razu piętnastoletni mnich imieniem Gary, europejski chłopiec, którego nos
również był tak wielki, że mnie brzydził i odpychał, nie dość, że spóźnił się
na ćwiczenia na placu, to jeszcze przybiegł z krzykiem, jakby coś się paliło. I
w sumie faktycznie coś się paliło, mianowicie jego mata. Zaalarmowany Mistrz Xu
przerwał zajęcia, by sprawdzić, czy to o czym wrzeszczy Gary jest prawdą.
Pobiegliśmy za nim będąc sami ciekawi całego zajścia oraz jego przyczyny. Jak
się później okazało nie tylko mata Gary'ego paliła się ogniem, ale również maty
z nią sąsiadujące. Gdyby nie szybka interwencja Mistrza Xu i Mistrza Funga,
który w przypadku problemów pojawiał się z szybkością strusia, płomienie
zostały natychmiast ugaszone. Zapytany o to Gary jak doszło do pożaru, który o
mało nie kosztował ich wszystkich utraty całego owego skrzydła Klasztoru,
zaczął jąkać się, bełkotać i zmyślać przy tym nagannie, że objawił się w nim
smok ognia. Przecisnęłam się przez mnichów do przodu, by móc lepiej słyszeć
jego historyjki, w którą uwierzyłam. Serce biło mi jakby było uderzonym gongiem, a do oczu cisnęły się przegrane łzy.
–
Miałem sen, że uciekałem przed jakimś potworem, aż dotarłem do posągu smoka
podobnego do tego, który stoi przed Lasem Pagod. W momencie uwierzyłem w swoją
siłę, a spiąwszy się wycelowałem obie pięści w potwora. Wtedy obudziłem się
nagle, bo poczułem, że dłonie mi płoną, choć nie czułem jakiegoś bólu.
Wystraszyłem się oczywiście i niechcący podpaliłem swoją matę...
Mistrz
Fung nie potrafił uwierzyć chłopcu, aczkolwiek Mistrz Xu zaczął mówić, iż to
możliwe, bo nawet ostatnim czasem Gary zrobił niesamowite postępy i gdyby tak
dalej szło, na pewno awansowałby na poziom drugi. Mimo wszystko jednak trzeba
było sprawdzić, czy to co mówi Gary rzeczywiście jest prawdą, za nim zostanie
przeniesiony do dalekiej części Klasztoru wysuniętej na północ, gdzie znajdował
się osobny budynek, wzniesiony tuż obok okrągłej wieży, z osobnym placem,
ogrodem i siedzibą dla mających szkolić czwórkę wybrańców Mistrza; obecnie
Raimundo, Omi i Clay mieli tam swoje pierwsze w życiu wakacje, gdyż nie mogli
zacząć treningu bez czwartego smoka. Mistrz Fung postanowił, że weźmie Gary'ego
na prywatne medytowanie w ogrodzie; podczas tej medytacji miałby się przekonać,
czy faktycznie chłopak jest ostatnim oczekiwanym wybrańcem. Ponieważ jednak
Gary bezczelnie kłamał, stchórzył i nie zjawił się w dniu, w którym Mistrz Fung
go oczekiwał, to go natychmiast skreśliło z listy pozytywnie podejrzanych. Nie
ominęła go kara, musiał przez cztery miesiące sprzątać wszystkie toalety, jakie
w Klasztorze się znajdują, a także przez rok spać na twardej podłodze. To
jednak nie zniechęciło innych od prób przechytrzenia Mistrz Funga i uczynienia
siebie czwartym smokiem. Niektórzy nawet zaszli tak daleko, że odważyli się
pójść z mistrzem na medytacje; śmiałam się słuchając relacji, jak to jeden
chłopak imieniem Yao zaczął improwizować w trakcie medytowania udawaniem, że
dostał ataku jakiś konwulsji. Mistrz Fung nie dawał się nabrać, jak gdyby od
początku swojej kariery mnicha wiedział, jak wygląda czwarty smok.
Tym
długo oczekiwanym smokiem ognia byłam ja.
A
wyszło to na jaw dziwnym trafem, gdy do moich piętnastych urodzin pozostało pół
roku; byłam zdumiona, jak czas w
Klasztorze szybko leciał, jeszcze nie tak dawno bolałam nad niewiedzą, jak
oddychać przez przeponę, a teraz z kolei trudziłam się z noszeniem niewygodnych
staników, do których przyzwyczaiłam się po zbyt długim czasie. Pewnego dnia jednak, gdy nadal nie mogłam znieść stanika na sobie, doszła do mnie wiadomość, że Mistrz Gao mnie oczekuje. Ten człowiek oczekiwał mnie przez cały czas, wiedziałam o tym i nie chciałam iść, bo wiedziałam, co mnie czeka. Przyszedł jednak po mnie Mistrz Xu, który jeszcze osobiście mnie do niego zaprowadził. Musiałam się posłuchać, toteż poszłam i weszłam do pokoju Mistrza Gao. Spojrzeliśmy po sobie w milczeniu i poczekaliśmy, aż zostaliśmy sami. Wtedy Mistrz Gao podał mi małe pudełko.
Otwarłam
pudełeczko i na wyściółce z ciemnozielonego jedwabiu znalazłam ułożone obok
siebie, wyrzeźbione z drewna fallusa i pochwę. Pokazał mi, jak oba kawałki
wpasowywały się w siebie, tworząc splątaną jedność. Od wieku dziewięciu lat
wiedziałam, w jaki sposób łączą się ciała kobiety i mężczyzny i roześmiałam się
głośno na myśl, że staruch umyślił sobie nauczyć mnie czegoś nowego równie
archaiczną demonstracją. Mistrz Gao śmiał się wraz ze mną.
–
Nie wstydź się, mała Kimiko – orzekł. – Jesteś wystarczająco dorosła na
poznanie tych spraw. Może kiedyś, po skończeniu dwudziestu lat opuścisz
Klasztor i poznasz radość posiadania męża, lepiej więc, byś wiedziała, jak to
jest, jak działa seks, zamiast iść do niego wystraszona i niepewna.
Milczałam,
tymczasem Mistrz Gao odłożył drewniane akcesoria do pudełka i odstawił na
podłogę.
–
Podaj mi dłoń, Kimiko – nakazał.
Wziął
moje palce do ust i po kolei je oblizywał, aż dłonie lepiły mi sie od jego
śliny. Potem wsunął je sobie pod tunikę, przytaknął do członka i jęknął, gdy
zacisnęła uchwyt. W przeciwieństwie do na przykład Raimunda, wyposażonego w o wiele grubszy w obwodzie organ, miał
interes cienki jak młody pęd bambusa.
Mistrz
Gao zacisnął rękę na mej dłoni i obiema jął gładzić członka. Po, jak się
wydawało, trwającej całej wieki chwili, kiedy narząd wreszcie nabrał objętości,
starzec poprowadził mnie do swojego łóżka, kazał się rozebrać i położyć. Bez
słowa protestu zrobiłam, co chciał, mając złe przeczucie. Jego żądza
jednocześnie fascynowała mnie i napawała wstrętem. Podobało mi sie uczucie
bulgoczące w moim ciele niczym imbirowa sake. Brzydziły mnie ryby oddech i
zwiotczałość skóry Mistrza Gao, jednak czułam się podniecona tym, że wreszcie
będę uczestniczyć w "znanym" mi rytuale. Wiedziałam, co się szykuje. Zastanawiałam się, jak mam się zachować; czy mam zamknąć oczy, leżeć nie ruchomo, odzywać się? Pamiętam, że moja siostra piszczała dziwnie, czy ja też powinnam? A może nawet nie będę tego kontrolować i będzie to wychodzić samo ze mnie? Było tyle pytań i zero odpowiedzi. Nim się zorientowałam, trzęsłam się jak galareta i zrozumiałam, że tak naprawdę wcale nie wiem co mnie czeka i co będzie potem.
Uniósł
tunikę i wszedł we mnie w pozycji siedzącej; wpychał się powoli, nalegał, bym
sie rozluźniła. Gdy w pewnej chwili okazałam trochę sprzeciwu, jakby nagle to,
co się działo, przestało mi się podobać, warknął, żebym się uspokoiła, co też
uczyniłam. Na jakiś czas.
W
pewnym momencie pochylił się i wsunął mi język do ust. Kiedy w końcu, ciężko
oddychając, zbliżył się do szczytu, wepchnął się głębiej, niż wydawałoby się to
możliwe, a jego jęki przypominały niekończący się, nieprzerwany pomruk, jakby
umierał w agonii. Przeszył mnie ostry ból. Byłam zaskoczona, bo nie pamiętałam,
aby moja siostra narzekała podczas seksu ze swoim chłopakiem; nawet nie
chlipnęła.
–
Lepiej, że to ja, Kimiko – oświadczył stary; zszedł z łóżka i natychmiast
doprowadził się do porządku, poprawiając swoją tunikę. – Obszedłem się z tobą
łagodnie, co jest rzadkością w dzisiejszych czasach. Mogę cię zapewnić, że już
nigdy cię nie będzie bolało.
Na
prześcieradle została maleńka kropla krwi i Mistrz Gao dodał, że powinnam być
dumna, gdyż jest to dowód mojej kobiecości. Zrobiłam się dziwnie smutna, bo
pomimo bólu sam akt sprawił mi przyjemność, choć gdyby pozwolono mi na wybór
pierwszego "kochanka", nie zdecydowałabym się na Mistrza Gao. Ubrałam się w milczeniu. Zrozumiałam, że
utraciłam cnotliwość, coś, co było cenne, wartościowe i w momencie zrobiłam się
na niego ogromnie zła.
Niespodziewanie
uderzyłam go, nie wkładając w to zupełnie jakiejś większej siły, lecz mimo tego
Mistrz Gao upadł, a gdy podniósł się z powrotem, spojrzał na mnie, jakby to
miał przed sobą nie czternastoletnią dziewczynkę, a Smoczego Króla z legend we własnej osobie.
Instynktownie spojrzałam na swoje dłonie i jednocześnie krzyknęłam przerażona,
widząc, że się palą. Wybiegłam z pokoju jak opętana, a moje wrzaski postawiły
wszystkich na równe nogi. W mgnieniu oka mnisi i mistrzowie wyszli na zewnątrz
ciekawi, dlaczego jedyna w tym Klasztorze dziewczynka krzyczy, jakby działa jej
się jakaś straszliwa krzywda. Po chwili usłyszałam również ich krzyki, ale nie
przestawałam biec dookoła, wreszcie zaczynając turlać się po ziemi, próbując
zgasić okalające moje ciało płomienie. Po paru minutach padłam zmęczona na
ziemię, oddając się płaczu. Leżałam i płakałam tak przez długi czas, nikt wokół
nie odważył się do mnie podejść, nikt oprócz Mistrza Funga, który nie
potrzebował żadnych dowodów na to, by kucnąwszy przy mnie, powiedzieć:
–
Wiedziałem, że to ty będziesz smokiem ognia, Kimiko.
Kiedy
spojrzałam w jego szare oczy, w których odbijał się cały wiek jego ciężkiego
życia, uspokoiłam się, a ogień całkowicie zniknął.
__________________________________
Rozdział miał być w poniedziałek, ale udało mi się napisać go wcześniej :) Zasługa chamiko pisarek! Mam nadzieję, że rozdział mimo wszystko się podobał. Teraz będzie już tylko fajnie :)
;_______________;
OdpowiedzUsuńJestem załamana.
Załamana, zdruzgotana, wkurzona. Oczywiście nadal Cię uwielbiam, jak zresztą całą tą opowieść i bardzo się ucieszyłam, gdy dodałaś rozdział wcześniej, niż planowałaś. :D Jeżeli pod słowami: "Będzie już tylko fajnie" kryje się: Chase obetnie Pedo-Gao wiotkiego bambusa, to sprawisz mi tym niebywałą satysfakcję. Jenyyyyy, czemu ta Kimiko jest taka łatwa? ;Q jasne, wiadomo: nikt jej nie nauczył, nie powiedział, no a wspomnienie seksu jej siostry, gdy to piszczała z radości, mogło dać podstawy do sądzenia, iż przy tym zawsze jest dobrze. Kurde. A tak miałam nadzieję, że to jednak wojownik o urodzie smoka zerwie kwiatuszka. xD
UsuńHm, Kimiko już płacze za miłością, czymś czego nie poznała, ale skrycie tego pragnie... Chase! Gdzie jesteś? Dama w potrzebie! XD
Oby tylko Raimundziak nie zarywał do niej tak na poważnie(o nieeee, ona mu dotykała ), a Omi nie zaczynał tych swoich mądrości o białogłowach(na pewno będzie, głupek xD), z kolei Clay jest jak zawsze uroczy i kochany(<3).
Postaram się dodać kolejny rozdział przed Tobą, to może zainspiruję Cię do następnego takiego szybszego dodania. XD Chcę Chase'aaaa(jak i on okaże się dupkiem, będę płakać)!!!
Weny!
Fajnie, że udało mi się wywołać takie emocje :) Trochę się bałam czy ktoś się nie zniechęci.. I w sumie nadal boję xd Kimiko może się wydawać łatwa, ale tak naprawdę nią nie jest. Patrzymy przez pryzmat naszego kraju, naszego środowiska. W Chinach jest inaczej. Tam powiedzieliby, że zachowuje się zgodnie ze zwierzęcą naturą, że poddaje się woli i chwili jak uczy buddyzm i przy okazji padła ofiarą Mistrza Gao który wykorzystał jej położenie. Doświadczenie seksu jakie ma, czyli to że podglądała siostrę też wpłynęło na jej psychike. Żyła w cieniu siostry, nie była tak jak ona doceniana. Może nie chciała być gorsza od niej i stąd też taka radość z przystąpienia do tego rytuału. Tak czułam że chamiko fanki będą liczyć na to, że Chase będzie pierwszym. Tak na złość trochę zrobiłam ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zrobisz jak zapowiadasz :D
Też weny!!! :)))
Czeeeemuuuu, czemuuu to zrobiłaś?!?! Okej, przyjmę to, ze ktoś pomaca Kimi, albo ona kogoś. Okej, przyjmę to, że się całowała, ale too co było w rozdziale? Tak strasznie niefajneeee! >.< Nie interpretuj tego tylko tak, że nie będę Cię dalej czytać, bo będę i w sumie fajnie, że coś takiego dałaś, bo to nowość w świecie chamikowych opowiastek. Dodatkowo punkty za odwagę. :D Oczywiście pozostanę zawiedziona, no bo jakże inaczej. To Chase miał być pierwszym Kimi! XD A tu jakiś stary, paskudny dziaaad. Obrzydlistwo. I to jeszcze porównanie jego tego do pędu bambusa. XD Boli mnie, że z nim straciła cnotę, boli mnie, że zrobiła to jak maszyna, boli mnie, że możliwe nikt się o tym nie dowie! Chyba, że ten ból co odczuła Kimi po stracie cnoty będzie na tyle duży, że wreszcie się komuś zwierzy! A Gao niech zginie. Najlepiej z ręki Chase'a. xD Właśnie, kiedy on się wreszcie pojawi?xD
OdpowiedzUsuńTak poza tym rozdział bardzo fajny. Gdy tam ci niektórzy chłopcy ściemniali, że są smokami to się pośmiałam i tylko czekałam, aż odkryją, że to Kimi jest smokiem ognia. No ale fakt, jakim cudem Rai jest wybrańcem?XD Przecież to taka ciota pozbawiona inteligencji. xD
Clay jest super, widzę też, że jest bardziej od Raia rozumny. Pomaga Kimi skumać jej uczuciowe problemy. To brzmi tak strasznie naturalnie dla niej wg mnie, bo w sumie ta bidula nigdy miłości nie doznała.. Skąd może wiedzieć, kiedy prawdziwa się pojawi? No właśnie, w Klasztorze jej raczej tego nie nauczą...
Wiesz, nie wiem co myśleć o tym, że Kimi ograła chłopaków i teraz to oni się starają, żeby dostać od niej pieszczotę i jest na odwrót. xD Niby fajnie, bo króluje, ale kurde... jak można im tak dotykać?!XD Banda napaleńców z mini drągami w spodniach, które ledwo co stają. XD Beka, jak dla mnie.
Dużo wenyy na następne pisanie!! :D Nie zawiedź mnie i piiisz! Pamiętaj, cokolwiek by było, nie wolno Ci być jak Raylie i pisać jedną notkę na miesiąc. Jak na razie masz całkiem spory wynik. Lepszy ode mnie. xD
Da radę, żeby nowy rozdział pojawił się szybciej?XD
OdpowiedzUsuńCudne *-* czekam na kolejne
OdpowiedzUsuńŻal Kimiko, że się taka samotna czuje. Dobrze, że poszła do Claya, żeby pogadać o problemie. Porządny z niego chłopak. Przynajmniej ma kogoś, komu może się zwierzyć. Widzę, że dyscypliny ciąg dalszy. Nawet kiedy leje, nie odwołają treningów. I dobrze. Z cukru mnisi nie są. Co do walki Raimunda. No, znowu mnie drażnił. Jeśli rzeczywiście się nie przykładał, to jak dla mnie nie zasłużył, żeby być smokiem wiatru. Niesprawiedliwe wobec tych, którzy naprawdę ciężko pracowali. Ale pewnie to zbytnio nie ma wpływu na to, czy się będzie tym wybrańcem. I jeszcze to zadzieranie nosa przez Pedrosę. Jakby to była jego zasługa. Oj, kopnęłabym go w tyłek. Mógłby go ktoś sprowadzić na ziemię. Wcale nie jest taki świetny, za jakiego się uważa. Zarozumialec. Dalej Kimiko chodzi na spotkania tego klubu? Niby tam teraz dominuje... ale jakoś się wzdrygam na to, że ona ich tam dotyka. Brr. No i zaczyna z farbowaniem włosów. W sumie rozumiem złość mistrzów. Łamie dziewczyna pewne zasady. Jak ten zboczony grzyb Gao kombinuje, żeby Kimi poczuła się dłużna wobec niego. Niech się nie czuje. Tylko chce ją wykorzystać. Przez tych wszystkich chłopców, którzy próbowali oszukać mistrzów nieźle się uśmiałam. Tacy śmieszni byli. Jakby myśleli, że to się uda. Prędzej czy później prawda by wyszła na jaw. Że też ukaranie Gary’ego nie wystarczyło. Jeszcze jakoś tak rozbawiło mnie porównanie Mistrza Funga do strusia. Dalej. Ten Gao mógłby dać Kimiko spokój. Okropny jest. I jeszcze tym razem nie mogła tego uniknąć, bo musiał ją mistrz Xu zaprowadzić. Z tą...prezentacją Gao mnie rozwalił. Bynajmniej nie w pozytywnym sensie. Źle zinterpretował śmiech Japonki. Cóż, nie mógł wiedzieć, że ona już widziała to przez podglądanie siostry. Kurde, ciary mi po plecach przechodziły, kiedy mówił „mała Kimiko”. Scena po tym mnie obrzydziła. Wlazł w nią ten dziad. Co za...pieprzony pedofil. Przepraszam. Teraz to naprawdę mnie rozwścieczył. Wszelkie granice przekroczył. Że z nim straciła cnotę. Powinien go ktoś za to wykastrować, uciąć tego wiotkiego bambusa, no. Najlepiej Chase. :x Gryzł mnie brak samodyscypliny. To ma być jeden z mistrzów? To, że go Kimiko uderzyła, to zdecydowanie za mało. Nawet jeśli go przez przebudzony ogień poparzyła. Powiedz, że tak. Proszę. Ech. Ja pewnie jak większość miałam nadzieję, że to Chase będzie tym pierwszym... Na pewno zaskoczyłaś czytelników. Jak Layali daję plusa za odwagę. Pewnie rozczarowanie zostanie, ale nie martw się. Nie zniechęciłaś mnie do czytania. Ciekawa jestem, jak to się dalej potoczy.
OdpowiedzUsuń