Po wybiciu godziny dwudziestej
przeraziłam się nie na żarty. Cały dzień spędziłam z przyjaciółmi i wszystko
wskazywało na to, że impreza tak szybko się nie skończy. Chłopacy chcieli
szaleć do północy i wznieść za mnie wtedy kolejny toast. Próbowałam wybić im to
z głowy, ale ciężko było, bowiem szybko zaczynali nabierać podejrzeć. Byli jak
Wielki Mur chiński, którego nie da się obejść. Wiedziałam, że Chase ciągle na mnie czeka, i
że teraz jest ostatnia pora na to, żeby go odwiedzić nim pójdzie spać, przy
okazji zły na mnie za to, że o nim „zapomniałam”. Wymyśliłam więc wymówkę, powiedziałam
że okropnie boli mnie brzuch i muszę chwilę się położyć z miską przy macie.
Dodałam, że jeśli w ciągu godziny nie wrócę, to znaczy że choroba rozłożyła
mnie, a ja, by z nią walczyć, wybrałam jedyną możliwą obronne, czyli ucieczkę w
do krainy latających po kosmosie smoków. Nie mogli mnie zatrzymać zaś musieli uszanować
mą decyzje. To były w końcu moje urodziny. Na moją prośbę bawili się dalej,
wszyscy oprócz Keiko, która nie kupiła mojej bajki. Powiedziała, że chętnie
dotrzyma mi w pokoju towarzystwa, przytrzyma za rękę i doda otuchy. Spróbowałam
zasłonić się tym, że kiedy będę zwracać potrawki z teksasu przyrządzone na
grillu przez Claya, nie chcę, aby ona była przy mnie i to widziała. W końcu
odpuściła do pewnego stopnia; przyrzekła, że jeśli nie wrócę, po godzinie
przyjdzie do mnie i sprawdzi, jak się czuję. Nie miałam co jej błagać o zmianę
zdania – wiedziałam, że nawet trzęsienie ziemi nie ugnie woli mej przyjaciółki.
Ona po prostu chciała i musiała się przekonać, że jej podejrzenie, iż chce się
znów wymknąć do ukochanego, jest słuszne. Jej upartość i zawziętość dorównywały
lisowi wpadającemu do kurnika.
Pazury Tygrysa cały czas swobodnie
trzymałam w pokoju, gdyż na szczęście nikomu nie były nigdy potrzebne. Kiedy
weszłam do środka, zapaliłam świeczki na szafce przy użyciu swojej mocy, ale po
sekundzie z powrotem same zgasły. Myślałam, że mi się przewidziało i moje oczy
wciąż nęka dym po grillu, więc spróbowałam drugi raz i stało się to samo. Nagle
drzwi za mną same się zasunęły szelestem dmuchanych prze wiatr liści metasekwoji,
a ja nie miałam już wątpliwości co do tego, że ktoś mimo swej przysięgi i
ciężkiego charakteru, postanowił mnie odwiedzić. Poczułam, że ze wzruszenia nogi
się pode mną uginają, niczym po ciężkim treningu z Mistrzem Guanem. Chase nie
dał mi upaść, łapiąc mnie w objęcia i stawiając pod ścianą. Pocałował mnie
stęskniony, mocno do mnie przypierając. Prawie mnie pożerał, jakbym była jego
ulubionym tanghulu. Zachciało mi się płakać.
- Przyszedłeś – wyjąkałam w przerwach
między pocałunkami. – Chociaż mówiłeś, że twoja stopa nigdy tu nie stanie…
Przyszedłeś…
- Masz dziś urodziny, a ja uwielbiam
przyjęcia urodzinowe.
- Ty? – zaśmiałam się, szarpiąc go za czarną
tunikę, którą pragnęłam z niego zerwać. – Przecież jesteś nieśmiertelny.
- Właśnie dlatego.
- Więc wyjątkowo przyszedłeś… ale dla
mnie?
Nim odpowiedział na me pytanie, które
skończyło się długim złączeniem naszych ust, powoli wsunął mi dłoń do spodni,
by oczywiście sprawdzić, czy nie ma powodów do awantury. W końcu jego śledzący
mnie kruk szybko się uwinął i nie miał możliwości sprawdzenia, czy nie
zapuszczam się do jakiś pokoi z Guanem, czy z kimkolwiek innym.
- Dla ciebie – odpowiedział, z
zadowoleniem wyjmując suchą rękę. To był minus, za który chciałam się obrazić,
ten jego kolejny objaw braku zaufania, ale nie pozwolił mi, czyniąc mi po
chwili niespodziankę. - Co mówił Sou Ji Gan? – Zaczął ściągać
mi spodnie, a po nich majtki, zostawił mnie tylko w bluzce. Niespodziewanie
wziął mnie na ręce i pilnując, bym plecami nadal dotykała ściany, usadowił mnie
sobie na barkach. Moje nogi zawisły w dół, zadrżałam, domyślając się, co
planuje zrobić. Zapiszczałam podekscytowana niczym bambusowa piszczałka.
-
Soki kobiety to pokarm dla smoków… - Gdy to powiedziałam zanurzył się głową
między moje gorące uda. Abym bardziej przeżywała moje urodziny i zapamiętała je
jako wyjątkowe, po raz pierwszy sprezentował mi rozkosz, w jakiej wylizywał mi
norkę, pieszcząc ją językiem i pocałunkami. Z zachwytu mruczałam, chociaż nie
przestałam się bać, że ktoś nas może przyłapać. W pewnej chwili zrobiłam się taka podniecona, iż nogi
niebezpiecznie zaczęły mi wierzgać jak opętane. Nie potrafiłam ich uspokoić,
cała dygotałam jak ryba świeżo wyciągnięta z wody. Zupełnie straciłam panowanie
nad sobą. - Spadnę! – zawołałam.
- To się mnie złap. – polecił mi.
Chciałam go usłuchać, ale złapanie się go było jakimś naruszeniem zasad, jakich
dotychczas się trzymałam. On, wielki książę oferowałam mi pieszczoty, kiedy ja
byłam zwykłą mniszką. Był dla mnie autorytetem i fascynowałam się nim, dlatego
też nie śmiałam go dotknąć w taki sposób, do jakiego byłam zmuszana. A chodziło
o oparcie dłoni na jego głowie, złapanie się jego wspaniałych włosów, które
były dla mnie czymś zakazanym, rarytasem, na jaki nie zasługiwał ktoś tak byle
jaki, jak ja. Musiałam się jednak przełamać, aby rozkosz mogła trwać aż do
mojego finałowego jęknięcia. Mój wspaniały Smokożerca, mój pan, któremu byłam
bezgranicznie oddana, nie przestał ani na moment mnie zadowalać, jakbym nie
była dla niego żadnym ciężarem. Znów poczułam się jak chińska bogini.
Kiedy skończył i postawił mnie z
powrotem na ziemi, ogarnęła mnie taka żądza, że nie umiałam myśleć o niczym
innym, jak tylko o tym, żeby go pchnąć na matę. Chciałam z nim to robić, tu i
teraz, w moim pokoju. To była dziwna reakcja, choć w moim przypadku normalna;
wynikała z poświęcenia, jakiego Chase dla mnie dokonał. On nienawidził Xiaolin,
widziałam to po nim, że źle się czuł, będąc na terenie Klasztoru, a jednak
przybył, bo wiedział, że mi samej może być ciężko wymknąć się do niego tego
dnia. Przełamał w sobie bariery, co było wyzwaniem dla typów, takich jak on.
Typów z ciężkim, trudnym i ukształtowanym charakterem przez całe tysiąc pięćset
lat. Kiedy sobie o tym myślałam, ogień we mnie wzrastał, a nogi drżały od
samodzielnego zaciskania się mojej norki. Pragnęłam tej nocy dominować i
przeczuwałam, że Chase zrobi dla mnie kolejny wyjątek ze względu na moje
święto. Postanowiłam się jednak powstrzymywać, by ten wieczór za szybko się nie
skończył. Było mi ciężko, ale spróbowałam zająć nas czymś innym i ostudzić mój
temperament.
Zostawiłam go na chwilę, by przynieść
nam tortu. Ubrałam się i użyłam Opończy Cieni, aby nikt mnie nie zauważył i
zapytał, dlaczego, skoro dobrze się poczułam, że sięgam po ciasto, nadal chowam
się w swoim pokoju. Chłopaki upili się nieco, nawet Mistrz Guan wypił za dużo
wina, więc bez problemu wróciłam do Nefrytowego z dwoma kawałkami czekoladowego
tortu. Na miejscu jednak zastałam same ciemności i doznałam wrażenia, że pokój
jest pusty, a Chase się ulotnił. Zawołam go od razu, przestraszona, że zostałam
porzucona. Na szczęście odezwał się i dostrzegłam go buszującego w mojej
szafie. Zapaliłam znów świeczkę; Nefrytowy chował się w cieniach pokoju i był
niemalże niewidoczny. To był dobry sposób na wypadek, gdyby ktoś nieproszony
wszedł do pomieszczenia. Jeżeli tylko chciał, mógł stać się niewidzialny. Potrafił
do perfekcji się kamuflować, oraz do perfekcji robić bałagan w zaledwie pięć
minut. Po postawieniu talerzyków zauważyłam, że powyrzucał niektóre moje
sukienki i kimona z szafy. Wskazał następnie stos ciuchów, który się uzbierał i
stanowczym tonem obwieścił mi swój kolejny rozkaz, jakiego musiałam się
trzymać.
- To możesz przy mnie nosić, gdy mnie
odwiedzasz. Z kolei to założysz teraz. – Rzucił mi czerwoną sukienkę z czarną
koronką, która była krótka, obsypana brokatem oraz przeznaczona na dyskoteki.
Myślałam, że nie lubił widzieć mnie w zachodnim ubraniach, a tylko w takich, w
jakich prezentowałam się niczym chińska księżniczka. Mimo wszystko ubrałam tę
kieckę i po chwili stało się dla mnie jasne, że Chase chciał, abym oglądając
się w lustrze, zrozumiała, że z tak odsłoniętymi nogami wyglądam zbyt
seksownie, iż mnie samej zrobiło się wstyd. Brak przyzwyczajenia do noszenia
tego typu kiecek pomógł mi to zrozumieć; zazwyczaj ubrana skromnie przy
księciu, zakryta, aby me ciało odsłaniane było tylko dla niego, czułam się
głupio, jakbym publicznie wyszła do wszystkich naga. Nie wolno mi nosić takich
ubrań w miejscach publicznych, nawet jeśli były dla wszystkich zrozumiałe.
Większa część mojego ciała była tak odsłonięta, że Nefrytowy oznajmił, że
niedobrze robi mu się na myśl: „ile facetów, patrząc na mnie, chciało wsadzić
mi swojego kutasa.” Dodał, że mogę tak chodzić przy nim, ale przy innych mam
się ubierać stosownie, czyli skromnie. Pozostałam w tym stroju do końca naszego
spotkania. Chase lubił, kiedy się dla niego przebierałam w różne wdzianka i
odgrywałam rolę raz gejszy, raz konkubiny, najczęściej księżniczki, zaś w tym
wydaniu jeszcze mnie nie widział i napawał oczy tym widokiem.
Żałowałam, że nie mogę Chase’a
poczęstować czymś jeszcze poza samym kawałkiem ciasta. Za każdym razem, gdy
przybywałam z wizytą, kolacje w pałacu – na wyraźne jego polecenie – zamieniały
się w wystawne bankiety, a na stole pojawiały się kolejne wykwintne dania tak
obfite, że można by nakarmić nimi tysiące eunuchów z Zakazanego Miasta, lub
całą kocią armię. Rozkoszy podniebieniu dostarczały najlepsze ryby, mięsa i
wina. Pewnego razu nakazał podanie mnóstwa tygrysich krewetek, wiedząc, że było
to ulubione danie mojej siostry i obstawiał, że zapełni do syta także mój
żołądek. Niestety po niecałej godzinie łapczywego napychania się nimi,
wystąpiły u mnie objawy zatrucia pokarmowego. Brzuch rozbolał mnie straszliwie,
cera pozieleniała i przez kilka godzin szarpały mną gwałtowne mdłości.
Chase niechętnie zjadł ze mną tort i
nie było to spowodowane tym, że nie lubił ciast. Ten wypiek przygotował Guan, o
czym on doskonale wiedział. Każdy kawałek kosztował bardzo wolno, długo
smakował, niepewnie biorąc łyżeczkę do ust, jakby obawiając się trucizny.
Ciężko mu było przełknąć coś, co przyrządził jego rywal i w efekcie zostawił
niezjedzoną ponad połowę swojej porcji. Stwierdziłam, że dobrze mu zrobi
rozmowa ze mną, mi samej zależało bardzo na tym, bo go rozluźnić i sprawić, by poczuł
się u mnie komfortowo, inaczej nigdy więcej nie zechce ponownie tu przyjść.
- Wierzysz w reinkarnacje? – zapytałam
więc.
- Nie.
- A gdybyś wierzył, jak myślisz, kim
byś był w poprzednim wcieleniu?
Zastanowił się.
- Dinozaurem.
Kochałam jego żarty. Rozbawiał mnie w
najbardziej potrzebujących śmiechu momentach, w mik zapominałam o przykrościach
jakie mi wcześniej potrafił sprawić. Kiedy słowo nie wystarczało, zabierał się
do czynów. Doskonale wiedział, że mam potworne łaskotki na brzuchu, a on z
racji, że obca mu była litość, dmuchał w mój brzuch i palcami drażnił wrażliwe
miejsca. Za każdym razem śmiałam się i płakałam. Wiele razy byłam bliska tego,
żeby zmoczyć majtki moczem, ale Chase jakby wyczuwał zagrożenie i w porę robił
przerwy, dając mi odsapnąć. Doszło w końcu do tego, że wystarczyło, by się
tylko nachylił twarzą do mojego brzucha, a ja już sama zaczynałam się spinać i
śmiać, choć nic mi jeszcze nie zrobił. Miał ze mnie niezły ubaw, a ja spijałam
jego uśmiech niczym życiodajny nektar. Gdybyśmy nie byli wówczas w Klasztorze w
moje urodziny, zapewne również pokusiłby się o łaskotanie mnie. Musiało mu
brakować takiego zbliżenia, więc chyba dlatego też wtedy wylizał mnie na tej
ścianie.
Pomimo lekko złego humoru wynikającego
z przebywania na terenie Klasztoru, złożył mi życzenia i wręczył prezent –
przepięknie wyrzeźbioną broszkę przedstawiającą smoka – netsuke, przytrzymującą skórzaną sakiewkę, w której znajdował się
spisany na zrolowanym papierze wiersz Chikamatsu – siedemnastowiecznego
japońskiego dramaturga. Poemat mówił o wierności i honorze. Tylko on mógł mi
podarować coś takiego.
Takie wspaniałe netsuke musiało
kosztować majątek. Choć swym prezentem Chase wyraźniej niż kiedykolwiek
wcześniej wyraził swą miłość, wiedziałam, że jest to kolejne przesłanie, bym
lepiej była mu wierna i pamiętała o honorze, inaczej źle się to dla mnie
skończy. Zbędne ostrzeżenie, przecież ja i tak nie widziałam świata poza nim.
Podziękowałam mu i pocałowałam go. Do ucha szepnęłam mu przypomnienie, iż
jestem tylko jego i na zawsze jego pozostanę. Nic mi na to nie odpowiedział, za
to zmienił temat.
- Wiesz, że masz pokój obok mojego?
Zdziwiłam się, nabierając jednocześnie
uśmiechu.
- Obok mojego nie ma żadnego pokoju.
Po remoncie pokoje w Klasztorze
zmieniły się w małe domki, stojące w delikatnych odstępach między sobą, a
złączone jednym tarasem. Naprzeciwko miałam ogród z oczkiem wodnym i mojego
domku nie otaczało nic oprócz drzew. Moje lokum kończyło skrzydło domków
wysuwające się z izby z kuchnią i pomieszczeniem jadalnym. Najbliżej miałam do
pokoju Raimunda, równocześnie też najdalej do łazienki. Zapytałam więc go,
gdzie niby znajdował się kiedyś jego pokój, a on oznajmił, że na prawo od moich
drzwi, czyli tam, gdzie taras urywał się dla trawy, na której nie stało nic
oprócz smoczej rzeźby. Zrobiło mi się żal, że tylko tyle zostało po pokoju
Nefrytowego, a z drugiej zaskoczyła mnie jego doskonała pamięć.
- Nigdy nie lubiłem tych mat –
powiedział cicho, gdy leżeliśmy razem. Zwrócony do mnie bokiem jedna ręką
podpierał sobie głowę, a drugą głaskał mnie do snu. Miałam wrażenie, że próbuje
mnie uśpić. Wiedziałam, że jeśli tylko zamknę oczy i zasnę, Chase będzie mógł
wreszcie wrócić do siebie. Chociaż cieszyliśmy się, że jest ze mną po rozłące,
nadal męczył się, przebywając w Xiaolin. Obserwując go niemalże dostrzegałam
kryjącą się w jego zapalonych oczach ochotę na to, żeby to wszystko, może nawet
łącznie z moim pokojem, wysadzić w powietrze. Łapałam go wówczas za rękę i
próbowałam odwrócić jego myśli od ścieżki zniszczenia. Cały najeżył się,
zaciskając pięści, prężąc mięsnie i sztywniejąc, kiedy ktoś z zewnątrz mnie
zawołał, niszcząc nasz wspólny, nawet romantyczny czas. Po chwili ten ktoś
zapukał do drzwi. Chase drgnął, chcąc ruszyć w ich kierunku i możliwe, że
zrobić coś, co mogłoby mi zaszkodzić, ale w porę go powstrzymałam. Był jak taki
byk, któremu wystarczyło pokazać
czerwoną chustę, aby wpadł w szał. Poprosiłam go, by zniknął na chwilę w
cieniu, jak to potrafi robić, a sama poszłam w szlafroku sprawdzić, kim jest
ten gość.
Okazała się nim Keiko, o której
zapomniałam, a przecież uprzedzała mnie, iż przyjdzie do mnie zajrzeć. Lekko
odsunęłam drzwi i przez maleńką szparę oznajmiłam jej, że czuje się średnio i
właśnie zasypiałam. Keiko pokręciła głową, po czym wepchnęła mi się do środka.
- Potrzebujesz mojej opieki –
powiedziała, choć zaprzeczałam i próbowałam ją wygnać. Jeśli zobaczy Chase’a
będzie ogień. Nagle Keiko zatrzymała się na środku pokoju i popatrzyła na to,
co leżało przy macie. Na dwa talerzyki, o których kompletnie zapomniałam. Stała
w milczeniu a ja razem z nią i zastanawiałam się, czy już się domyśliła.
Wreszcie westchnęła przeciągle i spytała otwarcie: - On tu jest? - Nie
wiedziałam zupełnie, co jej odpowiedzieć. Bałam się, że jeśli przytaknę, zrobi
awanturę lub powiadomi Guana, a kłamać najlepszej przyjaciółce nie wypadało.
Moje milczenie i tak stało się wymowne. – Kimiko, czy ty zwariowałaś? Jeśli to
się wyda… Czy ty wiesz, czym ryzykujesz i w co się pakujesz?
- Przecież nic się nie dzieje… -
wymamrotałam cicho.
Keiko pokręciła głową, ostrzegając mnie
po raz kolejny, że to się źle dla mnie skończy. Wyszła potem bez słowa i więcej
już do mnie wieczorami nie zaglądała. Chase wyszedł z cienia i powiedział mi
tylko, że Keiko go „wkurwia”. Wróciliśmy na matę i nie rozmawialiśmy już za
bardzo. W zasadzie czuwaliśmy, czy ktoś jeszcze zaraz do mnie nie zajrzy. Nie
kochaliśmy się wiec, bo raz, że nie
chcieliśmy ryzykować, a dwa: żadne z nas nie miało ochoty. Temperament i
pożądanie, które chciałam przyćmić tylko na chwilę, rozpłynęło się na dobre
jakby było tylko ulotnym zapachem pełnika. Chase został ze mną do końca, aż
zasnęłam, wciąż ubrana w tę głupią kieckę. Kiedy nad ranem się obudziłam,
pozostał po nim tylko prezent i sterta ciuchów dozwolonych.
***
Po tym wszystkim wszyscy wróciliśmy do
pracy. Zbliżał się wielki egzamin na Smoka, po którym miałam ukończyć naukę w
Xiaolin. Jeżeli bym chciała, mogłabym uczyć się dalej i przystępować do
egzaminu na Starszego Smoka, a potem na Mistrza. Kosztowałoby mnie to dobre
czterdzieści lat, dlatego stwierdziłam, że na razie zadowolę się samym tytułem
Smoka. Później przyszłość, którą wiązałam z Chasem miała zadecydować, co zrobię
dalej. Po zdaniu egzaminu planowałam wreszcie wyprowadzić się i zamieszkać z
Nefrytowym, chociaż reszta drużyny chciała zostać. Byli przekonani, że zostanę
z nimi, bo oczywiście nikomu nie mówiłam, że się wyniosę. Ponadto
przygotowywałam się na to, że zostanę nieśmiertelna, jak mi to Chase obiecał, a
wówczas wiedziałam, że albo będę musiała z przyjaciółmi na dobre się pożegnać i
zniknąć, albo do wszystkiego im się przyznać, ale to również groziło tym, że
ich stracę. Keiko już teraz zaczęła tak jakby mnie unikać. Raz złapałam ją na
korytarzu i zapytałam, co się dzieje, a ona odparła, że musi wylizać złamane
serce, jednak poprzysięgła, że nigdy się ode mnie nie odwróci, tylko potrzebuje
trochę czasu spędzić w samotności. Miałam ochotę gniewać się za nią na to, że
próbowała w ten pewien sposób szantażować mnie i skłaniać do tego, bym wybrała
miedzy nią a Nefrytowym. Nie chciałam tracić ani przyjaźni, ani miłości,
dlatego było mi ciężko i przeżywałam jej głupie okresy. Miałam jej za złe, że
do końca nie potrafiła zaakceptować mojego związku. Ja bym nie robiła jej
takich pretensji, gdyby ona zakochała się w mężczyźnie, czego jej życzyłam.
Keiko nie potrafiła pojąć, że to, co nas łączyło, było tak naprawdę zabawą na
ponure dni.
Chase również wrócił do swojej pracy.
Po urlopie, który wziął podświadomie po tym, jak pierwszy raz poszedł ze mną do
łóżka, nadszedł czas powrotu do złego knucia,
jak podbić świat. Spotykaliśmy się różnie, czasem co tydzień, a czasem
co trzy. Za każdym razem, kiedy do niego przybywałam, Chase akurat był po walce
albo z Hannibalem, albo z Wuyą i z Jackiem. W końcu postanowił nie zwlekać, aż
Xiaolin odwali za niego brudną robotę zgodnie z przysłowiem, że jeśli chcesz,
by coś zostało dobrze zrobione, zrób to sam. I tak o to pewnego dnia Hannibala
ponownie uwięził w świecie Yin-Yang, nie znając przepisu na jego totalne
unicestwienie. Wuyi permanentnie odebrał moc i skazał na wygnanie do świata
Zachodu, w którym musiała sobie radzić jako żebraczka, czego nie mogła znieść, więc
się powiesiła. Jackowi pozwolił żyć, ale zamknął w więzieniu i odebrał cały
majątek, który postanowił wykorzystać. Nefrytowy zaczął dużo pertraktować z
politykami z różnych stron świata. Zawierał z nimi umowy, podsycał ambicje,
podsuwał plany, aż ostatecznie stworzył całą sieć opozycji, wielkich partii w
każdym kraju, które podległe były jego woli. Miał plan by najpierw opanować
cały Zachód, a potem Chiny i Japonię; oba kraje wschodu chciał zostawić sobie
na deser. Wiedział, że Xiaolin o tym, co cały czas robi zorientuje się dopiero
wtedy, kiedy zaatakuje jego kraj przodków i pragnął dopilnować, aby wcześniej
mu nie przeszkadzał. Ja oczywiście nikomu nic nie mówiłam, nikogo nie
ostrzegałam, więc w zaufaniu Chase przepowiadał mi, co wkrótce zrobi.
Czasem bałam się, kiedy słyszałam jak
opowiadał raz za razem, że już niebawem zniszczy mój dom, który nauczał mnie
Kung Fu. Dziwnie się czułam, wyobrażając sobie realizacje jego postanowień
związanych z tym, co zrobi każdej osobie, z którą się przyjaźniłam. Nie
wiedziałam czyją stronę trzymać, ani czy powinnam zostać neutralna. Przecież
Chase, którego kochałam, chciał zniszczyć moją przybraną rodzinę. Nie zamierzał
oszczędzać nikogo, jakby moje uczucia się dla niego nie liczyły. Po części
pragnęłam go wspierać w dążeniu do celu, ale moje moralne ja upominało mnie, że
to, co on robi jest złe, a w mym obowiązkiem jest go powstrzymać. Byłam jego
konkubiną, ale smokiem ognia z Xiaolin też. Sama bałam się aż do histerii, czy
ta nienawiść nie zaślepi go kiedyś i nie zdecyduje, żeby mnie również
zniszczyć. Nocami, gdy on spał, doznawałam ponownie tych obaw i bałam się do
niego przytulić. Nefrytowy Pałac, który przez jakiś czas był mi domem, zaczął
stawać mi się obcym miejscem, terenem wroga, więc zatracałam umiejętność
poruszania się po nim swobodnie. Kiedy zaś zdarzało się, że z Chasem się
kochałam, spoglądałam na jego dłonie, wyobrażając sobie w strachu, że w każdej chwili może
zacisnąć je na mej szyi. A on, wszystko
wiedzący, zachowywał się, jakby niczego nie zauważył.
Stwierdziłam, że najlepiej będzie,
jeśli powiem mu otwarcie, czego się boję. Wybrałam porę po kolacji, kiedy
szliśmy razem się wykąpać. W wannie, kiedy masowałam go od przodu mydłem, gdy
on z odchyloną głową się relaksował, zapytałam, czy mnie także zalicza do grona
swoich wrogów. Popatrzył na mnie zdziwiony, więc dodałam, że martwię się, że
mnie również pragnie zniszczyć, tak jak cały Xiaolin. Patrzyłam, jak przez
chwilę wodzi wzrokiem po wodzie i zrozumiałam, że do niego dopiero teraz
dotarło, że przecież ja też jestem mnichem i ani razu nie zastanowił się, co
powinien ze mną zrobić. Żyliśmy ze sobą tak długo w relacji pan i konkubina, że
zapomnieliśmy, iż stoimy po dwóch stronach barykady.
Zapłakałam, bo nie przestawał milczeć.
Po chwili jednak zabrał włosy z mojej twarzy, przytulił i powiedział:
- Ty jesteś moją księżniczką. Pozostań
mi wierna, a nigdy cię nie skrzywdzę.
Jego słowa mocno zapadły mi w pamięć.
Nadal jednak nie byłam przekonana, czy aby nie staje się znów złą, obrzydliwą
osobą, godząc się na cierpienie moich przyjaciół. Po tej rozmowie Chase na całe
szczęście zrezygnował z zabijania ich, domyślając się, jak mogę się czuć. Miał
zamiar tylko zniszczyć Xiaolin, czyli Klasztor zrównać z ziemią, Mistrzów
unicestwić, ale mnichom pozwoliłby żyć, a nawet dołączyć do niego. Oferował
dokończenie treningu na Smoka pod jego okiem. Kiedy to usłyszałam sama wpadłam
na pomysł, by to Chase mnie szkolił do tego egzaminu. Nie wiedziałam jeszcze na
co się godzę. On sam próbował mnie przestrzec, że to będą śmiertelnie
wyczerpujące treningi, lecz ja nie zwracałam na to uwagi. Za bardzo nakręcała
mnie perspektywa, że mogę zostać uczennicą najwspanialszego wojownika, który
zgłębił wszystkie tajniki Kung Fu. Jego samego podniecała wizję, że może mnie
wyszkolić. Niestety istniała przeszkoda, której nie umiałam przeskoczyć. Byłam
wciąż zobowiązana do tego, żeby wracać do Klasztoru a to oznaczało, że nie było
czasu, jaki mogłabym zagospodarować na trenowanie z Nefrytowym. Nie przestałam
rozmyślać nad tym, jak rozwiązać ten problem, co przyczyniło się do tego, że
treningi z Mistrzem Guanem zaczęłam sobie lekceważyć. Chase’owi oczywiście jak
najbardziej to pasowało. Jakby w nagrodę za to, że tak staram się stracić
wszelki kontakt z Mistrzem, podczas aktywowania się jakiegoś Wu, zaczął
częściej się pojawiać. Nie po to jednak, aby zabrać nam artefakt. Za każdym
razem, kiedy ja stawałam do pojedynku, pozwalał mi wygrać, iż w końcu chłopaki
zaczęli nabierać podejrzeć, dlaczego tylko ja jestem w stanie z nim „wygrać”.
Na szczęście stwierdzili tylko, że muszę być naprawdę wyjątkowa.
***
Keiko wróciła do mnie i znów zaczęłyśmy
się przyjaźnić. Do niczego nie dochodziło, jako że Chase nieustannie mnie
obserwował, a ja nie chciałam go zdradzać. Keiko dowiedziawszy się, że
przestałam przykładać się do treningów, tylko bardziej zaczęła mnie pouczać na
temat tego co dobre, a co złe. Upierała się przy swoim, że Chase ma na mnie zły
wpływ, a raz nawet zagroziła mi, że jeśli nie zdam egzaminu, o wszystkim powie
Mistrzom. Wówczas zdenerwowałam się na nią i po raz pierwszy pokazałam swe
drugie oblicze, wyhodowane w Heylinie. Uderzyłam Keiko w twarz i nakrzyczałam
na nią, że jeśli to zrobi, słono za to zapłaci. Nie wiem, co mnie opętało, ale
szybko uspokoiłam się, kiedy zobaczyłam, że moja najdroższa przyjaciółka
płacze. Padłam przed nią na kolana i zaczęłam przepraszać. Wybaczyła mi, lecz
już więcej nie odzywała się na ten drażliwy temat związany z moimi treningami i
Nefrytowym. I chociaż byłam wdzięczna za to, że dłużej tego nie komentuje,
nadal miałam żal o to, że nie potrafi Chase’a zaakceptować.
Przez wiele następnych dni, gdy spoglądałam w
lustro zastanawiałam się, kim jestem. Czy nadal byłam tą małą dziewczynką
poszkodowaną przez los? A może teraz ja stałam się mścicielem, a wszyscy wokół
mnie ofiarami? Obiecałam sobie, że będę dobra, jednak trzymałam się złej strony – sypiałam z
Heylinem. Nie wiedziałam, czy powinnam to olać i po prostu żyć własnym życiem,
cieszyć się szczęściem, które wreszcie mi dano, czy może powrócić do starego,
smutnego i nic nieznaczącego. Pytałam los o to, dlaczego szczęśliwa mogę być
tylko wtedy, kiedy trzymam z Heylinem. Dlaczego Xiaolin skazywał mnie na
cierpienie? Może od początku moim przeznaczeniem było być z Heylinem i teraz
ciężko było mi opuścić całkowicie dotychczasowe gniazdo? Dlaczego ci dobrzy
musieli cierpieć i pokutować, a źli pławić się w dostatku i na wszystko sobie
pozwalać? Moje rozmyślania kończyły się tym, że nie można być idealnym.
Pocieszałam się, że Chase nie jest w pełni zły, a więc wolno było mi go kochać.
Gdybym była w związku z Hannibalem wówczas miałabym prawo nazywać się okrutną
osobą, lecz nie przy Chasie. On był po prostu sobą i nie przejmował się
zdaniami innych. Pragnął przeżyć życie jak najlepiej, bo nie wierząc w
reinkarnacje wiedział, że ma się życie tylko jedno. Postanowiłam brać z niego
dalej przykład. Przecież tak bardzo mnie fascynował.
W końcu nim się obejrzałam, byliśmy ze
sobą już całe dziesięć miesięcy. Wytrzymaliśmy tyle czasu na rozłąkach, żadna
odległość nie przeszkodziła w pielęgnowaniu naszego uczucia. W trakcie tego
czasu Mistrz Fung odzyskał przytomność, ale nie wrócił do trenowania. Pozwolił
Guanowi przygotować nas do egzaminu Smoka. Chase źle zareagował na tę
wiadomość. Wściekł się jeszcze bardziej, kiedy usłyszał, że Guan postanowił nauczać
nas indywidualnie, bo wtedy lepiej nas przeszkoli niż na treningach grupowych.
Próbowałam uspokoić Nefrytowego, ale nie chciał mnie słuchać. Podczas mojego
pierwszego indywidualnego treningu z Guanem jego kruk nie odstępował mnie ani
na krok. I tak było podczas każdego kolejnego razu. To, co działo się z kolei parę
dni później, kiedy odwiedzałam Chase’a, zaczynało mnie przerażać.
- Tu cię dotykał. – Zaczepił mnie
nagle, kładąc dłoń na moich brzuchu, blisko biustu. – I tu. – Drugą dłoń wsunął
mi między nogi, tak jak Guan to zrobił, lecz on po prostu chciał poprawić pozycję
moich nóg. – Jeżeli on jeszcze raz cię tak dotknie, pójdę go zabić.
Był gotowy stanąć do pojedynku o mnie,
chociaż nie było takiej potrzeby. Nie dawał się za nic przekonać, że Guan wcale
się mną nie interesuje. Mimo wszystko przy następnych treningach starałam się
unikać bliskiego kontaktu z Mistrzem. Za każdym razem, kiedy próbował podejść i
poprawić mą postawę, natychmiast odsuwałam się z piskiem:
- W porządku, wiem, co zrobiłam źle.
Na jakiś czas udało mi się sprawić, by
Guan z dystansu poprawiał mi ułożenie nóg i ciała.
- Musisz się wypiąć… Bardziej.
Obawy Chase’a odbiły się na mej
psychice, że po takich zdaniach, po których Guan dodatkowo zaczynał mnie
okrążać, nabierałam podejrzeć, iż może faktycznie coś jest na rzeczy.
- Czego on cię właściwie uczy? – pytał
mnie Nefrytowy, pogrążając mnie w większych zmartwieniach. – To nie przypomina
żadnego trenowania Kung Fu. Nie uczy cię technik, a pozycji i ogląda cię w
nich. W jaki sposób ma ci się to przydać? – Niby Chase od początku kwestionował
nauki Guana, twierdząc, że czyni to beznadziejnie, a cały poziom nauczania w
Xiaolin upadł.
Pewnego dnia Mistrz Guan zarządził
dziwnie, aby nasz kolejny trening nie odbywał się na placu, a w zamkniętym
pomieszczeniu. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać, jak Chase na to reaguje,
słysząc to przez kruka. Spróbowałam odmówić, w sensie przekonać, byśmy
pozostali na dworze, aby Nefrytow był spokojniejszy. Ale Guan uparł się przy
swoim. Pomieszczenie miało dwa małe okienka, a w środku maty do ćwiczeń. Przez
jedno z okienek zauważyłam, że czarny kruk przysiada na parapecie. Dziwiłam
się, że natrętność ptaka nie zwróciła jeszcze uwagi Mistrza. Po chwili stało
się coś, czemu musiałam stanowczo odmówić.
- Najpierw rozciągniemy mięśnie. Chcę
żebyś oparła dłonie o ścianę, zgięła się w pasie i wypięła tył. Tak, jakbyś
chciała przesunąć ścianę. Chodź, ja ci pomogę.
Zaczęłam się najpierw wahać, nie
wiedząc czy ryzykować, czy nie. Czułam na sobie wzrok Chase’a, miałam wrażenie,
że zaraz wyskoczy z jakiegoś cienia i udusi mnie za zdradę. Nie chciałam dać
się jednak głupim obawom zwariować, więc spróbowałam się obrócić przodem do
ściany i wykonać pozycję. Ale kiedy poczułam dłoń Mistrza Guana na moim
biodrze, niczym porażona prądem stanęłam na baczność, zabierając swój tyłek z
jego pola widzenia.
- Co się dzieje, Kimiko? – spytał. –
Przecież chcę ci tylko pomóc.
- Naprawdę nie trzeba. Tak w ogóle to
brzuch mnie boli.
- Brzuch? Pomasować ci go?
- Nie! – krzyknęłam, choć wcale nie
chciałam i nie powinnam się wydzierać. Moje uniesienie zdziwiło Mistrza Guana.
Ukradkiem zerknęłam na okno i zobaczyłam, że kruk odleciał. Wiedziałam już co
to znaczy. Wyobraziłam sobie tylko, jak Chase zrywa się z tronu, z którego mnie
oglądał, by wymierzyć sprawiedliwość.
_________________________________________________
Możecie uznać, że przesadzam z tą zazdrością, ale jeden rozdział musiałam temu poświęcić. Od przyszłego zrobi się nieco inaczej. Mam przez to na myśli, że gorzej. Ale nie martwcie się. To największa bomba jest jeszcze daleko, więc nie drżyjcie, jeśli to robicie. :) Dajcie znać co myślicie o Guanie, będzie mi to potrzebne, bo jeszcze nie wiem, co z nim zrobić w przyszłości xd
Jakby ktoś nie wiedział co to tanghulu to proszę link.
Ja w Chinach jadłam tylko czereśnie w karmelu i w czekoladzie. Gorąco polecam, bo chociaż to owoc ma smak słodyczy i jest nawet chrupkie :D