Odliczałam pędzące jak wiatr w górach
sekundy, czekając, aż w drzwiach pojawi się Nefrytowy z wściekłością w oczach.
Bałam się tego spotkania, moje nogi uginały się, gotowe zmusić mnie do tego,
bym padła na kolana i błagalnie zaczęła mu wyjaśniać, że niczym nie zawiniłam.
Bałam się też, że samo jego gniewne spojrzenie będzie w stanie mnie zamordować.
Kompletnie przestałam zważać na Mistrza Guana, który razem ze mną obecny był w
pokoju i nie zaprzestał oferować mi swej pomocy. Odmawiałam i za któryś razem
wreszcie odpuścił. Nie przestałam zerkać na drzwi, w pewnym momencie nie
wytrzymałam i powiedziałam, że nie nadaję się, żeby dziś trenować. Uciekłam nim
Mistrz Guan zdążył mnie zatrzymać. Biegłam jak po napaści seksualnej do swego
pokoju, by w nim zgasić smutki lampką dobrej sake oraz przeczekać zapowiadającą
się burzę. Wiatr bijąc mnie po twarzy zdawał się nieść ze sobą słowa pełne
przekleństw, które Nefrytowy szykował złożyć mi i Guanowi. Byłam przekonana, że
wpadnie do Klasztoru, a także że kiedy to zrobi, postawi mnie w bardzo trudnej
sytuacji. Instynkt Tygrysa to potwierdzał. Nie byłam jeszcze gotowa na to, aby odejść
z Xiaolin dlatego wiedziałam, że będę musiała go powstrzymać przed zabijaniem
starego przyjaciela. O ile tylko na zabiciu jednego człowieka się skończy, w co
wątpiłam.
Po drodze wpadłam niechcący na Mistrza
Funga, który zapytał mnie, czemu mam minę jak rybak po złowieniu ryby mięsistej
rzece. Skłamałam, że źle się czuję i odeszłam, nie dając mu obarczyć mnie
pełnym podejrzliwości spojrzeniem. Gdy dotarłam do pokoju położyłam się na macie
i wzięłam do rąk ukochane netsuke od Nefrytowego. Ściskałam je w dłoni,
jednocześnie patrząc się na pozytywkę od Guana. Nie przyszło mi nawet do głowy
zastanawiać się, czy faktycznie mój Mistrz byłby w stanie mnie skrzywdzić. Nad
niczym się nie zastanawiałam, ani nie próbowałam na spokojnie jeszcze raz przeanalizować
treningu i sprawdzić, czy abym ja sama nie przesadziła i faktycznie nie działo
się nic złego. Jedyne, co miałam w głowie i co mną zawładnęło to fakt, że kruk
odleciał, a Guan mnie dotknął i to mogło wystarczyć, by przywołać Chase’a.
Okryłam się więc kocem, czekając na niego. Postanowiłam grać ofiarę, gdyż był
to mój jedyny unik samoobrony. Miałam zamiar kulić się w kocu, trząść, a nawet
zmusić się do płaczu, byle tylko przekonać moją awanturniczą jaszczurkę, że
padłam ofiarą molestowania, czy też próby molestowania i jestem całkowicie
niewinna. Wówczas nie gniewałby się na mnie, tyko utuliłby mnie, pocieszył i
ukochał. A tego od niego pragnęłam: czułości. Jak i ciepła i miłości. Zupełnie
nie zważałam na to, że zachowuje się kuriozalnie i nie powinnam była dopuścić
do tego, by chorowita zazdrość Chase’a tak na mnie podziałała. Przez niego
zaczynało mi odbijać.
Jednak kiedy wspomniałam Mistrza Guo
olśniło mnie, że zazdrość jaszczurki znajduje swe uzasadnienie. Albo domyślił
się mojej przeszłości, albo sam wiedział do czego Mistrzowie Xiaolin są zdolni.
Przecież on sam, Wielki Mistrz Kung Fu, nie żył w celibacie. Ćwiczenie sztuk
walk musiało tak podnosić u mężczyzn testosteron, że na widok dziewczyny po
prostu ich wąż zaczynał wysyłać do ich mózgów szaleńcze sygnały. Zastanowiłam
się jednak, czy aby Mistrz Guan faktycznie może być taki jak Mistrz Guo. Mistrz
Guan był przecież inny. Mistrz Guan był przyjacielem, który od początku
wspierał mnie i moją drużynę. Mistrz Guan nigdy nie objawiał dziwnego
zachowania. Mistrz Guan lubił spędzać ze mną czas i dużo rozmawiać. Mistrz Guan
zabrał mnie do zamkniętego pokoju, nie wyjaśniając dokładnie dlaczego plac do
naszych ćwiczeń się nie nadaje… Mistrz Guan mnie molestował…
Po godzinie zobaczyłam jak moje drzwi
lekko drgają, bo ktoś za nimi stał. Wstrzymałam oddech. Jednocześnie nadal
próbowałam silić się na łzy, gotowa poświęcić Mistrza Guana i oczerniać go,
grunt bym to ja przetrwała. Drzwi przesunęły się na bok i ujrzałam w nich nie
Nefrytowego, a Raimunda.
— Kimiko, tu jesteś! Wstawaj szybko,
twoja siostra wróciła.
Tomoko. Zupełnie o niej zapomniałam.
Zrobiło mi się słabo. Tylko tego mi teraz brakowało – powrotu mej siostry.
Dlaczego musiała wrócić w tak nieodpowiednim momencie? Miała tyle czasu i
wybrała akurat dzień, w którym groził mi gniew Chase’a? Zaczęłam kpić z losu,
który ewidentnie również kpił sobie ze mnie. A może to moja siostra posiadała
jakąś specjalną zdolność, która podpowiadała jej, kiedy wrócić, by dodać mi
największych cierpień? W tamtej chwili wolałam już, by to Chase wpadł i
urządził mi niezłą awanturę. Nie chciałam widzieć Tomoko, bo bałam się, że
odbierze mi ukochanego. Bałam się też, że cały mój związek z Nefrytowym pryśnie
jak cudowny sen, kiedy ona do niego pójdzie. Wyobrażałam sobie najgorsze, czyli
właśnie powrót romansu mojej siostry z nim. Przestałam wierzyć w wiarygodność
jego uczuć, szczerze obawiając się, że to wszystko okaże się ukartowanym
kłamstwem i Nefrytowy wcale mnie nie kochał. Mojemu strachowi nic nie było w
stanie dorównać. Nie umiałam opuścić
pokoju, chociaż wszyscy czekali na mnie, aż przywitam się z nią. Oczekiwali, że
rzucę jej się na szyję, pokazując tym samym, jak bardzo było mi jej brak. W
końcu więc wyszłam i udałam się do pokoju rekreacyjnego, przez Raimunda
nazywanego salonem. Tam moja siostra została przyjęta wręcz z miłością.
Chłopacy kłaniali jej się i oferowali pomoc z nowymi walizkami, jakie ze sobą
przywiozła. Zdążyła zrobić spore zakupy, a to oznaczało, że mogła też być już
po odwiedzinach w Nefrytowym Pałacu.
Serce mi stanęło. To tłumaczyło,
dlaczego Chase się nie zjawił oraz dlaczego mej siostrze dopisywał taki
buddyjski, słoneczny humor. Nagle utraciłam wszelką siłę w nogach i zachciałam
upaść. Świat mi poczerniał, potem stał się poblakły jak na filmach o Hiroszimie.
Myślałam, że nie będę w stanie udawać stęsknionej siostry, więc zapragnęłam
uciec, lecz nie dano mi tego zrobić.
— Cześć siostrzyczko. — Tomoko
zauważyła mnie od razu. Jej udawanie szło perfekcyjnie i gładko. Uścisnęła
mnie, nawet ucałowała w oba policzki.
— Hej… — wydukałam cicho. Jej osoba
przyprawiała mnie o odrazę i zawroty w żołądku. Myślałam ciągle na tym, co też
takiego wykombinowała, że patrzyła się na mnie z takim aroganckim uśmiechem. W
głowie bez przerwy układałam sobie najgorsze z możliwych wizje o tym, że Chase
mnie okłamał i paskudnie wykorzystał. Byłam pewna, że z tego powodu Tomoko
właśnie naśmiewa się ze mnie w myślach, i gdy wrócę do Chase’a zostanę z zimnym
sercem odtrącona, a przedtem ośmieszona. Za nic nie chciałam tego przeżywać.
Wiedziałam, że jeżeli to nastąpi, utracę wolę życia pod ciężarem hańby.
Nefrytowy był moją wolą. Bez niego moje życie znów będzie szare i smutne.
Pozbawione przygody, adrenaliny, namiętności, znaczenia.
— Tomoko, gdzie byłaś tak długo, że nie
było cię nawet na urodzinach Kimiko? — zapytał Raimundo. Prychnęłam w duchu.
Jakże on był głupi i ślepy jak starzec. Tomoko nie było na moich urodzinach, bo
zwyczajnie nie obchodziło ją nawet, kiedy są. Oczywiście musiała dalej przed
wszystkimi grać, więc szybko zaczęła grzebać w swoich ciuchach, by wyciągnąć
coś, co nadawałoby się na prezent dla mnie. Wydobyła zestaw nowych perfum i
wytłumaczyła, że musiała się spieszyć z powrotem z innego wymiaru, dlatego nie
miała czasu ich zapakować. Chłopacy kupili tę bajkę, ja nie. Jeszcze tego
samego dnia po obiedzie, Tomoko weszła do mego pokoju bez grzecznego pukania,
gdy robiłam w nim porządki, by zabrać bez słowa swe perfumy. Do granic
możliwości była bezczelna. W tamtej chwili chciałam, aby wyruszyła już do
Chase’a, i by on dał jej kosza, porzucił ją w najbardziej brutalny sposób
przekraczający moje wyobrażenia. Chciałam, żeby cierpiała, życzyłam jej tego z
całego serca, choć z drugiej strony bałam się, że to ja poznam ból zdrady.
Nie zjadłam obiadu, bo przez nerwy nie
miałam na nic apetytu. Cały dzień czuwałam w swoim pokoju z nadzieją, że
Nefrytowy się jednak w nim zjawi. Myślami wołałam moją Jaszczurkę, ale na nic
się to zdało. Tak jak wcześniej po incydencie z Guanem nie chciałam, by
przybywał, tak teraz pragnęłam go, jak świeżego powietrza. Wypatrywałam kruka
ze łzami, ale i ptaka nigdzie nie było. Całkowita pustka, jakby Chase nigdy się
mną nie interesował, a to wszystko, co z nim przeżyłam, miało miejsce jedynie w
mej wyobraźni. Szczypałam się wówczas boleśnie, by za nic nie uwierzyć w te
bzdury, które musiały być przecież bzdurami. Księciu zależy na mnie,
powtarzałam sobie. Pragnie mnie bardziej od Tomoko. Ona jest cyniczna według
niego. Na pewno uważa ją za głupią. Ona nie potrafi go tak zadowalać jak ja.
Nie ma z nim tyle zainteresowań, co ja. Na pewno w oczach Nefrytowego jestem od
niej atrakcyjniejsza. Na pewno jest dla niego tylko Tomoko, nie zaś chińską
księżniczką, jak ja…
***
Ale nie pojawił się, więc do wieczora
chodziłam jak struta. Chciałam, żeby ten dzień się już skończył, bo wierzyłam,
że gdy wstanę następnego dnia, poczuje się lepiej. Czas na pewno leczył rani, a
więc po każdym bólu mogłam się podnieść. Keiko pocieszała mnie, gdyż jako
jedyna rozumiała, jakie z mojej siostry jest podstępny wąż. Clay, Omi i Raimundo
z kolei latali za Tomoko niczym uwiedzione miodowym pyłkiem motyle. Próbowałam
zająć czymś czas i myśli rozmową z przyjaciółką o wszystkim, co się stało, lecz
nim się obejrzałam, Keiko zaczęła wykorzystywać sytuację, by się do mnie
dobrać. Próbowała zbliżyć się na tyle, aby móc muskać mnie spragnionymi wargami
po szyi. Jej dłoń na moim brzuchu pragnęła spocząć na mych piersiach.
Najdelikatniej jak umiałam odtrąciłam ją. Nie przyjęła tego najlepiej, w
zasadzie to wyszła i skazała mnie na samotne uporanie się z problemem. Na
domiar złego wieczorem musiało wydarzyć się coś jeszcze, co prawie, że
zatrzymało na dobre bicie mego serca.
— Tomoko, dokąd się wybierasz? —
zapytał ją Raimundo, który bez przerwy starał się ją poderwać. Głupia siostra
dawała mu nadzieję zamiast go spławić, za co tylko bardziej się na nią
złościłam. Lecz czy i ja nie działałam kiedyś podobnie? Gdy teraz to wspominam,
wiem, że postępowałam źle, jednak w tamtym czasie gniew przysłaniał mi
wszystko. W dodatku nie mogłam zdzierżyć tego, że wystroiła się jak na randkę.
Wymalowała twarz soczystą czerwienia, wpięła sztuczne kwiaty we włosy, ubrała
się w czerwone ruguan i otuliła pelerynką.
— Nie gniewajcie się, ale postanowiłam
się wyprowadzić i zamieszkać z kimś innym. Z narzeczonym. — Zachwiałam się i
pomyślałam, że zaraz się przewrócę.
Jak gdyby nigdy nic spakowana Tomoko
krótko i pospiesznie pożegnała się z nami. Uścisnęła mnie mocno, choć nie
życzyłam jej szczęścia na nowej drodze życia. Patrzyłam jak odchodzi, a każdym
kolejnym postawionym przez nią krokiem moje serce wołało głośniej. Przeczucia
podpowiadały mi szeptem prawdziwych sióstr, że nie mogę tak stać bezczynnie i
powinnam jak najprędzej ruszyć do Nefrytowego Pałacu. Kiedy tylko Tomoko
zniknęła w portalu, popędziłam do pokoju po Złote Pazury Tygrysa. Natychmiast
przeniosłam się do sypialni Chase’a. Zastałam ją pustą i pogrążoną w ciemnościach.
Zazwyczaj pojawiałam się w głównych drzwiach wejściowych, by oczywiście książę
mógł mnie przyjąć, pełni świadom, że go odwiedziłam. Wybierając sypialnie
mogłam trochę zyskać na czasie. Oczywiście wiedziałam, że nie potrwa to długo,
aż Chase nie wyczuje mej obecności, ale wciąż zanim to nastąpi, Tomoko zdąży
przybyć. Chciałam przekonać się, czy uczucia Nefrytowego są prawdziwe. Jeżeli
przez cały czas mnie okłamywał, zobaczę, jak wchodzi z Tomoko do sypialni, by
nadrobić czas długiej rozłąki. Jeżeli jednak złe obawy się mylą i kocha mnie
szczerze i zależy mu na mnie, usłyszę, miałam taką nadzieję, płacz Tigress Woo.
Czekałam więc, ściskając w dłoniach netsuke z poematem o wierności i honorze. Minuty
leciały, a do sypialni nadal nikt nie wchodził. Postanowiłam więc
przeteleportować się na korytarz z pagodą i z balkonem, z którego mogłam
obserwować dolny plac i drzwi wejściowe. Smocza rzeźba posłużyła mi za
kamuflaż. Z nerwów prawie bym w dłoniach stopiła netsuke, ale opanowanie spadło
na mnie niczym kubeł zimnej wody, gdy po paru minutach wrota otworzyły się.
Tomoko weszła, spóźnia z tajemniczych
powodów, niosąc ze sobą walizki. Pstryknięciem palców przywołała koty, które te
walizki miałyby zanieść do sypialni i zastąpić moje. Pozostałam schowana, cień rzeźby przykrywał mnie jak krzak.
Wargi zagryzał aż do krwi. A więc jednak, pomyślałam. Byłam dziwką na czas
rozłąki. Nikt mnie nie pokochał, jakby mnie się po prostu nie dało kochać. W
ciągu sekundy przeleciała mi w głowie cała masa pytań, gdzie popełniłam błąd.
Czy byłam za mało atrakcyjna, urocza, słodka, uległa? Gdzie zabrakło mi w
wysławianiu się, w charakterze i podczas seksu, iż Chase nawet jeżeli to
ukartował, nie zdołał w trakcie realizacji swego okrutnego planu mnie
oszczędzić? Wstałam z podłogi, żeby lepiej widzieć przyczynę mego samobójstwa.
Miałam ochotę coś wykrzyczeć, ale nie wiedziałam co.
Żaden z lwów czy tygrysów jednak nie przybył.
Za to pojawił się Nefrytowy ubrany długie czarne bianfu z zielonym smokiem na
plecach. Serce mi się skurczyło. To była chwila prawdy, decydujący o mym losie
moment. Jeżeli rzucą się w sobie w objęcie – to koniec. Tomoko wypuściła z rąk
walizki, dostrzegłam jej uśmiech. Radosnym krokiem podbiegła ku niemu.
Wtrzymałam oddech, a ona pisnęła szczęśliwa. Dotknęła go, położyła dłonie na
jego ramionach. Już miała go pocałować, aż nagle odwrócił twarz. Zapadła cisza.
Chase nie odezwał się ani słowem, moja siostra też milczała. Nie spróbowała
drugi raz.
Zobaczyłam nagle, jak Tomoko,
rozumiejąc do czego dochodzi, pada przed nim na kolana. Wystarczyło by okazał
jej oziębłość poprzez ruch głowy i niedopuszczenie do pocałunku, a ona już
wiedziała, co chce jej powiedzieć. Pojęłam jednocześnie więź jaka ich łączyła –
była tak silna i tak mocno się znali, że Tomoko od razu zorientowała się co do
jego zamiarów. Od razu… Bez żadnych słów. Wystarczyło jedno jego spojrzenie,
które miałam nadzieję nigdy nie zobaczyć, aby pokazać mi moją siostrę od
zupełnie innej strony. Nie wierzyłam własnym oczom – Tomoko wyraziła sobą coś,
o co nigdy bym jej nie posądziła; pokazała niezgłębione oddanie i uległość, na
kolanach i ze łzami w oczach błagała go, by jej nie porzucał. Cokolwiek między
nimi zaszło, cokolwiek Chase jej zrobił, pozyskał jej ciało, duszę i umysł.
Zniewolił ją tak, że go błagała. Niczym nic nieznacząca pchła bez żadnych praw błagała o litość, o
przedłużenie złudnej miłości, w którą uwierzyła, a jaką nigdy jej nie darzył. A
ja jak gdyby nigdy nic stałam i obserwowałam to z zadowoleniem. Niczego
nieświadoma, że to samo, co Chase zrobił Tomoko, robił również mnie.
Wróciłam do sypialni. Nie czekałam
długo, aż Nefrytowy również wszedł – sam. Ubrany był jak do spania, w prawej
dłoni niósł czarkę z Lao Man Long. Odczekałam jeszcze chwilę, patrząc, jak
Nefrytowy, który prawdopodobnie dochował mi wierności, staje przy łóżku i
dopija zawartość czarki. Drzwi za nim od sypialni zamknęły się. Gdyby przyjął
do siebie moją siostrę, już dawno by do niego dołączyła. A więc jednak wybrał
mnie!
— Jak długo tutaj jesteś? — przemówił
nagle, a ja podskoczyłam niczym porażona lodem. Zapomniałam zupełnie o jego
wrażliwych zmysłach, które ostrzegają go niemalże od razu o tym, czy ktoś mu
towarzyszy w danym pomieszczeniu, czy też nie. Nie było sensu próbować się więc
dalej ukrywać.
Chciałam się przytulić i żeby zebrało
mi się na płacz. Zawsze pragnęłam jawić się w jego oczach jak wrażliwa istotka
z delikatnym płomykiem w sercu, który on mógł rozpalić w łożu lub na polu
bitwy. Na co dzień miałam być jego księżniczką, choć zaraz wytłumaczył mi, że
księżniczka, która jest z Heylinu, wcale nie ma być tak bardzo słaba
psychicznie.
— Powiedz mi prawdę… — poprosiłam. — Samą
prawdę… Powiedz, co zrobiłeś z moją siostrą. Którą z nas wybrałeś? — Nie wiem
czemu, ale potrzebowałam usłyszeć to z jego słów, by mieć pewność, że wszystko
poprawnie odebrałam. Popatrzyłam jak się do mnie uśmiecha. Stałam w bezruchu,
czekając na wyrok.
— Ten wybór dokonałem już dawno. Był
trochę lekkomyślny i zbyt szybko podjęty, ale właściwy. Przekonałaś mnie o tym.
Nie płacz, księżniczka z Heylinu nie płacze, a ty jesteś moją księżniczką.
Kładł zawsze duży nacisk na wypowiadane
przez siebie słowo „moja”, jakby próbując mi wbić do głowy przekaz, który
zrozumiałam po czasie. Pokręciłam głową nie dowierzając. To na pewno był on?
Czy on naprawdę by tak powiedział? Stojąc przed nim jak kawał kolumny,
próbowałam obliczyć prawdopodobieństwo podstępu z jego strony. Zastanawiałam
się, czy mnie nie okłamuje i nie próbuje zmylić. Przecież on nie bawi się w czułości, co najwyżej okaże czułość w
łóżku, ale nigdy słownie. Cokolwiek się stało, że oświadczył mi się takim
uczuciem, nie przekonywał mnie, więc nie przestawałam płakać.
— Nie poznaję cię, przecież ty nie
jesteś taki słodki…
— Byłem bezwzględny wobec twojej
siostry. Potrzebna mi równowaga ducha, więc będę dla ciebie słodki. — Wzruszyłam
się mocniej i podbiegłam do niego, tuląc się. Powtarzałam sobie ciągle jedno zdanie:
„moja kochana, przełamująca dla mnie bariery jaszczurka”. Nie przytulił mnie jednak,
tylko od siebie odsunął. — Na więcej nie licz. Teraz idź się wykąp, bo czuć od
ciebie Guana. Znów cię dotykał…
— Jesteś zły… — zauważyłam.
— Jestem wkurwiony.
Miał gniew w oczach i to taki, jakiego
nigdy jeszcze u niego nie widziałam. Natychmiast nabrałam na skromności i
uciszyłam się. Nie miałam zamiaru go do niczego prowokować, bo wiedziałam, że w
tym stanie wszystko może go rozjuszyć, choćby moja nieodpowiednia fryzura.
Oddałam mu pokłon, by wyrazić przez to swoją uległość i oddanie. Posłusznie
udałam się do wanny, odkręciłam gorącą wodę i wlałam olejki o jego ulubionym
zapachu piżma z nadzieją, że ten zapach przywróci uśmiech na jego twarz. Zapytałam
go, czy nie chce do mnie dołączyć – bezlitośnie i krótko odparł, że nie.
Spoglądałam na niego, niczym się nie zajmował, a gdy owinięta ręcznikiem
podeszłam do łóżka, zobaczyłam, że śpi. Posmutniałam. Po cichu przebrałam się w
kigurumi pandy (chcąc sobie dodać tym otuchy) i dołączyłam do niego. Nie
czułam, by przez noc mnie przytulił. Z rana obudził się i sam zjadł śniadanie,
a kiedy zapytałam się, czemu na mnie nie poczekał, wyjaśnił zwyczajnie, że
spałam i nie chciał mnie budzić.
Zrozumiałam wówczas, że Guan niweczy
nasz związek i szkodzi nam po prostu swoim bytem. Próbowałam z Chasem otwarcie
porozmawiać, do czego on sam mnie zresztą zmusił. Kazał opowiedzieć o tym, co
się działo w tym pokoju, wyjaśnić mu, bo może to z nim jest coś nie tak i
czegoś nie rozumie. Zapytał, czy na tym polega moja przyjaźń z nim. Wyjaśniłam
oczywiście, że nie i że „chyba” Guan mnie molestował. Tak jak wcześniej planowałam, zrobiłam z siebie pokrzywdzoną ofiarę, a z Guana
bezdusznie przestępcę. Gdy to opowiadałam, Chase patrzył na mnie, jakby nie
kupował moich słów. Oczy miał przymrużone, wściekłe, choć jednocześnie
zachowujące pozorny spokój. Wreszcie wstał i bez słowa poszedł zająć się
polityką. Ja wróciłam do Klasztoru. To był pierwszy dzień, w którym każde z nas
wróciło do siebie bez pożegnania. Chciałam płakać, bo jako że byłam dziewczyną
przeżywałam wszystko dwa razy mocniej, jakby też za Nefrytowego, który znów
starał się ukryć wszystkie emocje.
Po powrocie do Klasztoru cały dzień
spędziłam w samotności w pokoju. Nikt do mnie nie przychodził i nikt mnie nie
zaczepiał. Nikt nawet nie pytał, dlaczego nie przyszłam na obiad i na trening.
Leżąc na macie i czytając zwoje z chińskimi bajkami, wspominałam Tomoko i
próbowałam odgadnąć, gdzie jest i co czuje w danej chwili. Obstawiałam, że
pewnie jest załamana i chociaż sama nie miałam z Chasem kolorowo, cieszyłam się
z jej nieszczęścia. Tego samego dnia wieczorem udało mi się wrócić do
Nefrytowego Pałacu. Chase wpuścił mnie, ale nie przywitał. Oczywiście był
zajęty, wiec koty wprowadziły mnie do środka w towarzystwie odźwiernego sługi,
który zawsze nosił śmieszne patou na głowie. Lubiłam zwierzęta Nefrytowego,
były miłe i uwielbiały zabawy, umilać mi sobą czas oraz drapanie po grzbiecie.
Miałam grupkę swoich faworytów wśród tygrysów, z którymi ganiałam się czasem po
pałacu i siłowałam w przeciąganie liny. Chase lubił obserwować mnie, gdy
figlowałam z jego kotami. O swoich wojowników nigdy nie był zazdrosny, bo był
przekonany o ich lojalności. Poza tym byli oni bardziej zwierzętami niż ludźmi,
by móc czuć do mnie jakiś popęd. Musiałam sama zająć sobie wieczór, gdyż Chase
zachowywał się, jakby miał mnie gdzieś. Nie śmiałam mu przeszkadzać w jego
pracy, więc łapałam się wszystkiego, co mogłoby mi umilić czas czekania, aż do
mnie przyjdzie.
Zrobiło mi się bardzo smutno w pewnym
momencie, czułam się trochę skrzywdzona. Leżałam w sypialni w łóżku ciekawa,
kiedy Chase do mnie przyjdzie, o ile w ogóle zechce przyjść. W jednej dłoni
trzymałam netsuke od niego i gładziłam palcem wyrzeźbionego smoka, w drugiej
pozytywkę i słuchałam poruszającej melodii. Gdy usłyszałam, że Nefrytowy
wchodzi, natychmiast schowałam prezent od Guana pod poduszkę. Nie chciałam,
żeby Chase ją zauważył i zaczął wypytywać mnie skąd ją mam. Wynikły by z tego
same kłopoty. Ale chociaż byłam w pełni świadoma ryzyka, nie przestawałam nosić
ze sobą pozytywki, bowiem chciałam, by jej smutna melodia zawsze mi
towarzyszyła, wypełniając ciszę moich wizyt w Nefrytowym Pałacu. Jaszczur przyszedł
i położył się obok. Powiedział mi dobranoc i poszedł spać, odwrócony do mnie
plecami. Doprawdy ranił mnie takim zachowaniem. Przestawałam rozumieć
kompletnie, o co mu chodzi. Zachowywał się czasem gorzej niż kobieta czy ja
sama podczas okresu – nawet ja mu nie wystawiałam takich obrażalskich scen
wiedząc, że w ten sposób stracę w jego oczach na dojrzałości. A co jak co, ale
zawsze bardzo zależało mi, by Nefrytowy miał mnie za dojrzałą pannicę, niż za
bachora – i wbrew pozorom moje kigurumi, które czasem na noc zakładałam, wcale
mi w tym nie przeszkadzało. Nie odnajdywałam dla niego usprawiedliwienia i
nabierałam ochoty, żeby skrzywdzić go, tak jak on zaczynał krzywdzić mnie.
Musiałam się jednak przyzwyczaić do jego stylu bycia. W końcu lubił się dąsać i
być niedostępnym, takie zachowanie narzucał mu Heylin. Domyślałam się, że dostrzegł
jak pogłębiła się zażyłość między nami i przez nią postanowił ją nieco
„unormować” – czyli ograniczyć.
Nadal go odwiedzałam, bowiem chociaż
zajął się swoją pracą, a mi przestał okazywać czułość, pozostawał mną
zainteresowany. Nie przestałam być jego księżniczką, o którą dbał na swój
sposób. Zapewniał mi wszystko, co potrzebowałam za wyjątkiem ciepła z serca.
Cieszyłam się, że choć trochę się do mnie ograniczył, wciąż darzył mnie
zaufaniem, więc wiedziałam o każdym jego planie, jaki wprowadzał w życie.
Traktował mnie jak jedną z Heylinu, nie
patrzył na mnie tak, jak na mnichów z Xiaolin. Jaka szkoda, że uczuciowo nie
potrafił się otworzyć, a zamykał coraz bardziej. Być może dlatego, że ja sama
miałam przed nim tajemnice, ale były one tak stare, iż sama o nich zapominałam.
Za późno zorientowałam się o tym, że Chase uświadomił sobie, że musi ograniczyć
stosunki ze mną mocniej do relacji pan i konkubina, aby w przypadku mej zdrady
serce go tak mocno nie bolało. Ja oczywiście nie przestałam zapewniać go, że
nigdy tego nie uczynię, że na zawsze pozostanę tylko jego.
***
W Klasztorze bywało nieco lepiej. Nie
było Tomoko, Guan mnie nie zaczepiał, spokojnie ze swą drużyną poszukiwałam
kolejnych Wu. Utrzymywałam z chłopakami dobry kontakt, podróżując na Dojo
często się śmialiśmy i przekomarzaliśmy. Gdy na nich spoglądałam, widziałam w
nich braci, moją prawdziwą rodzinę, jakiej nie miałam jako dziecko. Chociaż
czasem się kłóciliśmy, wybaczaliśmy sobie wszystko i trzymaliśmy się razem.
Nawet Raimundo zmienił swój stosunek do mnie, możliwe, że dzięki mej siostrze,
i przestał mnie podrywać. Stał się bratem o nieznośnym charakterze dowcipnisia,
jednak wciąż przyjacielem. I gdy też na nich spoglądałam, dostrzegałam odbicie
siebie – siostry z okrutną tajemnicą, która trzyma z Heylinem, sypia z jego
księciem, a ośmiela się wciąż nazywać smokiem z Xiaolin. Cieszyłam się myślą,
że zawsze mogę liczyć na wsparcie ze strony przyjaciół, ale czy nadal będę
mogła, kiedy poznają mój sekret? Próbowałam wyobrazić sobie ich reakcje, co by
po niej zrobili, gdybałam nad tym czy ich przyjaźń okazałaby się wierna i
niezłomna. Chcąc pozbyć się obaw, starałam się jak najlepiej pielęgnować
stosunki z moimi przybranymi braćmi, abym w godzinie prawdy nie spotkała się z zawodem. By ten zawód, jaki ja miałam
uczynić im, był tylko jednostronny.
Byłam rozdarta. Przy nich miałam ochotę
trzymać z Xiaolinem, moje myśli dopasowywały się pod Xiaolin, były jak
najbardziej takie, jakie powinna mieć
dobra mniszka. Natomiast kiedy wracałam do Nefrytowego Pałacu, zmieniałam się
diametralnie, stawałam się jakby inną osobą – taką, jaką życzył sobie mieć
Heylin i jego książę. Chase nie ingerował w moje relacje z przyjaciółmi, chyba
nawet nie wiedział, jak ostatnim czasem zaczęłam je polepszać. Był zbyt
pochłonięty swymi politycznymi sprawami. Kiedy ja uczyłam się w tygodniu w
Klasztorze, on wyruszał za granice w delegacje i umacniał swoje pozycje. Jego
sukcesy dobrze na niego wpłynęły, bo kiedy wracaliśmy do siebie, znów zaczął ze
mną rozmawiać, chwaląc mi się, czego to nie dokonał. I wtedy właśnie
orientowałam się, jaka jestem wierna Heylinowi. Nie chcąc zawieźć mego księcia,
słuchałam go z uśmiechem i pokazywałam, że cieszę się, że wszystko tak mu
dobrze idzie. Pragnęłam być mu wsparciem, o czym mu wielokrotnie mówiłam. On w
odpowiedzi odnajdywał w sobie tę namiętność, jaką mnie niegdyś obdarzył i
zaczynał mnie gorąco całować. Szczęśliwie zaczęło się z czasem między nami
polepszać, być tak kolorowo, jak dawniej.
Zbliżała się nasza rocznica i wszystko
wskazywało na to, że będziemy świętować ją jak kochankowie. Uczucie między nami
nie zgasło, a Chase znów zaczął ze mną rozmawiać jak wcześniej. Spędzaliśmy
razem czas grając w szachy, ganiając się, filozofując, czytając o ulubionych
dziełach i rozważając zawarte w nich przesłania. Lubiliśmy dużo spacerować,
choćby w milczeniu, a w łóżku kochać się lub wygłupiać. Chase wrócił do
łaskotania i dmuchania w mój brzuch na poduszkach, pod którymi wciąż znajdowała
się pozytywka. Nie trenowałam już z Guanem, bo w Xiaolin trwał miesiąc wakacji
i to najprawdopodobniej sprawiło, że Nefrytowy przestał się zamartwiać. Zrobiło
się weselej, lecz dystans pozostał. Chase musiał być tak samo rozdarty
emocjonalnie i psychicznie, co ja. Bywał czasem kochany, a czasem zimny; jak
mówiłam, był mocno skomplikowany. Pewnego razu, gdy rozmawiałam ze służącą,
Chase dosłownie wyrzucił ją z pokoju, chwytając za kołnierz. Obniósł się z nią
jakby nie była w ogóle istotą ludzką a śmieciem stojącym mu na drodze do mnie.
Przestraszyłam się, że coś się stało, może Xiaolin pokrzyżował mu jakieś plany
i chce się na mnie wyżyć. W planach miał jednak tylko zaspokojenie swej
potrzeby, nie bacząc na moje samopoczucie. Pchnął mnie na podłogę i wszedł we
mnie, nie patrząc mi w oczy, a potem wstał i bez słowa zostawił mnie na ziemi.
To zdarzało się dosyć często i po tego rodzaju chłodnych aktach kopulacji
zamykał się w swojej sali tronowej na całe godziny. Kiedy zapytałam o powód
podobnego zachowania, przyznał się do niechęci do mnie, gdyż nim zawładnęłam, i
do gniewu na samego siebie za to, że nie potrafi mi się przeciwstawić. Miałam
to, czego chciałam, zawładnęłam nad Smokożercą, uwiodłam go, ale jednocześnie
stałam się więźniem Nefrytowego Pałacu, bowiem Chase nie pozwalał mi wracać do
Klasztoru.
Wszystko przez to, że kiedy tydzień
przed naszą rocznicą byłam w Klasztorze, Guan zaczepił mnie i zaprosił na
spacer. Nie odmówiłam, choć powinnam dla własnego dobra. Przekonywałam się
jednak, że Chase przesadza i Guan to przyjaciel, który chce tylko pogadać.
Okazało się co innego. Przeczucia Nefrytowego były słuszne, a ja byłam ślepą
idiotką. Na spacerze Mistrz Guan wyznał, że mu się podobam, a on, z racji, że
mały miał kontakt w swoim życiu z kobietami, nie wie dokładnie, jak się ze mną
obchodzić, więc poprosił, bym wskazała mu drogę poprzez danie mu szansy i
pozwoliła się zaprosić na kolację. Totalnie zgłupiałam, jak po obejrzeniu
kiepskiego anime zrobionego przez ludzi na haju. Przecież on był starszy ode
mnie o prawie dwadzieścia lat. Dla Chase’a był jak starszy brat, dla mnie jak…
wujek. Odmówiłam mu najlepiej jak potrafiłam a zobaczywszy u niego zawód,
zrobiło mi się go strasznie szkoda. Pamiętałam na szczęście o swoim oddaniu
względem Nefrytowego; wprowadzona przez niego dyscyplina i zasady uległości do
naszego związku pomogły mi zachować stanowczość i oziębłość w tej
niekomfortowej sytuacji. Powiedziałam, że już ktoś jest w moim sercu i
pożegnałam go ukłonem, wyrażając szacunek, po czym oddaliłam się, nie dając mu
żadnych nadziei. Wierzyłam, że Mistrz Guan jakoś to przełknie.
Po powrocie do Nefrytowego Pałacu
zrobiło się gorąco. Towarzyszyła mi napięta atmosfera, gdyż Chase przywitał
mnie wściekły do białości. Zbliżył się do mnie, a ja pomyślałam, że bez powodu
planuje mnie udusić.
— Przecież go spławiłam! — pisnęłam
przerażona jego spojrzeniem. Cofnęłam się w kąt jak przed oprawcą. Skóra na mym
ciele krzyczała, że zaraz mnie uderzy. Jednakże nieważne jakbym się bała, Chase
nie podniósł na mnie ręki.
— Wiem, najdroższa — położył palec na
moich ustach. Przywarł ze mną do ściany i wziął w objęcia, podnosząc do góry.
Uściskał mnie mocno, a ja wybuchłam płaczem, nie wiedząc do końca czemu. Pytałam
się, po co mi była ta panika? Przecież Nefrytowy mnie kocha, okazuje mi to
najlepiej, jak potrafi. Pocałowaliśmy się i myślałam, że wszystko między nami
zacznie się znów układać, że wszystko wróci do normy. Po części wróciło.
Chase pozostał ciepły, ale uwięził mnie
i nie chciał wypuścić. Drzwi przede mną nie chciały się otwierać, jak to
magicznie czyniły przed nim. Wolno mi było wejść tylko do łazienki, kuchni,
ogrodów, sypialni, do prawie wszystkich pokoi, ale na zewnątrz pałacu już nie.
Jeżeli nie sam Chase to koty czuwały nade mną, bym nie próbowała wywarzyć
głównych drzwi wyjściowych. Skonfiskował mi Złote Pazury Tygrysa i ukrył gdzieś
w domu, w miejscu, którego za nic nie potrafiłam odnaleźć. Nadal byłam jego
księżniczką, ale jednocześnie stałam się więźniem Heylin Pałacu. Moje rozkazy
były ograniczone, służba nie chciała wysłuchać mych błagań o wolność, której
mnie pozbawiono. Ilekroć razy błagałam Chase’a na kolanach, by mnie wypuścił,
tłumacząc, że będę mieć w Xiaolinie kłopoty z powodu tak długiej nieobecności, powtarzając
że to grozi ujawnieniem naszego związku, odpowiadał krótko:
— Twój dom jest tutaj, a ja jestem dla
ciebie najważniejszy, nie Xiaolin.
Najgorsze było to, że chociaż mieliśmy
się teraz na co dzień, wcale ze sobą czasu nie spędzaliśmy. Całe dnie Nefrytowy
spędzał na załatwianiu swych spraw, wychodził nie mówiąc dokąd, wpuszczał
obcych mi ludzi do pałacu i nie przedstawiał mnie nim, jakbym nie istniała. Całe
dnie byłam sama, czułam się niczym porzucona, znudzona zabawka. Wieczorami,
kiedy do mnie wracał brał mnie tylko wtedy jeśli miał dobry humor i nie był
zmęczony. I chociaż w swych uściskach przelewał do mnie swą czułość, nie
wypełnił mi tych długich godzin oczekiwania go. O rocznicy nie zapomniał, ale
zorganizował byłe jaki wieczór, krótki, potem zerżnął mnie, od przodu, ale
zerżnął – dosłownie, w najostrzejszym tego słowa znaczeniu – dostałam niebywałą
rozkosz, ale zasiał w mym sercu strach odnośnie tego, do czego potrafi być
zdolny i jaki potrafi być brutalny. Szybko poszedł spać, nie tuląc mnie po
stosunku, czego potrzebowałam po takich zagrywkach. Przez całą noc cicho
płakałam w poduszkę z bólu fizycznego i psychicznego. Następnego dnia trzy razy
wzięłam kąpiel w gorącym mleku, żeby moje ciało przestało mnie wreszcie boleć.
Pomagały mi służące, niosąc mnie z łóżka
do wanny i z wanny do łóżka. Nie mogłam ustać na własnych nogach, więc również
do łóżka przynosiły mi jedzenie. Smarowały mi ciało kremami łagodzącymi
podrażnienia i rozmasowywały kończyny. Z matczyną delikatnością obchodziły się
z moimi piersiami, obsypując je proszkami i otulając gorącymi ręcznikami, aby
zlikwidować plamy po ściskaniu i ślady po ugryzieniach. Spoglądały na mnie
takim czułym, opiekuńczym i pełnym współczucia wzrokiem, chociaż wiem, że nigdy
nie doświadczyły tego, co ja. Mogły tylko próbować sobie wyobrazić, a jednak
solidarnie łączyły się ze mną w bólu. Byłam im za to wdzięczna, chociaż
większość moich myśli wciąż pogrążone były w strasznej prawdzie z jaką siłą i z
jakim brakiem wrażliwości Smoczy Książę może atakować.
Cieszyłam
się, kiedy postanowił pozwolić mi dojść do siebie i przez parę następnych nocy
ani razu mnie nie posiadł. Odczułam też jednak dziwne uczucie, bo gdy
przychodził tylko po to, by ze mną spać, samotność stawała się większa. Gdybym
była w Klasztorze miałabym towarzystwo w postaci przyjaciół, a tak tkwiłam sama
i dostawałam świra. Pragnęłam pomniejszyć jakoś ból w swym sercu, więc sięgałam
po pozytywkę i słuchałam jej przejmującej melodii o porzuconej konkubinie. Przechodził
mnie dreszcz wywołany wrażeniem, że moja historia powleka się z historią tej
kobiety. Pozytywka stała mi się bliższa, zapomniałam wnet od kogo ją dostałam,
liczyła się dla mnie tylko muzyka. Muzyka, która pomagała mi się uspokoić, gdyż
zamknięta na nefrytowy klucz czułam strach. Nie wiedziałam, czy Chase
kiedykolwiek zechce mnie wypuścić, a jeśli tak, to co się wówczas wydarzy.
Wiedziałam, że w Klasztorze czekają mnie kłopoty. Przyjaciele pewnie mnie
szukają, a wielcy Mistrzowie ostrzą na mnie zęby.
Jak każda mniszka uczyłam się kodeksu
zasad Xiaolin na pamięć; nawet Chase pamiętał wciąż zasady i dwa razy
widziałam, jak siedział na kanapie, wpadając w jeden ze swych letargów na
jawie, i wypowiadał je do siebie bez celu. Jeżeli zechce mnie wypuścić, za taki
wybryk czeka mnie proces. Stanę przed wielkim trybunałem składającego się z
wielkich, dziewięciu Mistrzów, którzy osądzą, czy wyrzucić mnie z Klasztoru za
zhańbienie czczonych przez każdego smoka zasad. Wówczas nigdy nie dane mi
będzie dokończyć szkolenia i nigdy nie zdobędę stopnia, bo Chase, chociaż mógł
mnie szkolić, nie ma takiej mocy, by dać mi nowy pas z nowym stopniem w Kung
Fu. Chyba że ktoś by dziewięciu mistrzów zabił.
__________________________________________________________
Jest wena! :)
Omg. Dziękuję za tak szybko dodany i długi rozdział. Co tu się nie działo? Czego ja nie czułam? Gniew, strach, ulgę, wzruszenie, satysfakcje, znów strach, a teraz chyba cierpię razem z Kimiko... Wiem też, że Chase jest zły, jednak smuci mnie, jak tak bierze Kimi na podłodze, rżnie i nawet nie przytuli. Czuję, że Kimiko będzie chciała uciec. Narazie tyle. Potem się rozpiszę. Weny.
OdpowiedzUsuńBtw wiem, że to dziwne i to na pewno nie to, co myślę, ale zasiane ziarno Heylinu kojarzy mi się z ciążą! xD
UsuńTo chyba dobrze jeżeli rozdział wzbudza tyle emocji? :) Ty mi takich też dostarczasz.
UsuńTo na pewno nie to, co myślisz... :) a może...?
Przepraaaszaaam, że tak późno komentuje! :( Możesz mnie zabić, masz pełne prawo. Ja mogę tylko zwalić winę na studia i pracę, które mnie wykańczają. xd Oczywiście rozdział przeczytałam wcześniej, więcej niż raz, bo Ciebie to tyko można czytać po parę razy. :D
OdpowiedzUsuńNa początku co prawda ciągle wstrzymywałam oddech i bałam się,że faktycznie dojdzie do jakiejś kłótni, z którą Kimi sobie nie poradzi i faktycznie skończy jak ofiara. Niezła jest z tym myśleniem, żeby poświecić Guana i wyjść cało. Podobało mi się to zachowanie, nawet jeśli było złe. :D
Co mnie baaaardzo zaskoczyło, to fakt, że w klasztorze nie zjawił się Chase, a Tomoko! Głupia pipa wróciła!:Q Ależ ja byłam zła, jak to przeczytałam... Jak zwykle przed wszystkimi udawanie... A to zabranie perfum to było wstrętne! Podła świnia. Wkurzyłam sie jeszcze mocniej, kiedy palnęła tym tekstem, że się do narzeczonego wybiera. Ha! Hhahaha! No to się przeliczyła! CHASE JEJ NIE CHCE, WOLI KIMIKO! <3
I teraz mam rozterkę sercowo-umysłową. Wszytkie zdania były tak mega ważne w nastepnych fragmentach. Jestem przerażona tym, co Chase zrobił Tomoko. To, jak przed nim padła na kolana, od razu domyślając się o co kaman... Widać, że spędzili ze sobą kawał czasu. Pewnie Tomoko też przechodziła z nim kryzysy i awantury i nauczyła się, że takie odtrącenie to zerwanie na dobre. A jak się wystraszyła i zaraz zaczęła błagać... No i następuje ten moment, w którym Kimiko mówi, że Chase robi to samo z nią... O.O Omg! Niech ona tak nie skończy. To nie tak wszystko miało być! xD Kimi miała zniewolić jego, nie na odwrót, jak to ciągle mam wrażenie. Ona boi się ciągle, ze czymś mu podpadnie, jest uległa, poświęca się i swoja kariere, żeby do niego przybyć. To facet powinien uganiać się za laską. Jeśli mu na niej zalezy, niech to pokaże. Niech jej powie, że nie chce jej stracić, i że się martwi. Ale niech powie to ze skruchą w głosie, to Kimi na pewno go ugłaszcze i zapewni (po raz tysięczny), że jej nawet przez głowę to nie przejdzie. Nie Guan psuje ich związek. On po prostu jest i trzeba go zbyć, tak jak Kimi ładnie, delikatnie to zrobiła. Teraz Chase'a kolej. Niech posłucha moich instrukcji. xD Więzienie przyszłej żony to nie jest dobry rozwiązanie!
Kimmi przypuszcza, że Chase ograniczył stosunki do relacji pan i konkubina, żeby go serce po ew. zdradzie tak nie bolało. Albo on kiedyś dostał takiego kosza, że został zdradzony, albo ma naprawdę ciężki charakter... W sumie Kimi też ma ciężki, więc idealnie do siebie pasują. XD Niestety aby było pięknie i kolorowo, jend z nich - czyli Chase, bo Kimi już za dużo od siebie dała - włączył hamulec. No więc na przyszłość - niech jej już więcej nie więzi. xD Nawet jeśli mnie to mega jara (i te teksty, twój dom jest tu a ja jestem najważniejszy) i chce, żeby ona była jego, to jednak jest to be i wcale nie pomaga w zbudowaniu trwałego, silnego związku! A JUŻ NA PEWNO, DROGA JASZCZURECZKO, rżnięcie na podłodze czy w łóżku i doprowadzeni Kimi do takiego stanu, że z łóżka wstać nie może, doda Ci tylko minusów. Nawet jeśli i w tym odnajdywałam czynniki włączające u mnie podjarkę.
Kurcze, z jednej strony tak czuje, że on chce, żeby była jego - i to jest wdeche. Z drugiej traktuje ją trochę za bardzo jak taki przedmiot. Nie liczy się z jej uczuciami. No niby chińskie relacje pan itd, i może nie mam co liczć na więcej, no ale swoje żale muszę wygłosić. :D
Chyba że to wszystko jeden jego wielki, misterny plan, który polega nie tylko na tym, aby Kimi zniewolić, ale i żeby została wyrzucona z klasztoru... Tylko jeśli chce zakończenia jej kariery, to nie wiem czemu. To, że powtarzał zasady daje mi do myślenia.
Zobaczymy, co będzie. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. :D
WENY! <3