Mistrz
Gao zastał mnie płaczącą na korytarzu z niedojedzonym jedzeniem; owsianka była
dobra i smaczna jeszcze tego pierwszego dnia, dopiero po miesiącach straciła
smak, ale nadal mój żołądek potrzebował czasu do przyjmowania większej ilości
jedzenia. Ponieważ nie trzymał w ręku bambusowej laski znów objawił mi się jako
ten miły staruszek, który nakarmił mnie pierwszego wieczora w Klasztorze, mając
na uwadze, że w końcu jestem dzieckiem o nieszczęśliwym losie. Poprosił bym
wstała i przestała płakać, gdyż łzy to oznaka słabości na jaką żaden smok nie
może sobie pozwolić. W jego głosie po raz pierwszy usłyszałam coś, co nazywa
się ojcowską troską. Usłuchałam go, jednocześnie kłaniając się potem, co w
naszych krajach było wyrazem szacunku i podziękowania. Zawsze, kiedy nie wiesz
co robić, ukłoń się, a wtedy wybawisz się z jakichkolwiek tarapatów. Z czasem
zaczęłam kłaniać się nałogowo, aż nie zaczęłam dostrzegać wartości swojej
osoby.
Mistrz
Gao poprosił, bym wieczorem przyszła do niego; wyprowadził mnie za rękę na dwór
by dokładnie pokazać mi drogę do jego pokoju. Dwa razy upewnił się, czy będę
wiedzieć jak trafić.
–
Do zobaczenia, mała Kimiko – pożegnał się z ciepłym uśmiechem. Coś w nim było
takiego, że czułam jak po moich plecach przechodzi dreszcz.
Po
śniadaniu czekała nas krótka przerwa, którą chłopcy spędzali leżeniem na matach
brzuchami do góry i rozmawianiem. Zazwyczaj przechwalali się tym, co udało im
się osiągnąć na placu, dokuczając tym samym nowo przybyłym. W pokoju w którym
spałam prócz mnie był jeszcze tylko jeden nowy: Clay. Raimundo, Liwei, Xiang
oraz paru innych chłopców, w tym Omi, który najrzadziej z nami przebywał i
szkolił się indywidualnie u Mistrza Funga, gdyż pewne było, że jest jednym z
czterech wybrańców, brali już udział w treningach i nie musieli "marnować
czasu" na uczeniu się historii Xiaolin. Według mnie pierwsze lekcja była
bardzo ciekawa i wręcz nie mogłam doczekać się następnej, która miała nastąpić
dopiero przed obiadem. Przed nim czekał mnie trening przygotowawczy do
morderczych treningów Kung Fu, na który nie zabrał mnie żaden mistrz, toteż
musiałam trzymać się blisko innych chłopaków dokładnie wiedzących, dokąd iść.
–
To jak ty masz w ogóle na imię? – zapytał Clay. Był to dzieciak pochodzący z
Teksasu o przeogromnej budowie ciała, przez co czułam się przy nim jak mysz
przy hipopotamie. Co prawda nosił xiaoliński strój w pomarańczowym kolorze
dorodnej mandarynki, ale nigdy nie zdejmował z głowy kowbojskiego kapeluszu,
nawet nie raz słyszałam w ciągu następnych lat jak to spierał się o niego z
mistrzami, którzy mieli dość oglądania tej niczym związanej z chińską kulturą
czapki.
–
Kimiko – szepnęłam wystarczająco wyraźnie, by dotarło to do jego uszu. Clay
pokiwał głową, nie dodając do końca naszej krótkiej podróży już żadnego słowa.
Po
obiedzie czekał nas trening, przed którym wszyscy mnie straszyli. Cały czas nie
mogłam oderwać oczu od europejskich chłopców oraz tych z Nowego Świata za
oceanem; wszyscy byli wysocy, o karnacji jasnej i przezroczystej niemal jak meduza, albo śniadej, oliwkowej. Nigdy
przedtem nie widziałam cudzoziemców, więc ci jawili mi się niezwykle dziwaczni
i może dlatego też nie mogłam oderwać od nich oczu. Wszystko w nich wydawało się
nieproporcjonalne, że cieszyłam się, iż jestem Japonką, a kiedy mówili, ich
głosy przypominały jęki, ale spodobał mi się błękit oczu większości z nich i
sposób, w jaki poklepywali się prywatnie na powitanie. Na myśl o tym, że będą
ćwiczyć z nami, Azjatami, daremnie próbowałam wyobrazić sobie tych bladych
olbrzymów w walce. Nieustannie się o coś potykali, jakby ich głowy znajdowały
się zbyt daleko od stóp, trudno więc było nawet oczyma duszy ujrzeć ich w pojedynku.
Na
zewnątrz niebo było jasne jak szczyty grzebienia gór zasypanych śniegiem, co
sprawiało, że zlewało się z nimi, a połyskujący dysk palił skórę na mym czole i
policzkach. Widać posągi chińskich smoków wpływały pozytywnie na naturę w tej
części świata, iż wszystko malowało się w spokojnych barwach, tworząc atmosferę
miłą, napawającą serce poczuciem bezpieczeństwa oraz miłością do wyczuwalnego
zapachu lasu rozciągającego się zaraz za murami. Z entuzjazmem przyjmowałam ten
sielski krajobraz ukazujący mi piękno Chin, gdyż w Japonii nie miałam okazji
podziwiać łona natury. To wszystko było dla mnie nowe, a jednak czułam jakąś
dziwną więź z tym miejscem, iż pragnęłam jak najszybciej się zaadoptować.
Musiałam
wpierw przywyknąć do monotonności, że codziennie wstawać będę teraz o piątej
rano, myć się i ubierać w pospiechu, w ciągu jednego dnia będę mieć trzy
treningi i trzy posiłki, a każdą przerwę wypełnioną towarzystwem świdrujących
mnie ciekawskimi spojrzeniami chłopców. Przez pierwszy mój tydzień w Klasztorze
nie przyszło mi zmagać się z ćwiczeniami fundującymi kolki, skurcze, czy
złamane kości, choć na pierwszej przygotowawczej lekcji, na którą udałam się
przed obiadem, Mistrz Xu to nam właśnie obiecał.
–
Siniaki, ból rozrywający mięśnie i połamane kości. To będziecie wyciągać z
zajęć każdego dnia, jeśli nie będziecie się przykładać!
Mistrz
Xu był stary, głośny i bezlitosny, uwielbiający Styl Modliszki. Obiecał jednak
nauczyć nas wszystkich stylów walki po trochu, a po wyznaczonym przez niego
czasie my mielibyśmy zdecydować, który chcemy do końca życia opanowywać do
perfekcji. Na pierwszej lekcji kazał nam wszystkim usiąść po turecku i zacząć
głęboko oddychać.
–
Musicie nauczyć się prawidłowo oddychać. Żadne stworzenie nieumiejące dobrze
wykorzystywać swojego ciała w oddychaniu nie zajdzie daleko. Nauczcie się oddychać
przeponą, poczujcie, jak powietrze przepływa przez całe wasze ciało. Powietrze
to potężny żywioł, który może was uskrzydlić, jeśli mu na to pozwolicie.
Powietrze to niegasnący nigdy oddech smoka.
Nie
miałam zielonego pojęcia, o czym do mnie mówi, w końcu byłam małą dziewczynką,
która całe swoje życie przesiedziała w domu, tak więc nie rozumiałam zarówno
świata, jak i siebie samej. Patrzyłam na chłopców siedzących obok mnie i
obserwowałam, co robią z nadzieją, że podpatrzę co mam dokładnie robić. Wszyscy
oddychali głęboko, nie dając mi żadnych wskazówek jak to niby mam zacząć
oddychać tą tajemniczą przeponą. Pomyślałam więc, że zacznę udawać, że robię
to, co do mnie należy, a oddychać będę w rzeczywistości normalnie. Jakimś cudem
jednak Mistrz Xu zwrócił mi uwagę.
–
Nie oczekuję od żadnego mnicha, że pierwszego dnia nauczy się prawidłowo
oddychać, tym bardziej więc nie czuję rozczarowania, że nie udało się to
dziewczynce. Do prawdy złym pomysłem, było cię przyjąć...
–
J... Ja nie wiem czym jest przepona, proszę mistrza... – załkałam.
On
wtedy znienacka zniżył się do mnie i uderzył pięścią mocno w brzuch pod
żebrami; dociskając pięść głębiej jęknęłam z bólu, czując, że jakiś mój
wewnętrzny organ cierpi duszeniem się.
–
Tutaj masz przeponę! Poczuj jak pulsuje. Napnij brzuch i zacznij nią oddychać!
Nie
podchodził już do mnie więcej, zatem nie wiedziałam do końca lekcji czy
wreszcie udało mi się nauczyć oddychać przeponą czy też nie. Wiem, że
rozpłakałam się, gdy tylko zabrał rękę, a mój płacz przeszkadzał innym
towarzyszącym mi chłopcom, którzy chociaż też byli tutaj nowi, nie podzielali
ani mojego strachu, ani trudu w zaadoptowaniu się do nowego środowiska.
Zabawne, bo nawet taki Teksańczyk jak Clay radził sobie lepiej ode mnie, choć
był z drugiego końca świata. Czyżby kobiety naprawdę były słabszą płcią i
wszystkie opinie o nas zarówno w Japonii, jak i w Chinach były prawdziwe? Za
nic nie chciałam w to wierzyć i za nic nie chciałam godzić się z losem, z jakim
mężczyźni chcieli mnie związać. Nie dam zrobić z siebie kury domowej, która
poza byciem uległą mężczyźnie nie nadaje się do bycia nikim więcej. Wiedziałam
już wtedy, że jeśli pozwolę im zrobić z siebie popychadło, będę nieszczęśliwa.
Niestety potrzebowałam paru lat na wykorzystanie atutów, które podarowała mi
przyroda, choć pewne znaki podpowiadające, co jest moją mocną stroną,
otrzymywałam jeszcze w dzieciństwie.
Na
obiad podano wyśmienite jedzenie, mianowicie maleńkie małże, tak miękkie, że
niemal nie trzeba było ich gryźć, omułki w morskim sosie gotowane na parze,
jedwabiste ostrygi i pożywny gulasz. Objadałam się – to znaczy: jadłam ile
mogłam – ugotowanymi jajami długowieczności i gęsimi jądrami, duszonymi i
podawanymi w postaci smakowitego kleiku z ryżem o smaku migdałów. Może jestem
Japonką, ale żołądek z całą pewnością mam chiński, bo uwielbiałam wszelką
rozmaitość dań serwowaną w porze obiadu w Klasztorze; żałowałam tylko, że na
śniadanie zawsze była ta przeklęta owsianka.
Po
obiedzie oraz po popołudniowym treningu udałam się do Mistrza Gao, tak jak to
wcześniej mi nakazał. Ciekawa byłam celu naszego spotkania, idąc do niego
doskwierała mi trema. Wymknęłam się z pokoju nie wzbudzając podejrzliwości ani
zainteresowania żadnego z chłopców, po czym wybiegłam na zewnątrz; niebo
przybrało już barwy kobaltowej i zawisły na nim pierwsze gwiazdy. Małe światło
paliło się w pawilonach mistrzów, z których jeden odosobniony od nich
najbardziej z widokiem na jeziorko miał otwarte wejście. Weszłam do środka
oznajmiając o swoim przybyciu.
Mistrz
Gao chciał, żebym rozebrała się do naga i stała przed nim nieruchomo, zabronił
mi też cokolwiek mówić. Czułam się dziwnie stojąc tak przed nim, gdy on
siedział na drewnianej kanapie i przyglądał mi się, dzierżąc w prawej dłoni
bambusową laskę gotową w każdej chwili do wymierzenia mi ciosu za każde
nieposłuszeństwo, jakim było na przykład zakrywanie się rękami. Dostawałam wtedy
po kostkach; choć bolało mnie strasznie, nie raz nie mogłam powstrzymać rąk,
które same lgnęły do mego krocza żeby zasłonić je przed spojrzeniem jego
czarnych jak smoła oczu. Przełamywałam się, by sprostać zadaniu i stać
nieruchomo na baczność przez kilka minut, aż nie nacieszył się wyglądem mojego
małego, dziesięcioletniego ciała, wypijając do końca swoją herbatę. Miałam
wrażenie, że robię źle słuchając go, ale był Mistrzem, a wszystkich Mistrzów
należy słuchać. Był też mężczyzną, a każda kobieta mężczyźnie musi być
bezwzględnie posłuszna. Czy to nie była jakaś ironia, gdyż właśnie tego robić
nie miałam? Te fakty w połączeniu z moją własną kulturą wyniesioną z domu
pomogły mi zapanowywać nad wstydem, a umiejętność ta przydała mi się nieraz
jeszcze w wielu innych trudnych sytuacjach. Z czasem nauczyłam się całkowicie
zapomnieć o wstydzie i delektować się dziwnym, elektryzującym zjawiskiem, który
wraz z wiekiem nasilał się w moim podbrzuszu sprawiając, że bliski kontakt z
mężczyzną lub odsłanianie przed nim ciała mnie podniecało.
Mistrz
Gao poprosił, bym przychodziła do niego zawsze raz w tygodniu o tej samej
porze, jednocześnie zabronił mi komukolwiek o tym mówić. Robiłam to co chciał,
bo nie widziałam powodów, dla których miałabym się nie słuchać swego mistrza.
Czasem kazał mi stać i się nie ruszać, czasem zaś siadać rozkraczona na macie,
bym mogła swobodnie palcami rozsunąć wargi sromowe i pokazać mu swoją norkę. Tę
czynność powtarzałam potem w łazience, którą szczęśliwie posiadałam na
wyłączność; siadałam wtedy przed lustrem i badałam, jak zbudowana jestem między
nogami, próbując sobie jednocześnie wyobrazić, gdzie dokładnie wchodzi wąż, a
którą dziurką wychodzą dzieci.
Pewnego
razu wizyta u Mistrza Gao zakończyła się moim płaczem, gdyż po tym jak nakazał
mi usiąść przed nim okrakiem, zaczął dotykać mnie t a m swoją bambusową laską.
Momentami zadawał mi ból, kując mnie nieudolnymi próbami wepchnięcia ją we
mnie. Kontrolujący mną strach sprawiał, że się odsuwałam, zaczęłam płakać, sama
nie rozumiejąc do końca czemu, a on wtedy bił mnie tą laską po głowie,
ostatecznie dając jednak za wygraną. Jego pieszczoty w ogóle mi się nie
podobały, więc za wszelką cenę starałam się unikać z nim kontaktu.
Pierwszy
rok w Klasztorze zleciał mi całkiem szybko, choć nie było łatwo z
natarczywością Mistrza Gao, ani z nadążaniem za innymi chłopcami podczas
treningów. Szybko zatęskniłam za lekcjami historii opowiadanymi z pasją przez
Mistrza Po, zwłaszcza za słuchaniem o mitologii chińskiej, która była podobna
nieco do Japońskiej, tak samo barwna i fantastyczna, pełna smoków. Zawsze
lubiłam zaglądać sobie w wolnych chwilach do biblioteki, a następnie wyciągać
zwój z legendami; najczęściej czytałam o Nefrytowym Cesarzu, którego uważało
się za Smoczego Króla. Miał on pod swoimi rządami armię smoków, w tym również
cztery główne smoki, które jednak w jego legendzie poświęcone były czterem
kierunkom świata: północy, południu, wschodowi i zachodowi. Uwielbiałam
wyobrażać sobie jak to Nefrytowy Cesarz ciekawski świata po którym nigdy nie
stąpał, zszedł raz na ziemię prosząc, aby stawiły się przed nim najciekawsze
zwierzęta zamieszkujące planetę. Wydały mu się nie tyle interesujące, co
piękne, tak więc każdemu z osobna poświęcił jakiś znak zodiaku, które dzisiaj
pomagają ludziom wyznaczyć im swoją życiową drogę. Zwoje stały się moimi
jedynymi przyjaciółmi, bo choć mogłam liczyć na szczerą uprzejmość ze strony
Mistrza Funga, nigdy nie komu nie potrafiłam zwierzyć się ze swoich problemów,
a zapisane zwoje pomagały mi chociaż od nich uciec. W tym długim, otoczonym
nijakimi ogrodami kompleksie budynków znalazłam dla siebie miejsce właśnie w
bibliotece, choć cały Klasztor okazał się ciekawszy, bardziej urozmaicony niż
mój dawny japoński domek.
Zgodnie
ze swoim wcześniejszym postanowieniem obcięłam włosy, spróbowałam wtopić się w
otoczenie, ale nigdy nie udało mi się przejąć zachowań chłopaków; były zbyt
obrzydliwe, bym mogła w pełni być jak oni. Pomimo tego że obcięłam włosy każdy
i tak mnie rozpoznawał, a to wszystko przez oczy, bo żaden Chińczyk czy
Japończyk nie miał oczu jaśniejszych od koloru herbaty. Poza tym wszyscy byli
ode mnie wyżsi, nawet ci młodsi mnisi; zdziwiłam się, że Chińczycy choć podobni
do nas, Japończyków, wzrostem przewyższali nas o dobre parę centymetrów i gdyby
nie obecność dzieci z Zachodu, byliby jedynymi tutaj wielkoludami. Czasem
starałam się chodzić przy nich na palcach, żeby nie czuć, jak bardzo odstaję od
reszty pod wieloma aspektami, nie robiąc sobie nic z bólu w palcach
odzywającego się każdego wieczoru. Łzy wylewałam z siebie nie raz, a to z
powodu nieuprzejmości kolegów, a to z uwag ze strony mistrzów; żaden nie
wierzył, że zdołam kiedykolwiek osiągnąć wyższy poziom w Kung Fu, dlatego
czasem, gdy nie miałam już siły biec za resztą, któryś z nich zabierał mnie do
kuchni i kazał sprzątać podłogę mówiąc, żebym tu dokończyła swój trening. Omi
który szkolił się indywidualnie szybko zaczął się pysznić i denerwować tym
wszystkich innych chłopaków, w tym również mnie, lecz na szczęście wkrótce
został od nas odseparowany, bo ktoś tak zdolny zasługiwał na osoby pokój w
innym skrzydle. Między innymi też dla tej nagrody zdobycia dla siebie czterech
ścian na własną wyłączność, pompowałam z siebie sił ile się dało, tonąc w
własnym pocie, bólu, oraz zmęczeniu, a każdy siniak czy zbicie kończyny witałam
z uśmiechem. Nie chciałam być słaba, nie chciałam być taka za jaką wszyscy mnie
uważali, choć nigdy nie zechcieli mnie poznać. Pierwszy rok był trudny, ale
potrzebny bym mogła dostosować się do rytmu nowego otoczenia, a tęsknota za
domem stopniowo przestawała mi doskwierać. Potrwało trochę nim przywykłam do
braku ojca i siostry. Z początku obecność samych chłopców była dla mnie
atrakcją, nowością, ale wnet zrozumiałam, że nieco brakuje mi nieustającego
trajkotania i ciągłego robienia dramatów z mojego powodu przez ojca czy
siostrę. W nowym miejscu wcale nie miałam łatwiej, ale pocieszałam się myślą,
że nienawiść którą darzy mnie płeć przeciwna wynikała z przekonań i nie była
tak głęboko w nich zakorzeniona, bym nie mogła z nią walczyć; w domu cokolwiek
bym nie zrobiła, zawsze pozostałabym matkobójczynią. W Klasztorze czas był moim
sprzymierzeńcem, bo wraz z mijaniem miesięcy i moim dojrzewaniem, chłopcy
zaczęli robić się dla mnie milsi, a nawet zapragnęli mego towarzystwa.
Z
czasem nauczyłam się pewności siebie, a wszystko zaczęło się pewnego wieczoru,
gdy to miałam jedenaście lat; zwabiona hałasem wymykających się po kryjomu
chłopców z pokoju pod osłoną nocy, poszłam za nimi, skradając się niczym mała
myszka; po raz pierwszy moje małe stópki do czegoś się przydały, bo podłoga ani
razu pode mną nie zaskrzepiła. Zobaczyłam, jak chłopcy z mojego pokoju scalają
się w większą grupę ze starszymi chłopcami w wieku nawet siedemnastu lat.
Jeszcze starszych nie można już było w Klasztorze spotkać, gdyż ci uciekali z
niego nie mogąc dłużej wytrzymać celibatu, albo byli wysyłani do innych
Klasztorów dokończyć szkolenie na pospolitego mnicha; tutaj po osiemnastym roku
życia mieli zostawać tylko ci, w których wykryto obecność smoka. Przekonałam
się na własnej skórze, jak celibat działa na dojrzewających chłopców, ba! na
Mistrza Gao też działał. Idąc więc dalej za grupą nie mogących spać mnichów,
doszłam z nimi do piwnicy pod zachodnim skrzydłem Klasztoru, w którym
przechowywane były alkohole, wykorzystywane do oczyszczania ran lub do
składania w ofierze smoczym posągom. Chłopacy spotykali się tam o zmroku by
popijać niewielkie jego ilości, którymi większość dawała radę upijać się do
nieprzytomności; dziwiłam się, że żaden z Mistrzów nie odkrył jeszcze ginących
zapasów trunków, bo lubili spotykać się tam czasem aż cztery razy w tygodniu.
Schodząc za nimi do piwnicy od razu zostałam odkryta przez Chai Siyu,
szesnastolatka o oczach blisko siebie osadzonych w kolorze ciemnych podnóży gór
Song. Miał ciężką rękę oraz wredny charakter, a więc był wściekły z początku
tym, że odkryłam ich sekret, ale przewidując we mnie groźnego przeciwnika,
który mógłby o wszystkim donieść jakiemuś mistrzowi, pozwolił mi do nich
dołączyć i zostać młodszym członkiem klubu. Ceną wstępu do ich męskiego rytuału
miało być pozwolenie, by chłopcy dotykali mych piersi i pocierali mnie dłońmi
między udami. Obecny tam również Raimundo oznajmił mi, że inicjacja chłopców
polegała na skaleczeniu palca i łączeniu krwi, uznał wszakże ten obrzęd zbyt
trudny dla dziewczyny. Kiedy Chai Siyu zbliżył się do mnie po raz pierwszy,
niezdarnie rozpiął mi tunikę i położył spocone dłonie na mych malutkich
piersiach. Widziałam, że był podniecony, gdyż drżał na całym ciele, ale nie
patrzył mi w oczy, więc nie mogłam dzielić z nim tego przeżycia.
Przez
ponad połowę nocy paliliśmy ognisko i w żelaznym kociołku podgrzewaliśmy
alkohole, w tym japońskie sake, a gdy alkohol zaczynał wrzeć, dorzucaliśmy
pokruszony imbir. Uwielbiałam, kiedy napój bulgotał i ekscytowałam się ciepłem,
jakie ogarniało mnie w chwilę po wypiciu szklanki. Czasem chłopcy śmiali się z
tego, jak potrafiłam nieraz wykrzywić minę z niesmaku, ale szczęśliwie szybko
zaskarbiłam sobie ich sympatię, a macanie mnie przyczyniło się właśnie do tego,
że stali się dla mnie milsi.
________________________________________________________
Nooo.... I co wy na to? :)
To chore. xD
OdpowiedzUsuńTo znaczy, Twój pomysł jest absolutnie genialny i jak najbardziej rozumiem zarówno sytuację Kimiko, jako nadal nieświadomej, na co facet może sobie pozwolić, a na co już nie, jak również postępowanie chłopców, których swędzi między nogami, no a obecność dziewczyny, nawet takiej młodej, dziecka właściwie, budzi ich naturalną ciekawość. Mówisz, że dzieciństwo Kimi wpłynie mocno na jej późniejszą osobowość? Kurde, to aż się boję, jakie będą jej relacje z Chase'm. xD Czy będzie uległa w stylu: chcesz się pogapić na norkę? Luzik, robiłam to sto razy przed mistrzuniem Gao. Czy może nabierze właśnie takiej mega pewności, że uszczypnięcie w pośladek skończy się awanturą. xD Czułam, że samotna przechadzka nocą do starego pryka skończy się czymś pedofilskim, lecz do ostatniej chwili liczyłam, iż moje obawy się nie potwierdzą. Skoro wszyscy tam zachowują się wobec Kimi tak podle i wykorzystują na każdym kroku na każdy możliwy sposób, coraz bardziej zastanawia mnie, jaki Chase będzie mieć wobec niej stosunek? Widzę dwie możliwości: albo zdyskwalifikuje ją już na dzień dobry(ciekawe, jak się poznają xD), albo zachowa się ciut bardziej po europejsku i zamiast uległej, słabej posiadaczki norki dostrzeże w niej kurde wartościowego człowieka. Mam nadzieję, że nie okaże się niewyżytym chłoptasiem, a właśnie mężczyzną, traktującym płeć piękną jak księżniczki. ^ ^
Jeju.... Co to za afera będzie, jak Kimi dostanie okres? ;Q Jak wszyscy zobaczą, że jej tam włosy rosną. A jak Gao zechce ją rozdziewiczyć? T.T A jak któryś z chłopców pokusi się o to samo? T.T w mojej świadomości Kimiko zawsze jawiła jako taka czysta, nietknięta, którą Chase wprowadza w sypialniane podwoje. Niszczysz mi te wizję skutecznie. Brawo. Naprawdę dobrze piszesz. Wzbudzasz w czytelniku emocje, niepewność, pytania.
Weny! <3
PS: Klasztor Xiaolin nie taki niewinny jak się wydaje. Młodzież szaleje. Nauczyciele szaleją. Chase dorastał w takiej... placówce? XD Czasy się zmieniają pod względem zabawek, ale mechanizmy ludzkie już nie. Kto wie, co się tam za jego czasów nie wyprawiało.
OdpowiedzUsuńA jeśli było grzecznie i nienagannie, to Dashi przewraca się w grobie. xD
Witaj ^^ Bardzo podobają mi się Twoje reakcje, domysły i obawy. Niczego nie mogę zdradzić żeby nie umniejszać zabawy :)
UsuńJak Wy o tego Chase'a wypytujecie... xD Ale fajnie, bo pomęczę Cię trochę. Jeżeli chodzi o włoski to Kimiko jest Japonką, późno się pojawią i w małych ilościach, już nie bedę gadać czy się rozwinie. Tak właśnie wiem że u Ciebie na blogu Kimiko jest dziewicą, choć zaliczyła psoty jako osiemnastolatka ^^ Niestety nie piszę tak dobrze jak Ty a bym chciała :)
Weny :)
Podobają? XD To zapodam Ci ich jeszcze parę, bo właśnie mi przyszły do głowy. No to, w jaki sposób Kimiko odkryje swoje kobiece atuty, skoro jest odizolowana od jakiegokolwiek kobiecego wzoru? Ja już jako przedszkolak lubiłam przeglądać katalogi z modą, fascynowałam się tymi wysokimi butami, eleganckimi spódnicami, kocim makijażem, pomalowanymi paznokciami, wyobrażając sobie siebie w takich strojach, kipiąca wytwornością i zmysłowością, na którą lecą faceci. XD Tu też nawiążę do Chase'a: księciunio na pewno jest wzrokowcem i dobrze by było, gdyby Kimi go uwiodła choćby długimi włosami. xD Niewyżyci koledzy-pedofile i nauczyciele-pedofile nie nauczą ją malować się, ba, pewnie nawet w tusz do rzęs nie zaopatrzą. Kimi wyrośnie na niezadbanego Kopciuszka o sylwetce prawdopodobnie pozbawionej tych fajnych zaokrągleń przez mordercze treningi. xD
UsuńToż to nie klasztor. To burdel. xD Nocne libacje i pocieranie 11latek. Coś wstrętnego. W 100% rozumiem koncepcję oraz powody, dla których znudzone dzieciaki pozbawione moralnych wzorców pchają się w takie rzeczy, no ale i tak to paskudne, niemniej plus dla Ciebie, że poruszasz taki problem. W takiej chwili bardzo się cieszę, że urodziłam się w cywilizacji wyrosłej na wartościach chrześcijańskich, gdzie rozwiązłość i problem alkoholowy jest mimo wszystko jako tako trzymany w ryzach. Słabiutkich, no ale jednak. Azjaci to tam się widzę nie przejmują, hulaj dusza, życie jedno. xD Nawet mistrzowie nie wydają się wpajać dzieciom zachowań związanych z dojrzewaniem i dorosłością, jakby taki aspekt nie istniał. Przecież muszą sobie zdawać sprawę, że dorastający ludzie mogą już odczuwać potrzeby, no a jedyna panna w promieniu kilkudziesięciu(? XD) km zwiastuje problemy, dodajmy do tego piwnice wypełnioną trunkami. Brakuje jeszcze dilera.
Z każdym rozdziałem jestem coraz ciekawsza Chase'a. To silniejsze ode mnie. XD Twój blog tak na mnie działa. Długo będę czekać? XD
Oki, rozumiem, to rasa biała jest owłosiona jak małpy xDDD Pewnie Kimi nie będzie miała potrzeby depilacji w takim miejscu. :3
No popsociła, ale nietknięta jest, nadal gotowa oddać skarbik swemu jedynemu mężczyźnie. xD Niepokoi mnie ciut zdanie, że Kimiko podniecała obecność facetów i odsłanianie im tego i owego. Do czego ona się posunie? A może ją zgwałcą? T.T
Piszesz bardzo dobrze. Czy Ty już kiedyś bloga prowadziłaś? Masz już wyćwiczony styl. Zobacz sobie moje początki na Xiaolin-iv-sezon. XD Poooorażka. XD
Dziękuję, pozdrawiam! :D
Hehehe... To jest wlaśnie to co mi się podoba, czyli że Kimiko będzie to odkrywać w zupełnie inny sposób. Nie martw się tak o Chase'a. Zobacz jak na tutejszych chłopaków w Klasztorze działa już teraz. Musisz mi zaufać. Staram się jak najlepiej zbudować klimat, pokazać że to zupełnie inny świat i osiągnąć dzięki temu to, że wszystko może Was zaskoczyć. Nie mogę Ci więc powiedzieć kiedy pojawi się Chase. Rozumiem że to zdanie Cię zaniepokoiło, ale niestety tak się wlaśnie z Kimiko dzieje. Wpływ ma na to podglądanie siostry. Podobało jej się. Teraz jest dzieckiem które nie wie, że to co robią jej koledzy i mistrz jest złe, więc jedyne co może czuć to wlaśnie podniecenie. Może z czasem sama dojdzie do tego, może nie. Z człowiekiem czesto jest tak że część rzeczy odkrywa sam, wszystko zależy od charakteru z jakim się urodził. Z czasem zobaczysz co Kimiko zrobi w tej sprawie.
UsuńPisałam własne książki, które siedzą w szufladzie oraz bloga. Pisałam dawno temu o własnej shiningami z anime Bleach, za czasów Onetu byłam raz oceniającą. Dobrze że tych moich ocenek już nie ma xD
Miodzio, ale i tak wiedz, że nie mogę się doczekać wejścia jaszczurki! XD <3
UsuńBawiłaś się w ocenki? Podziwiam. :D
Dopiero 23 rozdział? ;-: Uschnę.
Bardzo szybko teraz publikowałam, cyborgiem nie jestem i choć Twoje komentarze są wspaniałe nie dam rady publikować co tydzień rozdziałów :( Chyba że będę pisać krótsze.... ale wydaje mi się, że wtedy tak mało będzie się w nich dziać :/
UsuńNieeee! xDD
OdpowiedzUsuńJak na początku myślałam jeszcze, że mistrz Gao okaże się fajnym typkiem, tak teraz go nie cierpię. Co za pedofil... Jak można wykorzystywać w ten sposób małą dziewczynkę? Jeny, chyba jest tam jakiś zakaz, co? Mam nadzieję, ze Kimi o wszystkim komuś wypapla. xD Ja jestem ogromnie ciekawa, jak to sie potem odbije na jej psychice. Skoro już siada przed lustrem i się tam bada, to widać jak jej to w głowie siedzi. W dodatku te spotkania z chłopakami przy alkoholu... Wgl co to ma znaczyć, ze macanie jest łatwiejszym rytuałem niż ukłucie w palec?XD Czy ten Rai siebie słyszy? Pewnie to zaplanował, dureń jeden.
Ogromnie mi jej szkoda. Nie dość, że ją wszyscy macają, to jeszcze mają za słabą. Ten mistrz od stylu Modliszki (ciekawe w jakim stylu Kimi będzie się dobrze czuć tak btw) był wredny z tą przeponą. Rany... Wszystkiego już oczekują od nowych mnichów. x.x Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co czuła, kiedy po porażkach odsyłali ją do kuchni i tam kazali "ćwiczyć". Nie chcę, żeby Kimi popadała w kompleksy, ani obcinała sobie włosów! No błagam. Chase lubi długie włosy. XD No i żeby nie wpadła w alkoholizm... x.x
Strasznie podoba mi się z kolei to jak Kimiko postrzega wszystkich innych. Zwłaszcza, gdy przychodzi jej opisać kogoś. xD Kręci mnie też strasznie jej czytanie o Nefrytowym Cesarzu... Prawie jakby czytała o Chasie!XD Nie dośc, że cesarz, to jeszcze zielony. xD Przynajmniej w zwojach znajduje pocieszenie i może odciąć się od problemów tego zdemoralizowana świata klasztoru. XD Kurde, tego w bajkach nie pokazują!XD
Ogólnie super mi się Ciebie czyta, mam nadzieję, że nigdy nie przestaniesz. Chcę, żebyś odprowadziła tę historię do końca. Jeśli tego nie zrobisz, będę Cię prześladować! xD
A, właśnie. Jaja długowieczności rządzą.
I dziękuję za szybką publikacje! <3
Zakaz jest, ale czy Kimi komukolwiek o tym powie? To w końcu mała dziewczynka, która jeszcze poznaje świat i nie wie jak co działa, co dobre a co złe.
UsuńHehehe... Postępowanie Raimunda też ma na celu pokazanie, że chłopacy w jego wieku lubią sobie myśleć, że są we wszystkim lepsi od dziewczyn :) Czy kryło się za tym coś jeszcze? Kto wie...
Właśnie chcę, żeby ten blog był takim zbiorem rzeczy, których w bajce nie było, a mogłyby się stać, gdyby nie fakt, że w końcu to jednak była bajka dla dzieci. Takie uzupełnienie :)
Dziękuję bardzo hihi ^^
Nie martw się, mam dużą wenę na bloga!
Gao. Niby na początku wydaje się być sympatycznym starszym mistrzem, który potrafi wykazać się troską. Z płaczem. Znowu. Nie wiem, jak to w Chinach wygląda. W Japonii chyba jest to widziane jako słabość. Raczej ignoruje się czyjś płacz (może dzieci jeszcze nie). Zwrócenie na niego uwagi, próba pocieszenia może być dodatkowym upokorzeniem. Wracając. Dosyć szybko nabrałam podejrzeń względem Gao. Konkretnie po tym:
OdpowiedzUsuń„— Do zobaczenia, mała Kimiko — pożegnał się z ciepłym uśmiechem. Coś w nim było takiego, że czułam jak po moich plecach przechodzi dreszcz.” — Już się zastanawiałam, co mu chodzi po głowie. Reakcja Kimiko. Jakby ją instynkt ostrzegał, że nie powinna tam iść. Problem, że mistrzom należy być posłusznym. Okropne, że się okazał zwykłym pedofilem. Tak wykorzystywać małą dziewczynkę. I jeszcze to, że ją bił, kiedy próbowała się zasłaniać. Za naturalne odruchy. Oj, dobre miała Kimi wrażenie. Już całkiem przegiął, gdy jeszcze tą swoją laską zaczął ją... No brak mi słów. Dobrze o tyle, że go po tym unikała. Powinna jeszcze komuś powiedzieć. Tak nie można, no. Ale dobra jesteś. Rzadko coś tak mocno przeżywam. ^^” Trening z nauką prawidłowego oddychania naprawdę mi się spodobał. Choć nie ma lekko. Strasznie mistrz Xu jest surowy. Pokazywanie, gdzie jest przepona przez uderzenie. Dosyć brutalne, ale pasuje do dyscypliny panującej w klasztorze. No właśnie. Przy niej wydaje mi się nieprawdopodobne, żeby żaden z mistrzów nie odkrył, że część młodzieży wymyka się w nocy i pije alkohol. Nie sprawdza tam nikt, czy wszyscy są w łóżkach, kiedy powinni? Na koniec Raimundo. No, znowu bzdury wygaduje. Że niby dla dziewczyny miałoby być trudniejsze skaleczenie palca niż pozwolenie na macanie? Nonsens.