niedziela, 6 września 2015

3. Oddychanie przeponą i problemy mistrzów Xiaolin

Mistrz Gao zastał mnie płaczącą na korytarzu z niedojedzonym jedzeniem; owsianka była dobra i smaczna jeszcze tego pierwszego dnia, dopiero po miesiącach straciła smak, ale nadal mój żołądek potrzebował czasu do przyjmowania większej ilości jedzenia. Ponieważ nie trzymał w ręku bambusowej laski znów objawił mi się jako ten miły staruszek, który nakarmił mnie pierwszego wieczora w Klasztorze, mając na uwadze, że w końcu jestem dzieckiem o nieszczęśliwym losie. Poprosił bym wstała i przestała płakać, gdyż łzy to oznaka słabości na jaką żaden smok nie może sobie pozwolić. W jego głosie po raz pierwszy usłyszałam coś, co nazywa się ojcowską troską. Usłuchałam go, jednocześnie kłaniając się potem, co w naszych krajach było wyrazem szacunku i podziękowania. Zawsze, kiedy nie wiesz co robić, ukłoń się, a wtedy wybawisz się z jakichkolwiek tarapatów. Z czasem zaczęłam kłaniać się nałogowo, aż nie zaczęłam dostrzegać wartości swojej osoby.
Mistrz Gao poprosił, bym wieczorem przyszła do niego; wyprowadził mnie za rękę na dwór by dokładnie pokazać mi drogę do jego pokoju. Dwa razy upewnił się, czy będę wiedzieć jak trafić.
– Do zobaczenia, mała Kimiko – pożegnał się z ciepłym uśmiechem. Coś w nim było takiego, że czułam jak po moich plecach przechodzi dreszcz.
Po śniadaniu czekała nas krótka przerwa, którą chłopcy spędzali leżeniem na matach brzuchami do góry i rozmawianiem. Zazwyczaj przechwalali się tym, co udało im się osiągnąć na placu, dokuczając tym samym nowo przybyłym. W pokoju w którym spałam prócz mnie był jeszcze tylko jeden nowy: Clay. Raimundo, Liwei, Xiang oraz paru innych chłopców, w tym Omi, który najrzadziej z nami przebywał i szkolił się indywidualnie u Mistrza Funga, gdyż pewne było, że jest jednym z czterech wybrańców, brali już udział w treningach i nie musieli "marnować czasu" na uczeniu się historii Xiaolin. Według mnie pierwsze lekcja była bardzo ciekawa i wręcz nie mogłam doczekać się następnej, która miała nastąpić dopiero przed obiadem. Przed nim czekał mnie trening przygotowawczy do morderczych treningów Kung Fu, na który nie zabrał mnie żaden mistrz, toteż musiałam trzymać się blisko innych chłopaków dokładnie wiedzących, dokąd iść.
– To jak ty masz w ogóle na imię? – zapytał Clay. Był to dzieciak pochodzący z Teksasu o przeogromnej budowie ciała, przez co czułam się przy nim jak mysz przy hipopotamie. Co prawda nosił xiaoliński strój w pomarańczowym kolorze dorodnej mandarynki, ale nigdy nie zdejmował z głowy kowbojskiego kapeluszu, nawet nie raz słyszałam w ciągu następnych lat jak to spierał się o niego z mistrzami, którzy mieli dość oglądania tej niczym związanej z chińską kulturą czapki.
– Kimiko – szepnęłam wystarczająco wyraźnie, by dotarło to do jego uszu. Clay pokiwał głową, nie dodając do końca naszej krótkiej podróży już żadnego słowa.
Po obiedzie czekał nas trening, przed którym wszyscy mnie straszyli. Cały czas nie mogłam oderwać oczu od europejskich chłopców oraz tych z Nowego Świata za oceanem; wszyscy byli wysocy, o karnacji jasnej i przezroczystej niemal  jak meduza, albo śniadej, oliwkowej. Nigdy przedtem nie widziałam cudzoziemców, więc ci jawili mi się niezwykle dziwaczni i może dlatego też nie mogłam oderwać od nich oczu. Wszystko w nich wydawało się nieproporcjonalne, że cieszyłam się, iż jestem Japonką, a kiedy mówili, ich głosy przypominały jęki, ale spodobał mi się błękit oczu większości z nich i sposób, w jaki poklepywali się prywatnie na powitanie. Na myśl o tym, że będą ćwiczyć z nami, Azjatami, daremnie próbowałam wyobrazić sobie tych bladych olbrzymów w walce. Nieustannie się o coś potykali, jakby ich głowy znajdowały się zbyt daleko od stóp, trudno więc było nawet oczyma duszy ujrzeć ich w pojedynku.
Na zewnątrz niebo było jasne jak szczyty grzebienia gór zasypanych śniegiem, co sprawiało, że zlewało się z nimi, a połyskujący dysk palił skórę na mym czole i policzkach. Widać posągi chińskich smoków wpływały pozytywnie na naturę w tej części świata, iż wszystko malowało się w spokojnych barwach, tworząc atmosferę miłą, napawającą serce poczuciem bezpieczeństwa oraz miłością do wyczuwalnego zapachu lasu rozciągającego się zaraz za murami. Z entuzjazmem przyjmowałam ten sielski krajobraz ukazujący mi piękno Chin, gdyż w Japonii nie miałam okazji podziwiać łona natury. To wszystko było dla mnie nowe, a jednak czułam jakąś dziwną więź z tym miejscem, iż pragnęłam jak najszybciej się zaadoptować.
Musiałam wpierw przywyknąć do monotonności, że codziennie wstawać będę teraz o piątej rano, myć się i ubierać w pospiechu, w ciągu jednego dnia będę mieć trzy treningi i trzy posiłki, a każdą przerwę wypełnioną towarzystwem świdrujących mnie ciekawskimi spojrzeniami chłopców. Przez pierwszy mój tydzień w Klasztorze nie przyszło mi zmagać się z ćwiczeniami fundującymi kolki, skurcze, czy złamane kości, choć na pierwszej przygotowawczej lekcji, na którą udałam się przed obiadem, Mistrz Xu to nam właśnie obiecał.
– Siniaki, ból rozrywający mięśnie i połamane kości. To będziecie wyciągać z zajęć każdego dnia, jeśli nie będziecie się przykładać!
Mistrz Xu był stary, głośny i bezlitosny, uwielbiający Styl Modliszki. Obiecał jednak nauczyć nas wszystkich stylów walki po trochu, a po wyznaczonym przez niego czasie my mielibyśmy zdecydować, który chcemy do końca życia opanowywać do perfekcji. Na pierwszej lekcji kazał nam wszystkim usiąść po turecku i zacząć głęboko oddychać.
– Musicie nauczyć się prawidłowo oddychać. Żadne stworzenie nieumiejące dobrze wykorzystywać swojego ciała w oddychaniu nie zajdzie daleko. Nauczcie się oddychać przeponą, poczujcie, jak powietrze przepływa przez całe wasze ciało. Powietrze to potężny żywioł, który może was uskrzydlić, jeśli mu na to pozwolicie. Powietrze to niegasnący nigdy oddech smoka.
Nie miałam zielonego pojęcia, o czym do mnie mówi, w końcu byłam małą dziewczynką, która całe swoje życie przesiedziała w domu, tak więc nie rozumiałam zarówno świata, jak i siebie samej. Patrzyłam na chłopców siedzących obok mnie i obserwowałam, co robią z nadzieją, że podpatrzę co mam dokładnie robić. Wszyscy oddychali głęboko, nie dając mi żadnych wskazówek jak to niby mam zacząć oddychać tą tajemniczą przeponą. Pomyślałam więc, że zacznę udawać, że robię to, co do mnie należy, a oddychać będę w rzeczywistości normalnie. Jakimś cudem jednak Mistrz Xu zwrócił mi uwagę.
– Nie oczekuję od żadnego mnicha, że pierwszego dnia nauczy się prawidłowo oddychać, tym bardziej więc nie czuję rozczarowania, że nie udało się to dziewczynce. Do prawdy złym pomysłem, było cię przyjąć...
– J... Ja nie wiem czym jest przepona, proszę mistrza... – załkałam.
On wtedy znienacka zniżył się do mnie i uderzył pięścią mocno w brzuch pod żebrami; dociskając pięść głębiej jęknęłam z bólu, czując, że jakiś mój wewnętrzny organ cierpi duszeniem się.
– Tutaj masz przeponę! Poczuj jak pulsuje. Napnij brzuch i zacznij nią oddychać!
Nie podchodził już do mnie więcej, zatem nie wiedziałam do końca lekcji czy wreszcie udało mi się nauczyć oddychać przeponą czy też nie. Wiem, że rozpłakałam się, gdy tylko zabrał rękę, a mój płacz przeszkadzał innym towarzyszącym mi chłopcom, którzy chociaż też byli tutaj nowi, nie podzielali ani mojego strachu, ani trudu w zaadoptowaniu się do nowego środowiska. Zabawne, bo nawet taki Teksańczyk jak Clay radził sobie lepiej ode mnie, choć był z drugiego końca świata. Czyżby kobiety naprawdę były słabszą płcią i wszystkie opinie o nas zarówno w Japonii, jak i w Chinach były prawdziwe? Za nic nie chciałam w to wierzyć i za nic nie chciałam godzić się z losem, z jakim mężczyźni chcieli mnie związać. Nie dam zrobić z siebie kury domowej, która poza byciem uległą mężczyźnie nie nadaje się do bycia nikim więcej. Wiedziałam już wtedy, że jeśli pozwolę im zrobić z siebie popychadło, będę nieszczęśliwa. Niestety potrzebowałam paru lat na wykorzystanie atutów, które podarowała mi przyroda, choć pewne znaki podpowiadające, co jest moją mocną stroną, otrzymywałam jeszcze w dzieciństwie.
Na obiad podano wyśmienite jedzenie, mianowicie maleńkie małże, tak miękkie, że niemal nie trzeba było ich gryźć, omułki w morskim sosie gotowane na parze, jedwabiste ostrygi i pożywny gulasz. Objadałam się – to znaczy: jadłam ile mogłam – ugotowanymi jajami długowieczności i gęsimi jądrami, duszonymi i podawanymi w postaci smakowitego kleiku z ryżem o smaku migdałów. Może jestem Japonką, ale żołądek z całą pewnością mam chiński, bo uwielbiałam wszelką rozmaitość dań serwowaną w porze obiadu w Klasztorze; żałowałam tylko, że na śniadanie zawsze była ta przeklęta owsianka.
Po obiedzie oraz po popołudniowym treningu udałam się do Mistrza Gao, tak jak to wcześniej mi nakazał. Ciekawa byłam celu naszego spotkania, idąc do niego doskwierała mi trema. Wymknęłam się z pokoju nie wzbudzając podejrzliwości ani zainteresowania żadnego z chłopców, po czym wybiegłam na zewnątrz; niebo przybrało już barwy kobaltowej i zawisły na nim pierwsze gwiazdy. Małe światło paliło się w pawilonach mistrzów, z których jeden odosobniony od nich najbardziej z widokiem na jeziorko miał otwarte wejście. Weszłam do środka oznajmiając o swoim przybyciu.
Mistrz Gao chciał, żebym rozebrała się do naga i stała przed nim nieruchomo, zabronił mi też cokolwiek mówić. Czułam się dziwnie stojąc tak przed nim, gdy on siedział na drewnianej kanapie i przyglądał mi się, dzierżąc w prawej dłoni bambusową laskę gotową w każdej chwili do wymierzenia mi ciosu za każde nieposłuszeństwo, jakim było na przykład zakrywanie się rękami. Dostawałam wtedy po kostkach; choć bolało mnie strasznie, nie raz nie mogłam powstrzymać rąk, które same lgnęły do mego krocza żeby zasłonić je przed spojrzeniem jego czarnych jak smoła oczu. Przełamywałam się, by sprostać zadaniu i stać nieruchomo na baczność przez kilka minut, aż nie nacieszył się wyglądem mojego małego, dziesięcioletniego ciała, wypijając do końca swoją herbatę. Miałam wrażenie, że robię źle słuchając go, ale był Mistrzem, a wszystkich Mistrzów należy słuchać. Był też mężczyzną, a każda kobieta mężczyźnie musi być bezwzględnie posłuszna. Czy to nie była jakaś ironia, gdyż właśnie tego robić nie miałam? Te fakty w połączeniu z moją własną kulturą wyniesioną z domu pomogły mi zapanowywać nad wstydem, a umiejętność ta przydała mi się nieraz jeszcze w wielu innych trudnych sytuacjach. Z czasem nauczyłam się całkowicie zapomnieć o wstydzie i delektować się dziwnym, elektryzującym zjawiskiem, który wraz z wiekiem nasilał się w moim podbrzuszu sprawiając, że bliski kontakt z mężczyzną lub odsłanianie przed nim ciała mnie podniecało.
Mistrz Gao poprosił, bym przychodziła do niego zawsze raz w tygodniu o tej samej porze, jednocześnie zabronił mi komukolwiek o tym mówić. Robiłam to co chciał, bo nie widziałam powodów, dla których miałabym się nie słuchać swego mistrza. Czasem kazał mi stać i się nie ruszać, czasem zaś siadać rozkraczona na macie, bym mogła swobodnie palcami rozsunąć wargi sromowe i pokazać mu swoją norkę. Tę czynność powtarzałam potem w łazience, którą szczęśliwie posiadałam na wyłączność; siadałam wtedy przed lustrem i badałam, jak zbudowana jestem między nogami, próbując sobie jednocześnie wyobrazić, gdzie dokładnie wchodzi wąż, a którą dziurką wychodzą dzieci.
Pewnego razu wizyta u Mistrza Gao zakończyła się moim płaczem, gdyż po tym jak nakazał mi usiąść przed nim okrakiem, zaczął dotykać mnie t a m swoją bambusową laską. Momentami zadawał mi ból, kując mnie nieudolnymi próbami wepchnięcia ją we mnie. Kontrolujący mną strach sprawiał, że się odsuwałam, zaczęłam płakać, sama nie rozumiejąc do końca czemu, a on wtedy bił mnie tą laską po głowie, ostatecznie dając jednak za wygraną. Jego pieszczoty w ogóle mi się nie podobały, więc za wszelką cenę starałam się unikać z nim kontaktu.
Pierwszy rok w Klasztorze zleciał mi całkiem szybko, choć nie było łatwo z natarczywością Mistrza Gao, ani z nadążaniem za innymi chłopcami podczas treningów. Szybko zatęskniłam za lekcjami historii opowiadanymi z pasją przez Mistrza Po, zwłaszcza za słuchaniem o mitologii chińskiej, która była podobna nieco do Japońskiej, tak samo barwna i fantastyczna, pełna smoków. Zawsze lubiłam zaglądać sobie w wolnych chwilach do biblioteki, a następnie wyciągać zwój z legendami; najczęściej czytałam o Nefrytowym Cesarzu, którego uważało się za Smoczego Króla. Miał on pod swoimi rządami armię smoków, w tym również cztery główne smoki, które jednak w jego legendzie poświęcone były czterem kierunkom świata: północy, południu, wschodowi i zachodowi. Uwielbiałam wyobrażać sobie jak to Nefrytowy Cesarz ciekawski świata po którym nigdy nie stąpał, zszedł raz na ziemię prosząc, aby stawiły się przed nim najciekawsze zwierzęta zamieszkujące planetę. Wydały mu się nie tyle interesujące, co piękne, tak więc każdemu z osobna poświęcił jakiś znak zodiaku, które dzisiaj pomagają ludziom wyznaczyć im swoją życiową drogę. Zwoje stały się moimi jedynymi przyjaciółmi, bo choć mogłam liczyć na szczerą uprzejmość ze strony Mistrza Funga, nigdy nie komu nie potrafiłam zwierzyć się ze swoich problemów, a zapisane zwoje pomagały mi chociaż od nich uciec. W tym długim, otoczonym nijakimi ogrodami kompleksie budynków znalazłam dla siebie miejsce właśnie w bibliotece, choć cały Klasztor okazał się ciekawszy, bardziej urozmaicony niż mój dawny japoński domek.
Zgodnie ze swoim wcześniejszym postanowieniem obcięłam włosy, spróbowałam wtopić się w otoczenie, ale nigdy nie udało mi się przejąć zachowań chłopaków; były zbyt obrzydliwe, bym mogła w pełni być jak oni. Pomimo tego że obcięłam włosy każdy i tak mnie rozpoznawał, a to wszystko przez oczy, bo żaden Chińczyk czy Japończyk nie miał oczu jaśniejszych od koloru herbaty. Poza tym wszyscy byli ode mnie wyżsi, nawet ci młodsi mnisi; zdziwiłam się, że Chińczycy choć podobni do nas, Japończyków, wzrostem przewyższali nas o dobre parę centymetrów i gdyby nie obecność dzieci z Zachodu, byliby jedynymi tutaj wielkoludami. Czasem starałam się chodzić przy nich na palcach, żeby nie czuć, jak bardzo odstaję od reszty pod wieloma aspektami, nie robiąc sobie nic z bólu w palcach odzywającego się każdego wieczoru. Łzy wylewałam z siebie nie raz, a to z powodu nieuprzejmości kolegów, a to z uwag ze strony mistrzów; żaden nie wierzył, że zdołam kiedykolwiek osiągnąć wyższy poziom w Kung Fu, dlatego czasem, gdy nie miałam już siły biec za resztą, któryś z nich zabierał mnie do kuchni i kazał sprzątać podłogę mówiąc, żebym tu dokończyła swój trening. Omi który szkolił się indywidualnie szybko zaczął się pysznić i denerwować tym wszystkich innych chłopaków, w tym również mnie, lecz na szczęście wkrótce został od nas odseparowany, bo ktoś tak zdolny zasługiwał na osoby pokój w innym skrzydle. Między innymi też dla tej nagrody zdobycia dla siebie czterech ścian na własną wyłączność, pompowałam z siebie sił ile się dało, tonąc w własnym pocie, bólu, oraz zmęczeniu, a każdy siniak czy zbicie kończyny witałam z uśmiechem. Nie chciałam być słaba, nie chciałam być taka za jaką wszyscy mnie uważali, choć nigdy nie zechcieli mnie poznać. Pierwszy rok był trudny, ale potrzebny bym mogła dostosować się do rytmu nowego otoczenia, a tęsknota za domem stopniowo przestawała mi doskwierać. Potrwało trochę nim przywykłam do braku ojca i siostry. Z początku obecność samych chłopców była dla mnie atrakcją, nowością, ale wnet zrozumiałam, że nieco brakuje mi nieustającego trajkotania i ciągłego robienia dramatów z mojego powodu przez ojca czy siostrę. W nowym miejscu wcale nie miałam łatwiej, ale pocieszałam się myślą, że nienawiść którą darzy mnie płeć przeciwna wynikała z przekonań i nie była tak głęboko w nich zakorzeniona, bym nie mogła z nią walczyć; w domu cokolwiek bym nie zrobiła, zawsze pozostałabym matkobójczynią. W Klasztorze czas był moim sprzymierzeńcem, bo wraz z mijaniem miesięcy i moim dojrzewaniem, chłopcy zaczęli robić się dla mnie milsi, a nawet zapragnęli mego towarzystwa.
Z czasem nauczyłam się pewności siebie, a wszystko zaczęło się pewnego wieczoru, gdy to miałam jedenaście lat; zwabiona hałasem wymykających się po kryjomu chłopców z pokoju pod osłoną nocy, poszłam za nimi, skradając się niczym mała myszka; po raz pierwszy moje małe stópki do czegoś się przydały, bo podłoga ani razu pode mną nie zaskrzepiła. Zobaczyłam, jak chłopcy z mojego pokoju scalają się w większą grupę ze starszymi chłopcami w wieku nawet siedemnastu lat. Jeszcze starszych nie można już było w Klasztorze spotkać, gdyż ci uciekali z niego nie mogąc dłużej wytrzymać celibatu, albo byli wysyłani do innych Klasztorów dokończyć szkolenie na pospolitego mnicha; tutaj po osiemnastym roku życia mieli zostawać tylko ci, w których wykryto obecność smoka. Przekonałam się na własnej skórze, jak celibat działa na dojrzewających chłopców, ba! na Mistrza Gao też działał. Idąc więc dalej za grupą nie mogących spać mnichów, doszłam z nimi do piwnicy pod zachodnim skrzydłem Klasztoru, w którym przechowywane były alkohole, wykorzystywane do oczyszczania ran lub do składania w ofierze smoczym posągom. Chłopacy spotykali się tam o zmroku by popijać niewielkie jego ilości, którymi większość dawała radę upijać się do nieprzytomności; dziwiłam się, że żaden z Mistrzów nie odkrył jeszcze ginących zapasów trunków, bo lubili spotykać się tam czasem aż cztery razy w tygodniu. Schodząc za nimi do piwnicy od razu zostałam odkryta przez Chai Siyu, szesnastolatka o oczach blisko siebie osadzonych w kolorze ciemnych podnóży gór Song. Miał ciężką rękę oraz wredny charakter, a więc był wściekły z początku tym, że odkryłam ich sekret, ale przewidując we mnie groźnego przeciwnika, który mógłby o wszystkim donieść jakiemuś mistrzowi, pozwolił mi do nich dołączyć i zostać młodszym członkiem klubu. Ceną wstępu do ich męskiego rytuału miało być pozwolenie, by chłopcy dotykali mych piersi i pocierali mnie dłońmi między udami. Obecny tam również Raimundo oznajmił mi, że inicjacja chłopców polegała na skaleczeniu palca i łączeniu krwi, uznał wszakże ten obrzęd zbyt trudny dla dziewczyny. Kiedy Chai Siyu zbliżył się do mnie po raz pierwszy, niezdarnie rozpiął mi tunikę i położył spocone dłonie na mych malutkich piersiach. Widziałam, że był podniecony, gdyż drżał na całym ciele, ale nie patrzył mi w oczy, więc nie mogłam dzielić z nim tego przeżycia.

Przez ponad połowę nocy paliliśmy ognisko i w żelaznym kociołku podgrzewaliśmy alkohole, w tym japońskie sake, a gdy alkohol zaczynał wrzeć, dorzucaliśmy pokruszony imbir. Uwielbiałam, kiedy napój bulgotał i ekscytowałam się ciepłem, jakie ogarniało mnie w chwilę po wypiciu szklanki. Czasem chłopcy śmiali się z tego, jak potrafiłam nieraz wykrzywić minę z niesmaku, ale szczęśliwie szybko zaskarbiłam sobie ich sympatię, a macanie mnie przyczyniło się właśnie do tego, że stali się dla mnie milsi.


________________________________________________________
Nooo.... I co wy na to? :)

10 komentarzy:

  1. To chore. xD
    To znaczy, Twój pomysł jest absolutnie genialny i jak najbardziej rozumiem zarówno sytuację Kimiko, jako nadal nieświadomej, na co facet może sobie pozwolić, a na co już nie, jak również postępowanie chłopców, których swędzi między nogami, no a obecność dziewczyny, nawet takiej młodej, dziecka właściwie, budzi ich naturalną ciekawość. Mówisz, że dzieciństwo Kimi wpłynie mocno na jej późniejszą osobowość? Kurde, to aż się boję, jakie będą jej relacje z Chase'm. xD Czy będzie uległa w stylu: chcesz się pogapić na norkę? Luzik, robiłam to sto razy przed mistrzuniem Gao. Czy może nabierze właśnie takiej mega pewności, że uszczypnięcie w pośladek skończy się awanturą. xD Czułam, że samotna przechadzka nocą do starego pryka skończy się czymś pedofilskim, lecz do ostatniej chwili liczyłam, iż moje obawy się nie potwierdzą. Skoro wszyscy tam zachowują się wobec Kimi tak podle i wykorzystują na każdym kroku na każdy możliwy sposób, coraz bardziej zastanawia mnie, jaki Chase będzie mieć wobec niej stosunek? Widzę dwie możliwości: albo zdyskwalifikuje ją już na dzień dobry(ciekawe, jak się poznają xD), albo zachowa się ciut bardziej po europejsku i zamiast uległej, słabej posiadaczki norki dostrzeże w niej kurde wartościowego człowieka. Mam nadzieję, że nie okaże się niewyżytym chłoptasiem, a właśnie mężczyzną, traktującym płeć piękną jak księżniczki. ^ ^
    Jeju.... Co to za afera będzie, jak Kimi dostanie okres? ;Q Jak wszyscy zobaczą, że jej tam włosy rosną. A jak Gao zechce ją rozdziewiczyć? T.T A jak któryś z chłopców pokusi się o to samo? T.T w mojej świadomości Kimiko zawsze jawiła jako taka czysta, nietknięta, którą Chase wprowadza w sypialniane podwoje. Niszczysz mi te wizję skutecznie. Brawo. Naprawdę dobrze piszesz. Wzbudzasz w czytelniku emocje, niepewność, pytania.
    Weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. PS: Klasztor Xiaolin nie taki niewinny jak się wydaje. Młodzież szaleje. Nauczyciele szaleją. Chase dorastał w takiej... placówce? XD Czasy się zmieniają pod względem zabawek, ale mechanizmy ludzkie już nie. Kto wie, co się tam za jego czasów nie wyprawiało.
    A jeśli było grzecznie i nienagannie, to Dashi przewraca się w grobie. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj ^^ Bardzo podobają mi się Twoje reakcje, domysły i obawy. Niczego nie mogę zdradzić żeby nie umniejszać zabawy :)
      Jak Wy o tego Chase'a wypytujecie... xD Ale fajnie, bo pomęczę Cię trochę. Jeżeli chodzi o włoski to Kimiko jest Japonką, późno się pojawią i w małych ilościach, już nie bedę gadać czy się rozwinie. Tak właśnie wiem że u Ciebie na blogu Kimiko jest dziewicą, choć zaliczyła psoty jako osiemnastolatka ^^ Niestety nie piszę tak dobrze jak Ty a bym chciała :)
      Weny :)

      Usuń
    2. Podobają? XD To zapodam Ci ich jeszcze parę, bo właśnie mi przyszły do głowy. No to, w jaki sposób Kimiko odkryje swoje kobiece atuty, skoro jest odizolowana od jakiegokolwiek kobiecego wzoru? Ja już jako przedszkolak lubiłam przeglądać katalogi z modą, fascynowałam się tymi wysokimi butami, eleganckimi spódnicami, kocim makijażem, pomalowanymi paznokciami, wyobrażając sobie siebie w takich strojach, kipiąca wytwornością i zmysłowością, na którą lecą faceci. XD Tu też nawiążę do Chase'a: księciunio na pewno jest wzrokowcem i dobrze by było, gdyby Kimi go uwiodła choćby długimi włosami. xD Niewyżyci koledzy-pedofile i nauczyciele-pedofile nie nauczą ją malować się, ba, pewnie nawet w tusz do rzęs nie zaopatrzą. Kimi wyrośnie na niezadbanego Kopciuszka o sylwetce prawdopodobnie pozbawionej tych fajnych zaokrągleń przez mordercze treningi. xD
      Toż to nie klasztor. To burdel. xD Nocne libacje i pocieranie 11latek. Coś wstrętnego. W 100% rozumiem koncepcję oraz powody, dla których znudzone dzieciaki pozbawione moralnych wzorców pchają się w takie rzeczy, no ale i tak to paskudne, niemniej plus dla Ciebie, że poruszasz taki problem. W takiej chwili bardzo się cieszę, że urodziłam się w cywilizacji wyrosłej na wartościach chrześcijańskich, gdzie rozwiązłość i problem alkoholowy jest mimo wszystko jako tako trzymany w ryzach. Słabiutkich, no ale jednak. Azjaci to tam się widzę nie przejmują, hulaj dusza, życie jedno. xD Nawet mistrzowie nie wydają się wpajać dzieciom zachowań związanych z dojrzewaniem i dorosłością, jakby taki aspekt nie istniał. Przecież muszą sobie zdawać sprawę, że dorastający ludzie mogą już odczuwać potrzeby, no a jedyna panna w promieniu kilkudziesięciu(? XD) km zwiastuje problemy, dodajmy do tego piwnice wypełnioną trunkami. Brakuje jeszcze dilera.
      Z każdym rozdziałem jestem coraz ciekawsza Chase'a. To silniejsze ode mnie. XD Twój blog tak na mnie działa. Długo będę czekać? XD
      Oki, rozumiem, to rasa biała jest owłosiona jak małpy xDDD Pewnie Kimi nie będzie miała potrzeby depilacji w takim miejscu. :3
      No popsociła, ale nietknięta jest, nadal gotowa oddać skarbik swemu jedynemu mężczyźnie. xD Niepokoi mnie ciut zdanie, że Kimiko podniecała obecność facetów i odsłanianie im tego i owego. Do czego ona się posunie? A może ją zgwałcą? T.T
      Piszesz bardzo dobrze. Czy Ty już kiedyś bloga prowadziłaś? Masz już wyćwiczony styl. Zobacz sobie moje początki na Xiaolin-iv-sezon. XD Poooorażka. XD
      Dziękuję, pozdrawiam! :D

      Usuń
    3. Hehehe... To jest wlaśnie to co mi się podoba, czyli że Kimiko będzie to odkrywać w zupełnie inny sposób. Nie martw się tak o Chase'a. Zobacz jak na tutejszych chłopaków w Klasztorze działa już teraz. Musisz mi zaufać. Staram się jak najlepiej zbudować klimat, pokazać że to zupełnie inny świat i osiągnąć dzięki temu to, że wszystko może Was zaskoczyć. Nie mogę Ci więc powiedzieć kiedy pojawi się Chase. Rozumiem że to zdanie Cię zaniepokoiło, ale niestety tak się wlaśnie z Kimiko dzieje. Wpływ ma na to podglądanie siostry. Podobało jej się. Teraz jest dzieckiem które nie wie, że to co robią jej koledzy i mistrz jest złe, więc jedyne co może czuć to wlaśnie podniecenie. Może z czasem sama dojdzie do tego, może nie. Z człowiekiem czesto jest tak że część rzeczy odkrywa sam, wszystko zależy od charakteru z jakim się urodził. Z czasem zobaczysz co Kimiko zrobi w tej sprawie.
      Pisałam własne książki, które siedzą w szufladzie oraz bloga. Pisałam dawno temu o własnej shiningami z anime Bleach, za czasów Onetu byłam raz oceniającą. Dobrze że tych moich ocenek już nie ma xD

      Usuń
    4. Miodzio, ale i tak wiedz, że nie mogę się doczekać wejścia jaszczurki! XD <3
      Bawiłaś się w ocenki? Podziwiam. :D

      Dopiero 23 rozdział? ;-: Uschnę.

      Usuń
    5. Bardzo szybko teraz publikowałam, cyborgiem nie jestem i choć Twoje komentarze są wspaniałe nie dam rady publikować co tydzień rozdziałów :( Chyba że będę pisać krótsze.... ale wydaje mi się, że wtedy tak mało będzie się w nich dziać :/

      Usuń
  3. Nieeee! xDD
    Jak na początku myślałam jeszcze, że mistrz Gao okaże się fajnym typkiem, tak teraz go nie cierpię. Co za pedofil... Jak można wykorzystywać w ten sposób małą dziewczynkę? Jeny, chyba jest tam jakiś zakaz, co? Mam nadzieję, ze Kimi o wszystkim komuś wypapla. xD Ja jestem ogromnie ciekawa, jak to sie potem odbije na jej psychice. Skoro już siada przed lustrem i się tam bada, to widać jak jej to w głowie siedzi. W dodatku te spotkania z chłopakami przy alkoholu... Wgl co to ma znaczyć, ze macanie jest łatwiejszym rytuałem niż ukłucie w palec?XD Czy ten Rai siebie słyszy? Pewnie to zaplanował, dureń jeden.
    Ogromnie mi jej szkoda. Nie dość, że ją wszyscy macają, to jeszcze mają za słabą. Ten mistrz od stylu Modliszki (ciekawe w jakim stylu Kimi będzie się dobrze czuć tak btw) był wredny z tą przeponą. Rany... Wszystkiego już oczekują od nowych mnichów. x.x Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co czuła, kiedy po porażkach odsyłali ją do kuchni i tam kazali "ćwiczyć". Nie chcę, żeby Kimi popadała w kompleksy, ani obcinała sobie włosów! No błagam. Chase lubi długie włosy. XD No i żeby nie wpadła w alkoholizm... x.x
    Strasznie podoba mi się z kolei to jak Kimiko postrzega wszystkich innych. Zwłaszcza, gdy przychodzi jej opisać kogoś. xD Kręci mnie też strasznie jej czytanie o Nefrytowym Cesarzu... Prawie jakby czytała o Chasie!XD Nie dośc, że cesarz, to jeszcze zielony. xD Przynajmniej w zwojach znajduje pocieszenie i może odciąć się od problemów tego zdemoralizowana świata klasztoru. XD Kurde, tego w bajkach nie pokazują!XD
    Ogólnie super mi się Ciebie czyta, mam nadzieję, że nigdy nie przestaniesz. Chcę, żebyś odprowadziła tę historię do końca. Jeśli tego nie zrobisz, będę Cię prześladować! xD
    A, właśnie. Jaja długowieczności rządzą.
    I dziękuję za szybką publikacje! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakaz jest, ale czy Kimi komukolwiek o tym powie? To w końcu mała dziewczynka, która jeszcze poznaje świat i nie wie jak co działa, co dobre a co złe.
      Hehehe... Postępowanie Raimunda też ma na celu pokazanie, że chłopacy w jego wieku lubią sobie myśleć, że są we wszystkim lepsi od dziewczyn :) Czy kryło się za tym coś jeszcze? Kto wie...
      Właśnie chcę, żeby ten blog był takim zbiorem rzeczy, których w bajce nie było, a mogłyby się stać, gdyby nie fakt, że w końcu to jednak była bajka dla dzieci. Takie uzupełnienie :)
      Dziękuję bardzo hihi ^^
      Nie martw się, mam dużą wenę na bloga!

      Usuń
  4. Gao. Niby na początku wydaje się być sympatycznym starszym mistrzem, który potrafi wykazać się troską. Z płaczem. Znowu. Nie wiem, jak to w Chinach wygląda. W Japonii chyba jest to widziane jako słabość. Raczej ignoruje się czyjś płacz (może dzieci jeszcze nie). Zwrócenie na niego uwagi, próba pocieszenia może być dodatkowym upokorzeniem. Wracając. Dosyć szybko nabrałam podejrzeń względem Gao. Konkretnie po tym:
    „— Do zobaczenia, mała Kimiko — pożegnał się z ciepłym uśmiechem. Coś w nim było takiego, że czułam jak po moich plecach przechodzi dreszcz.” — Już się zastanawiałam, co mu chodzi po głowie. Reakcja Kimiko. Jakby ją instynkt ostrzegał, że nie powinna tam iść. Problem, że mistrzom należy być posłusznym. Okropne, że się okazał zwykłym pedofilem. Tak wykorzystywać małą dziewczynkę. I jeszcze to, że ją bił, kiedy próbowała się zasłaniać. Za naturalne odruchy. Oj, dobre miała Kimi wrażenie. Już całkiem przegiął, gdy jeszcze tą swoją laską zaczął ją... No brak mi słów. Dobrze o tyle, że go po tym unikała. Powinna jeszcze komuś powiedzieć. Tak nie można, no. Ale dobra jesteś. Rzadko coś tak mocno przeżywam. ^^” Trening z nauką prawidłowego oddychania naprawdę mi się spodobał. Choć nie ma lekko. Strasznie mistrz Xu jest surowy. Pokazywanie, gdzie jest przepona przez uderzenie. Dosyć brutalne, ale pasuje do dyscypliny panującej w klasztorze. No właśnie. Przy niej wydaje mi się nieprawdopodobne, żeby żaden z mistrzów nie odkrył, że część młodzieży wymyka się w nocy i pije alkohol. Nie sprawdza tam nikt, czy wszyscy są w łóżkach, kiedy powinni? Na koniec Raimundo. No, znowu bzdury wygaduje. Że niby dla dziewczyny miałoby być trudniejsze skaleczenie palca niż pozwolenie na macanie? Nonsens.

    OdpowiedzUsuń