sobota, 27 sierpnia 2016

17. Płacz dziecka i rola kobiety

Jeżeli jesteś o słabych nerwach, skrajnie prawicową, stereotypową osobą, nie czytaj :)


Poszłam na najbliższy targ za pomocą Złotych Pazurów Tygrysa i próbowałam czymś się zająć, nie potrafiłam jednak myśleć jasno i kupiłam olejek neroli zamiast różanego, którym chciałam naperfumować pokoje w pałacu. Zbyt cierpki zapach neroli nie sprzyja uprawianiu miłości, natomiast idealnie do tego celu nadaje się łagodne różane piżmo, którego od kilku tygodni mi brakowało. Zazwyczaj jeden taki flakonik starczał mi na nakropienie ponad połowę pomieszczeń wszystkich metrów kwadratowych w domu Nefrytowego, jednak tego dnia zużyłam wszystko na sypialnie i korytarze prowadzące do niej. Zrobiłam to nieumyślnie, bo moje myśli błądziły, jak zwykle wtedy, kiedy rozsądek był mi najbardziej potrzebny.
O tym ewentualnym planie unicestwiania księcia Heylinu miałam zamiar poinformować kogo trzeba. W najbliższy weekend udałam się do niego do pałacu. Powitaliśmy się chłodno i zjedliśmy w ciszy kolację. Wiedziałam, że lepiej nie marnować dłużej czasu i wykorzystać to, co wiem. Ale gdy nadchodził moment, w którym miałam otworzyć usta, wyjątkowo zaczęły nachodzić mnie wątpliwości silniejsze niż zazwyczaj. Coś było nie tak. Patrzyłam, jak karmi się złotymi pałeczkami, podczas gdy moje wciąż leżały w mej dłoni bezczynnie. Drżałam. W końcu kolacja dobiegła końca i nie powiedziałam nic. Wcale nie poczułam się wtedy lepiej, a gorzej. Cokolwiek bym nie zrobiła, z którejś strony bym cierpiała.  Poszłam perfumować sypialnię, gdy Chase spoglądał jeszcze na świat przez swoje szklane oko opatrzności.
Biorąc kąpiel przechodziłam przez to samo. Myłam włosy, podczas gdy on krążył po sypialni i coś robił. Pewnie badał ten dziwny, nowy zapach, niezdolny rozbudzić jego zwierzęcych zmysłów, którym sypialnia była przesiąknięta. Bałam się zwrócić głowę w jego stronę. Wciąż myślałam o tym, jak to zrobić, jak mu o tym powiedzieć i nie ucierpieć na duszy przez to, że znów zdradzę przyjaciół. Czasem mówi się, że kiedy już raz się kogoś zdradzi, to dalsze zdrady już tak nie bolą, ale mnie każde donoszenie bolało przy następnych razach coraz mocniej. Odważyłam się, żeby zawołać Nefrytowego do siebie, ale kiedy do mnie podszedł i stanął za mną, nagle nabrałam ochoty, żeby schować się pod wodą. Co się ze mną dzieje? – myślałam bez przerwy. By Chase się nie niecierpliwił, palnęłam pierwszą lepszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy.
– Mógłbyś umyć mi plecy?
Podwinął sobie rękawy i bez słowa zrobił to, o co go poprosiłam. To zabawne, ale podczas kąpieli jego ruchy były wolne i delikatne, w przeciwieństwie do tych w łóżku. Jednocześnie smarował mnie i opłukiwał tak starannie, że rozklejało mi się serce. Kiedy chciał, potrafił być opiekuńczy i ciepły. Kiedy chciał… Wykazałam się tchórzostwem po raz kolejny, a w nocy bywało mi tak duszno, iż odsuwałam się co chwilę od przytulającego się do mnie przez sen Nefrytowego. Dopiero w południe następnego dnia powiedziałam sobie: dość!
Poszłam do niego, choć przy każdym kroku miałam wrażenie, że podłoga próbuje spalić mi stopy. Czułam strach i ekscytację jednocześnie, ale kiedy zjawiłam się przed drzwiami do sali tronowej, w której Chase miał audiencję, a ja zmuszona byłam poczekać, pozostała we mnie panika. Uzmysłowiłam sobie, że kiedy mu o wszystkim powiem, podsumuje fakty mojego zmieszanego zachowania przez ostatnie godziny i prędzej zdenerwuje się na mnie, że mówię mu o tym dopiero teraz, niż: dziękuję. Wiedziałam niestety, że ucieczka nic mi nie da, a jedynie pogorszy sprawę. Skoro doszłam tak daleko, to mogę zdobyć się na jeszcze odrobinę odwagi i znieść to, co mnie czeka. Lub przynajmniej postarać się dowieść, że nie jestem takim tchórzem.
Kiedy drzwi otworzyły się przede mną i Chase zaprosił mnie sympatycznie do środka, poczułam, że blednę na twarzy z szybkością trawionego przez ogień papieru. Nim zdążyłam namyśleć się na fatalną ucieczkę, wydusiłam z siebie z piskiem:
– Oni opracowali plan, jak cię zgładzić, gdybyś ich zaatakował!
Po czym wszystko, co wiedziałam wypłynęło ze mnie, jakbym otworzyła w sobie zawór i uwolniła ogrom wody. Odczułam ulgę, choć nie tego się spodziewałam, w końcu pogrzebałam przyjaciół. Obserwowałam oblicze Nefrytowego i w pewnej sekundzie stwierdziłam, że jestem bezpieczna. Aż nagle uderzył mnie w twarz. Upadłam na podłogę, tracąc równowagę od jego siły, z którą się starłam. Natychmiast złapałam się za szczękę, sądząc, że straciłam jakieś zęby. Na szczęście pociekła mi tylko krew. Moje wcześniejsze podejrzenia były słuszne; Chase powiązał fakty i uznał, że musiałam wiedzieć od tym od jakiegoś czasu. Złapał mnie za ramię i podźwignął do góry, po czym zaczął potrząsać.
– Jak długo o tym wiesz?! – krzyczał, a ja nie umiałam pozbierać się na tyle, by coś mu odpowiedzieć. Kuliłam się ze strachu przed następnym uderzeniem.
– Od tygodnia… Chciałam od razu ci powiedzieć, przysięgam. Wczoraj stchórzyłam, ale jestem po twojej stronie! – płakałam. Wtedy postawił mnie normalnie i ochłonął nieco. Zapytał mnie, czemu stchórzyłam, a ja zamilkłam, nie będąc pewna, czy dalsza szczerość się popłaci. W końcu uległam za jego namową i bąknęłam: – Martwię się o moich przyjaciół… Nie chciałabym… Czy… Czy na pewno ich nie zabijesz, gdy na ciebie ruszą…?
Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam, że znów się wścieka.
– Co ciebie oni w ogóle tak obchodzą? Ta banda nieudaczników, którzy umrą zanim ty zdążysz przestać chełpić się nieśmiertelnością, którą chce ci dać? Nie mówiłaś mi o tym, bo martwiłaś się o nich… Stawiasz ich ponad mnie?!
Popatrzyłam na siebie. Klęczałam. Ja naprawdę klęczałam. Upadłam przed mężczyzną, który miałby mi ślubować miłości. Tak się bałam, że chwytałam się wszystkiego, by przetrwać tę czarną godzinę.
– Nigdy. Kocham cię!
Złapał mnie za podbródek i groźnie wysyczał mi moje przeznaczenie.
– Jesteś moja, należysz do Heylin! A to oznacza, że kiedy będę niszczył twój pierdolony Klasztor i ktoś na mnie ruszy, to ty staniesz w mojej obronie i zabijesz każdego, kogo wskażę palcem! Choćby był twoim zasranym kolegą!

***
Ponownie straciłam mowę na jakiś czas i stałam się duchem. Do końca weekendu Chase unikał mnie a ja jego. Wróciłam do Klasztoru i cieszyłam się, że przez choć trochę będę daleko od niego, gdy on będzie na nowo odnajdywać uczucia, jakimi mnie darzył, nawet jeśli czułam się, jakbym była na obcym terenie. Starałam się nie opuszczać treningów, ale depresja dopadała mnie zbyt często i za bardzo rzucała się w oczy. Clay dopytywał, co mi jest. Keiko zjawiała się niczym mój stróż i odradzała wszystkim robienie mi przesłuchania. Dobrze wiedziała, że kiedy mam kryzys w związku, lepiej, bym zostawała sama. Po trochu samotność goiła moje rany, ale chociaż była lekarstwem i ochroną przed gniewem jaszczura, pragnęłam wrócić do niego i znaleźć się w jego objęciach. Chciałam, żeby wiedział, że moje serce należy do niego i chciałam poczuć się znów przez niego kochaną. Kiedy jednak mijałam się z Tomoko nachodziły mnie większe obawy, że dni mego szczęścia z nim już nie powrócą. Skończyły się bezpowrotnie, jak kończy się dzieciństwo każdego z nas. Trzeba cieszyć się tym, co się ma i dziękować za to Niebiosom, bowiem nigdy nie wiadomo, gdy sięgnie nas zguba.
Tomoko… Moja siostra… Nabierała podejrzeń i coraz chłodniej ze mną obcowała. Kiedy ja odliczałam dni do następnego piątku, podczas którego miałabym wrócić do pałacu, ona potajemnie zaczęła mnie śledzić. W końcu nakryła mnie na modlitwie w kaplicy w ogrodzie z netsuke w dłoniach.
– Widziałam już kiedyś to netsuke… – powiedziała, a ja podskoczyłam do góry, na jej przybycie. – Za szklaną futryną, było niedostępne dla nikogo. On mówił, że… – nie dokończyła, za co przeklinam ją do końca mych dni, gdyż skryła tajemnicę, która pewnie uchroniłaby mnie od wielu życiowych błędów.
Patrzyłam na Tomoko, nie wiedząc co powiedzieć. Spróbowałam skłamać, że coś jej się pomyliło, ale ona pokręciła głową i odparła, że doskonale zna wygląd tego netsuke, bowiem przez wiele dnie obserwowała je zza szyby i marzyła o nim. Spostrzegłam, że zaciskają jej się pięści. Wiedziałam, że kobieta to pamiętliwy gatunek, ale nie, że aż tak nienawistny. Tomoko w sekundzie rzuciła się na mnie i zaczęła dusić. Netsuke upadło w trawę, daleko poza moim zasięgiem. Gdyby nie Opium, które osłabiło moją siostrę, nie wiem, czy bym wygrała to starcie. Gniew dodał jej niewyobrażalnej siły i zawziętości. Kopnęłam ją tak, że upadła i straciła na chwilę przytomność. Uciekłam z miejsca zdarzenia, zabierając "jabłko niezgody" a wieczorem poinformowałam o wszystkim Keiko.
– Ten człowiek bawi się waszymi uczuciami – powiedziała, ale ponieważ nie raz już dałam jej nauczkę, skończyło się tylko na tym zdaniu i nie pouczała mnie więcej na temat Chase’a. Wiedziałam, jaki jest, ale ja wciąż miałam w głowie nasze szczęśliwe dni i wierzyłam w jego miłość. Chciałam w nią wierzyć. Była tym, co trzymało mnie przy życiu. Na pocieszenie wręczyła mi świerszcza zamkniętego w mosiężnej skrzyneczce z maleńkimi otworami do oddychania. Powiedziała, że dotrzyma mi towarzystwa, kiedy ona nie może. Gdy wyszła, otwarłam pudełko i wypuściłam stworzenie. Świerszcz niezdarnie skakał po pokoju, wreszcie przycupnął w kącie i siedział w kurzu z miną równie żałosną jak moja.
Jak zwykle w najtrudniejszych chwilach mego życia, otuchy szukałam tylko we śnie, więc zwinęłam się na najniższym łóżku i odwrócona plecami do ściany zapadłam w sen. Nie miałam pojęcia, jak długo spałam, kiedy Keiko mnie obudziła – przyniosła miseczkę jajecznych klusek i trochę surowej białej ryby, gdyż zaspałam na śniadanie.

***

Czas do piątku mijał mi tak samo, pochmurnie, dopóki nie stało się to, co nieuchronnie musiało się wydarzyć i nadeszła burza; pewnego ranka pierwsze chwile po obudzeniu spędziłam, wymiotując do miski, którą Keiko podsunęła mi w ostatniej chwili ze współczującą miną.
– Ja pierdolę, jesteś w ciąży – szepnęła.
Sama na to wpadłam, jeszcze nim się odezwała. Chyba zorientowałam się już kilka dni wcześniej, tylko nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli. Jeślibym teraz wydała dziecko na świat, utraciłabym na dobre tytuł Smoka i została wyrzucona, a wiedziałam, że do dnia egzaminu zdąży urosnąć mi brzuch. Umieszczono by mnie w jakiejś nędznej norze, bym tam ukrywała się do końca mych dni. Nie miałam pojęcia, czy Chase uznałby potomka, czy może już nigdy by nie wspomniał mego imienia. Mistrzowie zatrzymaliby mój posag, żeby sobie wynagrodzić lata, podczas których karmili mnie i zapewniali dach nad głową. Byłabym skończona; bez wartości, nienadająca się do wykształcenia, ani do małżeństwa, gdyby ta gorsza wizja ziściłaby się i Nefrytowy by mnie wyrzucił. W Chinach zostałabym po prostu jeszcze jedną konkubiną z dzieckiem, w Japonii spadłabym niżej od ulicznej prostytutki.
Powiązałam to z nocami, gdy bez przerwy kochaliśmy się po misjonarsku, wtedy nasienie musiało mieć najlepsze dojście do mojej komórki jajowej. Nadal jednak dziwiło mnie to, gdyż zawsze starałam się chronić przed zajściem w ciążę, przed każdym stosunkiem umieszczałam w waginie małą gąbkę, coś jak tampon. Po seksie starannie się myłam, wsuwając do środka gumowego węża, którym doprowadzałam środek dezynfekujący z namoczonych we wrzątku liści robinii akacjowej. Według Keiko wszystkie kobiety, które znała, stosowały tę właśnie metodę, jeśli nie chciały następnej ciąży. Tyle że środek ten skutkował jedynie wtedy, gdy taka była wola bogów. Ja wszakże na własnej skórze przekonałam się, że bogowie rzadko bywają dla mnie łaskawi. Ich celem jest wznoszenie przeszkód, a moim zawsze było ich pokonywanie, więc teraz też zabrałam się do dzieła.
Wysłałam Keiko na najbliższy chiński targ, przekazując Pazury, po napój, który by wypędził nasienie z mego łona. Wróciła z zieloną, przypominającą żółć miksturą, zaskakująco słodką, zupełnie jakby zaprawiono ją rabarbarem. Według zielarza, jeśli miała zadziałać, to w ciągu sześciu godzin, w przeciwnym wypadku należało zastosować coś silniejszego.
Po wskazanym czasie nie było pożądanego rezultatu, tylko strasznie rozbolał mnie brzuch. Wtedy Keiko wypróbowała własny środek. Słyszała kiedyś historię o dwóch konkubinach, które robiły zakupy w mieście; obie zaszły w ciążę w tym samym czasie. Ta bardziej podstępna, zdeterminowana zdobyć lepszą pozycję dla swego potomka, zagotowała w wodzie opaskę z miedzi, a do ochłodzonego wywaru dodała dwie krople jadu węża. Osłodziła napój herbatą z miodem i podała rywalce. Miedź miała spędzić płód, jad zatrzymać serce. Tak zostałby osiągnięty podwójny cel.
– Czy poskutkowało? – zapytałam.
– Tak – odrzekła. – Jak mówią, środek to niezawodny.
Zielarz zgodził się z Keiko co do skuteczności podobnej mieszanki, ostrzegł jednak, by dodaćtylko jedną kroplę jadu.
– Dwie z pewnością zabiją także matkę – powiedział. Za jad zażądał bardzo wysokiej zapłaty, oddałam całe złoto, jakie trzymałam w Klasztorze. A wiedziałam, że w najbliższy weekend nie przybędę do pałacu, by przez przypadek nie powiadomić Chase’a, że będzie miał ze mną dziecko.
Keiko gotowała napar, dopóki płynu nie pozostało zaledwie na cal. Gdy ostygł, ostrożnie wpuściła kroplę jadu, uważając, by nie uronić ani odrobiny cennego specyfiku. Zanim wzięłam łyk, zawahałam się, bo pomyślałam o nasieniu. To było j e g o nasienie. Jeśli to wypiję, zabije jego dziecko, które może zrobił mi, bo chciał. Pomyślałam, że to możliwe, w końcu kiedyś też uważał i nie dochodził we mnie za często. Potem się to jednak zmieniło i uznałam, że albo zapomniał, albo przywykł do naszego szczęścia. Pomyślałam tak samo, że nie mógł mi zaplanować tego dziecka, bowiem zależało mu na moim egzaminie, a ciąża była przeszkodą. Musiałam ją usunąć. Nie chciałam stracić szansy na wykształcenie, na tytuł i skończyć jako zwykła matka bez perspektyw na przyszłość oprócz wychowywania potomstwa. Chciałam być kimś. Być niezależną. Poza tym przeczuwałam, że noszenie w sobie małej jaszczurki jest sporym wyzwaniem, przyprawiającym o problemy. Co jeśli nasienie Chase’a okazałoby się zabójcze i ciąży nie dałoby się donieść przez jakieś zdrowotne problemy? Wolałam nie ryzykować. Nie mówiąc już o tym, że drzemał we mnie gniew. Po naszych ostatnich kłótniach nie potrafiłam wyobrazić sobie naszej wspólnej przyszłości...
Przełknęłam kleiste serum i popiłam filiżanką soku słodkiego granatu, by zabić gorzki smak. Przez dwa dni wymiotowałam obrzydłą białawą mazią, ale kiełkujące nasienie ani myślało opuszczać mego łona. Mijały dni, Chase wysłał kruka, który sprawdził co ze mną, bo nie dawałam znaku życia. Z Keiko doszłyśmy do wniosku, że zielarstwo tu nie pomoże, tu potrzebna jest niezawodna medycyna. Tylko aborcja mogła mnie uratować, ale żadna z nas nie mogła umówić mnie na zabieg. Nie miałyśmy żadnych dokumentów, a przy najmniejszej próbie sprowadzenie lekarza, wszystko by się wydało. Potrzebny był bardziej podstępny plan i ten, niestety, wymagał asysty Tomoko. Tomoko miała kontakty z lekarzami i ona jedyna mogła ich sprowadzać.  Musiałam powiedzieć jej o mojej ciąży i przekonać ją, by pomogła mi należycie przeprowadzić aborcję. Na nikim innym nie mogłam polegać, żadna służąca w pałacu by mnie pomogła, a od razu pobiegłaby do swego pana. Na szczęście Chase nie zorientował się poprzez kruka, co wyczyniam z jego prezentami, a opłacałam nimi wszystko. Przypuszczałam, że nawet gdyby po czasie zorientowałby się, że ubyło mi trochę złotej biżuterii, olałby to, gdyż były to moje własności, prezenty od niego, z którymi mogłam robić, co chciałam. Źle się czułam na myśl, że oddam komuś innemu to, co on podarował mi w miłosnym uczuciu, które wtedy tuliło jego przepite Lao Man Long serce. Z drugiej strony w takim samym miłosnym uczuciu podarował mi dziecko i je również odrzucałam.
Zwierzając się Tomoko, wiele ryzykowałam. Nienawidziła mnie i wielce cieszyłaby się, gdyby wygnano mnie z Klasztoru, więc musiałam znaleźć sposób na zapewnienie sobie zarówno jej pomocy, jak i milczenia. Założywszy, że znam charakter Tomoko lepiej niż ona sama, postawiłam wszystko na jedną kartę, ale nie miałam wyboru, a poza tym ekscytowało mnie podjęte ryzyko. Pewnego dnia poszłam do niej starannie ubrana w czarne kimono, opasana granatową szarfą. W Japonii czarny strój ma świadczyć o wysokim morale noszącej go osoby. Twarz przypudrowałam na blado, a w celu ukrycia prowokacyjnego różu warg, zabarwiłam je sokiem szparagów. Chciałam sprawić wrażenie pokory i głębokiego żalu. Tomoko zdumiała się, widząc mnie w skromnych szatach, a jeszcze bardziej zaintrygowałam ją oświadczeniem, że przychodzę do niej z prośbą o pomoc. Z początku moje nowiny wprawiły ją w wielką radość; wreszcie mogła pozbyć się mnie na dobre. Ale gdy jej powiedziałam, że będzie to dziecko Chase’a, jęknęła cicho i zbladła. Zapadła długa chwila milczenia; Tomoko zastanawiała się, jak ta nowa sytuacja wpłynie na jej życie. Myśl, że znienawidzona, głupia siostra mogłaby urodzić jej niedoszłemu mężowi potomka, okazała się ponad jej siły. Chciała wiedzieć, skąd mam pewność co do ojcostwa Chase’a. Słyszała plotki o mnie w Klasztorze, o tym, jak kiedyś rozbierałam się przed chłopakami i miała mnie za xiaolińską dziwkę. Oświadczyłam jej, że Chase był od zawsze jedynym mężczyzną z jakim sypiałam, bo zakochany we mnie trzymał mnie wyłącznie dla siebie. By bardziej ją nastraszyć, powiedziałam, że dziecko niewątpliwe przyjdzie na świat ze złotymi oczami o pionowej źrenicy i o skórze bladszej niż to normalnie była u Chińczyków. Tomoko zadrżała i rozejrzała się za swoim Opium. Osunęła się na krzesło. Wiedziałam, że mi uwierzyła. Przez dłuższą chwilę walczyła ze sobą, zastanawiała się, czy mi pomóc, czy donieść na mnie Chase’owi. Ale ostatecznie górę nad wątpliwościami wzięła zapewne odraza na myśl, że to ja urodzę mu dziecko, a nie ona. Tak więc ten jeden, jedyny raz, Tomoko na krótko została moją sojuszniczką.
Razem uknułyśmy plan, który miałyśmy zrealizować w następnym tygodniu. Zostało zdecydowane. Tomoko porozmawiała ze swoim zaufanym medykiem o pewnej ulubionej służącej, którą chciałaby przy sobie zatrzymać. Poskarżyła się, jak to owa głupia dziewczyna zaszła w ciążę z mężczyzną niemogącym się z nią ożenić i chce pozbyć się płodu. Mając dziecko, nie mogłaby pracować i z pewnością umarłaby z głodu, a przed podobnym losem Tomoko pragnęła ją uchronić. Oczywiście nie oczekiwała, by tak sławny człowiek jak doktor Mura sam przeprowadził zabieg, ale gdyby kogoś polecił, byłaby mu dozgonnie wdzięczna. Wyjaśniła, że obawia się gniewu Mistrzów, gdyby się o wszystkim dowiedzieli, i mogliby kazać wychłostać dziewczynę na śmierć, sprawę więc koniecznie należało zachować w sekrecie.
Doktor Mura wprawdzie uznał karę chłosty za odpowiednią dla kogoś, kto będąc pod opieką tak znamienitej pani, zachowuje się niczym bezpański kot z ulic Tokio, rozumiał wszakże, że Tomoko kieruje się dobrocią, a on popierał kobiecą łagodność. Polecił medyka, młodego człowieka z przedmieścia, który właśnie zdobył lekarskie kwalifikacje, i zapewnił Tomoko, że może polegać na jego dyskrecji. Keiko na kilka godzin przed zabiegiem powiesiła nad drzwiami zeschłego konika morskiego jako amulet przeciw nieszczęściu. Odświeżyła powietrze, paląc pomarańczowe kadzidło, i napoiła mnie mocną czarną herbatą. Lekarz, który się pojawił, nie chciał podać mi swego imienia, zauważyłam także, iż ani nie był młody, ani nie wyglądał na kogoś pochodzącego z peryferii.
Gdy pochylił się nade mną, poczułam zapach potu, równie niemiły jak smród jego oddechu. Wydzielał kwaskowatą woń, jakby nigdy się nie mył, co było dziwne, bo był Japończykiem, a Japończycy egzystujący nawet w najuboższych warunkach przestrzegają higieny. Mimo że Keiko przyniosła mu miskę parującej wody i czyste lniane ręczniki, lekarz przed rozpoczęciem zabiegu nie umył rąk, co uznałam za zły znak. Źle wróżyło także dopominanie się o sake; wyjął z ust taniego, miejscowego papierosa – palił jednego po drugim – i pociągnął kilka dużych haustów alkoholu. Bym zapomniała o bólu, Keiko mówiła do mnie przez cały czas trwania brutalnego zabiegu, przypominała mi moje ulubione wiersze i epizody z dzieciństwa. Wgryzałam się zębami w poduszki, żeby krzykiem nie zdradzić się przed mnichami mieszkającymi obok. A gdy już myślałam, że ani minuty dłużej nie zniosę tego grzebania w mym łonie, bezimienny lekarz skończył, pospiesznie opłukał ręce w chłodnej teraz wodzie i nie odezwawszy się do mnie słowem, wyszedł z pokoju.
Nastąpiły dni gorączki i krwotoków pozlepianych skrzepami, a potem wywiązała się infekcja i przez tydzień leżałam nieprzytomna. Pamiętam, że przez ten czas dwa razy odzyskałam świadomość. Keiko wytłumaczyła mnie u Mistrzów grypą. Wyznała mi, że zmartwiony moją długą nieobecnością Chase przybył do mnie pewnej nocy i czuwał aż do rana, czekając jednocześnie na Keiko, by wypytać o to, co mi dolega. Dodała, że nie jest pewna, czy uwierzył w jej kłamstwo, ale tak czy siak zmusił ją do solidnego opiekowania się mną, kiedy on nie może, a w dniu, w którym miałabym się obudzić, tak samo zmusił do tego, aby namówiła mnie, bym zechciała wrócić z nim do pałacu. Chase miał bowiem zamiar od razu przybyć do mnie, kiedy tylko się obudzę. Po raz pierwszy, kiedy niebo było szare, za następnym przybrało barwę bladego złota wieczoru, a wrony już odlatywały. Medyk-partacz zajrzał raz, by sprawdzić, jak się miewam. Oznajmił, że za dziesięć dni stan mój ulegnie całkowitej poprawie, ale z powodu infekcji pozostanę bezpłodna.
Bezpłodna!
Nigdy już nie zajdę w ciążę, co uznał za praktyczną premię swego rzeźnickiego dzieła. Tomoko nie mogła powstrzymać się od syku zadowolenia, gdy usłyszała tak miłe jej sercu wieści. Co do mnie, pomyślałam, że nie dane mi będzie zostać matką, karmić niemowlęcia, doświadczyć przyjaźni córki ani synowskiego wsparcia. Przed tym wydarzeniem nigdy nie marzyłam o macierzyństwie, ale świadomość, że stało się ono dla mnie nieosiągalne, wstrząsnęła mną do głębi. Poczułam widmo swego kresu. Co jeśli Chase kiedyś wyzna mi otwarcie, że pragnie mieć ze mną dziecko, którego nigdy nie zdołam mu dać? Urósł we mnie taki strach, że za jego sprawą zemdlałam tak, jak mdleje człowiek przy największym bólu. Dostałam największą w swoim życiu nauczkę za próbę ucieczki od prawdziwej roli każdej kobiety.
Z trudem opłaciłam lekarza. Głównie zapłaciłam mu za milczenie moimi złotymi naszyjnikami z białymi perłami oraz spinkami z jadeitami, koralem i kamieniami księżycowymi, i gdyby nie to, wygnałabym go z kwitkiem. Keiko była przepełniona współczuciem i przynosiła mi zupki oraz rozmaite wzmacniające dania. Powiedziała mi, że z każdą następną raną na otaczającym serce pancerzu twardnieje nowa warstwa i wzmacnia nasze siły obronne. Ja jednak za bardzo bałam się, że nigdy o tym nie zapomnę. Chase, jak zapowiedział, tak przybył po mnie niecałe dwa dni po tym, jak odzyskałam przytomność. Rozpłakałam się na jego widok. Na szczęście odebrał to za reakcje na wspomnienie naszej ostatniej kłótni. Wygnawszy Keiko uklęknął przy macie, na której leżałam i ucałował mnie w czoło. W myślach błagałam o to, by mnie nie przepraszał. Nie po tym, co zrobiłam… Ale on zaczął przepraszać.
– Nigdy nie powinienem był cię uderzyć. To było niehonorowe wobec ciebie, haniebne wobec mnie i niegodne księcia. Powiedz słowo, a utnę sobie rękę.
Wybiłam od raz mu ten głupi pomysł z głowy i wybaczyłam. Obiecał, że przy nim wrócę szybko do zdrowia. Pozwoliłam się zabrać do pałacu, a powrót do jego łóżka z leczniczym materacem pomógł mi zasnąć, co było mi potrzebne, gdyż wciąż dręczyły mnie wyrzuty sumienia. We śnie świadomość kroczyła własną drogą i męczył mnie powracający motyw, do tego stopnia niepokojący, że w końcu bałam się zasypiać. W tym śnie stałam w pewnej odległości przed wyraźnie pokrytym patyną starości i jakby ociekającym wodą lustrem. Choć wokół znajdowali się inni ludzie, tylko ja odbijałam się w srebrzystym szkle, a gdy patrzyłam na siebie, nie miałam żadnych wątpliwości: ze szklanej tafli spoglądała na mnie nieznajoma, obca kobieta, przejmująca mnie lękiem. Była sama, opuszczona. Nikt jej nie chciał, bo wybrzydzającą hieną. Bez ustanku nawiedzał mnie płacz małego dziecka.

1 komentarz:

  1. Pojechałaś. xD

    Wiesz, boli mnie tylko to, że Kimiko nie powiedziała o tym maleństwu Chase'owi. Na brodę Dashiego, jest honorowym księciem, uznałby dzieciaka, sam przyznał Kimiko tytuł smoka... T.T Serio, Kimiko poszła na skróty. Jeśli miała tym pomóc sobie stać się silną i niezależną, nie wyszło.
    I chociaż kocham Twojego Chase'a, w ostatnim rozdziale zachowywał się jak psychopata. Oboje mnie wkurzyli. Nie widzę przyszłości w ich związku. Bajka się skończyła. On jest zaborczym tyranem, ona do wkurzenia potulną niewolnicą (a przecież oficjalnie nie jest nią) i do tego zataiła przed nim ciążę i sana bez jego wiedzy się jej pozbyła. Happy endu nie przewiduję. xD

    OdpowiedzUsuń