środa, 24 sierpnia 2016

16. Modlitwa i kłopoty z Japonii

Tej nocy nie spałam z Chase’em, mimo pozostania w sypialni. Sam uciekł, zostawiając mnie samą i spędził noc oddzielnie w jakiejś komnacie. Miałam problemy z zaśnięciem. Za bardzo się martwiłam, do tego było mi dziwnie niekomfortowo w jego łóżku bez niego. Rano dowiedziałam się, że wściekłość jaszczura odbiła się na mojej rodzinnej ziemi - wywołał trzęsienie ziemi na wyspie Kiusu, przez co życie straciło około tysiąca osób. Oglądałam wiadomości na moim telefonie z przerażeniem. Tyle niewinnych ludzi ucierpiało z mojego powodu. Po raz kolejny przekonałam się, że przynoszę pecha. Wychodząc rano z sypialni minęłam się z nim na korytarzu. Nie odezwał się do mnie słowem, ani ja do niego. Myślałam, że to wszystko jakoś zniosę, ale skończyło się na tym, że pobiegłam z płaczem do łazienki na niższym piętrze. Miałam ochotę wydłubać sobie oczy czymś ostrym, wierząc, że są przeklęte, ale zabrakło mi odwagi. A szkoda, bo ostatnie wydarzenia, jakich musiałam być świadkiem przyniosły mi tylko więcej cierpień. Z pałacu nie uciekłam mimo chwilowej ochoty. Nie chciałam tchórzyć, wiedząc, że nic mi to nie da, bo problem sam by się nie rozwiązał. Dwa dni chodziłam za Nefrytowym, szukałam go, zaczepiałam go, gdy tylko miał wolne chwile i wtedy padałam przed nim na kolanach, prosząc, żeby mi wybaczył. W końcu przyjął moje wyjaśnienia oraz przeprosiny. Teoretycznie zrobiło się lepiej. Teoretycznie, bo nie powiedział, że mi wybacza.
Po niedługim czasie Chase szybko opanował cały Zachód, co obwieszczał mi radośnie cały pałac. Koty, choć stały się dla mnie mniej milsze, nałogowo rozumiały o tym, jak bardzo powiększyły się wpływy i włości ich pana. Nie potrzebna była przemoc, by podporządkować sobie kontynenty – wystarczyło trochę pokombinować, parę intryg, interesów i sfinansować dobrze kampanie wyborcze, by w każdym kraju do władzy doszły partie jego poglądów. Narodziła się nowa ideologia, kult jednostki i ludzie widząc go również u sąsiadów wierzyli, że cały świat jest zjednoczony, choć w rzeczywistości po prostu padł ofiarą manipulacji i propagandy, czego efektem było całkowite oddanie się rządom jednego, nieśmiertelnego człowieka. Chase rządził zdalnie ze swojego pałacu; miał drużynę premierów, którzy wprowadzali ustawy takie, jakie on sobie zażyczył. Kiedy zorientowałam się, że zostałam kochanką tak potężnego władcy, doznałam obowiązku, aby jednak Chase’a powstrzymać przed opanowaniem reszty świata. W jego działaniach dostrzegałam brak umiaru, jakim niegdyś się charakteryzował. Z własnego doświadczenia wiedziałam, że taka droga może zgubić więc martwiąc się o niego, nocami próbowałam uspokoić wojnę powstałą w jego głowie i namówić do tego, aby chociaż na chwilę sobie ze wszystkim odpuścił.
Wściekł się na mnie. Powiedział, że miał nadzieję, że okażę się tą kobietą, która niekoniecznie pokocha, ale będzie szanować jego pragnienia dążenia do władzy absolutnej. Nie chciał, żebym odwodziła go od jego planów. Zaczęliśmy się potem częściej kłócić, choć wystraszona niczego już nie komentowałam. Stał się bardziej wrażliwy na wszelkie moje kontakty z mężczyznami, jakby był ciągle w gorącej wodzie kąpany, na to jak się ubieram:
- Wyglądasz seksownie – powiedział, kiedy przybyłam do pałacu. Miałam na sobie czarne legginsy i długa bluzkę na ramiączka. Podziękowałam za komplement i poszłam do sypialni, by wypakować kosmetyki, niczego nieświadoma. Kiedy to robiłam, Chase zjawił się za mną i machnięciem ręki sprawił, że materiał legginsów rozpuścił się, jakby go ktoś oblał kwasem. Ze strachu wypuściłam flakonik z piżmem i rozbiłam go. Nie śmiałam bardziej drgnąć, bojąc się, że poczuję zaraz prawdziwy kwas na swojej skórze. Zapach piżma, które rozlałało sie po podłodze wcale nie ostudziło nerwów księcia. – Jeśli jeszcze raz się tak ubierzesz w Klasztorze, wyrzucę cię stąd jak szmatę.
Czepiał się również tego, jak się wysławiałam.
- Nie mów do mnie  językiem swoich kolegów – warknął przez zęby, gdy przy następnych odwiedzinach zapomniałam się i przywitałam go, mówiąc: „yo!”.
Krzyczał na mnie bez powodu i czasem bałam się, że w końcu nie wytrzyma i podniesie na mnie rękę. Każda kłótnia bolała mnie tak bardzo, że kochając się z nim płakałam i błagałam o wybaczenie za to, że tamten jeden raz mu się postawiłam i próbowałam go zmienić.
– Kochanie, wybacz mi, błagam – szeptałam.
Próbowałam ułagodzić go, pomniejszyć swoją winę zachęcaniem do brutalności w naszych miłosnych igraszkach. Starałam się jak tylko mogłam… Wypruwałam z siebie żyły, byle tylko naprawić swój błąd, ale Chase był niezłomny. Kiedy wracałam do jego łóżka, marudził i brał mnie bez słowa, przykrywając mi dłonią usta, bym nie mogła mówić i jeszcze bardziej go rozgniewać. Często brał mnie od tyłu, twierdził, że nie chce patrzeć na moją twarz, gdyż nieszczęściem dla niego należy do xiaolińskiego mnicha. Noc w noc na mych plecach i udach zostawiał ślady ukąszeń. Sine szramy na pośladkach świadczyły o sile, z jaką uderzał, nacierając na mnie tak gwałtowanie, że dwa razy dziennie musiałam się kąpać w gorącej wodzie z mlekiem. Kiedy w końcu odzyskał humor i znów stał się taki jak dawniej, poczułam się jak ukarane dziecko, którego ojciec wreszcie udobruchał. Myślę, że niż samego Chase’a ucieszyło mnie, gdy przestał się złościć. Nie przestałam go jednak zachęcać do brutalnego seksu, szeptać mu sprośne pragnienia. Byłam gotowa wykupić sobie moim ciałem u niego zgodę. Tak bardzo przeszkadzał mi jego gniew. Tak bardzo przejmowałam się tym, co o mnie myśli. Tak bardzo byłam mu podległa, że nie mogłam spać, ani funkcjonować spokojnie za dnia, gdyż przejmowałam się tym, że jest na mnie zły. Wyzywałam się od idiotek, bojąc się, że na dobre pogrzebałam nasze piękne relacje. Złożyłam przysięgę sobie samej, iż już nigdy, przenigdy, nie zrobię niczego, co mogłoby go rozczarować. Niczego wbrew jego woli.


***


Często chodziłam struta i cicha. Prawie nie wydawałam z siebie dźwięków, co jedną ze służących zaniepokoiło tak mocno, iż zapytała się mnie, czy abym nie stała się duchem. W rzeczywistości ograniczyłam swą mowę ze strachu, że znów palnę coś głupiego i nieprzemyślanego. Siedząc bez większego celu na łóżku, spoglądałam na swoje siniaki. Choć zadawały mi ból, badałam je i lekko dotykałam te, które miałam na szyi. Chase mnie dusił, gdy się we mnie spuszczał. Za każdym razem ciężko mi było się podnieść, ale wiedziałam, że muszę, bo tego ode mnie wymagano. Najtrudniejsze okazało się dla mnie maskowanie przy Keiko.
Sądząc, że w ten sposób oderwę się myślami od ostatnich wydarzeń pełnych trudności i krzyków, umówiłam się z Keiko na wspólne zakupy, wykorzystując tę jedyną w roku okazję, kiedy pozwalano nam wybrać się do Szanghaju. Mistrzowie niechętnie spojrzeli na mnie, kiedy zgłosiłam się z przyjaciółką na ten wypad – tak jakby podejrzewali mnie o kolejną próbę zniknięcia bez śladu. Ja jednak nie miałam zamiaru tego robić, nie teraz, ale na szczęście nie musiałam ich przekonywać co do niewinności moich zamiarów. Zakupy w zatłoczonym mieście szły mi nieźle, choć wspomnienia targały mną, przywołując obawy, że znów natknę się na widok molestowania jakiegoś dziecka przez funkcjonariuszy. Okazało się jednak, że dałam porwać się pętli wydawania pieniędzy, która dopada człowieka w sytuacji, kiedy portfel jest zbyt pełny i jest się w towarzystwie osoby, która równie uwielbia kupować sobie zbyt wiele ciuchów. Od Chase’a posiadałam tyle złota, że mogłam je w sumie rozdawać biednym i tak czasem robiłam, znajdując jakieś bezdomne dziecko na ulicach. Nefrytowy mówił mi, że to, co jest jego, jest też moje, a w zamian ja, mam być jego. Ciekawa byłam, czy nadal należy do mnie jego serce po tym, co się wydarzyło.
Odkąd byłam z nim niczego mi nie brakowało, a jednak miło było poczuć się z powrotem osobą niezależną, która może zrobić co chce, czyli na przykład nakupić rzeczy zupełnie zbędnych. Do godziny czwartej po południu byłam wraz z Keiko cała obalona torbami z ubraniami czy z butami, których pewnie nigdy nie będę nawet miała okazji założyć. Chociaż było mi ciężko, ani trochę nie narzekałam. Jak wspomniałam, za bardzo cieszyłam się tą wolnością i chodzeniem po mieście bez poczucia smyczy na szyi i kagańca. Mogłam mówić co chciałam i ile chciałam, nie stresując się moją tendencją do palenia głupstw. Keiko była zawsze idealną, wyrozumiałą słuchaczką.
Kiedy zwróciłyśmy się w stronę przystanka autobusowego, mój humor został sprzątnięty przez powagę, która natychmiast wstąpiła we mnie, gdy na miejskim ekranie wielkości basenu, który z ściany wieżowca emitował wiadomości, pojawił się temat związany z Xiaolin. Okazało się, że nasz obecny cesarz Chin, którego mimo wszystko nazywałam swoim, choć nie byłam prawdziwą Chinką, przestał lubić Klasztor i obrał plan zlikwidowania go, na wzór cesarza japońskiego. Moda na Japonię powróciła do Chin, jak to było w poprzednim półwieczu, aż do spuszczenia bomb atomowych na Nagasaki i Hiroshimę. Władca mojego prawdziwego kraju musiał wywrzeć na cesarzu Chin niezłe wrażenie, skoro zdecydował się zniszczyć podglebie swojej kultury. Razem z Keiko przez moment przestraszyłyśmy się i zapytały się nawzajem, co teraz z nami będzie. Uznałyśmy później, że za szybko panikujemy i może to niepotrzebny alarm. Mistrzowie są z wiadomościami ze świata i kraju na bieżąco, więc na pewno w razie czego coś wykombinują. Ja pomyślałam dodatkowo, że powinnam być spokojna niczym ocean w bezwietrzną noc, bowiem miałam zagwarantowane życie z Chase’em po zagładzie Xiaolin, która i tak miała nadejść. Lecz po chwili przypomniało mi się, jak często ostatnio się z nim kłócę i straciłam poczucie bezpieczeństwa. Musiałam to odzyskać, a jedyną drogą była naprawa moich relacji z nim. Jedyny sposób, jaki przyszedł mi do głowy, to dalsze donoszenie.
Wybrałam Heylin i jeszcze tego samego dnia, przyszłam mu się wyspowiadać. Nieświadomie zostałam szpiegiem, choć o zamiarze chińskiego cesarza Chase i tak by się dowiedział. Chciałam jednak, żeby czuł, że nic mnie nie powstrzymuje, by od razu o wszystkim go informować, choć z pozytywką wszystko popsułam. Zdziwiło mnie to, ale ani trochę się nie wahałam. Zupełnie jak gdyby poczucie strachu przed bezdomnością po upadku Klasztoru dodawało mi odwagi i oziębłości na losy Xiaolin. Gdy skończyłam, podziękował mi i kazał sobie iść, a ja na minutę pozwoliłam sobie powzdychać na temat jego włosów i przystojnego wyglądu oraz miękkiej skóry. Za każdym razem, kiedy przejeżdżałam mu dłońmi na przykład po szyi, nabierałam ochoty go schrupać. Zastanawiałam się, czy i on myśli o mnie w ten sposób, pomimo naszego kryzysu. Miałam nadzieję, że tak.


***


Wróciwszy do Xiaolin dowiedziałam się tego, czego miałam się dowiedzieć. Po egzaminie na Smoka Mistrzowie mieliby rozpocząć wielką misję, jaką miałoby być odzyskanie świetności w oczach cesarza Japonii. Moja drużyna pod przywództwem Mistrza Funga otrzyma wszystko, co potrzebne, by na okres miesiąca, lub więcej, zamieszkać w kraju kwitnącej wiśni i przez ten cały czas ciężko pracować (głównie politycznie), by wybudowane zostały tam xiaolińskie klasztory. Oczywiście szkoły, które nauczały Kung Fu już tam istniały, jednak podejrzewano, że brakuje im tej świetności, jaką posiada nasz w Chinach. Rolą mojej drużyny miało być podniesienie standardów nauczania japońskich szkół. Misja brzmiała dla mnie naprawdę świetnie, ale przypuszczałam, że do tego czasu mój książę dokona swej zemsty i do Japonii pojadę co najwyżej do ojca. Raimundo ucieszył się misją równie mocno, co ja. W zasadzie każdy się cieszył i gratulowano mi, że będę mogła zobaczyć znów swój dom za morzem. Fakt, nie wszyscy mieli takie szczęście, tyle że ja za swoim domem w ogóle nie tęskniłam. Wolałam Chiny.
Razem we czwórkę przysiedliśmy w ogrodzie, w którym lubiano urządzać skromne imprezy. Byliśmy sami i rozmawialiśmy w spokoju o tym, co nas czeka. Przeżywaliśmy to, jak czas szybko leci - jeszcze nie tak dawno byliśmy dzieciakami, zagubionymi dzieciakami, które próbowały różnych dróg, by odnaleźć się w Klasztorze. Teraz stanowiliśmy drużynę wybrańców, którzy mieli stać się smokami i prześcignąć tych, którzy nas nauczali przez te wszystkie lata. Wiedziałam, że Mistrz Fung był dumny z tego, jak wyrośliśmy. Raimundo cały czas wypytywał mnie o to, jak się czuję, czy się cieszę misją, do której nie mógł przestać nawiązywać. Na osobności złapał mnie za dłonie i poprosił, bym nie robiła nic głupiego przez ten czas. Irytował mnie, ale on zawsze był namolny. Przeszło mi, kiedy Clay postanowił, byśmy wszyscy wznieśli za siebie cześć, wystawiając po jednej dłoni przed siebie i składając je jedna na drugą. Nie Znałam tą sztuczkę z seriali, ale był to pierwszy raz, kiedy mogłam się przekonać, jak dużo wsparcia duchowego po darowuje ludziom. To była chwila naszej sztamy. Poczułam się jakoś bliżej z moimi przyjaciółmi, o ile wciąż mogłam ich tak nazywać. Na bogów, uświadomiłam sobie, jakąż byłam suką.
W pewnym momencie przeszkodziła nas obecność przypadkowego przechodnia, który kręcił się między krzewami. Nie mogliśmy wyłapać kto to przez ciemności, aż stanął w świetle i skręciłam się, widząc twarz mojej siostry. Tomoko wydawała się wyciszona, do tego wyglądała gorzej niż poprzedniego wieczora. Zaczerwienione oczy otaczały ciemne smugi, cera przybrała zielonkawy odcień, a głos stracił moc, łamał się i drżał. Płakała i mówiła do siebie jakieś niezrozumiałe rzeczy. Ale nawet w tym stanie można było dojrzeć w tej kruchej, pobladłej istocie, z jakiego powodu niegdyś zasługiwała na miano Promieniejącego Oblicza. Pomyślałam, że nawet najwspanialsze fotografie nie oddawały jej urody z czasów, nim zakochała się w Opium. Chwiała się jak stary maszt. Raimundo natychmiast poderwał się z siedzenia i podszedł do niej, nim przewróciła się o głaz stojący na jej drodze, jakie najwyraźniej nie widziała.
– Moja spinka… zgubiłam moją spinkę… – powtarzała bez przerwy jak szalona. Zrobiło mi się jej żal.
– Jak wyglądała dokładnie ta spinka? – spytałam. Uwierzyłam w cichy głosik w moim wnętrzu, który podpowiedział mi, że będąc dla niej dobrą oczyszczę trochę swoją duszę.
– Tak złota z czarnymi perłami. Zgubiłam ją. Muszę ją znaleźć…
– A gdzie widziałaś ją po raz ostatni? – odezwał się Raimundo.
– Nie… Nie pamiętam…
Popatrzyliśmy po sobie i wszyscy wspólnie uznaliśmy, że nie można jej tak zostawić. Nie teraz, kiedy była klasztornym inwalidą potrzebującym opieki. Stwierdziliśmy, że udamy się z Tomoko w pierwszej kolejności do jej pokoju i tam poszukamy zguby, ale gdy tylko zrobiliśmy krok, Tomoko zaczęła się wierzgać niczym dziki koń i drzeć jak mandżurska czapla.
– Moja spinka, moja spinka…!
– Spokojnie, zaraz ją znajdziemy… – Próbowałam ją uspokoić, ale moja siostra stała się na nas głucha. Jej opętańcze zachowanie powiększyło się. Wyrwała się nam i upadła na kolana. Jacyś mnisi wyjrzeli zza drzwi swoich domków.
– Moja biżuteria, ubrania, prezenty! Wszystko się rozpłynęło, rozpadło jakby było z piasku… Rozpłynęło się jak jego miłość…!
Chodziło o Chase’a. Jak nic chodziło o niego. Tak się przestraszyłam, że po kryjomu się wymknęłam. Chłopacy nie wiedzieli, dlaczego Tomoko się tak zachowuje, ale po mojej minie od razu domyśliliby się, że coś wiem. Najgorsze było chyba jednak to, że z było z nią tylko co raz gorzej. Jej psychicznie napady wracały szybciej niż deszcze na północy Chin. Mistrz Fung tak się zaniepokoił jej stanem, że wezwał medyka, ale powiedział, to, co wiedzieliśmy wszyscy od początku – Tomoko musi rzucić Opium, albo narkotyk ją zabije. Niestety w Klasztorze nic nie mogło dziać się z przymusu, takie były prawa, dlatego Tomoko wolno było palić dalej. Niektórzy przypuszczali, że spokojna rozmowa z nią może coś poskutkować, ale nikt tak naprawdę nie miał takiej mocy, żeby coś jej przemówić. Tym bardziej, że cierpiała na porzucenie. I to porzucenie nie przez byle kogo. Niektórzy z Mistrzów wkrótce zaczęli domyślać się, że Tomoko musiała mieć jakaś styczność z Chase’m, szczególnie Mistrz Guan. Zapytał mnie o to nawet po tym, jak ja ze swoją drużyną, Guanem i Mistrzem Fungiem rozmawialiśmy właśnie o Chasie. Poruszaliśmy kwestie związane z nim oraz nasz ewentualny plan zaatakowania go. Tomoko akurat przechodziła obok, zatrzymała się i spojrzała na nas przerażona, a potem się rozpłakała i zaczęła gadać o porzuceniu i samotności. Następnego dnia rano usłyszałam jak powtarzała sobie przy śniadaniu pewną formułę zasad, jak jakąś modlitwę.
– O księcia należy zawsze drżeć… Trzeba płakać, jeśli coś mu grozi…
Po śniadaniu wyszłam do ogrodu ochłonąć. Mojej siostrze okropnie odbijało. Próbowałam zwalić jej chorobę na Opium, ale prawda była taka, że Opium jej pomagało. Podtrzymywało na życiu i nie pozwalało się zabić, inaczej już dawno skróciłaby swe męczarni spowodowane smutną samotnością. Coraz mocniej było mi jej szkoda. A może to strach, że i mnie spotka kiedyś to samo tak na mnie działał, że stałam się dla niej milsza z dnia na dzień? Ciekawa byłam, czy gdyby Tomoko dowiedziała się o tym, że Chase rzucił ją dla mnie, to czy by mnie zabiła.


Wiem, że rozdział był krótki, ale przynajmniej dałam go szybciej :) Ostatnio jestem coś mało aktywna. Zarówno na moim blogu, jak i na Waszych. Myślałam, że będę mieć w wakacje więcej czasu na prowadzenie bloga i w sumie to mam, ale weny czasem mi brak. Coś jednak na szczęście wyskrobałam :) W następnym rozdziale będą duże emocje! Proszę się baaaaaaaaardzo do niego dobrze psychicznie przygotować. 
Serio.
Do napisania! :)

25.08.2016
Postanowiłam, że po tym blogu napiszę kolejną chamiko opowieść. Jest to temat, którym zbyt wygodnie mi się operuje i ćwiczy swój warsztat. Mam nadzieję, że się cieszycie :)

5 komentarzy:

  1. Ja mam nadzieję, że Kimi nie skończy jak Tomoko, bo chociaż jej nie lubię to kurcze... współczuje dziewczynie. xD Masakra co ten Chase musiał zrobić z jej głową. I to samo robi z Kimi na stówę. To jak go prosiła o wybaczenie przy seksie, a on zamykał jej usta dłonią, by nic nie mówiła.... T_T Ciary mnie przechodziły, ciary.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miej nadzieję, choć bywa matką... xD O, współczujesz jej? A tak nienawidziłaś. Ciesze się z tej przemiany ^^...
    Rozumiem, że rozdział wywołał emocje. Miód na moje serce :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak Tomoko ma teraz naprawdę ciężko. Uzależniła się od Opium, choruje na miłość. Strasznie podoba mi się jak ją opisujesz. Kurcze jestem gotowa ją przeżywać, chociaż to suka... Oby jednak nie dowiedziała się nigdy, że Kimi wygrała Chase'a, bo coś czuje, że nie skończy się to źle.
      Jednak i tak nic przebije moich emocji, jakie czułam w tym rozdziale do Kimiko. Jeny... Kiedy pomyślę o tych ich nocach...... Zachęcanie do brutalności, proszenie o wybaczenie, duszenie, zamykanie ust, niechęć Chase'a na spoglądanie na jej twarz, bo należy do xialińskiego smoka............. Tak proste słowa, a tak się trzęsłam!!!! To jeden z Twoich lepszych rozdziałów.
      Serio, co się dzieje z Chase'em? Ja rozumiem, że jest zazdrosny i zaborczzy, ale on jest w wuj agresywny. Jasne, pewnie wytłumaczysz mi to laośką, NOALE wciąąż. To ona kocha Kimik, czy nie? Bo ktoś kochający chyba ummie wybaczyć... :x Przecież Guan nic dla niej nie znaczy, nno heloł! xD W dodatku Kimiko zachowuje się, jakby za każdym razem gotowa była mu wszystko wybaczyć. Ucieszyła się, gdy mu przeszło i na nowo zaczęła świergolić, że by go schrupała. Kumam, to pewnie przez jej miłośc, ale czy Chase też ma takie myśli? Nie sądzę. :( Ja nie mogę. Ja chce powrót do magicznego rozdziału 10, w którym wszystko idealnie się układało... kiedy jeszcze nie wiedziałam, że Chase jest psychicznie agresywny. XD
      No i ta cała sprawa z Xiaolinem. Kimi, raczej nie masz wyboru. Heylin wybrałaś już dawno i odwrotu nie ma. Lepiej mów o wszystkim Chase'owi zanim będzie za późno. Lepiej z tym nie czekaj i pokaż, że trzymasz jego stronę, to unikniesz niepotrzebnych krzyków. xD A koleś ma tendencje do wydzierania się na ciebie. Także tego: uważaj.
      I trzymam kciuki, że jakoś przejdziecie te problemy i jakoś wam się (cudownie) ułoży... xd
      Co do następnego rozdziału. Ja Cię tylko ostrzegę. Wiesz, co myślałam o najnowszym rozdziale sama-wiesz-kogo. Nie chcesz mi podpaść. Uwierz mi, że nie chcesz. Dlatego uważaj, co kombinujesz. Moje serce ma limity. Psychika też.
      A tak poza tym to weny!
      Pozdrawiam <3

      Usuń
    2. Dziękuję :) Bardzo się cieszę, że rozdział zdobył Twe uznanie. Przeżywaj ją, śmiało xD. Zgadza się, gdyby dowiedziała się, że to przez Kimiko utraciła "narzeczonego" może być źle.
      Ależ Chase jej wybaczył :) Pogniewał się i wybaczył, Kimiko o tym powiedziała. Niestety jest jaki jest, może coś się za tym kryje, a może jest psychiczny...? xD Nie zapominaj właśnie o tych ich szczęśliwych chamiko momentach :) I tylko mi go nie znienawidź! xP Kimiko mu wybacza, gdyż ona jest w nim ślepo zakochana i... coś się jeszcze też za tym kryje. Myślę, że dasz radę domyślić się co :)
      Właśnie tak, trzymaj za nich kciuki! xD
      Hmmm racja... To ja może nie dam tego rozdziału... Albo dam go, a Ty go nie przeczytasz, co? Podaruje Ci... xD

      Co ja gadam. No przykro mi, będziesz musiała go przeczytać, nieważne, co w nim jest. Taki blog! :D

      Pozdrawiam! :)

      Usuń